Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

4.

- Potrzebujesz pomocy, Will?

Mężczyzna stał tam, zaledwie kilka centymetrów od niego i Louis nic nie mógł poradzić na to, że się gapił. Chyba w życiu nie spotkał piękniejszego człowieka.

Jasna twarz z cudownie zielonymi oczami otoczona stadem ciemnych loków, w których Tomlinson mógłby zanurzyć swe dłonie i delikatnie za nie ciągnąć... Lub mniej delikatnie, jeśli ten tak wolał.

- Wszytko w porządku? - Harry uśmiechnął się szeroko ukazując dołeczki. Na Boga, d o ł e c z k i!
Nastolatek chwycił mocniej pijanego przyjaciela byle by tylko nie wsadzić w nie palca.

Otrząsnął się z szoku wywołanego nagłym pojawieniem się Loczka i odchrząknął starając się mówić możliwie jak najmniej piskliwie.

- Umm.. Tak. I tak, potrzebuję pomocy, dziękuję.

- Jaki grzeczny. - Harry rzucił swoim niskim głosem i to nie jest wina Louisa, że poczuł ten głos poniżej pępka.

Przez chwilę obmyślali najlepszy plan, po czym Harry po prostu chwycił Irlandczyka pod nogami i w talii niosąc go niczym pannę młodą. Nieprzytomną i śmierdzącą piwem pannę młodą.

- Więęęc... - zaczął Lou nie wiedząc właściwie co chce powiedzieć.

- Więęęc...?

- No cóż, chciałem przeprosić za moje dziwne zachowanie dzisiaj.

Chłopak oblał się rumieńcem i choć próbował zasłonić się udając, że poprawia swoją idealnie ułożoną grzywkę, Styles wciąż mógł to zobaczyć.

- Wyglądasz słodko kiedy się rumienisz.

- To że wytykasz mi moje zażenowanie, wcale nie sprawia, że czuję się jeszcze gorzej. - odparł sarkastycznie Tomlinson i po chwili mógł usłyszeć głośny i niski śmiech PONOWNIE wysyłający wibracje do jego krocza.

Louis spojrzał na Harry'ego z boku. Wysoka szczupła sylwetka, przystojna twarz z zielonymi oczyma i dołeczki mi, przez które siedemnastolatek może mieć tylko problemy, czarny trochę pognieciony od niesienia Nialla strój. Lou zastanawiał się ile też mężczyzna może mieć lat, ale zbytnio się wstydził by o to zapytać. Harry mógłby pomyśleć, że Tommo czegoś od niego chce, albo że wypomina mu wiek. A przecież dopiero dzisiaj się poznali i Louis nie chciał być niegrzeczny dla kogoś kto zostawił 20 dolarowy napiwek.
Co przypomina mu o tym, że prawdopodobnie Horan nie byłby zachwycony gdyby dowiedział się jak wrócił do domu. Nieprzytomny przez ilość spożytego alkoholu, zaniesiony na rękach obcego i dużo starszego mężczyzny. Taaa... Miejmy nadzieję, że nie odzyska nagle świadomości, ponieważ Lou nie ma zamiaru się z tego tłumaczyć.

- Tak w ogóle to jestem Harry Styles. - przedstawił się lokowaty.

- Wiem. - Louis chciałbym móc cofnąć się w czasie i ugryźć się w język. Dlaczego nie może choć przez moment nie stawać się pośmiewiskiem w oczach starszego, bądź gadać ciągle głupoty?!

- Wiesz?

- Yyy to znaczy, Perrie powiedziała twoje imię kiedy się zjawiłeś.

No dobra to była prawie prawda. Ale lepsze to niż zwierzenia na podłodze w łazience dla personelu.

- Kelnerka?

- Uhum.

- Och, w porządku.

Przez moment szli w ciszy (pomijając bardzo głośne chrapanie Nialla które zdecydowanie dodawało nocy uroku).

W zasadzie to było nawet przyjemne. I Lou nie miał tu na myśli dźwięków wydawanych przez blondyna. Chodziło o nich. Było coś swobodnego w tym jak szli obok siebie wieczorem przez ulice Londynu i cicho rozmawiali śmiejąc się.

- To tutaj. - Lou wskazał na budynek akademika.

- Błagam, powiedz że mają tam windę...

Tommo zaśmiał się cicho na udawaną udrękę w głosie mężczyzny.

°°°°°

Wejście z nieprzytomnym Irlandczykiem na rękach na czwarte piętro było delikatnie ujmując cholernie trudne! I nie zrozumcie mnie tu źle, Harry naprawdę starał się utrzymać sylwetkę sprzed lat. Dwa razy w tygodniu chodził na siłownię, czasami biegał i raz na jakiś czas kupował karnet na basen, z którego prawie zawsze korzystał. Ogólnie rzecz biorąc miał kondycję lepszą od niejednego 30 latka.

Jednak było całkiem późno, a on miał za sobą wypad do klubu, gdzie wypił zbyt mało by było to po nim widać, ale wystarczająco by móc udawać, że ten dwudziestoparolatek, z którym miał bliższe spotkanie przy ścianie łazienki jest pewnym słodkim kelnerem. Jednakże chłopak zbytnio się o niego ocierał, jego głos był cichy i zachrypnięty (a nie wesoły i nieco piskliwy), a jego oczy nie przypominały Harry'emu letniego nieba tuż przed burzą. Jednym słowem, był całkowicie nie taki jak Will.

- Masz klucze? - sapnął czterdziestolatek gdy znaleźli się przed odpowiednimi drzwiami.

- Nie, ale wiem gdzie je trzyma. - powiedział nastolatek dumnie wypadając pierś.

Will już miał wykonać jakiś ruch, ale powstrzymał się i spojrzał ostro w stronę Stylesa.

- Odwróć się.

- Co?

- Słyszałeś. Musisz się odwrócić.
Harry stał tam zbyt zmęczony by się śmiać.

- Wiesz że gdybym chciał to mógłbym kupić cały ten budynek, prawda?

W oczach chłopaka zauważył błysk zaskoczenia, ale zdążył zapanować nad twarzą i spojrzał na mężczyznę karcąco.

- Odwracaj się Styles.

A Styles był już zbyt wyczerpany żeby się kłócić, a poza tym może lub może nie, całkiem spodobał mu się ten władczy ton w głosie młodszego.

- Gotowe! - chłopak wykrzyknął wesoło i choć Harry był pewny, że klucz do mieszkania był schowany pod wycieraczką (on nawet słyszał jak Will ją podnosi) to i tak postanowił nie zdradzać się ze swoją myślą.

Weszli do środka i czterdziestolatek nie mógł wyobrazić sobie by zamieszkał w takim miejscu. Chodzi o to, że wszystko było tu tak cholernie małe. Kelner zaświecił światło i poprowadził Stylesa w kierunku drzwi. Harry poszedł więc za nim i po chwili ułożył smacznie śpiącego i niczego nie świadomego nastolatka na materacu.

- Wygląda tak niewinnie kiedy śpi... - szepnął do niego Will i ściągnął buty swemu irlandzkiemu przyjacielowi robiąc śmieszne miny.

- Jestem pewien, że nawet koniec świata by go nie obudził. - odparował mu loczek pocierając obolałe ramię.

- Jedyna rzecz która jest w stanie obudzić Nialla Jamesa Horana to zapach jedzenia - zaśmiał się nagrywając śpiącego kołdrą. - Spisaliśmy się dzisiaj.

- My? Och przepraszam, zapomniałem że to ty dźwigałeś nieprzytomnego faceta a na koniec wniosłeś go po schodach.

Will posłał mu pół rozbawione - pół poważne spojrzenie. Po chwili położył dłoń na sercu i spytał wciąż szepcząc:

- Czy sugerujesz że jestem złym rodzicem?

- Myślę że jesteśmy najlepszymi rodzicami na świecie.

- Już myślałem że nigdy się do niego nie przyznasz!

Styles pokręcił głową rozbawiony zastanawiając się jak do licha się tu znalazł.

- Chodźmy.- szepnął nastolatek i nie wiadomo kiedy znalazł się tak blisko niego.

- Tak, zdecydowanie powinniśmy iść - głos Harry'ego wydawał się obniżyć jeszcze bardziej.

Patrzył w oczy niższego od siebie chłopaka i zauważył jak spojrzenie Willa powoli kieruje się na jego usta.

- Lub możemy zostać. - powiedział powoli brunet wypuszczając drżący oddech.

- To też jakaś opcja - rzucił będąc już w połowie drogi do warg chłopaka.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro