Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

3.

Pięć minut po spektakularnej ucieczce Louisa, drzwi do łazienki otworzyły się ukazując dziewczynę z fiołkowymi włosami trzymająca ręce na biodrach w geście wyrażającym upór.

- Poszedł? - zapytał chłopak czując kolejną falę zażenowania. Zachował się jak kompletny kretyn. Nie zdziwiłby się gdyby nigdy później go tu nie spotkał.

- Nie. Zamówił deser malinowy. Jak zawsze.

- Zawsze? - chłopak uniósł zdziwione spojrzenie na Edwards.

- Tak, jak zawsze. - dziewczyna wywróciła oczami. - To był Harry. Przychodzi raz w tygodniu, siada w tym samym miejscu, zamawia deser i pisze coś na laptopie...

Harry. Tak, to imię idealnie do niego pasuje.

- Powiesz mi co tam się stało? - Perrie kucnęła obok niego na zimnej podłodze koło umywalki.

- J-ja... Chyba się po prostu zestresowałem. - skłamał. Nie mógł powiedzieć jej o tym, że stał tam jak kompletny frajer gapiąc się na lokowatego mężczyznę przez minutę. Pomyślałaby że jest niespełna rozumu... Co zresztą było prawdą.

- Och, nie ma czym. Wszystkie pierwsze razy bywają... Stresujące, ale to nic takiego. Klienci to też ludzie i nie musisz się martwić, nikt cię nie ocenia.

Perrie była wyjątkowo miała i Tomlinson poczuł się źle przez fakt że ją oszukał. Ale przecież to nic takiego, prawda?

- Chodź, nie możesz siedzieć tu całą zmianę.

- Nie?

Perrie zaśmiała się na cichą nadzieję słyszalną w jego głosie.

°°°°°

Harry wiedział, że powinien zajmować się teraz czytaniem umowy, ale nie mógł się skupić. To wszystko przez tego niebieskookiego bruneta z nieziemskim tyłkiem. Od czterech lat przychodził tu regularnie i nigdy do tej pory go nie widział. Zresztą nieważne. Nic go nie obchodzi jakiś tam nastolatek.

"Obie strony zobowiązane są do zachowania klauzury... "

Ciekawe czy był tu nowym pracownikiem, czy może Harry wcześniej go nie zauważył.

"Z tytułu realizacji niniejszej umowy zgodnie z § 2 powyżej oraz z tytułu..."

Na pewno by go zauważył! Możliwe, że chłopak pracował po prostu w inne dni tygodnia. Tak, to musiało być to...

"W kwestiach nieuregulowanych znajdą zastosowanie przepisy kodeksu cywilnego oraz ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych..."

Mężczyzna zamknął laptopa wypuszczając sfrustrowany jęk. To nie możliwe by skupić się na tym w takich warunkach. Oparcie boksu w którym siedział nagle stało się bardzo niewygodne, klienci za nim śmiali się za głośno, a muzyka leżąca z radia na barze tylko go irytowała.

Po chwili czekania zobaczył tą miłą kelnerkę w fioletowych włosach, która zawsze go obsługiwała. Uśmiechnęła się i postawiła przed nim jego zamówienie.

- Mam nadzieję, że będzie Ci smakować.

- Umm tak, oczywiście. - już się odwracała w celu odejścia, kiedy wyrwało mu się. - A ten chłopak?

- Co z nim?

Harry szybko starał się wymyślić jakiś pretekst dlaczego miałby o niego pytać. Czuł jak mózg mu się poci próbując nie wyjść na kretyna.

- Widziałem jak szybko biegł w stronę toalet... Nic mu nie jest?

Tak, to brzmiało w miarę normalnie. Po prostu martwił się. Był ciekaw co się stało, ale to wszytko. Jak zwyczajny klient.

Przecież jesteś zwyczajnym klientem, upomniał się w myślach.

- Och, to jego pierwszy dzień i był odrobinę zestresowany, ale już w porządku.

Kelnerka poszła w stronę barku, na którym czekały już kolejne zamówienia do odebrania.

Już po chwili jadł w milczeniu swój deser i przyglądał się dyskretnie chłopakowi siedzącemu na blacie lady. Brunet wpatrywał się w swój telefon i nie był świadomy uwagi jaką poświęcał mu zielonooki klient.

Will może mieć najwyżej 19 lat, myślał Styles. Co znaczy, że jestem od niego starszy o minimalnie 21 lat. Przecież to jeszcze dzieciak! Jest w wieku...

- Kochanie wróciłem! - w drzwiach lokalu pojawiła się jasna głowa z zaszklonymi oczami i lekko różowymi policzkami. W jego głosie słychać było irlandzki akcent i 40-latek nie mógł sobie przypomnieć skąd go zna.

Głowa Williama uniosła się w górę, a na jego młodej - za młodej - twarzy pojawił się szeroki uśmiech.

Cóż, całkiem możliwe, że ich mocny powitalny uścisk odebrał Harry'emu apetyt. Wyciągnął odpowiednią sumę wraz z 20 dolarowym napiwkiem dla Willa, chwycił laptop i niezauważenie opuścił "Pyszne żarełko". Była dopiero 19:30 i miał jeszcze dużo czasu do zmarnowania tej nocy.

°°°°°

- Szczerze mówiąc spodziewałam się, że będzie gorzej. Fred uprzedził mnie, że nie masz żadnego doświadczenia i możesz sobie nie radzić.

- Dzięki, nie ma to jak miłe słowa na koniec dnia. - zaśmiał się Lou.

Było dopiero w pół do dziesiątej i bar zamykali dopiero za 30 minut, ale na sali nie było już klientów. Niall spał spokojnie na jednej z kanap od dwóch godzin, a Tommo, Perrie, Liam i Ryan siedzieli przy stoliku rozmawiając i dzieląc się napiwkami. Dziewczyna dostała dziś 59 dolców, a Louis 32.

- Pod koniec dnia dzielimy się nimi z kucharzami - kiwnęła głową w stronę chłopców. - Każdy oddaje połowę tego co dostał, a oni dzielą się tym po równo.

Tomlinson pokiwał głową, choć wizja dzielenia się ciężko zarobionymi pieniędzmi nie była zbytnio wesoła. Teraz wszytko co miał to zaledwie 16 dolców! Chwycił swoją dolę, po czym schował ją do portfela. Spojrzał na jego rozwalające się brzegi i pomyślał, że przydałby mu się nowy. Cóż, teraz kiedy ma pracę nie powinno to być takim problemem.

Perrie zarządziła, że zamkną dzisiaj wcześniej i Lou pomyślał że pod nieobecność szefa, to ona tutaj rządzi.

- A co z nim? - spytał Liam wskazując chrapiącego Irlandczyka.

- Zajmę się tym. - odparł Louis.

- Jesteś pewien, że nie chcesz pomocy? Jakąś godzinę temu próbowałam go obudzić i skutek jest taki, że nadal śpi.

- Spoko, poradzę sobie sam. Akademik Horana jest tylko dwie przecznice stąd.

- To wydaje się dużo jeśli masz zamiar dźwigać pijanego chłopaka.

Louis zaśmiał się i zbył machnięciem ręki słowa dziewczyny. Co prawda nie był najsilniejszy, ale przecież poradzi sobie z odprowadzaniem przyjaciela do mieszkania.

°°°°°

Co jest nie tak ze sposobem w jaki działa mózg Louisa? Był dopiero w połowie drogi, a już umierał z wyczerpania. Jakim cudem nieprzytomni ludzie są tacy ciężcy?!

Jutro - jeśli dożyje - urządzi Niallowi niezłą awanturę za sytuację w jakiej ten go postawił.

Taszczył właśnie ciało swego przyjaciela - ta myśl wydała mu się teraz bardzo zabawna - kiedy usłyszał ciche wołanie za nim. Odwrócił się i omal nie pozwolił upaść swemu przyjacielowi twarzą w chodnik, gdy ktoś go chwycił pomagając mu zachować równowagę.

- Potrzebujesz pomocy, Will?

I cóż, ten głos mógł sprawić, że nie tylko Niall będzie leżeć tu bezwładnie. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro