6.
Harry delikatnie wysunął się spod śpiącego Willa (Louisa, Louisa, Louisa! Naprawdę ciężko się przyzwyczaić) i najciszej jak tylko potrafił ruszył w stronę malutkiej łazienki... Cóż, są pewne szanse, że idąc uderzył małym palcem u stopy w stolik i zaczął głośno przeklinać skacząc na jednej nodze, ale to z pewnością była wina wypitego przez niego alkoholu. Poza tym, jeśli nikogo nie obudził, nic się nie stało.
Kiedy wrócił zastał Lou zwiniętego na kanapie i Styles naprawdę nie mógłby nazwać tej pozycji inaczej niż jakimś pieprzonym preclem.
Mężczyzna uśmiechnął się krzywo i chwycił leżący na oparciu kanapy koc by przykryć chłopaka. Usiadł na podłodze opierając się plecami o sofę, na której smacznie spał młodszy i zaczął przeglądać kanały.
Harry nienawidził swojej bezsenności, ale cierpiał na nią od 16 roku życia i chyba miało tak pozostać na zawsze, więc już dawno postanowił to ignorować.
Była trzecia w nocy, a jedyną rzeczą idącą w telewizji był Salon Sukien Ślubnych, gdzie wybredna Jessica opowiadała przyjętym głosem o tym jak ciężko znaleźć odpowiednią kreację za 10 000 dolarów.
Rzeczywiście, pomyślał Harry wyłączając te brednie, musisz przeżywać horror.
Po chwili przywykł do ciemności panującej w pomieszczeniu i skupił się na dźwiękach jakie wydawał jego towarzysz. To urocze jak słodko potrafi chrapać pijany kelner.
Po chwili zasnął zwinięty na podłodze w najmniejszym mieszkanku jakie widział słuchając głośnego oddechu Louisa.
°°°°°
Niall przyciągnął się z błogim uśmiechem na twarzy. Dawno tak dobrze nie spał. Co prawda nie pamięta zbyt wiele po tym jak wpadł do tego zapyziałego lokaliku gdzie teraz pracował Tommo, ale skoro teraz budzi się u siebie, znaczy że wszytko jakoś się potoczyło.
Wstał powoli dziwiąc się, iż dał rady zasnąć w ubraniach i gwiżdżąc ruszył do kuchni.
Uśmiechnął się szerzej czując jak wspaniały zapach jedzenia unosi się w powietrzu. Boże, ależ on był głodny!
Wszedł do kuchni głośno ziewając, ale przestał, gdy tylko zobaczył kto jest twórcą tego cudownego aromatu.
- Cześć. Jak Ci się spało? - zapytał na oko czterdziestoletni mężczyzna stojąc w JEGO kuchni, trzymając JEGO patelnie i mając na sobie tylko spodnie i krzywo zapiętą, pomiętą koszulę.
Że co?!
O mój Boże tylko nie to! Błagam, błagam, błagam, niech to okaże się kłamstwem.
Niall modlił się w duchu wymieniając wszystkich bogów jakich znał. A nie było ich znowu aż tak wiele. Horan nie należał do osób wierzących, ponadto nigdy zbytnio nie interesował się religią, toteż teraz błagał w swej głowie o pomoc jednocześnie Jezusa, Allaha i Afrodytę.
- Naleśnika? - Horan kiwnął tylko głową, no bo hej! Cokolwiek się zdarzyło, jedzenie to wciąż jedzenie i chłopak mimo wszystko miał swoją hierarchię wartości. Nawet jeżeli posiłek był tam nieco wyżej niźli jego seksualność. - Mam nadzieję, że nie przeszkadza ci, że tak się tu rozgościłem. Chciałem zapytać cie o pozwolenie, ale pamiętałem z wczoraj, że nie łatwo Cię obudzić.
Irlandczyk zachował milczenie myśląc nad tym, jak w subtelny sposób zapytać tego tu (kimkolwiek jest) czy ze sobą spali.
Jeśli nie, odetchnie z ulgą. Jeżeli tak, cóż, najwyżej... Nie, nie dopuszcza do siebie takiej myśli. Nie jesteś gejem, Niall, powtarzał sobie.
Ale ten facet stał tam o 10 rano w jego mieszkaniu piekąc te cholernie dobre naleśniki w pomiętych ciuchach... A przecież Horan ma tylko jedno łóżko po wyprowadzce Louisa rok temu. Chyba że...
- Nie jesteś obolały? - spytał chcąc być sprytny, po czym uświadomił sobie swoją wtopę i czerwieniąc się szybko dodał - to znaczy... Na kanapie musiało ci być niewygodnie, prawda?
Gość uśmiechnął się lewą stroną twarzy i powiedział:
- Nie spałem na kanapie. Ale jeśli pytasz, to tak jestem obolały. Ledwo chodzę po wczorajszej nocy - wyznał dotykając dołu swoich pleców z lekkim grymasem bólu na twarzy.
Blondyn nie potrzebował lepszego potwierdzenia. On i ten facet najwyraźniej spali ze sobą. To chore i dziwne i przerażające.
Ten koleś ma z czterdzieści lat! To dwa razy więcej niż on!
A poza tym, Niall przecież NIE JEST GEJEM.
Przełknął kawałek naleśnika po czym postanowił ciągnąć dalej tą nie komfortową rozmowę.
- Więc czy ja...
- Tak?
- Czy zrobiłem wczoraj coś dziwnego? - Niall nie wiedział jak inaczej wyrazić swoje obawy. Martwił się, że dał temu mężczyźnie jakąś nadzieję na kontynuowanie tego co się wydarzyło zeszłej nocy.
Lokowaty tylko się roześmiał głośno po czym powiedział jakby to była najnormalniejsza rzecz pod słońcem:
- Och, nie masz się o co martwić. W zasadzie to przez cały czas byłeś nieprzytomny, więc poszło szybko.
JEZU CHRYSTE, NAJŚWIĘTSZA VENUS. TO JEST JAKIŚ CHORY ZBOK. ON DOTYKAŁ GO GDY TEN SPAŁ.
Horan był rozdarty pomiędzy radością, że może jednak nie jest gejem, a paniką spowodowaną tym, że gawiedzi przy śniadaniu ze swoim gwałcicielem.
Za jakie grzechy.
°°°°°
Tak bardzo jak bawiło Harry'ego patrzenie na tego miotającego się dzieciaka, tak bardzo również się spieszył. Była już 10:30 i musiał się postarać, by nie spóźnić się na spotkanie o 12. Ma półtorej godziny na dotarcie do swojego mieszkania, wzięcie prysznica, ubranie się i jako takiego przygotowanie się do zebrania. Oczywiście zapewne nie zdąży już przeczytać umowy, którą miał zająć się wczoraj, więc miejmy nadzieję, że jego asystentka olała swoje obowiązki w mniejszym stopniu niż on.
- Tak w zasadzie to już muszę lecieć. Miło było Cię spotkać.
Chłopak uniósł na niego spojrzenie i wyglądał tak bardzo żałośnie z tym swoim smutnym czymś w oczach, że Harry natychmiast pożałował tego jak się nad nim znęcał. Westchnął głęboko podczas zapisywania numeru swojego telefonu na małej karteczce samoprzylepnej.
- A tak w ogóle to nie spaliśmy ze sobą. Przeniosłem Cię tu razem z Louisem po tym jak opiłeś się za bardzo by móc chodzić o własnych siłach. Nocowałem w salonie.
- A-Ale mówiłeś przecież że nie spałeś na kanapie... - blondyn patrzył na niego bezradnie.
- Bo to prawda. Nocowałem na twoim bardzo niewygodnym dywanie, ponieważ ktoś zdążył zająć kanapę przede mną. - uśmiechnął się idąc do salonu i przyklejając do koszulki wciąż śpiącego chłopaka mały skrawek papieru.
- To... Wspaniale! - wykrzyknął uradowany irlandczyk.
- Doprawdy schlebiasz mi, ale naprawdę się spieszę. Było miło. Na razie. - powiedział pośpiesznie po czym wyszedł maleńkim drzwiami.
Stanął tam na moment, by wyciągnąć z kieszeni spodni telefon i zadzwonić do swojego szofera, kiedy usłyszał za sobą głośny krzyk Nialla:
- LOUISIE WILLIAMIE TOMLINSONIE, CZY ZECHCESZ MI WYTŁUMACZYĆ CO TU SIĘ DO CHOLERY DZIAŁO?!
Styles westchnął będąc trochę rozczarowany, że nie może tego zobaczyć, a jednocześnie radosny że nie jest teraz w skórze kelnera. To zdecydowanie nie będzie miła pobudka.
*_*_*_*_*_*_*
OGŁOSZENIE PARACOŚTAM!
Więc tak, po pierwsze: chciałam podziękować wszystkim tym, którzy czytają, komentują lub 'gwiazdkują'. Nawet nie wiecie jak ucieszyła się moja morda rano kiedy odkryłam prawie 500 wyświetleń i ponad 100⭐! W zasadzie to po czwartym rozdziale miałam ogromnego lenia w dupie (nie dosłownie oczywiście -.^) i miałam już dać sobie spokój z pisaniem, ale... I tu pojawiacie się wy: weszłam na wattpada po prawie miesięcznym nicnierobieniu i niespodzianka! Kiedy dodałam 4. czytały to pewnie ze dwie osoby ze mną włącznie soł jest progres 👍. I chociaż zdaję sobie sprawę że tak naprawdę nie jest was dużo, to dla mnie jest to OGROOOOMNA liczba (zwłaszcza że nie spodziewałam się iż ktokolwiek będzie to czytać).
A tak w ogóle to miałam wczoraj tylko początek rozdziału ale jak zobaczyłam pewien sooooooooooooł miły komentarz to musiałam coś napisać :)
Czyli kończąc ten przydługi i nudny monolog: dziękuję każdemu kto czyta to ff. Każda gwiazdka czy komentarz niesamowicie motywują mnie do dalszego pisania!
PS: Nie wiecie jak wytłumaczyć mamie, że przez cały wieczór uśmiechasz się jak głupia ponieważ twoje gejowskie ff ma ponad 100 gwiazdek, kiedy ona nawet nie wie czym jest Larry? 😁😁😁😁
PPS: Z góry przepraszam za wszystkie błędy i inne niedociągnięcia.
PPPS: Zastanawiam się nad napisaniem one shota na podstawie jakieś bajki z Disneya z którymkolwiek paringiem i chciałabym wiedzieć czy ktoś byłby zainteresowany?
Kooooocham was 😘😘💪
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro