prolog
- Odpierdol się ode mnie po prostu raz na zawsze i idź pieprzyć się z Kate, jeśli tak cię "uwiodła" - Wykrzyczałam, robiąc cudzysłów palcami w powietrzu.
Z impetem otworzyłam drzwi i wyszłam z mieszkania mojego, byłego już, chłopaka. Wsiadłam do zamówionej wcześniej taksówki.
- Na lotnisko Sztokholm-Skavsta, poproszę.
Kilkadziesiąt minut później byłam już na lotnisku. Nienawidzę podróżować zimą. W samolocie trzeba się utykać z grubą kurtką i ciepłymi butami - jednym słowem gorąco i niewygodnie.
Gdy tylko przekroczyłam próg lotniska, zdjęłam puchową kurtkę i przewiesiłam ją przez walizkę.
Po około czterech godzinach opuściłam lotnisko Heathrow w Londynie. Taksówką pojechałam do hotelu. Gdy tylko się zameldowałam i weszłam do pokoju, padłam twarzą na łóżko.
Nie trwało to jednak długo, bo zadzwonił do mnie telefon.
- Hej, Zara! - Usłyszałam wesoły głos rudzielca.
- Cześć, Ed. - Westchnęłam.
- Dzwonił do mnie Oscar. - Zajebiście. - To prawda, że go zostawiłaś?
- Nie zostawiłam, tylko mnie zdradził!
- Co? Nie wierzę. Z kim?
- Pamiętasz Kate?
- Czekaj. Kate?! Tą Kate?!
- Dokładnie. Boże, jestem debilką. Sama go z nią poznałam... Ależ ja byłam głupia. Zostałam sama i to bez dachu nad głową, kurwa!
- Też kobieta, tylko krocze ma robocze.
- Nie pomagasz, Edward, nie pomagasz.
- Życie ci nie miłe, Zaro Mario Larsson?
- Zajebię cię, jak tylko cię zobaczę.
- Mnie jeszcze nie ma w Londynie, będę z rana, ale...Taylor chyba już jest, jeśli czegoś potrzebujesz, to...
- Jest okej, Ed.
- Nie kłam. Wiem, że próbujesz udawać, że jest okej, ale nie jest.
- Dobra, wiesz co, mniejsza. Jak nastroje przed Jingle Bell?
- W porządku. Wiesz, chcę też już wrócić do domu.
- Mi to mówisz? Nie byłam w Sztokholmie od miesięcy, a jak już się tam zjawiłam, przyłapałam chłopaka na zdradzie. Żyć, nie umierać.
- Dobra, dobra, znajdziesz kogoś o stokroć lepszego. Młoda, ja kończę, bo muszę się pakować, ale wyślij mi adres, podjedziemy po ciebie jutro.
- "My"?
- Ja, Jade, Jesy, Perrie, Leigh-Anne, Ashley i Taylor.
- Jak zamierzasz zmieścić się w tyle osób w samochodzie?
- Zaufaj mi. Do jutra.
- Pa!
- Pa!
Rozłączyłam się i rzuciłam telefon na poduszkę. Z głośnym westchnieniem wstałam i podeszłam do walizki. Wyjęłam z niej coś do ubrania jako piżamę oraz niezbędne do wzięcia prysznica kosmetyki i poszłam do łazienki.
Rozczesywałam włosy, gdy usłyszałam pukanie do drzwi. Zdziwiona poszłam otworzyć, a za progiem stały Tay, Jade, Jess, Pezz, Leigh i Ashley.
- Zabiję Eda. - Westchnęłam, wznosząc oczy do nieba.
- Jeśli już kogoś będziemy zabijać, to Oscara. - Powiedziała Taylor, a po chwili tkwiłam z nimi w grupowym uścisku.
- Chodź. - Perrie pociągnęła mnie wgłąb pokoju.
- Mamy alkohol, lody, słodycze, a pizza jest w drodze. - Oznajmiła Ashley.
Dopiero po drugiej butelce wina i trzeciej pizzy zaczęłam mięknąć.
- Ale mam teraz wyrzuty sumienia... - Westchnęła Taylor. - Kate to moja tancerka, gdybym cię z nią nie poznała, nie zaprzyjaźniłybyście się...
- Laski... - Jade przewróciła oczami. - 'Cause he was just a
- Dick, and you knew it. - Dokończyłyśmy wspólnie i się zaśmiałyśmy.
- Byłam z nim dwa lata. Dwa lata zmarnowane.Przecież... - Opadłam plecami na materac.
- Zara, masz dwadzieścia dwa, nie czterdzieści lat. - Powiedziała Leigh-Anne. - Znajdziesz kogoś.
Nie wiedziałam tylko, jak szybko to nastąpi.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro