60.
- Wygląda średnio. - Stwierdza Louis z lekko rozczarowaną miną.
Irlandczyk obok niego prycha i ostatencyjnie wywraca oczyma.
- Nie jesteś tu dla miejsca, tylko po to, żeby się upić. - Odpowiada mu Horan z machnięciem ręki. - Jeśli masz zamiar marudzić, to polecam wrócić do domu.
- Nie bądź taką suką, Niall. - Głos Perrie przerywa ich rozmowę. - Widzisz, że się stara. Zresztą każdy ma prawo do zapicia swoich smutków w klubie niskich lotów.
Zayn śmieje się w momencie, kiedy nadchodzi ich kolej na wejście. Cała czwórka wpada do klubu pełnego spoconych, ocierających się o siebie ciał. Głośna muzyka odbija się o wnętrze głowy Louisa i chłopak czuje naprawdę mocne przyciąganie w stronę baru.
- Chodźmy znaleźć resztę. - Mówi dziewczyna i pociąga za sobą swojego chłopaka. Ich grupka przepycha się przez tańczących ludzi do momentu, kiedy Louis czuje na swoich barkach ciężar czyjegoś ramienia.
- Witaaam w moim haremie! - krzyczy Mike będąc już nieco pijanym. Ashton, Luke i Jessica witają się w nieco bardziej cywilizowany sposób. Nie ulega wątpliwości, że chłopak (w teraz już niebieskich włosach) nie ma zamiaru stawiać sobie dziś jakiekolwiek ograniczenia.
Louis siada między Mikem a Perrie, kiedy Zayn, Jessica i Luke idą po ich drinki. Tomlinson nie może doczekać się swoich dwudziestychpierwszych urodzin, kiedy będzie mógł robić to samodzielne. Jednak do tego momentu pozostaje mu trochę ponad dwa lata, więc nie ma zamiaru skupiać się na tym teraz.
Kiedy pozostała trójka wraca, wszyscy ścieśniają się trochę na śwoich miejscach. Boks nie jest przeznaczony dla ośmiu osób i mimo faktu, że Perrie siedzi na kolanach Malika, Louis i tak czuje się jak sardynka w puszce. Ludzie wokół niego śmieją się głośno i przekrzykują. Osiemnastolatek pije swój napój i uśmiech samoistnie pojawia się na jego twarzy. Zdążył zapomnieć jakie to dobre uczucie móc odpuścić siebie na chwilę.
- Chcę tańczyć! - woła Jess i odciąga w kierunku parkietu roześmianego Ashtona.
Louis czuje się tak dobrze, że nawet nie przeszkadza mu ciepła dłoń Clifforda, która ściska jego szczupłe udo. Słucha kolejnych historii, które na trzeźwo wcale nie byłyby aż tak zabawne, wybucha śmiechem i pije kolejnego drinka. Którego już? Trzeciego? A może piątego?
- Louis? - oddech niebieskowłosego na uchu, gilgocze nastolatka. - Chyba ci już wystarczy.
Student robi naburmuszoną minę, ale przestaje kiedy widzi uśmiechniętą twarz Michaela obok siebie. Jakim cudem stał się bardziej pijany niż Cliffo?
- Chcę zapalić. - Mówi i zdecydowanie podoba mu się sposób w jaki włosy chłopaka opadają na jego czoło, gdy kiwa głową. Louis jak przez mgłę pamięta dłoń starszego złączoną z jego własną i przepychanie się przez tłum. Kiedy wreszcie są na zewnątrz klubu, Mike daje mu swoją kurtkę. Najwyraźniej drogi płaszcz od Harry'ego został w środku.
Tomlinson wyciąga papierosa, a towarzyszących mu nastolatek zapala go. Lou cieszy się z okrycia, które zaproponował mu przyjaciel, ponieważ mimo tego całego alkoholu w jego krwi, wciąż jest mu zimno. Cholerny grudzień, powiedziałby Harry, ale szatyn mimo wszystko lubi ten miesiąc.
- W następną sobotę gramy koncert, powinieneś przyjść.
Lou wydmuchuje dym papierosowy, zanim odpowiada.
- Myślę, że mogę być wtedy zajęty pieprzeniem się z moim prawie chłopakiem.
Clifford patrzy na niego zaskoczony, po czym śmieje się cicho. Bierze papieros od młodszego i zaciąga się nim.
- Cholera, miałem nadzieję na seks z tobą. Co właściwie oznacza "prawie chłopak"?
Louis wie, że prawdopodobnie oboje są zwyczajnie zbyt pijani, żeby kontrolowane swoje języki i mózgi. Być może dlatego powinien zamknąć się już na jakimś momencie ich rozmowy, ale wciąż tego nie robi.
- Harry nie szuka miłości. - Wyjaśnia z goryczą w głosie. W tym samym momencie czuje jak Mike przybliża się do niego niebezpiecznie blisko. Szatyn zostaje uwięziony między ścianą klubu, a niebieskowłosym. Jednak wcale mu to nie przeszkadza.
- Wiesz, że mógłbym ci to dać, prawda? - Odpowiada tamten z ustami na szyi Tommo. - Nie wiem kim jest ten dupek, ale jestem w stanie zagwarantować ci wszytko to, czego on ci nie daje.
Resztka papierosa zostaje rzucona na betonowe podłoże, kiedy małe dłonie osiemnastolatka znajdują drogę do niebieskich włosów jego towarzysza. Nagle ich twarze są zbyt blisko, ich chłodne oddechy mieszają się ze sobą.
- To niewłaściwie. - Udaje się wydusić młodszemu. - Nie powinienem, ja go kocham...
Przez twarz starszego z nich przebiega grymas bólu, jednak szybko zostaje zastąpiony dzikim uśmieszkiem.
- Rzeczy stają się niedozwolone w momencie, kiedy zostajemy na nich przyłapani. - Stwierdza, po czym łączy ich zziębnięte usta w jedność.
Ich pocałunek ma smak papierosów, alkoholu i miętowej gumy do żucia. Powoli zmienia się w małą sesję obściskiwania, kiedy z ust młodszego wyrywa się niechciane tam imię.
Ich wargi odbywają się od siebie, a zielone oczy patrzą na niego z lekkim rozdrażnieniem i smutkiem. Louis chciałby zapaść się pod ziemię, ale tak się nie dzieje.
Zamiast tego jego zbawcą okazuje się pijany irlandczyk z malinką wielkości gałki ocznej, na swojej szyi.
- Mouis! - wykrzykuje uradowany na ich widok. Clifford odskakuje od Tomlinsona i chłopak czuje zaskakujące zimno.
- Wracam do środka. Zrobiło się strasznie chłodno. - Mówi Michael, po czym odchodzi i zamyka za sobą ciężkie drzwi.
- Nawet nie wiem czy chcę wiedzieć. - Stwierdza Horan, ale mimo tego, pyta: - O co poszło?
Kończą siedząc na lodowatych schodach, dzieląc skręta przyniesionego przez blondyna i rozmawiając. Ich konwersacja nie jest doprawdy na jakimś wysokim poziomie i są spore szanse, że Irlandczyk nie będzie pamiętał jej następnego dnia, jednak żadnemu z nich nie wydaje się to przeszkadzać.
- Nie rozumiem jednego: jeśli Harry tak bardzo Cię rani, a ty dobrze wiesz, że mógłbyś być dużo szczęśliwszy z Cliffordem, dlaczego wciąż to ciągniesz?
Nim odpowiada, Lou zamyśla się przez moment, wciągając kolejną porcję dymu do swych płuc. Ostatecznie jego słowa okazują się bardziej ckliwe, żałosne i prawdziwe niżby chciał.
- Dla tego faceta jestem gotowy się związać. Byłbym gotowy wyjść za niego, przeprowadzić się do jakiegoś małego domku na środku zadupia i rodzić mu dzieci...
- Ale Lou, przecież nie masz macicy. -Wyrywa się blondynowi, którego rozbiegane źrenice próbują się właśnie skupić na trzymanej w dłoni zapalniczce.
Tomlinson prycha patrząc na swojego przyjaciela rozczarowanym spojrzeniem.
- Jak ty nic nie rozumiesz, Nialler. - wzdycha.
°°°°°
Drugi rozdział tego dnia. Powiedzmy, że to ma uczczenie tych 50K, które niedługo wybiją.
A tak w ogóle to powiem wam, że kiedy myślę o tym, że zostało jeszcze 40 rozdziałów do końca, to aż się boję kiedy ja je skończę! (Chociaż szczerze mówiąc mam nadzieję zakończyć Expensive w okolicy sierpnia).
Rozdział wyjątkowo długi, nie ma Larry'ego, ale mam nadzieję, że mimo wszystko wam się podoba. :)
PS: czy ktokolwiek poza Niallem shippuje Mouisa?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro