Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

24.

Niedzielny poranek minął Louisowi zaskakująco szybko. Może dlatego, że większą jego część przespał. W normalnych warunkach zmarnowałby chwilę na marudzenie Zaynowi o tym, jak bardzo boli go głowa, ale cóż... Powiedzmy, że Malik potrzebuje kilku dni, by ochłonąć.

Chłopak wyrzucił mulata z myśli i skupił się na przeszywającym jego twarz spojrzeniu Edwards.

-Więc...? - przeciągnęła poszerzając swój głupi uśmiech.

- Nie mam zamiaru ci o tym opowiadać!

- Chyba wolisz żebym dowiedziała się od ciebie, niż sprawdziła sama? - zażartowała Perrie, a Louis za bardzo ją lubił, by móc jej odmówić.

- Był... troszkę duży. - powiedział rumieniac się zaciekle.

- Jak troszkę? - zapytała unosząc swą wypielęgnowaną brew.

- Ogromnie - odparł wiedząc, że prędzej czy później wydobędzie z niego wszytkie informacje.

Dziewczyna posłała mu uśmieszek nawijając na palec pasmo swoich włosów. Naprawdę, Louisowi ciężko przyzwyczaić się do jej blond wersji.

Oderwał spojrzenie od Perrie, by skupić się na kliencie szybko zbliżającym się do lady.

- Czekamy tutaj już dziesięć minut i nikt nas nie obsłużył! - zaczął mężczyzna i Tommo wiedział, że jest to jeden z tych czepialskich. Jak zawsze więc w takich przypadkach, odwrócił swą głowę w tył, by móc zawołać Edwards, ale ta jakimś dziwnym trafem zniknęła za drzwiami kuchni.

- Cholerna Perrie - warknął wiedząc, że postąpiłby dokładnie tak samo, co nie zmienia faktu, że to irytujące  W jaki sposób on ma niby zwalić na nią swoją robotę, kiedy jej tu nie ma?!

- Że co?

- Nie do pana - odparł szatyn notując sobie w pamięci, by przestać mówić do siebie na głos. Na szczęście nikt tego nie zauważa... No, prawie nikt.

°°°°°

Mike uśmiechnął się do trójki swoich nowych przyjaciół. Szczerze mówiąc nie wiedział do końca dlaczego ich tu przyprowadził (no dobra, być może miał pewne podejrzenia), ale chłopcy wyrazili chęć pójścia gdzieś po zakończonej próbie i cóż... całkowitym przypadkiem Clifford znał jedno odpowiednie miejsce.

- Czy to już blisko? Ponieważ moje nogi błagają o śmierć! - narzekał Calum, na co reszta chłopców jedynie wywróciła oczami. Hood nie byłby sobą, gdyby nie wspomniał o tym, jak bardzo zmęczony, albo głodny był.

- Tak w zasadzie to już. - odpowiedział mu fioletowo włosy popychając jednym ramieniem skrzypiące drzwi "Pysznego Żarełka".

- Boże, jak tu ciepło! - powiedział rozmarzonym głosem Ashton, wciągając do nosa woń placków ziemniaczanych pieczonych na zbyt dużej ilości tłuszczu. - Aż chce się żyć.

°°°°°

Louis podniósł swoje spojrzenie w tym samym momencie, kiedy drzwi knajpy się otwarły. Odruchowo rzucił okiem na przybyłą grupę i... no dobra, ten blondyn z loczkami jest naprawdę gorący. Cóż, Tomlinson nigdy nie krył swojej miłości do nich. I Chryste, czy to są dołeczki?!

- To obrzydliwe! - krzyknął rozbawiony głos Mike'a, kiedy chłopak z przekłutą wargą pocałował policzek jakiegoś azjaty. Chwila... Mike?

- Czemu mam wrażenie, że gapisz się na nich bardziej, niż powinieneś? - szepnęła mu do ucha Perrie, strasząc tym szatyna.

- Uhg, to... Mike.

- Mike jak ten facet z którym spałeś? - zapytała i zrobiła to chyba odrobinkę za głośno.

- Shhh! - uciszył ją Louis przekładając jej dłoń do ust. - Tak to on, ale... Fuuj, czy ty mnie polizałaś?!

Chłopak spojrzał na swoją biedną dłoń z współczuciem dla samego siebie. Zaraz potem wytarł ślinę uśmiechniętej kelnerki o jej strój.

- Poważnie, Perrie. Musimy ustalić jakieś zasady.

Blondynka wywróciła oczami.

- A od kiedy ty niby masz jakieś zasady?

Tomlinson wciągnął szybko powietrze i rzucił jej urażone spojrzenie.

- A to niby co ma znaczyć?!

- Chcesz o tym teraz rozmawiać, czy może obsłużysz w końcu swojego kochanka?

Chłopak zacisnął usta, chwycił cztery rozpadające się karty menu i ruszył w stronę boksu, przy którym usiedli nowoprzybyli.

°°°°°

Tomlinson zaciągnął się kolejny raz, czując jak zimno ogarnia jego ciało. Och, naprawdę, Lou rozumie, że listopad i te sprawy. Ale czy ten cholerny mróz nie może poczekać, aż szatyn uzbiera pieniądze na nowy płaszcz?!

Chłopak zatuptał w miejscu chcąc się rozgrzać. Gdyby nie te głupie papierosy, nawet nie musiałby wychodzić. Znaczy, do momentu kiedy musiałby wyjść... Nieważne.

Poczuł wibrację telefonu i sięgnął swoją zlodowaciałą dłonią w stronę kieszeni. Ugh, naprawdę, czy wyciągnięcia tego gówna musi być takie trudne?!

Jak się okazało, tak. Ponieważ zanim Lou zdążył wyciągnąć aparat, telefon przestał dzwonić. Zdenerwowany włączył wyświetlacz odczytując powiadomienie.

Jedno nie odebrane połączenie od Harry.

Chłopak już miał zamiar oddzwonić, kiedy przyszedł sms.

Harry: tssemu nje odpierasz?
21:33

Louis: moje palce zamarzły i nie zdążyłem odebrać xx
21:34

Harry: znam swjetnyu spozub na rozgrzanie twoicj paluszkow :))
21:34

Louis: Harold, czy ty jesteś pijany? :>
21:34

Harry: a czy to by cji przeszkadcało?
21:36

Louis: może troszkę xd
21:36

Harry: W takijm rezie apsolumoe nir jeztsem piany ;*
21:40

Chłopak zaśmiał się patrząc na ekran swojego telefonu. Boże, czy ktoś może być bardziej uroczy?

Louis: kiedy jesteś pijany, jesteś całkiem słodki
21:41

Harry: tyylk dla ciepie >3
21:43

°°°°°
DZIEŃ DOBRY!
WITAM SERDECZNIE!
HEJKA.
Or cokolwiek.
Omg, zrobiliśmy to. Mam na myśli... PIEPRZONE 10 000 WYŚWIETLEŃ. ❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤ kocham was tak bardzoooo.
Xoxo

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro