Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

prolog

- Odpierdol się ode mnie po prostu raz na zawsze i idź pieprzyć się z Kate, jeśli tak cię "uwiodła" - Wykrzyczałam, robiąc cudzysłów palcami w powietrzu.

Z impetem otworzyłam drzwi i wyszłam z mieszkania mojego, byłego już, chłopaka. Wsiadłam do zamówionej wcześniej taksówki.

- Na lotnisko Sztokholm-Skavsta, poproszę. 

Kilkadziesiąt minut później byłam już na lotnisku. Nienawidzę podróżować zimą. W samolocie trzeba się utykać z grubą kurtką i ciepłymi butami - jednym słowem gorąco i niewygodnie. 

Gdy tylko przekroczyłam próg lotniska, zdjęłam puchową kurtkę i przewiesiłam ją przez walizkę. 

Po około czterech godzinach opuściłam lotnisko Heathrow w Londynie. Taksówką pojechałam do hotelu. Gdy tylko się zameldowałam i weszłam do pokoju, padłam twarzą na łóżko.

Nie trwało to jednak długo, bo zadzwonił do mnie telefon.

- Hej, Zara! - Usłyszałam wesoły głos rudzielca.

- Cześć, Ed. - Westchnęłam.

- Dzwonił do mnie Oscar. - Zajebiście. - To prawda, że go zostawiłaś?

- Nie zostawiłam, tylko mnie zdradził!

- Co? Nie wierzę. Z kim?

- Pamiętasz Kate?

- Czekaj. Kate?! Tą Kate?!

- Dokładnie. Boże, jestem debilką. Sama go z nią poznałam... Ależ ja byłam głupia. Zostałam sama i to bez dachu nad głową, kurwa!

- Też kobieta, tylko krocze ma robocze.

- Nie pomagasz, Edward, nie pomagasz.

- Życie ci nie miłe, Zaro Mario Larsson?

- Zajebię cię, jak tylko cię zobaczę. 

- Mnie jeszcze nie ma w Londynie, będę z rana, ale...Taylor chyba już jest, jeśli czegoś potrzebujesz, to...

- Jest okej, Ed.

- Nie kłam. Wiem, że próbujesz udawać, że jest okej, ale nie jest.

- Dobra, wiesz co, mniejsza. Jak nastroje przed Jingle Bell?

- W porządku. Wiesz, chcę też już wrócić do domu.

- Mi to mówisz? Nie byłam w Sztokholmie od miesięcy, a jak już się tam zjawiłam, przyłapałam chłopaka na zdradzie. Żyć, nie umierać.

- Dobra, dobra, znajdziesz kogoś o stokroć lepszego. Młoda, ja kończę, bo muszę się pakować, ale wyślij mi adres, podjedziemy po ciebie jutro.

- "My"?

- Ja, Jade, Jesy, Perrie, Leigh-Anne, Ashley i Taylor.

- Jak zamierzasz zmieścić się w tyle osób w samochodzie?

- Zaufaj mi. Do jutra.

- Pa!

- Pa!

Rozłączyłam się i rzuciłam telefon na poduszkę. Z głośnym westchnieniem wstałam i podeszłam do walizki. Wyjęłam z niej coś do ubrania jako piżamę oraz niezbędne do wzięcia prysznica kosmetyki i poszłam do łazienki. 

Rozczesywałam włosy, gdy usłyszałam pukanie do drzwi. Zdziwiona poszłam otworzyć, a za progiem stały Tay, Jade, Jess, Pezz, Leigh i Ashley.

- Zabiję Eda. - Westchnęłam, wznosząc oczy do nieba.

- Jeśli już kogoś będziemy zabijać, to Oscara. - Powiedziała Taylor, a po chwili tkwiłam z nimi w grupowym uścisku.

- Chodź. - Perrie pociągnęła mnie wgłąb pokoju.

- Mamy alkohol, lody, słodycze, a pizza jest w drodze. - Oznajmiła Ashley.

Dopiero po drugiej butelce wina i trzeciej pizzy zaczęłam mięknąć.

- Ale mam teraz wyrzuty sumienia... - Westchnęła Taylor. - Kate to moja tancerka, gdybym cię z nią nie poznała, nie zaprzyjaźniłybyście się...

- Laski... - Jade przewróciła oczami. - 'Cause he was just a 

- Dick, and you knew it. - Dokończyłyśmy wspólnie i się zaśmiałyśmy. 

- Byłam z nim dwa lata. Dwa lata zmarnowane.Przecież... - Opadłam plecami na materac.

- Zara, masz dwadzieścia dwa, nie czterdzieści lat. - Powiedziała Leigh-Anne. - Znajdziesz kogoś.

Nie wiedziałam tylko, jak szybko to nastąpi.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro