4.
- Potrzebujesz pomocy, Will?
Mężczyzna stał tam, zaledwie kilka centymetrów od niego i Louis nic nie mógł poradzić na to, że się gapił. Chyba w życiu nie spotkał piękniejszego człowieka.
Jasna twarz z cudownie zielonymi oczami otoczona stadem ciemnych loków, w których Tomlinson mógłby zanurzyć swe dłonie i delikatnie za nie ciągnąć... Lub mniej delikatnie, jeśli ten tak wolał.
- Wszytko w porządku? - Harry uśmiechnął się szeroko ukazując dołeczki. Na Boga, d o ł e c z k i!
Nastolatek chwycił mocniej pijanego przyjaciela byle by tylko nie wsadzić w nie palca.
Otrząsnął się z szoku wywołanego nagłym pojawieniem się Loczka i odchrząknął starając się mówić możliwie jak najmniej piskliwie.
- Umm.. Tak. I tak, potrzebuję pomocy, dziękuję.
- Jaki grzeczny. - Harry rzucił swoim niskim głosem i to nie jest wina Louisa, że poczuł ten głos poniżej pępka.
Przez chwilę obmyślali najlepszy plan, po czym Harry po prostu chwycił Irlandczyka pod nogami i w talii niosąc go niczym pannę młodą. Nieprzytomną i śmierdzącą piwem pannę młodą.
- Więęęc... - zaczął Lou nie wiedząc właściwie co chce powiedzieć.
- Więęęc...?
- No cóż, chciałem przeprosić za moje dziwne zachowanie dzisiaj.
Chłopak oblał się rumieńcem i choć próbował zasłonić się udając, że poprawia swoją idealnie ułożoną grzywkę, Styles wciąż mógł to zobaczyć.
- Wyglądasz słodko kiedy się rumienisz.
- To że wytykasz mi moje zażenowanie, wcale nie sprawia, że czuję się jeszcze gorzej. - odparł sarkastycznie Tomlinson i po chwili mógł usłyszeć głośny i niski śmiech PONOWNIE wysyłający wibracje do jego krocza.
Louis spojrzał na Harry'ego z boku. Wysoka szczupła sylwetka, przystojna twarz z zielonymi oczyma i dołeczki mi, przez które siedemnastolatek może mieć tylko problemy, czarny trochę pognieciony od niesienia Nialla strój. Lou zastanawiał się ile też mężczyzna może mieć lat, ale zbytnio się wstydził by o to zapytać. Harry mógłby pomyśleć, że Tommo czegoś od niego chce, albo że wypomina mu wiek. A przecież dopiero dzisiaj się poznali i Louis nie chciał być niegrzeczny dla kogoś kto zostawił 20 dolarowy napiwek.
Co przypomina mu o tym, że prawdopodobnie Horan nie byłby zachwycony gdyby dowiedział się jak wrócił do domu. Nieprzytomny przez ilość spożytego alkoholu, zaniesiony na rękach obcego i dużo starszego mężczyzny. Taaa... Miejmy nadzieję, że nie odzyska nagle świadomości, ponieważ Lou nie ma zamiaru się z tego tłumaczyć.
- Tak w ogóle to jestem Harry Styles. - przedstawił się lokowaty.
- Wiem. - Louis chciałbym móc cofnąć się w czasie i ugryźć się w język. Dlaczego nie może choć przez moment nie stawać się pośmiewiskiem w oczach starszego, bądź gadać ciągle głupoty?!
- Wiesz?
- Yyy to znaczy, Perrie powiedziała twoje imię kiedy się zjawiłeś.
No dobra to była prawie prawda. Ale lepsze to niż zwierzenia na podłodze w łazience dla personelu.
- Kelnerka?
- Uhum.
- Och, w porządku.
Przez moment szli w ciszy (pomijając bardzo głośne chrapanie Nialla które zdecydowanie dodawało nocy uroku).
W zasadzie to było nawet przyjemne. I Lou nie miał tu na myśli dźwięków wydawanych przez blondyna. Chodziło o nich. Było coś swobodnego w tym jak szli obok siebie wieczorem przez ulice Londynu i cicho rozmawiali śmiejąc się.
- To tutaj. - Lou wskazał na budynek akademika.
- Błagam, powiedz że mają tam windę...
Tommo zaśmiał się cicho na udawaną udrękę w głosie mężczyzny.
°°°°°
Wejście z nieprzytomnym Irlandczykiem na rękach na czwarte piętro było delikatnie ujmując cholernie trudne! I nie zrozumcie mnie tu źle, Harry naprawdę starał się utrzymać sylwetkę sprzed lat. Dwa razy w tygodniu chodził na siłownię, czasami biegał i raz na jakiś czas kupował karnet na basen, z którego prawie zawsze korzystał. Ogólnie rzecz biorąc miał kondycję lepszą od niejednego 30 latka.
Jednak było całkiem późno, a on miał za sobą wypad do klubu, gdzie wypił zbyt mało by było to po nim widać, ale wystarczająco by móc udawać, że ten dwudziestoparolatek, z którym miał bliższe spotkanie przy ścianie łazienki jest pewnym słodkim kelnerem. Jednakże chłopak zbytnio się o niego ocierał, jego głos był cichy i zachrypnięty (a nie wesoły i nieco piskliwy), a jego oczy nie przypominały Harry'emu letniego nieba tuż przed burzą. Jednym słowem, był całkowicie nie taki jak Will.
- Masz klucze? - sapnął czterdziestolatek gdy znaleźli się przed odpowiednimi drzwiami.
- Nie, ale wiem gdzie je trzyma. - powiedział nastolatek dumnie wypadając pierś.
Will już miał wykonać jakiś ruch, ale powstrzymał się i spojrzał ostro w stronę Stylesa.
- Odwróć się.
- Co?
- Słyszałeś. Musisz się odwrócić.
Harry stał tam zbyt zmęczony by się śmiać.
- Wiesz że gdybym chciał to mógłbym kupić cały ten budynek, prawda?
W oczach chłopaka zauważył błysk zaskoczenia, ale zdążył zapanować nad twarzą i spojrzał na mężczyznę karcąco.
- Odwracaj się Styles.
A Styles był już zbyt wyczerpany żeby się kłócić, a poza tym może lub może nie, całkiem spodobał mu się ten władczy ton w głosie młodszego.
- Gotowe! - chłopak wykrzyknął wesoło i choć Harry był pewny, że klucz do mieszkania był schowany pod wycieraczką (on nawet słyszał jak Will ją podnosi) to i tak postanowił nie zdradzać się ze swoją myślą.
Weszli do środka i czterdziestolatek nie mógł wyobrazić sobie by zamieszkał w takim miejscu. Chodzi o to, że wszystko było tu tak cholernie małe. Kelner zaświecił światło i poprowadził Stylesa w kierunku drzwi. Harry poszedł więc za nim i po chwili ułożył smacznie śpiącego i niczego nie świadomego nastolatka na materacu.
- Wygląda tak niewinnie kiedy śpi... - szepnął do niego Will i ściągnął buty swemu irlandzkiemu przyjacielowi robiąc śmieszne miny.
- Jestem pewien, że nawet koniec świata by go nie obudził. - odparował mu loczek pocierając obolałe ramię.
- Jedyna rzecz która jest w stanie obudzić Nialla Jamesa Horana to zapach jedzenia - zaśmiał się nagrywając śpiącego kołdrą. - Spisaliśmy się dzisiaj.
- My? Och przepraszam, zapomniałem że to ty dźwigałeś nieprzytomnego faceta a na koniec wniosłeś go po schodach.
Will posłał mu pół rozbawione - pół poważne spojrzenie. Po chwili położył dłoń na sercu i spytał wciąż szepcząc:
- Czy sugerujesz że jestem złym rodzicem?
- Myślę że jesteśmy najlepszymi rodzicami na świecie.
- Już myślałem że nigdy się do niego nie przyznasz!
Styles pokręcił głową rozbawiony zastanawiając się jak do licha się tu znalazł.
- Chodźmy.- szepnął nastolatek i nie wiadomo kiedy znalazł się tak blisko niego.
- Tak, zdecydowanie powinniśmy iść - głos Harry'ego wydawał się obniżyć jeszcze bardziej.
Patrzył w oczy niższego od siebie chłopaka i zauważył jak spojrzenie Willa powoli kieruje się na jego usta.
- Lub możemy zostać. - powiedział powoli brunet wypuszczając drżący oddech.
- To też jakaś opcja - rzucił będąc już w połowie drogi do warg chłopaka.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro