100.
(Już raz napisałam ten rozdział, ale mój głupi komputer usunął go w całości i nie mógł przywrócić zmian, a ja prawie rozryczałam się z frustracji. Niestety nie jest tak łatwo przypomnieć sobie tekst liczący około tysiąca słów, więc TO różni się od oryginału. I chociaż zazwyczaj bardzo mi zależy, to teraz mam to gdzieś. Nawet jeśli zamiast rozdziału wyjdzie jakieś gówno, pierdolę to. Więc ostrzegam, że może być chujowo. I przepraszam za słownictwo, ale czuję się trochę jakby ktoś mnie zdzielił w twarz. Pieprz się Wattpadzie.)
Louis wchodzi do mieszkania Harry'ego czując lekki stres. Ma tylko kilka godziny, zanim Styles wróci z pracy, a została mu cała masa rzeczy do przygotowania.
Pierwszą rzeczą jaką robi jest próba znalezienia sypialni starszego. Był w tym mieszkaniu tylko raz, chyba jeszcze w listopadzie, a i tak spędził ten czas oglądając "Słodki Listopad" (cóż za ironia biorąc pod uwagę, że jego dzień wtedy wcale nie był słodki), więc prawdę mówiąc, jego orientacja w tym terenie jest słaba. Otwiera przypadkowe drzwi i trafia do... sypialni Gordona? Prawdopodobnie, sądząc po stercie sportowych butów w rogu pokoju i gitarze elektrycznej, którą ktoś porzucił na środku łóżka. Tomlinson wychodzi z pokoju i kręcąc głową stara się pozbyć dziwnego wrażenia déjà vu.
Następne drzwi prowadzą już do sypialni Harry'ego i Tommo jest zadowolony ze znalezienia jej. Kładzie swoją torbę ostrożnie na łóżku i delikatnie wyciąga z niej mały prezent dla Harry'ego. Stawia pudełko z własnoręcznie upieczonym sernikiem na biurku mężczyzny i szybko sprawdza czy ciastu nic się nie stało. Nie chciałby zepsuć ich idealnego wieczoru jakąś głupotą.
°°°°°
Michael czuje się wypompowany z emocji, kiedy wreszcie dociera na swoje piętro. Drzwi windy otwierają się, a chłopak jest tak zmęczony, że w pierwszej chwili nawet nie zauważa głośno grającej muzyki dochodzącej z jego mieszkania.
Dzisiejszy dzień był dla niego okropny.
Po pierwsze, spędził cały ranek latając jak idiota po mieście z różą w ręku, szukając Tomlinsona. Czekał na chłopaka pod salą, w której powinien mieć pierwszy wykład, później poszedł do jego mieszkania, a następnie spędził pół godziny w Pysznym Żarełku, próbując wydobyć informacje od jakiejś nie współpracującej kelnerki. W końcu zdecydował się zadzwonić do Nialla, który powiedział mu, że Lou spędza walentynki ze swoim facetem. To ostatecznie dobiło Clifforda, który wyrzucił różę do ulicznego kosza, ku zgorszeniu wszystkich przechodzących obok kobiet.
Następnie wybrał się na próbę z chłopakami (5SOS mieli urządzić dziś wieczorem koncert i Mike był więcej niż pewny, że Luke planuje dla ich czwórki coś specjalnego z okazji walentynek). Kiedy dotarł na miejsce okazało się, że zostawił swoją gitarę w domu. Chłopcy byli nieco zirytowani, jednak widząc wyczerpaną minę niebieskowłosego, postanowili to przemilczeć. Tak czy inaczej teraz zmuszony został do półgodzinnej drogi powrotnej w celu zdobycia swojej szczęśliwej gitary na dzisiejszy wieczór.
Wchodzi do mieszkania, a naprawdę głośna muzyka uderza w jego uszy.
"I had all and then most of you, some and now none of you
take me back to the night we met" (miałem całość ciebie, później większość, odrobinkę, a teraz nie mam cię w ogóle / zabierz mnie do nocy kiedy się poznaliśmy)
Jakie ironiczne, myśli wywracając oczami i kierując się do sypialni swojego ojca, gdzie ma zamiar kazać ściszyć mu to dołujące gówno.
°°°°°
- Wesołych walentynek. - Mówi Harry całując Louisa zachłannie.
- Wesołych walentynek. - Powtarza młodszy czując się jak największy szczęściarz na świecie.
Ręce Louisa zatapiają się w lokach starszego, gdy duże dłonie bruneta lądują na jego tyłku. Tommo chichocze na to radośnie, po czym dociska ich spragnione ciała bliżej siebie. Oboje zaczynają poruszać się w rytm lecącej melodii i mają gdzieś, że właśnie tańczą pośrodku pokoju Stylesa. Oboje czują się w tym momencie niesamowicie radośni i silni, jakby ich uczucia miały wystarczyć do pokonania całego zła tego świata.
- Kocham cię. - Szepcze Tomlinson, gdy starszy rzuca jego ciało na łóżko.
Styles zawisa nad nim i wygląda jakby walczył sam z sobą. Zaciska mocno wargi, jakby bał się, żeby żadne słowa niekontrolowanie nie wydarły się na powierzchnię. Ale Louis widzi to w jego oczach i już samo to daje mu nadzieję. Nadzieję tak wielką, że postanawia zaryzykować mimo wszystko.
- Powiedz to. - Mówi cicho, kiedy swoim kciukiem delikatnie uwalnia dolną wargę mężczyzny.
Gdy Harry bierze głęboki wdech, Louis już wie, że dzielą go jedynie sekundy od stania się najszczęśliwszą osobą na ziemi. To takie dziwne uczucie, wiedzieć, że za moment zdarzy się coś, na co czekał od października.
- Ja... - Zaczyna powoli starszy, uważnie dobierając słowa, jednocześnie nie spuszczając swojego spojrzenia z niebieskich źrenic, które były powodem jego upadku. - Ja cię...
- Tato?
Dwójka mężczyzn odrywa się od siebie jak na zawołanie, kiedy słyszą ten dobrze znany im obu głos. Twarze całej trójki bledną, a ich uta otwierają się szeroko w niedowierzaniu.
- Mike? - Udaje się wydusić Louisowi, którego gardło nagle stało się bardzo suche.
- Znacie się? - Pyta oszołomiony Harry, natychmiastowo wstając z łóżka. Tommo podąża jego śladem, jednak spojrzenie starszego skupia się wyłącznie na jego pierworodnym.
Przez moment zalega cisza, podczas której niebieskowłosy ociera zagubioną łzę lecącą w dół jego policzka. On i Tomlinson wpatrują się w siebie zrozpaczonymi spojrzeniami, oboje mając nadzieję, że to wszystko może jeszcze okazać się po prostu złym snem.
- My... chodzimy razem na zajęcia. - Duka Louis, a na twarzy jego przyjaciela pojawia się jeszcze większe rozcarowanie i złość. Tommo stara się przekazać mu spojrzeniem niemą porśbę, chociaż tak w zasadzie sam nie wie, o co prosi. Jest zagubiony, wystraszony, zszokowany.
- Tak, znamy się. - Mówi do swojego ojca Mike ze łzami bezsilności w oczach. - Pieprzymy się czasem, wiesz?
Usta Harry'ego otwierają się w szoku, kiedy kark szatyna pokrywa się rumieńcem wstydu.
- To on jest tą osobą, o której ci mówiłem, tato. - Ciągnie dalej chłopak dając nacisk na ostatnie słowo. Czuje się jakby został zdradzony. I to nie przez byle kogo. Przez swoją miłość i swojego ojca. - To on jest chłopakiem, w którym się zakochałem. To on jest tym cholernym chłopakiem... - Jego głos załamuje się, kiedy łzy zaczynają kapać z jego twarzy. - A ty jesteś jego pierdolonym Harrym.
Po tych słowach, niebieskowłosy wybiega z pokoju. Styles od razy zrywa się za nim, chcąc go zatrzymać, przeprosić go, spróbować to wyjaśnić i poukładać.
- Harry, to nie tak! - Krzyczy rozgorączkowany Louis, łapiąc mężczyznę za ramię. - Błagam pozwól mi to wyjaśnić.
Starszy wyszarpuje się z jego uścisku, ale Tommo zastępuje mu drogę.
- Muszę z nim porozmawiać! - Krzyczy czterdziestojednolatek, próbując go wyminąć i nawet nie zwracając uwagi na łzy młodszego. - Louis do cholery, zejdź mi z drogi!
- Wyjaśnię. - Szlocha szatyn, próbując złapać dłoń zielonookiego.
Kilka metrów dalej, Michael zatrzaskuje za sobą drzwi wejściowe z głośnym trzaskiem, który przez sekundę zagłusza lecącą muzykę.
- Puść mnie do kurwy, Louis! - Wykrzykuje w końcu starszy, tracąc cierpliwość. - Po prostu zostaw mnie w spokoju! - Woła, kiedy wreszcie udaje mu się wyrwać z uścisku młodszego. Następnie wybiega za swoim synem, w drodze do drzwi chwytając przypadkową bluzę dla Mike'a.
Tomlinoson przez moment patrzy w ślad za nim, aż w końcu jego szloch przejmuje nad nim kontrolę. Chłopak upada na podłogę z trzęsącymi się ramionami i sercem zmiażdżonym przez okrutną rzeczywistość.
°°°°°
Okay, więc 100 rozdział za nami, teraz został nam już tylko epilog (i może jakieś dodatki).
Jezu.
Czy tylko ja czuję się dziwnie pusta, wiedząc, że to już koniec?... Tylko ja? Okay.
Kocham was,
Wiktoria xxx
PS: mam dla was małą niespodziankę w postaci gier(?)/testu(?) z Expensive. Powinnam go dodać za chwilę i mam nadzieję, że wam się spodoba. (TAK, CHCĘ PO PROSTU OPÓŹNIĆ ZAKOŃCZENIE)
I dziękuję za 92K wyświetleń oraz niewyobrażalną ilość waszych komentarzy pod ostatnim rozdziałem. Naprawdę, sprawiacie, że moje dni są o wiele lepsze!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro