30.
- Kochasz mnie?! Kochasz?! Ty nawet nie wiesz co znaczy to słowo! - krzyknął Dave patrząc na nią wściekle.
- Wiesz, że to nie prawda! - zaszlochała dziewczyna - Jesteśmy dla siebie wszytkim, pamiętasz? - zacytowała ich starą obietnicę jeszcze z czasów studiów, ale mężczyzna nie wydawał się tego doceniać.
Stała tam, pół metra od niego, będąc całkowitym bałaganem. Zazwyczaj starannie ułożone włosy, wystawały na wszytkie strony z upiętego na czubku głowy koka. Tusz spływał po policzkach, zostawiąc czarne ślady. Przekrwione oczy patrzyły błagalnie na jedyny stały punkt w jej życiu, na Dave'a.
- Proszę, po porostu daj nam jeszcze jedną szansę. Ja n-naprawdę się zmienię. Obie-obiecuję - mówiła dalej, mimo chwilowej czkawki, która złapała ją przez ciągły płacz.
Mężczyzna zacisnął powieki i pięści czując narastającą złość. Dlaczego ona musi być tak głupia? Czy nie widzi, że wszytko zawsze jest jej winą?!
- Zrezygnujesz z pracy - powiedział jak najspokojniej, chcąc, żeby sens jego słów do niej dotarł.
Dwudziestopięciolatka spojrzała na niego przestraszonym spojrzeniem.
- Wiesz, że nie mogę tego zrobić. To moja pasja, ja... Ja kocham to co robię, Dave zrozum - błagała. - Harry nie da sobie beze mnie rady.
- Kochasz mnie? - zapytał wiedząc, że właśnie dokonuje szantażu emocjonalnego, ale miał to w dupie. Jego dziewczyna, nie będzie wystawiać go po raz kolejny, dla jakiejś cholernej roboty.
Leigh kiwnęła głową zawzięcie, ponieważ tak, kochała tego pijanego mężczyznę. Kochała jego całego, nawet mimo napadów złości, jakie czasem mu się zdarzały.
- Więc zrezygnujesz z tej pieprzonej roboty, rozumiesz?! - warknął chwytając ją brutalnie za włosy. Nawet jeśli sprawiał jej ból, to przecież on też cierpiał, prawda? Kochał swoją Leigh-Anne, ale ktoś musi nauczyć ją posłuszeństwa. To dla ich miłości.
Kobieta szlochała jeszcze głośniej niż wcześniej trzymając nadgarstek swojego narzeczonego. To tak bardzo bolało.
- Zamknij się już - powiedział puszczając ją, co zakończyło się upadkiem Pinnock na podłogę. Podwinęła pod siebie nogi i przesunęła pod ścianę. Czuła dzikie pulsowanie z tyłu swojej głowy, ale nie mogła się na nim zbyt długo skupić. Na razie potrzebowała uspokoić się na tyle, by móc oddychać.
-Powiedziałem zamknij się, szmato! - wrzasnął wściekły brunet podchodząc znów do skulonej postaci. - Czy tak trudno jest zrozumieć jedno głupie polecanie?! - wykrzyczał i nie mogąc dłużej utrzymać swoich nerwów, uderzył w piękną twarz swojej narzeczonej.
Idiotka. Czemu to on musi być tym, który troszczy się o ich związek?
°°°°°
Harry wszedł do swojego mieszkania dopiero o dwudziestej trzeciej. Cholera, praca chyba nigdy nie była dla niego bardziej wymagająca. Ten dzieciak, Shawn, był cholernie zdolny. Jego głos brzmiał jakby należał do anioła, nie do nastolatka. Mimo tego jednak, sprawa nie zdawała się łatwiejsza.
Zdolny czy nie zdolny, wymagał naprawdę dużego nakładu pracy z ich strony. Jak tak na to patrzy, przestaje się dziwić, że Leigh nie przyszła dziś do pracy.
Leigh... mężczyzna nie wiedział co ostatnio się z nią działo, ale miał zamiar to przemilczeć. Porozmawiają kiedy będzie gotowa. Chociaż oczywiście, pragnął by nastąpiło to jak najszybciej. Dziś nie zjawiła się w pracy i kiedy próbował się do niej dodzwonić, nie odebrała. Ale prędzej czy później zjawi się, a wtedy wszytko stanie się jasne.
Czterdziestolatek westchnął głośno, kiedy usiadł na krześle w jadalni. Miał przed sobą ogromny stół, na którym nie było absolutnie nic. Nikt też nie siedział na tych wszystkich wolnych miejscach obok niego.
Przez moment zastanawiał się nawet nad zaproszeniem do stołu swoich bliskich, po czym przypomniałem sobie, że jego syn prawdopodobnie dopiero wraca z lotniska, gdzie żegnał się z matką.
I tak, cholera, Harry już dawno nie czuł się tak samotny.
°°°°°
Louis zwymiotował kolejny raz, znosząc się cichym szlochem nad toaletą. Jest takim idiotą, naprawdę.
Czuł ból swojego żołądka, który teraz był już pusty.
Chłopak złamał dzisiaj dietę i pierwszy raz od dwóch dni zaczął jeść. Tylko, że uczucie jakie wtedy doznał... Czuł się jak alkoholik, który w końcu spróbował wina, po długiej abstynencji.
Nie mógł przestać jeść i Zayn śmiał się, że chłopak pęknie, do czasu kiedy poszedł na spotkanie. Po tym, jak został sam, Tomlinson jadł jeszcze więcej i więcej chcąc w końcu zaspokoić ogromne uczucie głodu towarzyszące mu od kilku tygodni.
A teraz leżał skulony w małej łazience, płacząc i nie mając dość siły by chociaż spuścić wodę w toalecie. Każdy skrawek ciała i duszy, po prostu wszytko, bolało go. Wiedział, że źle postępuje. Że głodzenie się i wymioty nigdy nie są dobrym rozwiązaniom. Przecież już raz przez to przechodził i pamiętał jak ciężko było przestać.
Ale Louis chce tylko poczuć się dobrze z samym sobą. Czy to naprawdę, aż tak wiele?
°°°°°
Taaa, taki troszkę mniej optymistyczny rozdział. Niestety, niezbędny w naszej historii.
Tak w ogóle, to wydaje mi się, że ostatnio dodaję nowe części tego opowiadania w zaskakującego szybkości. Też to zauważyliście?
Chciałabym dowiedzieć się co myślicie o tym ff. Ponieważ, czasami kiedy z nudów wracam sobie do starszych rozdziałów i je czytam, jestem jak "kto w ogóle pisze takie gówno?!". Więc cóż, mylę, że okay byłoby poznać wasze zdanie na ten temat. Co myślicie o tym co już było i może jak waszym zdaniem rozwinie się ta historia? Czasami wydaje mi się, że wszytko jest tu, aż nadto oczywiste i tak naprawdę każdy zna mój plan co do każdej z postaci. xD
A jeszcze tak w ogóle (już ostatnie, obiecuję!), to mamy 30 rozdział, więc jesteśmy prawie w 1/3. Tak tylko jakby kogoś to interesowało c:
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro