62.
W życiu każdego z nas przychodzi moment, kiedy trzeba podjąć walkę o własne szczęście. Niektórzy, jak na przykład Harry Styles, poddawali się widząc pierwszą przeszkodę i zwyczajnie poprzestawali na tym, co już mieli. Zdarzali się także nieco bardziej odważni, powiedzmy taki Zayn Malik, który mimo wielu niepowodzeń, wciąż starał się nie odpuszczać. Byli ludzie pokroju Nialla Horana, wierzącego w ciągłe szczęście, którzy po prostu uczyli się doceniać to co posiadali. Osoby takie jak Leigh-Anne, które postanowiły zawalczyć, stawiając wszytko na szali i decydując się na bardzo ryzykowne ruchy.
No i oczywiście nie mogłoby zabraknąć osób takich, jak Louis Tomlinson. Ludzie jak on, żyli w głębokim przeświadczeniu (choć nie zawsze zdawali sobie z tego sprawę), że z jakiegoś powodu nie zasługują na szczęście. Takie osoby, często nie świadomie sabotażowały własne starania, traktując to jako swego rodzaju karę dla samego siebie.
Taka postawa u Tomlinsona szczerze martwiła Perrie, która mogła rozpoznać u swojego przyjaciela różnego rodzaju psychiczne urazy oraz początki chorób, o których uczyła się na studiach. Oczywistym było, że nastolatek ma zaburzenia odżywiania, nie trzeba było ukończyć psychologii, by dostrzec u niego także niską samoocenę, którą starał się ukryć, udając zbytnie samouwielbienie. Wszystkie związki z dużo starszymi od niego mężczyznami wskazywały na nie najlepsze stosunki z rodzicami w dzieciństwie. Zresztą był to dopiero czubek góry lodowej, która kryła się za urodziwą twarzyczką szatyna.
Oczywiście dziewczyna mogła się mylić, w końcu była dopiero na trzecim roku swoich studiów. Jednakże mimo wszytko, posiadając świadomość powyżej wspomnianych rzeczy, ciężko było jej patrzeć na decyzje Louisa z obojętnością. Na przykład teraz. Zachowania milczenia było naprawdę ciężkie.
- Uważam, że to co robisz jest głupie. - Stwierdziła odnosząc się do układu żadnych uczuć, tylko seks pomiędzy nim a Harrym.
Niebieskie oczy osiemnastolatka kolejny raz wykonały efektowny obrót. Najwyraźniej szatyn miał już dość spierania się z dziewczyną.
- Nie możesz chociaż udawać, że mnie wspierasz? - Zapytał posyłając jej smutne spojrzenie znad nowej płyty Eda Sheerana.
Byli właśnie w sklepie muzycznym, gdzie Lou starał się znaleźć prezent odpowiedni dla Zayna. W końcu święta zbliżyły się wielkimi krokami. W tym roku, Tommo zaskoczył samego siebie, nie odkładając zakupów na ostatnią chwilę. Być może miało to związek z jego dobrym nastrojem, a może z Edwards, która bardzo nalegała na jego towarzystwo.
- Wspieram Cię i właśnie dlatego nie rozumiem twoich wyborów. - Blondynka nawet nie udawała, że przegląda płyty, lub w jakikolwiek sposób pomaga przyjacielowi znaleźć prezent dla mulata.
Wreszcie chłopak spogląda na nią, czując jak jego cierpliwości powoli się kończy. To nie tak, że prosił ją o wtrącanie się do jego życia.
- Jestem szczęśliwy w takim układzie, nie widzisz tego?
Pytanie pozostaje bez odpowiedzi, kiedy chłopak wreszcie decyduje się na płytę "Drive". Dwójka przyjaciół rusza w stronę kasy, taszcząc ze sobą kilka toreb z podarunkami dla innych.
- Przysięgam, Lou, jesteś najbardziej fałszywą osobowością jaką znam. - Jęczy kelnerka z rękami założonymi na siebie. - Pewnie nawet ty dajesz się nabrać na swoje kłamstwa.
°°°°°
Kiedy wreszcie dotarli do mieszkania, Louis czuł jednoczenie zadowolenie, jak i lekkie rozczarowanie. W pogodny nastrój wprawiał go fakt, że kupił dziś już sporą część prezentów (w tym nawet dla swoje rodziny, którą ostatecznie ma zamiar odwiedzić na święta, tak jak to uzgodnił wczoraj rano ze swoim ojcem). Jednak wiązało się to również z tym, że wydał prawie całe pieniądze, które zdążył zaoszczędzić. W końcu pierwszy raz w życiu znalazł sobie pracę, więc postanowił nie żałować swoim bliskim. Dlatego też tegoroczne podarunki miały być naprawdę starannie dobrane, bez względu na cenę. (Być może stara się w tej sposób wynagrodzić im zeszłoroczne świata, kiedy kupił wszystkim bryloczki z jego imieniem, a całą resztę pieniędzy przeznaczył na buty dla siebie.)
Cóż tak czy inaczej, wchodząc do mieszania, rzuca torby na stolik do kawy, sam legając na kanapie. Chwilę po nim pojawia się Perrie jęcząca coś o bolących ją stopach i wysokich cenach.
- Nienawidzę zakupów. Przysięgam, że to ostatni raz, kiedy poszłam do galerii. Za rok zamawiam wszytko przez internet. - Mówi będąc wtuloną w ciało swojego chłopaka. Zayn siedzi na fotelu głaszcząc blondynkę po plecach z łagodnym uśmiechem na swojej twarzy. Nawet nie wiedział, że można stęsknić się za kimś tak bardzo po zaledwie kilku godzinach rozłąki.
- Nie narzekaj. To nie ty targałaś te wszystkie rzeczy. - Odpowiada równie zgrzędliwie Tomlinson. - I zgadzam się co do twojego pomysłu. Za rok żadnych zakupów.
- Aż dwie osoby z nas są uzależnione od zakupów i nie wskazując palcami, ale to nie jestem ja. - Rzuca ze śmiechem Malik. - Mogę się założyć, że nie minie tydzień, kiedy znów wrócicie do swoich zwyczajów.
- Dwudziestegotrzeciego wyjeżdżam, więc liczę na to, że jakoś uda mi się wytrwać do tego czasu, bez wydawania pieniędzy, których nie mam. - Mówi Louis z twarzą głęboko w szarej poduszce, która dziwnym zarządzaniem losu pachnie jak sos słodko kwaśny do spaghetti, który wczoraj mieli na kolację. Odwraca poduszkę, żeby móc zobaczyć na niej pomarańczowo-brązową plamę wielkości pięści. Wzdycha i układa przedmiot tak, jak poprzednio.
- Potrzebujesz podwózki? - Pyta Zayn. - Ja i Pezz wciąż będziemy wtedy w mieście, więc możemy cię podrzucić.
- Ty i Perrie? - Szatyn marszczy nieco swoje czoło, dzięki czemu między jego brwiami pojawia się mała zmarszczka. - Czy to oznacza, że planujecie spędzić Boże Narodzenie w swojej obecności? To... takie dorosłe. - Mówi posyłając dumne spojrzenie Malikowi.
- Wiesz, że moja rodzina i tak nie świętuje chrześcijańskich świąt. Więc dlaczego miałbym nie wykorzystać narodzin proroka do poznania rodziny mojej dziewczyny? - Pyta retorycznie Zayn, a blondynka wywraca swoimi oczami na jego słowa.
- Nie wspominaj o tym przy mojej matce. Ma fioła na punkcie swojej religii.
Chłopak przytula ją do swojej piesi mocniej i posyła uspokajający uśmiech w stronę Louisa.
- Jasne. Po prostu spędzimy z twoją rodziną kilka miłych godzin w swobodnej atmosferze, a później będziemy się kochać w twoim pokoju z różowymi ścianami i wszystkimi pluszakami... - przerywa widząc spojrzenie Perrie. - Nie będziemy?
- Musiałbyś najpierw przyrzec mi miłość i wierność w kościele, będąc otoczonym wszystkimi moimi krewnymi. W innym wypadku nawet nie licz na to, że Debbie i Aleksander pozwolą Ci się zbliżyć do mojej sypialni po godzinie dwudziestej.
- Zapowiadają się cudowne święta. - Mruknął z kanapy Louis, sam myśląc o swoim wyjeździe do Doncaster.
°°°°°
Czy ktoś może mi wytłumaczyć dlaczego polskie radia nie puszczają nowej piosenki Harry'ego? ;-;
A tak jeszcze odnośnie ostatniej sceny: przypominam, że Zayn jest muzułmaninem. Według jego wiary Jezus jest tylko jednym z proroków. Co oczywiste nie oznacza, że nie może świętować. Wszystkie religijne obrzędy odpadają, ale spędzanie czasu w rodzinnej atmosferze i przyjmowanie podarunków jest jak najbardziej okay.
Przypominam też, że jestem za chuja (przepraszam za wyrażenie) nie znającą się na tym, autorką-amatorką, więc całą swą wiedzę na ten temat czerpię z internetu. Gdyby coś się nie zgadzało, to przykro mi, nie polecam się jako źródła wiedzy.
Btw, samą siebie wprawiłam w Bożonarodzeniowy nastrój. Co z tego, że jest kwiecień. (to pewnie przez ten śnieg, który ciągle u mnie sypie)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro