Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

51.

Zayn siedzi w kuchni bawiąc się swoim tunelem i patrzy z rozbawieniem na pijącego wodę Scooby'ego. Ma na sobie swój szary, drugi ulubiony dres (odkąd zauważył, że ten zajmujący pierwsze miejsce zniknął wczoraj w niewyjaśnionych okolicznościach).

- Aż tak źle? - pyta szczeniaka.

Właśnie wrócili z porannego biegu i Malik polubił kundla jeszcze bardziej. Chłopak przez rok próbował namówić Louisa do towarzyszenia mu w tym, jednak szatyn dostawał kolki już przy schodzeniu po schodach. Scooby nie ma tego problemu.

- Chryste, a tobie co się stało? - woła rozbawiony widząc Tomlinsona, który pojawił się w pomieszczeniu wyglądając jak zjawa.

- Och, daj mi spokój. Nienawidzę wstawać tak wcześnie. Dlaczego ja w ogóle to robię? - pyta Tommo mając minę jakby chciał zabić wszytkich łącznie z sobą.

- Po pierwsze, jest już dziewiąta, a po drugie, sam chciałeś znaleźć pracę. No i... Ci wszyscy ludzie liczą na ciebie.

- Och, świetnie, dzięki Zee. - Rzuca sarkastycznym tonem młodszy. Malik aż cofa się słysząc ten ton. - Nienawidzę ludzi. A tym głupim gburom, którym muszę usługiwać najchętniej wbiłbym pieprzone menu w ich tłuste...

- Tu jest dziecko! - mulat przykrywa dłońmi małe uszka psiaka, na co Lou wywraca oczami, wypija łyk wody i wychodzi.

Mulat nie ma pojęcia co ugryzło jego przyjaciela, ale cieszy się, że Scooby nie będzie musieć przebywać w tak toksycznym towarzystwie. Znaczy... Będzie tam Pezz, ale jego dziewczyna sobie poradzi. Przecież nie jest słodkim maleństwem, które potrzebuje swojej mamusi aka Zayna, do obrony, prawda?

Cóż, mimo wszytko woli przygotować Edwards do apokalipsy wysyłając jej ostrzegawczego smsa.

°°°°°

Kiedy niebieskooki przekracza próg Pysznego Żarełka, może zauważyć Perrie przyglądającą mu się uważnie. Dziewczyna trzyma w dłoniach telefon i co chwilę zerka znad niego na chłopaka. Szatyn wita się cicho, po czym rusza na zaplecze ubrać na siebie ten przeklęty uniform.

Prawda jest taka, że Tommo nie spał tej nocy za wiele. Kiedy Harry wyszedł z mieszkania, nastolatek nie mógł znaleźć odpowiedniej pozycji. To oczywiście sprawiło, że zapragnął zabić czas. I tak właśnie zaczął rozmyślać. A jak wiadomo nie można zrobić nic gorszego, niż skupić się na uczuciach wewnątrz nas. Chłopak już dawno nauczył się zamykać je głęboko i po prostu o nich nie myśleć. A teraz to całe gówno, które trzymał głęboko pod kluczem wyszło na wierzch.

Wszytko byłoby dobrze, gdyby student traktował Stylesa jak wszystkich innych facetów na tej planecie. I przez długi czas wydawało mu się, że tak właśnie jest. Ale dziś odkrył coś, co doszczętnie łamało każdą z zasad jakie wyznawał. Chłopak odniósł porażkę, ponieważ całkiem nieświadomie zaczęło mu zależeć na czterdziestolatku.

Kiedy Louis był mały, jego dziadek opowiadał mu o chłopcu, który żył w wiosce nawiedzanej przez dzikie zwierzęta. Młodzieniec lubił krzyczeć "Wilk! Wilk!" i patrzeć na przerażenie malujące się na twarzach ludzi. Robił to tak często, że pewnego razu, kiedy naprawdę pojawiło się zagrożenie, mieszkańcy nie uwierzyli jego słowom i zignorowali wrzaski chłopca. Wkrótce potem bestia pożarła ich wszytkich.

A Louis zrozumiał przesłanie: nie należy polegać na innych.

Więc Tomlinson wie, że jedyną opcją jaka mu zostaje to poradzić sobie z tym samemu. Jak zawsze.

°°°°°

- Teraz już nie masz gdzie uciec - mówi blondynka stojąc przed nim z dłońmi na swoich biodrach. -  Czy możesz mi w końcu powiedzieć co się stało? - pyta.

Szatyn wypuszcza z ust obłok dymu i wzrusza ramionami. Jest dopiero siódma wieczorem, a Londyn już pogrąża się w ciemności. Nawet biały śnieg leżący na ulicach pozostaje skryty w cieniu.

- Daj spokój, przecież widzę.

Louis milczy dalej i po prostu wpatruje się w niebo mając nadzieję zobaczyć tam sam nie wie co.

Jak się okazuje, Perrie nie wytrzymuje w ciszy długo. Dotyka ramienia osiemnastolatka i pyta opanowanym głosem.

- Chodzi o Harry'ego? - Szatyn kręci głową.

- Jasne, że nie chodzi o niego. Nie chodzi o nic. Nie wiem dlaczego sądzisz, że Styles ma z tym coś wspólnego...

- Może dlatego, że jesteś w nim zakochany?

Po słowach kelnerki zapada cisza. Lou oblizuje swoje wargi nerwowo, a dziewczyna po prostu czeka. W pewnym momencie chłopak wynagradza jej cierpliwość, wreszcie się odzywając.

- Nie jestem w nim zakochany - szepcze nastolatek. Kiedy widzi niedowierzające spojrzenie przyjaciółki postanawia kontynuować. - Ja po prostu lubię przebywać w pobliżu. Lubię czuć jego obecność. Mieć świadomość, że nawet jeśli wyglądam jak największa kupa świata, w jego oczach wciąż pozostaję kimś wartościowym. Lubię sposób w jaki prowadzi rozmowy i to, że zawsze narzeka na korki. - Jego wargi unoszą się do góry w smutnym grymasie. Patrzy w nie zlokalizowany punkt przed sobą i wypowiada resztę łamiącym się głosem. - Uwielbiam słyszeć jego śmiech i wiedzieć, że to ja jestem powodem, dla którego się uśmiecha. I oddałbym wszytko co mam, jeśli by tylko poprosił, gdyby nie to, że zrobiłem to już dawno. - Ostatni raz zaciąga się papierosem, po czym spogląda na przyjaciółkę oczami błyszczącymi od łez. - Widzisz? Wcale go nie kocham.

A Perrie nie pozostaje nic innego jak przytulić tego ślepego i upartego jak osioł głupka.





°°°°°
Rozdział totalnie gówniany, ale tak właśnie się dzisiaj czuję, więc nic lepszego nie mogło powstać. Zapewne nie powinnam pisać kiedy mam takie (przepraszam za wyrażenie) chujowe dni, jednak nie mam pojęcia co innego mogłabym z sobą teraz zrobić.
Cóż, mam nadzieję, że jednak komuś się spodoba.

I w ogóle, wow, 36.5K? Jesteście świetni. *Boże, nawet nie stać mnie na entuzjazm, ale wiedzie, że poważnie się cieszę.*

Kończę tą notkę zanim wam też zjebię humor.

Dobranoc czy co tam normalni ludzie robią o godzinie 19 w sobotę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro