Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

63.

Powietrze było chłodne, a każdy świst wiatru niósł ze sobą ciche melodie. To głosy kolędników sławiły Pana, mimo, że grudzień dopiero się zaczął. Był dwunasty dzień miesiąca i Harry naprawdę uważał to za lekką przesadę. I wcale nie chodziło tylko o to, że nigdy nie lubił świąt Bożego Narodzenia.

- Bóg zapłać! - Zawołała za nim kobieta w stroju Mikołaja. Doklejona broda przekrzywiła się jej przy tym w komiczny sposób, jednak Styles nie miał zamiaru jej o tym wspominać. Zbierała na jakiś szczytny cel i Harry czułby się źle ignorując ją. Pamiętał czasy, kiedy jako chłopiec rozdawał ulotki na ulicach i marznął właśnie tak, jak ona teraz. Tylko, że w przeciwieństwie do niego, kobieta - Mikołaj robiła to charytatywnie.

Włożył swoje dłonie głębiej do kieszeni. Londyn o tej porze roku stawał się przeraźliwie zimny i mężczyzna naprawdę nie potrafił zrozumieć powodu, dla którego wyszedł na ten cały spacer. Jedynym rezultatem tego, jest fakt, że idzie teraz z naburmuszoną miną przez śliskie chodniki, uważając żeby przypadkiem nie wylądować twarzą w śniegu. Tyle dobrze, że jest wieczór. W ciągu dnia musiałby pewnie przepychać się przez tłumy zawładniętych rządzą poczucia świątecznego nastroju Anglików.

Nawet nie zauważył momentu, w którym jego nogi zaprowadziły go pod drzwi Pysznego Żarełka. Wywrócił oczami na własną słabość i nacisnął zlodowaciałą dłonią klamkę. Po chwili na jego twarzy pojawił się niekontrolowany uśmiech, który wcale nie był spowodowany obecnością Louisa. A przynajmniej nie tylko.

- Jestem pewien, że tylko przez całkowity przypadek zapomniał pan zostawić napiwek, więc postanowiłem dać Panu szansę naprawienia tego błędu. - Tomlinson stał przy brzuchatym mężczyźnie i Harry żałował, że był odwrócony do niego tyłem, ponieważ chciałby móc zobaczyć teraz jego twarz.

- Nie sądzę. - Odparł na to tamten. Wyglądał na nieco podirytowanego zachowaniem kelnera. - Rozlałeś moją kawę i przyniosłeś mi burgera, którego nie zamawiałem, w dodatku zimnego.

Harry chciałby zaśmiać się teraz, jednak postanowił zamiast tego po prostu usiąść w wolnym boksie. Oczywiście wciąż uważnie przyglądając się wydarzeniom.

- Każdemu zdarzają się błędy. - Rzucił Lou machając swoim wątłym nadgarstkiem. - Pracuję tu zaledwie dwa miesiace i muszę powiedzieć, że pan jako klient, też nie spełniał moich wymagań.

Styles śmiał się cicho, jednak nie wyglądało na to, żeby pozostałej dwójce podobało się to równie bardzo. Czterdziestolatek był nieco zaskoczony faktem, że jako jedyny przygląda się kłótni. Wszyscy pozostali klienci wyglądali na pochłoniętych własnymi sprawami lub nieco znudzonych.

- Słuchaj mały, nie mam zamiaru dawać ci pieprzonego napiwku, zwłaszcza, że byłeś chyba najgorszym kelnerem jakiego widziałem!

Mężczyzna ruszył w stronę drzwi, a Louis odwrócił się w jego kierunku, dzięki czemu Styles mógł obserwować jego profil. Błękitne oczy wypalały właśnie dziurę w plecach odchodzącego klienta.

- Jestem pewien, że z takim bezczelnym zachowaniem, dostaniesz pod choinkę najwyżej węgiel.

- Pieprz się! - Warknął brzuchaty wychodząc z lokalu i zatrzaskując za sobą drzwi z głośnym hukiem. Do wnętrza naleciała fala chłodnego powietrza dodając sytuacji dramatyzmu.

- Och, tak?! Tobie też wesołych świąt, dupku! - odkrzyknął mu młodszy mimo, że tamten już zniknął. I tak, teraz zdecydowanie Harry nie był jedynym, który go obserwował. - Nienawidzę tej roboty. - Jeknął student. W tym momencie oczy Harry'ego i Louisa spotkały się. Rozczarowaną minę osiemnastolatka natychmiast zastąpił wyraz uprzejmości. Policzki nieco zaróżowiły się, a oczy zalśniły wesołymi iskierkami. - Oh, Harry. Nie spodziewałem się, że przyjdziesz.

- Chyba po prostu mam ochotę na kawę. - Odparł, ale jego myśli biegały jedynie wokół tego, że skóra młodszego wygląda jak karmel. - Może być z karmelem.

- Nie mamy kawy z karmelem. - Na twarzy Tomlinsona widoczny jest już całkiem pokaźnej wielkości uśmiech.

- W takim razie może być cokolwiek. - Zielone oczy wpatrują się w chłopca radośnie i w zasadzie sam nie jest pewien, co wprawiło go w tak dobry nastrój.

- Sernik? - pyta Lou.

- Sernik.




°°°°°
Jeszcze 37 rozdzialow do końca. Dlaczego wydaje mi się, że to strasznie mało? xD

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro