43.
*jeeezu, zakochałam się w tej piosence*
Louis pośpiesznie włożył na stopy swoje vansy zastanawiając się jak głupim musi być, żeby ubierać tak lekkie buty, kiedy za oknem zima. Nie mówiąc już o żałośnie cienkiej koszuli jaka otulała szczupłą pierś nastolatka.
- Idziesz dokąś? - zapytała jego siostra wyglądając jakby nie za bardzo interesowała ją odpowiedź. Szatyn kiwnął tylko głową mając nadzieję na to, że zakończy temat. - Mogę iść z tobą?
- Jest już późno - stwierdził. - Powinnaś iść spać, obejrzeć bajkę, czy co tam robią ośmiolatki.
Daisy rzuciła mu wściekłe spojrzenie i założyła swoje ręce na piersi.
- Co znowu? - jęknął zerkając na telefon, gdzie mógł zauważyć wiadomość od Harry'ego.
- Mam dziesięć lat. - powiedziała wściekle, po czym odwróciła się na pięcie i ruszyła w górę schodach. Chłopak wywrócił oczami i pośpiesznie wyszedł z domu mając nadzieję, że jego ojciec nie wróci w tym momencie ze szpitala. Minięcie go w drodze na spotkanie z czterdziestoletnim facetem byłoby, aż nadto żenujące.
Zamknął cicho drzwi i ruszył w kierunku drogi licząc na to, że Harry będzie musiał go minąć. Z tego co Lou wie, Styles był już całkiem blisko.
Kilka minut później zauważył światła samochodu i uśmiechnął się szerzej kiedy rozpoznał kierowcę. Nie zwracając dłużej uwagi na to jak cholernie marznął, wsiadł do auta.
°°°°°
Jak na szóstą wieczorem, na dworze było zaskakująco ciemno. Z pewnością miało to związek ze zbliżającym się grudniem. Jednak Harry Styles był zadowolony myśląc, że po prostu nic nie jest w stanie wyglądać wystarczająco jasno przy blasku jaki bił od jego małego chłopca.
Uśmiechnął się kiedy nastolatek wsiadł do auta i naprawdę chciał zobaczyć jak super obcisłe spodnie prezentują się na jego ciele na żywo. Chciał, ale nie wiedzieć czemu, nie mógł oderwać swojego spojrzenia od głęboko niebieskich tęczówek szatyna.
- Hej, Harry... Masz nienaturalnie rozszerzene źrenice, coś się stało? - zapytał zaniepokojony Tomlinson i Styles szybko pokręcił głową czując lekkie ciepło na policzkach.
- Ja, ach... Cześć. - Uśmiechnął się szeroko i mógł przyłapać osiemnastolatka na patrzeniu się w jego dołeczki. - Myślałem, że pójdziemy do ciebie. - Wyznał rzucając sugestywne spojrzenie dla swojego towarzysza.
Lou zaśmiał się głośno powodując, że żołądek Stylesa zawirował. Chryste, co się z nim dzieje?
- Rozumiem, że od razu chciałbyś przejść do konkretów. Przykro mi, ale dzisiejszego wieczoru będziesz musiał mnie uwieść, Panie Styles. - szepnął z nieznacznym uśmieszkiem młodszy pochylając się tak blisko mężczyzny, że Harry spokojnie mógł poczuć cudowny zapach ciała Louisa. Jakby nie był wystarczająco świadomy jego bliskości.
°°°°°
Uwodzenie zwykle nie kojarzyło się Louisowi z miejscami jak to. Siedzieli w barze niedaleko domu studenta i rozmawiali cicho. Ściany lokalu były szarawo białe, obarta farba schodziła z drzwi i ciężko byłoby uznać to miejsce za specjalnie romantyczne. Z całkowicie niewiadomego powodu Tommo uznał je jednak za całkiem urocze i przytulne, ale przecież ciężko ufać zdaniu kogoś, kto nie odrywa swojego spojrzenia od towarzysza z którym przybył.
- Stęskniłem się za tym dźwiękiem - powiedziała Lou kiedy Harry skończył się śmiać (zresztą z żartu który sam opowiedział i był on totalnie nie zabawny). - To naprawdę urocze, że dorosły mężczyzna chichocze.
Styles złapał się dramatycznym gestem za serce i udając oburzenie odpowiedział.
- Ja nie chichoczę. Ja tylko śmieję się niczym drwal. Zresztą bardzo męsko.
- Męsko jak na pięciolatkę, która ukradła ciasteczko. - Nastolatek rzucił rozbawiony po czym, całkowicie zaskakując Harry'ego, sam przybił sobie piątkę.
Starszy uśmiechnął się ciepło i przesunął się nieznacznie w kierunku nastolatka. Siedzieli w knajpie od dziesięciu minut i jakimś cudem co chwilę ich ciała zdawały mu się być coraz dalej siebie. A może tak tylko wydawało się Harry'emu, który każdą odległość uznawał za zbyt dużą.
- Cóż, chyba powinniśmy coś zamówić - stwierdził widząc zirytowame spojrzenie kelnerki, która obserwowała ich spod nietwarzowej grzywki.
- Boisz się groźnego spojrzenia Helgi?
- Co? Nie wiem o czym mówisz... - mężczyzna podrapał się po karku i dokładniej przyjrzał rosłej kobiecie na której twarzy malowała się czysta pogarda dla świata. Pewnie nawet jadała małe szczeniaczki na kolacje. - Chwila, ale na jej fartuchu pisze "Angelina" - szepnął wytęrzając wzrok.
- Wyglądała na Helgę - wzruszył ramionami chłopak.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro