Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

72.

Gdy tylko drzwi Pysznego Żarełka zamknęły się za nimi, Louis uświadomił sobie kilka rzeczy. Po pierwsze: nie wziął ze sobą płaszcza, a pogoda oczywiście nie mogłaby być teraz bardziej złośliwa. Po drugie: Harry wygląda irytująco dobrze i nawet jeśli Tomlinson był na niego wściekły, miał też ochotę przytulić się do niego, tak jak nigdy nie miał okazji tego zrobić. Po trzecie: chłopak naprawdę stęsknił się za widokiem jego zielonych oczu i tych cholernych dołeczków.

- Mów - rzuca szorstko i krzyżuje ręce na klatce piersiowej.

- Możesz na mnie spojrzeć? - Pyta Harry głosem tak smutnym, że Louis od razu ma ochotę zrobić wszytko, byle tylko to naprawić. Cóż począć? Zakochanie nie mija z dnia na dzień.

- Lepiej się pośpiesz. Zostało ci mniej niż pięćdziesiąt sekund. - Mówi unosząc nieco swoje spojrzenie i uparcie wlepiając je w czarny guzik na płaszczu Stylesa.

Harry wzdycha tylko, po czym ściąga z siebie odzienie. Szybkim ruchem zarzuca go na ramiona młodszego i na zdziwione spojrzenie, wzrusza ramionami. Przez chwilę stoją w ciszy, podczas której oboje mierzą się spojrzeniami. Do momentu, kiedy Harry kaszle lekko, jakby wypowiedzenie słów, które ma na końcu języka, kosztowało go dużo wysiłku.

- Tęsknię za tobą. - Stwierdza i nagle nabiera lekkich rumieńców, jakby to co powiedział było czymś wstydliwym.

- Więc masz jeszcze trzydzieści sekund, żeby się mną nacieszyć. - Louis naprawdę nie mógł się powstrzymać. Wie, że zachowuje się dziecinnie, ale ból i urażenie w oczach starszego sprawiają mu dziwną satysfakcję. Chociaż to i tak nie równa się do tego, co on przeżył.

- Proszę. - Mówi cicho brunet, zamykając swoje oczy i Tomlinson nie daje już rady. Wypuszcza z płuc powietrze, a cała odwaga i pewność siebie opuszczają go w jednej chwili. - Czy możemy porozmawiać tam? - Pyta wskazując na małą księgarnię po drugiej stronie drogi. Louis rozumie, że pewnie kierują nim zimno i strach przed Perrie. - Chcę tylko, żebyś mnie wysłuchał. Jeśli po tym co powiem wciąż nie będziesz chciał mnie znać, to okay. Znaczy, nie dla mnie, ale... Po prostu się zgódz.

A Louis patrzy w jego zielone oczy i widzi wszytkie kłamstwa, którymi go mamił. Widzi każdą jedną łzę, której był przyczyną. Zagląda w te przeklęte oczy i widzi w nich odbicie bezradnie smutnego chłopca. Chłopca, który się zakochał.

Tak więc kiwa głową i już po chwili kierują się w wybrane przez starszego miejsce.

W czasie drogi milczą. Harry za wszelką cenę próbuje ułożyć sobie w głowie słowa, które mógłby powiedzieć, a Louis stara się nie myśleć. Wie, że dziś w nocy rozłoży całe to spotkanie na fragmenty i będzie je rozpamiętywał sekunda po sekundzie.

Dziwnym jest, że mimo, iż to Styles przybył tu płaszczyć się przed nim, Louis wcale nie czuje się jak pan sytuacji. Wręcz przeciwnie, ma wrażenie jakby był tylko zagubionym dzieckiem, któremu ktoś z góry narzuca swoje zdanie, a jemu pozostaje jedynie dopasować się do niego.

I nawet jeśli próbuje udawać twardego, wie, że ich los spoczywa w rękach Harry'ego.

Tomlinson zawsze lubił zabawiać się kosztem cudzych uczuć. Po prostu podobało mu się kiedy inni zabiegali o niego, troszczyli się... Teraz znalazł się po drugiej stronie i choć doskonale wie jak to się skończy, mknie do swojego pożeracza serc niczym ćma do ognia.

Okazuje się, że jedynymi siedzącymi miejscami w księgarni jest kącik czytelniczy dla małych dzieci. Siadają więc skuleni na małych zielonych krzesełkach i przesuwają na bok kilka kolorowanek, by zrobić trochę miejsca na stoliku między nimi.

- Poznaliśmy się kiedy mieliśmy po piętnaście lat. - Zaczyna w końcu Styles, przerywając tą okropną ciszę.

- Naprawdę myślisz, że chcę słuchać waszej historii miłosnej? - Pyta rozdrażniony nastolatek.

- Myślę, że w ten sposób szybko zrozumiesz, że nie było tam żadnej miłości. - Przerwa mu starszy, po czym wraca do swojej historii. - Ja i Meradith żyliśmy ze sobą raczej w przyjaznych stosunkach. Była tylko siostrą mojego najlepszego kumpla.

Louis obserwuje jak mężczyzna zatapia się w wspomnieniach, a jego oczy skupiają się na czerwonej kredce trzymanej w dłoni.

- Była jego bliźniaczką i w zasadzie wyglądali jak dwie krople wody, ale różnili się diametralnie. Gordon, bo tak się nazywał, zawsze był pełen energii, wszędzie było go pełno... Lądowaliśmy na dywaniku u dyrektora co tydzień. - Mężczyzna zaśmiał się ze spojrzeniem wciąż skupionym na kredce. - Był jedyną osobą w tej cholernej szkole, która nie traktowała mnie gorzej tylko ze względu na to skąd podchodziłem. Mówił: "jesteś biedny, ale co z tego? Popatrz na tych wszystkich kretynów, oni są ubodzy umysłowo. Jak sądzisz, co jest gorsze?". Wiesz, bardzo imponował mi tymi swoimi tekstami. Zawsze chciał zmieniać świat i chociaż nauczyciele brali go za rozrabiakę, chyba nigdy nie poznałem kogoś z tak czystym sercem. Poważnie, Louis, było niemożliwym zadaniem nie zakochać się w nim.

Tomlinson spina się słysząc te słowa. Patrzy na Harry'ego, ale on wciąż nie odrywa swoich zielonych ślepi od głupiej kredki. Ta historia miała mu wszytko wyjaśnić, a póki co, jedynie to utrudniła.

- Meradith za to wydawała mi się totalną sztywniaczką. Byli swoimi przeciwieństwami i widać było, że dziewczyna naprawdę nie jest fanką jego pomysłów. Wywracała tymi swoimi lodowatymi oczami jeszcze zanim zdarzył się odezwać. Ale z jakiegoś powodu ciągle się za nami włuczyła... Wiesz, teraz myślę sobie, że może była o niego zazdrosna. Zawsze tak ciężko pracowała na swoją dobrą opinię i nienaganne oceny, a on dostawał to wszystko od tak. Po prostu wyślizgiwał się z wszytkich problemów, jakby nic nie mogło sobie z nim poradzić.

W księgarni przez chwile panuje cisza, nie licząc dźwięku, który wydają paznokcie sprzedawczyni stykając się z klawiaturą.

- Ale niektóre rzeczy przerastały nawet jego, wiesz? Zawsze myślałem, że jest niezniszczalny. Patrzyłem na niego jak na super bohatera, niedościgniony ideał, nie zwracałem uwagi na jego wady. A uwierz mi, miał ich całą masę. Na przykład to, że nigdy nie potrafił się wycofywać w odpowiednim momencie. Uwielbiał bawić się w obrońcę uciśnionych i tak było też pewnego wieczoru. Skończyliśmy szkołę, mieliśmy po osiemnaście lat. Myślałem, że świat stoi u naszych stóp, ale oczywiście myliłem się.

Louis czuł, że zbliża się coś strasznego. Widział to w sposobie w jaki palce Stylesa zaciśnięte były na kredce i po lekkiej zmienie w jego głosie. Brzmiał teraz jakoś młodziej. Jakby był zagubionym, smutnym nastolatkiem. Zupełnie jak Tomlinson.

- Pewnego razu wybrał się beze mnie na drinka. Byliśmy wtedy ostro skłóceni, poszło o Veronicę, dziewczynę, z którą zaczął się spotykać. Ja oczywiście byłem o nią strasznie zazdrosny, a on nie mógł tego zrozumieć. Nie widział tego, co było dla mnie tak bardzo jasne... - Mężczyzna garbi się lekko, przez co Tommo ma ochotę go przytulić. Mimo tego wszystkiego co mu zrobił, wygląda teraz tak okropnie bezbronnie, a Louis naprawdę nie ma większej słabości, niż Styles. - Następnego dnia zadzwoniła do mnie Meradith, cała rozstrzęsiona. To był ostatni raz, kiedy słyszałem ją tak płaczącą. Szlochała tak bardzo, że nie mogłem zrozumieć o czym mówi. Wystraszyłem się i pojechałem do ich domu. Później dowiedziałem się wszystkiego. - Głos bruneta trzęsie się lekko, co kolejny raz łamie serce nastolatka. - Usłyszałem o bójce w barze i o tym, że ten kretyn postanowił bawić się w bohatera. Wbiegł między walczących i chciał ich rozdzielić. W końcu trójka pijanych facetów kontra jeden schlany szczeniak stojący w obronie nie wiadomo kogo, to świetna okazja, żeby udowodnić sobie, że może zmienić świat! - Dodał z rozgoryczeniem i przez moment wydawał się autentycznie wściekły.

- Co się z nim stało?

- Nie przeżył. Trafił do szpitala z połamanymi kośćmi, ranami otwartymi i uszkodzoną czaszką. Umarł zanim zdążyli zawieść go na salę. - Harry mówił dalej, jakby skupiony na tym, żeby skończyć jak najszybciej, nawet mimo zbierających się w jego oczach łez. - Pogrzeb odbył się kilka dni później. Przyszło pełno dzieciaków z naszej szkoły. Gardził większością z nich i wiem, że gdyby mógł ich zobaczyć, pewnie mocno by się wkurzył... Po pogrzebie poszedłem z Meradith do jego sypialni. Chciałem ostatni raz posiedzieć tam i poczuć się dobrze. Tak naprawdę od kiedy się z nim przyjaźniłem, właśnie ten głupi pokój zacząłem nazywać domem. Po prostu czułem się tam najszczęśliwszy na świecie i w ciągu tych czterech lat naszej przyjaźni zdążyłem spędzić tam całkiem sporo czasu. - Przerywa swoją opowieść i Louisowi wydaje się, że wszytko co wydarzy się teraz, będzie jedynie rezultatem wcześniejszymi wydarzeń. - Wiesz, nigdy nie powiedziałem mu, jak bardzo byłem w nim zakochany. On nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, że jestem gejem. Kiedy ostatni raz rozmawialiśmy, sprzeczaliśmy się o dziewczynę... I tego dnia czułem się jak najgorszy przyjaciel na ziemi. Jeszcze widziałem tych wszystkich ludzi podchodzących do Veronic i składających jej kondolencje. Oni chodzili ze sobą dwa tygodnie! Nie znała go, to ja słyszałem każdą jego historię, wiedziałam jakie ma przyzwyczajenia, wiedziałem jakie ma obsesje i co planuje robić w życiu. Znałem jego marzenia, obawy i to ja byłem jego prawdziwym przyjacielem. Kochałem go całym sercem, a ona wydawała się pławić w ich litości. Płakała nad trumną, ale przecież to nie ona straciła najważniejszą dla niej osobę. Dwa tygodnie chodzenia ze sobą! To przecież jest pół miesiąca. Wszytko co mogli do siebie czuć w tamtym momencie to co najwyżej pożądanie.

Louis już naprawdę zaczął wątpić, czy Harry pamięta do czego miał zmierzać. Czy historia o jego miłości do Gordona miała jakiś sens? Chciał mu pokazać, że jednak potrafi kochać i to tylko wina Tomlinsona, że jest tak, a nie inaczej?

- Okazało się, że Meradith przyniosła ze sobą butelkę wina. Było to bardzo drogie i stare wino, które jego ojciec trzymał na wyjątkową okazję. Gordon zawsze chciał je zwinąć, ale nawet on bał się to zrobić. - Zaśmiał się teraz cicho, wspominając swojego zmarłego przyjaciela. - Zamknęliśmy się wtedy w jego pokoju i wznieślimy za niego ostatnie toasty. Upiliśmy się jedną butelką wina, byliśmy wtedy jeszcze takimi dzieciakami... Następnego dnia obudziłem się z bolącą głową i nagą Meradith zwiniętą po drugiej stronie łóżka. Wszytko pamiętałem i wiem, że to była jedna z najgłupszych nocy mojego życia... Ale mimo wszystko nie żałuję. Gdyby nie to, nigdy nie byłoby z nami Gordona.

- Chwila. Mówisz, że..?

- Meradith uparła się, żeby go tak nazwać. On sam zresztą niecierpi tego imienia. A ja po prostu nie potrafię inaczej na niego mówić, nie kiedy jest tak podobny do niego...

- Raczej do swojej matki. - Zauważa chłopak i czuję się źle już kiedy otwiera usta, żeby to powiedzieć. Ale Harry nie wygląda jakby się gniewał.

- Masz rację. - Odpowiada tylko. - Rodzice Meradith uparli się, żebyśmy wzięli ślub. Nie chcieli, żeby ich córka urodziła dziecko nie mając męża. Wtedy znienawidzili mnie jeszcze bardziej. Próbowałem, naprawdę próbowałem być z nią i małym. Ale z każdym dniem on wydawał mi się coraz bardziej podobny do niego, a ona... Och, po prostu przypominali mi wciąż o tym, że to moja wina, jego śmierć, to nie wydarzyłoby się, gdybym nie zrobił mu afery o Veronic.

- To nie prawda! - Zaprzeczał Louis, patrząc w zielone oczy mężczyzny. - Wiesz, że nie możesz się obwiniać.

- Nie, nie wiem. Ponieważ nie znałeś go, Louis. Nie wiesz jak by wyglądało ten wieczór, gdybyśmy byli tam razem. Zawsze udawało mi się odciągnąć go od prawdziwych kłopotów i wiem, że tym razem też bym tak zrobił. Ale ja byłem głupim, upartym i zakochanym idiotą... - Robi teraz przerwę i pochyla się w stronę szatyna, teraz patrząc mu głęboko w oczy. - Wiem do czego prowadzi miłość, Lou. To nigdy nie kończy się dobrze, ponieważ nie ma szczęśliwego zakończenia. Nie tak naprawdę. - I Tomlinson rozumie co mężczyzna ma przez to na myśli. - Kochałem raz i wiem, że nigdy nie będę w stanie zakochać się ponownie.

Harry kaszle lekko, po czym kończy swoją wypowiedź:

- Od piętnastu lat ja i Meradith żyjemy w oddzielnych światach. Nawet nie mieszkamy w tych samych miastach i wszystkim co nas jeszcze łączy jest Gordon, który teraz mieszka ze mną. Nie chciałem Cię okłamywać, nie miałem też zamiaru sprawić, że będziesz czuć się wykorzystany. Ja po prostu nigdy nie kochałem Meradith, a nasze małżeństwo nigdy nie było prawdziwym związkiem. Po prostu nie spodziewałem się, że rzeczy między nami zajdą tak daleko, a "mam syna i żonę" naprawdę nie brzmi jak dobry początek znajomości.

Student słucha tego wszystkiego wtulony w ciepły płaszcz Harry'ego i czuje jak wszytkie słowa nagle wylatują z jego głowy. Nie ma najmniejszych pojęcia co też mógłby posiedzieć. Dlatego nie mówi nic i zwyczajnie całuje idealne usta tego nie idealnego, pokaleczonego wewnątrz mężczyzny, który nigdy nie będzie w stanie go pokochać.

- Czy możemy po prostu udawać, że nie jestem, aż takim dupkiem i zwyczajnie zobaczyć, gdzie nas to zaprowadzi? - Pyta Styles, gdy ich usta odrywają się od siebie.

-Ostatnia szansa. - Mówi chłopak i tym razem to on zostaje przyciągnięty do pocałunku.

Louis rozumie, że ten cały związek... Ta relacja, jest toksyczna. Widzi to.

Ale za każdym razem, kiedy jest o krok od powiedzenia "do widzenia", Harry robi coś, czemu chłopak po prostu nie może się oprzeć.

I tak, Tomlinson wie, że tak naprawdę, mężczyzna pragnie tylko zatrzymać go przy sobie.

Cóż, mimo wszytko on zawsze był głupcem dla Stylesa.

°°°°°
Najdłuższy rozdział do tej pory. Ta daam! (Dobra, to raczej sama opowieść Harry'ego, niż Larry, ale ona jest ważnym elementem tego ff, wiele wnosi, dużo wyjaśnia i mam nadzieję, że to dostrzegacie. Tak czy inaczej, nie spodziewałam się, że wyjdzie tak długo).
W ogóle to jestem ciekawa: czy ten rozdział zmienił cokolwiek w tym jak postrzegacie Stylesa?
Ponieważ wiem, że całkiem duża część z was go niecierpi i po prostu zastanawiam się, czy teraz, kiedy już w jakiś sposób poznaliście jego historię, wasza opinia o nim uległa zmianie. Czekam na odpowiedzi!

PS: Nwm dlaczego, ale zawsze kiedy słyszę tą piosenkę mam łzy w oczach. Aaach (w ogóle od dawien dawna szukam okazji, żeby ją tu dać, bo ją uwielbiam)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro