20.
Styles spojrzał na Louisa smutnym wzrokiem, ale kiedy zobaczył łzy na jego małej twarzyczce, wszystko nabrało nagle sensu.
- Spierdalaj facet, nie widzisz, że jesteśmy zaję... - ale nie zdążył dokończyć, ponieważ czyjaś pięść nieco mu w tym przeszkodziła.
Nagle zdolność Louisa do wydawania dźwięków powróciła. Wiedział, że krzyczy, ale nie potrafił przestać, nawet jeśli bardzo chciał.
Harry chwycił się za bolącą rękę.
- Co jest stary?! - wrzasnął chłopak przekładając dłoń do twarzy. Nagle wokół trójki mężczyzn zebrał się spory tłum gapiów łaknących krwi.
Styles nie zdążył odsunąć się, nim nastolatek naparł na niego z wściekłym rykiem. Poczuł uderzenie w żołądek i wciągnął głośno powietrze. Schylił się w pół, dotykając bolącego miejsca.
Jednak młodszemu wciąż nie było dość. Zamachnął się nogą i prędko uniósł swe kolano, które spotkało się z twarzą Stylesa.
- Przestań, proszę, przestań! - krzyczał rozhisteryzowany Louis widząc w jak kiepskim stanie jest Harry.
Napastnik spojrzał na niego pogardliwie, po czym splunął wściekle i odszedł.
- Wszytko w porządku, Harry? - zapytał Tomlinson czule dotykając czterdziestolatka. Mężczyzna kiwnął głową, więc szatyn szepnął - Chodźmy stąd. Trzeba to opatrzyć.
°°°°°
- Masz może coś zimnego? - zapytał Harry czując się absolutnie żałośnie przez to, że dał się pokonać jakiemuś dzieciakowi.
- Ach, tak tak. - powiedział szatyn podchodząc do lodówki i przeszukując półki.
- Najlepszy byłby lód, ale może też być mięso.
Tomlinson spojrzał na prawie pustą lodówkę wahając się pomiędzy puszką kukurydzy a pizzą. W końcu wybrał to pierwsze i podszedł do siedzącego na stołku barowym mężczyzny.
- Proszę. - patrzył jak Styles przykłada metalowe opakowanie do wielkiego siniaka na twarzy, który powoli zaczynał się robić fioletowy. - Harry?
- Tak?
Osiemnastolatek odczekał moment, by upewnić się, że słowa, które teraz padną, nie zostaną zignorowane.
- Dziękuję Ci, że tam byłeś. - Harry spuścił głowę nisko, ale Louis chwycił go za podbródek najdelikatniej jak potrafił i uniósł jego twarz tak, by mogli patrzeć sobie w oczy. - Mówię poważnie. Dziękuję, za to co dla mnie zrobiłeś. Czułem się tak strasznie przerażony, że nawet nie mogłem krzyknąć...
- Nie powinienem był Cię w ogóle zostawiać. To moja wina, że do tego w ogóle doszło...
- Nie, nic by się nie stało gdybym nie zachował się jak kretyn. - westchnął cichutko czując jak policzki zaczynają go palić.
Styles patrzył jak młodszy chłopak robi się zawstydzony i pierwszy raz tego wieczora pomyślał o tym, że może jednak wina leży po obu stronach. Oczywiście, Louis mógłby zachowywać się jak największa dziwka w okolicy i to wciąż nie dawałoby temu facetowi usprawnienia dla tego co robił. Jednak chłopak jest na tyle dorosły, by sam móc ocenić zagrożenie w odpowiednim momencie.
- Myślę, że zdecydowanie nie można zwalić winy na jednego z nas. - orzekł w końcu.
- Chcesz powiedzieć, że żaden z nas nie zawinił?
- Chcę powiedzieć, że oboje totalnie zjebaliśmy sprawę. - odparł czterdziestolatek patrząc w Louisa swoimi zielonymi oczami. - Ale wciąż może być lepiej.
Oboje nagle zdali sobie sprawę z tego jak blisko siebie się znajdują. Tommo mógł poczuć lekki podmuch wydychanego przez Harry'ego powietrza na swoim policzku. Zjechał spojrzeniem na wargi starszego.
Pieprzyć zdrowy rozsądek, pomyślał Lou wpijając się w usta mężczyzny.
Ich wargi spotkały się w połowie drogi i naprawdę trudno określić, które z nich były bardziej wygłodniałe. Szatyn rozchylił usta i język mężczyzny wysunął się do środka.
Harry zsunął się z blatu nie rozłączając ich warg. W momencie kiedy ich ciała otarły się o siebie, oboje wyciągnęli szybko powietrze. Nagle ich dłonie znalazły się wszędzie. Szatyn sapnął, gdy Harry ścisnął mocno jego pośladki.
- Miałem na to ochotę od kiedy zobaczyłem Cię w tym przeklętym barze. - szepnął schodząc pocałunkami na szyję młodszego.
- Tak w zasadzie, to nie jest bar.
- Świetnie, opowiedz mi więcej. - mruknął Styles unosząc nagle chłopaka, który ominął swoje nogi wokół jego pasa. - Którędy do twojej sypialni?
Tommo zaśmiał się zaskoczony, ale zreflektował się szybko.
- Drugie drzwi po prawej - odpowiedział i tym razem on przyssał się do skóry starszego.
Poczuł jak mężczyzna szybko pokonuje mały korytarz uprzednio wychodząc z kuchni. Nagle jedna z rąk, które do tej pory trzymały jego tyłek zniknęła, by otworzyć drzwi. Mężczyzna zaświecił światło i rzucił okiem na pokój.
- Masz większe łóżko?
Louis spojrzał na swój jednoosobowy materac przyciśnięty do ściany. Rzeczywiście, trochę mało miejsca...
- Więc? - przerwał jego myśli Harry i Louis mógł zobaczyć wybrzuszenie rysujące się na jego spodniach.
- W pokoju Zayna jest więcej miejsca. - powiedział i znów mógł poczuć dwie silne ręce chwytające go w talii i unoszące tak, że był teraz twarzą w twarz z tyłkiem swojego czterdziestoletniego bohatera.
°°°°°
Okay, wiem że rozdział jest wyjątkowo krótki, ale uparłam się, żeby dodać coś w swoje urodziny, więc oto jest!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro