1.
Louis zazwyczaj był całkiem pozytywnie nastawiony do świata. I nawet lubił deszcz, lubił dźwięk jaki wydawał uderzając o różne rzeczy i to jak cudownie było go czuć na skórze.
Ale w momencie gdy jego stopa odziana w nowy but, wpadła do kałuży, był gotów go znienawidzić. Poważnie, on kupił je wczoraj. I wydał na nie sto funtów. Co było dla niego równoznaczne z głodowaniem do końca miesiąca.
Przeklął w myślach ten cholerny Londyn i jego popieprzoną pogodę. Dlaczego właściwie uparł się by tu studiować? Czy nie mógł wybrać uczelni bliżej domu? Na przykład w jego rodzinnym mieście? Wtedy nadal mógłby mieszkać z rodzicami i w ten sposób, oszczędził by na jedzeniu i czynszu.
Oczywiście to były tylko takie myśli. Nie wrócił by do domu rodzinnego choćby nawet za miliard dolarów. Z tamtym miejscem kojarzyło mu się zbyt wiele przykrych wspomnień. I ludzi. Między innymi jego ojciec. Homofob wygłaszający swoje rasistowskie komentarze, nienawidzący wszelakiej inności zawsze uważał Tommo za niewystarczająco męskiego. I było to idealną wymówką dla pomiatania synem i faworyzowaniem jego młodszych sióstr. Gdy Lou pierwszy - i ostatni - raz przyprowadził do domu swojego ówczesnego chłopaka - Kayla - jego ojciec nie powiedział nic poza tym, że nie życzy sobie syna pedała. Zaraz po tym jak uderzył go w twarz.
Osiemnastolatek otrząsnął się ze wspomnień wreszcie wchodząc do mieszkania, które wynajmował wraz z Zaynem. Jego pokój był malutki i w zasadzie mieściło się tam tylko jednoosobowe łóżko i mała szafa z biurkiem, ale póki nie musiał dzielić swojego pokoju z innymi ludźmi, był zadowolony.
Poza tym, Lou nigdy nie potrafił zapanować nad swoją rozrzutnością, a brak pieniędzy nie sprawiał, że był bardziej oszczędny. Więc kiedy kolejny raz zdarzyło mu się nie odłożyć pieniędzy na akademik, Niall powiedział mu o chłopaku który szuka współlokatora. I być może mulat czasami przyjmował też inne zapłaty za mieszkanie, ale nikt Louisa nie wini. Przecież był tylko nastolatkiem i zdecydowanie miał prawo do błędów.
- Loueh, to ty? - krzyknął Malik z salonu.
- A kto inny otworzyłby drzwi kluczem?
- Mega zabawne. - Tomlinson mógł Poczuć, że Malik wywraca oczami.
Louis wszedł do małego saloniku połączonego z kuchnią i zastał współlokatora pochylonego nad stolikiem z dużą ilością prochów na nim.
- Jeśli jesteś głodny, to zostało jeszcze trochę spaghetti.
- Serio proponujesz mi odgrzewane spaghetti gdy na stole jest jakiś kilogram towaru wartego więcej niż to mieszkanie? - zaśmiał się, czym zasłużył sobie na srogie spojrzenie Malika. - Dobra, nieważne.
- Jak zajęcia? - spytał ciemnowłosy, podczas gdy osiemnastolatek wkładał talerzyk z jedzeniem do mikrofalówki.
- Beznadziejnie. Wydaje mi się, że Ci wszyscy profesorowie chodzą na specjalne wykłady o tym jak zanudzić człowieka na śmierć. - po chwili wyciągnął swoją porcję z mikrofali i wraz z widelcem i gorącym talerzem usiadł na podłodze przed Zaynem. - A ty? Co dziś porabiałeś?
- To co zwykle. Byłem na mieście, odwiedziłem starych znajomych...
Louis wiedział już po wspólnym mieszkaniu z Zaynem to od roku, że to określenie oznacza, iż mulat ma tu na myśli także swojego ojca, którego odwiedzał raz na kilka miesięcy i nie były to przyjemne wizyty.
- Co u niego?
- Wciąż pije. Wygląda jak gówno.
- Och, więc to rodzinne? - zapytał starając się rozluźnić atmosferę i chyba mu się udało sądząc po małej poduszce lecącej w stronę jego głowy.
- Po co ci studia skoro jesteś takim debilem? - zaśmiał się Malik i powrócił do odmierzania gramowych porcji.
Następnego dnia rano Louis znacznie ostrożniej stawiał stopy pomiędzy wielkimi kałużami, pozostałościami z wczorajszej ulewy.
Ubiegłej nocy rozmawiał z Zaynem na temat pieniędzy. Jedyną opcją dla Tommo by móc sobie dorobić, było znalezienie jakiejś dorywczej pracy. Mógłby uczęszczać na wykłady w tygodniu, a weekendy i czas po szkole poświęcać nowemu zajęciu. Wiedział że pieniądze które dostawał od rodziny nie są wystarczające na pokrycie kosztów jego utrzymania jeśli wciąż miał zamiar spełniać swoje kosztowne zachcianki. Miał już dość jedzenia w kółko resztek po Zaynie tylko dlatego, że znów wydał wszytko na jakąś markową rzecz.
- Cześć stary!
Chłopak odwrócił się by ujrzeć rozpromienioną jak zawsze twarz jego irlandzkiego kolegi. Na pierwszym roku studiów, on i Niall mieli wspólny pokój w akademiku, zanim ten został z niego wyrzucony i zamieszkał z Zaynem. Jednak mimo tego rozstania, oboje wciąż pozostawali w przyjacielskich kontaktach.
- Aloha Nialler. Co tam?
- W porządku. Byłem na weekend w domu i dowiedziałem się że mój stary znajomy przyjeżdża do Londynu.
- Och, to super. Kiedy będzie?
- W następnym tygodniu. Udało mu się podpisać kontrakt z pewną drużyną i od następnego sezonu oficjalnie wchodzi w skład drużyny.
- Jak się nazywa? - Lou otworzył drzwi i przesunął się przepuszczając przyjaciela.
- Mike. Na razie zamieszka ze swoim ojcem, więc jego impreza powitalna prawdopodobnie tam się odbędzie.
- Kto będzie?
- Członkowie jego drużyny, nasi wspólni znajomi. W sumie całkiem spora gromadka, ale luz. Apartament jego ojca jest ogromny. Facet jest jakimś producentem muzycznym, w życiu nie widziałem tylu płyt!
Tomlinson zaśmiał się przez podziw z jakim jego przyjaciel o tym opowiadał. To było naprawdę zabawne, Niall i ta jego fascynacja muzyką. Chyba nie znał nikogo kto interesowałby się tym bardziej niż blondyn.
- To jak, wpadniesz? - spytał Horan kiedy już mieli się rozdzielać.
- Czy ja wiem... Nawet go nie znam.
- No i co? To przyjęcie powitalne! Mike zna tu zaledwie kilka osób. To daje mu okazję znaleźć nowych znajomych.
- Dobra, może wpadnę. Daj mi znać kiedy dokładnie się zjawi.
- Jasne. A i Lou?
- Tak? - chłopak odwrócił się z uśmiechem.
- Możesz wziąć ze sobą Zayna. Ostatnio w ogóle go nie widuję.
- Jasne.
Po czym ruszył w kierunku sali gdzie od pięciu minut trwał wykład.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro