Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

20.

Styles spojrzał na Louisa smutnym wzrokiem, ale kiedy zobaczył łzy na jego małej twarzyczce, wszystko nabrało nagle sensu.

- Spierdalaj facet, nie widzisz, że jesteśmy zaję... - ale nie zdążył dokończyć, ponieważ czyjaś pięść nieco mu w tym przeszkodziła.

Nagle zdolność Louisa do wydawania dźwięków powróciła. Wiedział, że krzyczy, ale nie potrafił przestać, nawet jeśli bardzo chciał.

Harry chwycił się za bolącą rękę.

- Co jest stary?! - wrzasnął chłopak przekładając dłoń do twarzy. Nagle wokół trójki mężczyzn zebrał się spory tłum gapiów łaknących krwi.

Styles nie zdążył odsunąć się, nim nastolatek naparł na niego z wściekłym rykiem. Poczuł uderzenie w żołądek i wciągnął głośno powietrze. Schylił się w pół, dotykając bolącego miejsca.

Jednak młodszemu wciąż nie było dość. Zamachnął się nogą i prędko uniósł swe kolano, które spotkało się z twarzą Stylesa.

- Przestań, proszę, przestań! - krzyczał rozhisteryzowany Louis widząc w jak kiepskim stanie jest Harry.

Napastnik spojrzał na niego pogardliwie, po czym splunął wściekle i odszedł.

- Wszytko w porządku, Harry? - zapytał Tomlinson czule dotykając czterdziestolatka. Mężczyzna kiwnął głową, więc szatyn szepnął - Chodźmy stąd. Trzeba to opatrzyć.

°°°°°

- Masz może coś zimnego? - zapytał Harry czując się absolutnie żałośnie przez to, że dał się pokonać jakiemuś dzieciakowi.

- Ach, tak tak. - powiedział szatyn podchodząc do lodówki i przeszukując półki.

- Najlepszy byłby lód, ale może też być mięso.

Tomlinson spojrzał na prawie pustą lodówkę wahając się pomiędzy puszką kukurydzy a pizzą. W końcu wybrał to pierwsze i podszedł do siedzącego na stołku barowym mężczyzny.

- Proszę. - patrzył jak Styles przykłada metalowe opakowanie do wielkiego siniaka na twarzy, który powoli zaczynał się robić fioletowy. - Harry?

- Tak?

Osiemnastolatek odczekał moment, by upewnić się, że słowa, które teraz padną, nie zostaną zignorowane.

- Dziękuję Ci, że tam byłeś. - Harry spuścił głowę nisko, ale Louis chwycił go za podbródek najdelikatniej jak potrafił i uniósł jego twarz tak, by mogli patrzeć sobie w oczy. - Mówię poważnie. Dziękuję, za to co dla mnie zrobiłeś. Czułem się tak strasznie przerażony, że nawet nie mogłem krzyknąć...

- Nie powinienem był Cię w ogóle zostawiać. To moja wina, że do tego w ogóle doszło...

- Nie, nic by się nie stało gdybym nie zachował się jak kretyn. - westchnął cichutko czując jak policzki zaczynają go palić.

Styles patrzył jak młodszy chłopak robi się zawstydzony i pierwszy raz tego wieczora pomyślał o tym, że może jednak wina leży po obu stronach. Oczywiście, Louis mógłby zachowywać się jak największa dziwka w okolicy i to wciąż nie dawałoby temu facetowi usprawnienia dla tego co robił. Jednak chłopak jest na tyle dorosły, by sam móc ocenić zagrożenie w odpowiednim momencie.

- Myślę, że zdecydowanie nie można zwalić winy na jednego z nas. - orzekł w końcu.

- Chcesz powiedzieć, że żaden z nas nie zawinił?

- Chcę powiedzieć, że oboje totalnie zjebaliśmy sprawę. - odparł czterdziestolatek patrząc w Louisa swoimi zielonymi oczami. - Ale wciąż może być lepiej.

Oboje nagle zdali sobie sprawę z tego jak blisko siebie się znajdują. Tommo mógł poczuć lekki podmuch wydychanego przez Harry'ego powietrza na swoim policzku. Zjechał spojrzeniem na wargi starszego.

Pieprzyć zdrowy rozsądek, pomyślał Lou wpijając się w usta mężczyzny.
Ich wargi spotkały się w połowie drogi i naprawdę trudno określić, które z nich były bardziej wygłodniałe. Szatyn rozchylił usta i język mężczyzny wysunął się do środka.

Harry zsunął się z blatu nie rozłączając ich warg. W momencie kiedy ich ciała otarły się o siebie, oboje wyciągnęli szybko powietrze. Nagle ich dłonie znalazły się wszędzie. Szatyn sapnął, gdy Harry ścisnął mocno jego pośladki.

- Miałem na to ochotę od kiedy zobaczyłem Cię w tym przeklętym barze. - szepnął schodząc pocałunkami na szyję młodszego.

- Tak w zasadzie, to nie jest bar.

- Świetnie, opowiedz mi więcej. - mruknął Styles unosząc nagle chłopaka, który ominął swoje nogi wokół jego pasa. - Którędy do twojej sypialni?

Tommo zaśmiał się zaskoczony, ale zreflektował się szybko.

- Drugie drzwi po prawej - odpowiedział i tym razem on przyssał się do skóry starszego.

Poczuł jak mężczyzna szybko pokonuje mały korytarz uprzednio wychodząc z kuchni. Nagle jedna z rąk, które do tej pory trzymały jego tyłek zniknęła, by otworzyć drzwi. Mężczyzna zaświecił światło i rzucił okiem na pokój.

- Masz większe łóżko?

Louis spojrzał na swój jednoosobowy materac przyciśnięty do ściany. Rzeczywiście, trochę mało miejsca...

- Więc? - przerwał jego myśli Harry i Louis mógł zobaczyć wybrzuszenie rysujące się na jego spodniach.

- W pokoju Zayna jest więcej miejsca. - powiedział i znów mógł poczuć dwie silne ręce chwytające go w talii i unoszące tak, że był teraz twarzą w twarz z tyłkiem swojego czterdziestoletniego bohatera.


°°°°°
Okay, wiem że rozdział jest wyjątkowo krótki, ale uparłam się, żeby dodać coś w swoje urodziny, więc oto jest!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro