Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2.

Tydzień później Louis załamywał ręce nad kolejną straconą szansą. W każdym miejscu, gdzie pytał o możliwość zatrudnienia się, albo niedawno znaleźli pracownika, albo propozycja była nieaktualna. W jednym czasopiśmie zaoferowano mu bezpłatny staż, ale umówmy się, takie rzeczy go nie interesowały. Mając do wyboru dużo pracy za darmo, bądź wylegiwanie się w łóżku i narzekanie na niesprawiedliwość świata RÓWNIEŻ za darmo, nie musiał się długo zastanawiać.

- Zawsze pozostaje mi sprzedanie organów. - mruknął.

- Patrząc na to ile palisz i pijesz, nie sądzę by ktoś chciał je kupić - odrzekł mu Zayn pisząc coś na laptopie.

Siedzieli właśnie w salonie a w tle leciała jakaś komedia romantyczna z Gerardem Butlerem, której żaden z nich tak naprawdę nie oglądał, ale Lou i tak nie pozwalał przełączyć. Bo rozumiecie, to GERARD BUTLER. Pieprzony bóg seksu i nawet jeśli Tomlinson był właśnie zajęty marudzeniem o swojej okropnej sytuacji, nic nie mogło zmusić go do odmówienia sobie tego widoku.

- Wiesz, mój kolega jest kucharzem w takiej jednej restauracyjce niedaleko centrum...

- Restauracyjce? - brew szatyna uniosła się podejrzliwie do góry.

- No dobra, byłem tam tylko dwa razy i lokal wydaje się nieco... - mulat umilkł na moment szukając w głowie odpowiedniego określenia - niższych lotów, ale zarobki są całkiem spoko, a jako kelner dostawałbyś również napiwki.

- Kelner? - przez oburzenie głos Louisa stał się dziwnie piskliwy - Miałbym obsługiwać ludzi, którzy traktowaliby mnie jak powietrze i im usługiwać? Wiesz Zayn, to nie brzmi jak praca marzeń.

- Nie chcesz, to nie. Tylko mówię. Zawsze możesz wybrać sprzedaż nerek na czarnym rynku albo darmowe staże w nikomu nieznanych gazetach.

- Twoja wiara w moje możliwości dodaje mi ambicji.

- Wiesz że nie o to chodzi. - chłopak westchnął poprawiając się na fotelu. - Po prostu staram ci się pomóc. Jak na razie nigdzie nie potrzebowali niedoświadczonego studenta drugiego roku aspirujacego na pisarza, który nie lubi się przemęczać i jest wyznawcą zasady "co masz zrobić dzisiaj, zrób jutro, a najlepiej za miesiąc". Ale wciąż w ciebie wierzę. Jestem pewien że gdzieś tam na pewno szukają kogoś takiego jak ty. Ludzie pilnie potrzebują spóźnialskich, rozkapryszonych księżniczek których szybkość pracy zależy od weny i nastroju.

Zirytowany Tomlinson wywrócił oczami na to całe przedstawienie które odstawił przyjaciel. Może rzeczywiście nie był wymarzonym pracownikiem, a jego cv świeciło pustkami, ale przecież to nie wszytko! Był młody, energiczny, pełen pasji i miał milion pomysłów na minutę. W dodatku naprawdę lubił pisać a jego styl można było określić jako co najmniej dobry. Poza tym, nie poszedł na studia po to, żeby skończyć podając jedzenie wątpliwego pochodzenia w zapyziałej knajpce.

Może i miał swoje potrzeby i bardzo przydałyby mu się teraz pieniądze, ale Louis William Tomlinson miał swoją dumę.

I nie miał zamiaru rezygnować z niej dla kilku markowych rzeczy.

°°°°°

Pieprzyć dumę, pomyślał Louis wchodząc w piątkowe popołudnie do lokalu o niezbyt wyrafinowanej nazwie "Pyszne żarełko". Cóż, przynajmniej miał pewność, że żaden z jego znajomych nigdy się tu nie pojawi.

Minął kilka typowo pubowych stolików, przy których siedziała niewielka ilość gości, głównie wyglądających na gangi motorzystów lub grupki hipsterów. Skierował się do małego baru za którym siedziała dziewczyna w przykrótkim uniformie kelnerki.

- Umm cześć, jestem Louis. - podrapał się po głowie nie do końca wiedząc co powiedzieć. - Miałem tu się dzisiaj zjawić w sprawie pracy.

Zaskakująco ładna dziewczyna w fiołkowych włosach uniosła na niego swoje oczy.

- O tak, jasne. Fred coś wspominał o nowym pracowniku. - wyciągnęła przed siebie dłoń którą uścisnął. - Jestem Perrie i jestem tu jedną z trzech kelnerek. Pozostałe dwie pracują od 8 rano do 15 i wtedy zaczyna się nasza zmiana. - dziewczyna uśmiechnęła się szeroko a Louis nic nie mógł poradzić na myślenie o tym jak ktoś może się uśmiechać pracując w miejscu takim jak to.

- Okay, więc... Od czego zacząć?

- Może najpierw wszytko ci pokażę. Na początku będziesz się trochę gubić, ale po jakimś czasie przywykniesz.

I choć wiedział, że dziewczyna starała się być miła, wizja 'przywyknięcia' do takiego miejsca wydawała mu się przerażająca.

°°°°°

- Więc widzisz, że to nie jest takie straszne. - rzuciła Perrie uśmiechając się delikatnie w jego stronę. Minęła godzina w czasie której Edwards pokazała mu system zbierania zamówień, tak aby się nie pomylił; nauczyła go przyrządzać kawę w starym ekspresie który czasem kopał prądem i przedstawiła pozostałym pracownikom knajpy.

- Muszę przyznać że spodziewałem się czegoś gorszego - przyznał po chwili namysłu.

- Tak naprawdę to praca tutaj jest całkiem fajna - powiedział Ryan, dwudziestoletni pomocnik Liama w kuchni.

Tomlinson rzucił mu sceptycznie spojrzenie. Może rzeczywiście nie było tu AŻ TAK strasznie jak się spodziewał, ale dzień w którym POLUBI pracę tu będzie dniem gdy dobrowolnie odda się w ręce psychiatrów.

- Gotowy na swojego pierwszego klienta? - zapytała dziewczyna wskazując na drzwi skąd dochodził dźwięk dzwoneczka ogłaszający przybycie następnej osoby.

Louis westchnął głęboko poprawiając za dużą czerwono-żółtą koszulkę polo z logo knajpki i krzywo przypiętą plakietką z imieniem.

Chwycił menu i ruszył w kierunku boksu gdzie usiadł przybyły mężczyzna. A więc stało się. On - Louis William Tomlinson oficjalnie został kelnerem. Wyjechał do Londynu w celu studiowania dziennikarstwa i podbicia świata a skończył tu, w nikomu nieznanej knajpie jako służący tych wszystkich ludzi. Czuł na sobie spojrzenie hipsterów które zdawało się z niego naśmiewać. Tak się kończą te twoje głupie marzenia - powiedziałby teraz jego ojciec gdyby tylko mógł go zobaczyć.

Nagle nastało sugestywne odchrząknięcie.

Louis spojrzał w dół by napotkać najpiękniejszy odcień zieleni jaki widział w ciągu ostatnich 18 lat swojego życia. Przed nim rozciągały się żywe lasy z promieniami słońca przedostającego się między koronami drzew, młode listki małego krzewu otulone gęstą czernią... A to wszystko w oczach siedzącego przed nim mężczyzny.

- Ehm, przepraszam William. Czy mógłbym prosić menu? - głęboki głos wyrwał chłopca ze świata marzeń.

- Kto?

- Will to skrót od Williama, mam rację? - spytał mężczyzna wskazując plakietkę na koszulce Tommo.

- Och.. Tak ale... - Louis już miał wytłumaczyć, że nigdzie nie mogli znaleźć odpowiedniej plakietki, dlatego wziął taką z jego drugim imieniem, gdy nagle poczuł niesamowitą suchość w gardle.

- To jak, Will, dostanę moje menu? - mężczyzna wydawał się bardzo rozbawiony zachowaniem nastolatka i Lou mógł poczuć znajome ciepło w okolicach policzków.

- Umm... Przepraszam na moment - pisnął kładąc przed zdziwionym klientem kartę dań po czym najszybciej jak potrafił ruszył w kierunku toalet dla personelu mijając Perrie, której brwi unosiły się wysoko ponad starymi lampami "Pysznego żarełka". 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro