6. Take care of your rich ass!
Tak jak poprzednio - jeśli widzicie błąd, napiszcie x
• • •
Resztę dnia spędzili na zwiedzaniu Los Angeles. Harry pokazywał mu najciekawsze miejsca, a Louis był naprawdę zachwycony, bo to jedno z najpiękniejszych miast świata i nikt nie zmieni jego zdania.
— Będę tęsknił, Venice! — powiedział szatyn, gdy już odjeżdżali z tej dzielnicy. Założył okulary przeciwsłoneczne Harry'ego i spojrzał na niego, uśmiechając się. Spędził naprawdę świetnie ten dzień!
— Los Angeles będzie pogrążone w smutku i tęsknocie, gdy wyjedziesz — odparł, jadąc w stronę Beverly Hills, aby wziąć wszystkie rzeczy. Niedługo będą musieli wracać...
— Może kiedyś tu wrócę, spodobało mi się — wyznał szczerze, kładąc stopy, na których miał żółte vansy, na desce rozdzielczej. Stylesowi naprawdę spodobały się zakupy i nie mógł ich nie kupić. — Żyjesz tu tak... normalnie? Wiesz, to twój dom?
— Mój dom rodzinny jest w Wielkiej Brytanii, ale można powiedzieć, że... LA jest bliskie — kiwnął głową, zmieniając powoli bieg.
— Pewnie nie spotkamy się już... Co jeszcze chcesz ze mną zrobić, Harry? — zapytał. — Mamy jeszcze kilka godzin.
— A co ty byś chciał? — uśmiechnął się delikatnie... nieco rozczulony, ale i smutny. Nie chciał zostawać sam.
— Możemy pojechać do tamtej restauracji i zjeść kolację, a później... posiedzimy w twoim apartamencie? Wykorzystam to, gdzie mieszkasz, aby podziwiać to miasto.
I Harry się zgodził, bo nie mógł odmówić, gdy Louis się uśmiechał.
Więc pojechali do tamtej restauracji, podeszła do nich kelnerka z niebieskimi włosami, a Tomlinson uśmiechnął się na jej widok. Złożyli zamówienie, czyli to co wczoraj, a następnie Harry zaczął się przyglądać jego twarzy, aby jak najdokładniej ją zapamiętać.
— Jesteś piękny — oznajmił loczek w pewnym momencie.
— Dziękuję, sir — odparł z uśmiechem. Było mu trochę żal Harry'ego... nie miał absolutnie nikogo, no może miał rodzinę, ale jakoś ich tutaj nie widział, a sam H stwierdził, że był nieco samotny.
— Kiedy będziemy w Las Vegas, nie będę m-
— Nie rozmawiajmy teraz o Vegas, nie psuj atmosfery — uciszył go, machając dłonią. Chciał już wrócić do Zayna, ale z drugiej strony... towarzystwo tego dżentelmena nie było złe.
Po zjedzeniu kolacji ta sama kelnerka przyszła, aby wziąć pieniądze i talerze, a Harry dał jej ogromny napiwek, stwierdzając, że to miła osoba i na to zasłużyła.
— To było szlachetne — skomentował Louis, gdy siedzieli już w samochodzie.
— Spodobała ci się ta kelnerka?
— Spodobała? W jakim sensie? — zmarszczył brwi. — Była miła i wyglądała na fajną, to tyle.
— Lubisz niebieskie włosy u kogoś? — dopytał Styles.
— Nie, ale u niej wyglądało to świetnie — uśmiechnął się, obserwując dłonie Stylesa, które obejmowały niezbyt mocno kierownicę. Przyjrzał się jego tatuażom i musiał przyznać, że wyglądały naprawdę ładnie.
Wkrótce byli w apartamencie Harry'ego, gdzie uruchomił gramofon, który zaraz zaczął wydawać pierwsze dźwięki jego ulubionego albumu.
— Możesz mieć najnowszą technologię, a używasz gramofonu? — parsknął Louis, siadając po turecku na kanapie.
— Wolę tak słuchać muzyki... Słyszę dokładniej każdy dźwięk, słowo — wyjaśnił, siadając obok niego.
— Czy ty masz jakieś popędy w stronę sztuki? — zapytał, wyjmując telefon z kieszeni, bo zaczął mu się wbijać w udo.
— Lubię podziwiać piękne rzeczy, w tym przypadku muzykę — uśmiechnął się.
Louis nie wiedział kiedy i jak, ale kilka minut później, gdy w tle leciała już inna piosenka, Harry zbliżał się do niego, układając dłoń na policzku młodszego. To był pierwszy taki dotyk, na który pozwolił sobie bez zapytania, czy to było w porządku.
— Harry — westchnął cicho, czując, jak ze stresu jego serce przyspieszyło swoją pracę.
Harry po prostu spojrzał w sztormowe oczy i zbliżył się jeszcze, już prawie muskając jego usta swoimi. Pragnął tego... Poprawka: potrzebował tego. Louis był taki piękny i nie chciał się już hamować.
— Nie rób tego, proszę... — szepnął młodszy, układając dłoń na jego torsie, aby go odsunąć. Kochał Zayna i chciał być mu wierny.
— Oh, ja... — policzki Harry'ego stały się rumiane. Nie chciał być nachalny... naprawdę nie chciał. — Przepraszam, nie powinienem naruszać twojej przestrzeni osobistej. Nie zmieniaj o mnie zdania, nie chcę cię wykorzystać, przysięgam.
— Nie twierdzę, że chcesz mnie wykorzystać — posłał mu nieco wymuszony uśmiech. — Okay, Harry? Po prostu... jestem zajęty.
— Przepraszam — powtórzył.
— Nie przepraszaj.
Musiało minąć pół godziny, aby atmosfera opadła i nie była taka gęsta. Louis później zmienił płytę winylową i uśmiechał się szeroko, słuchając jednego z najlepszych zespołów wszech czasów. Harry zaprosił go do tańca i mimo iż tańczyli do rockowej piosenki... to było okay. Najzwyczajniej w świecie okay.
Czas przelatywał im tak szybko jak piasek przez palce, aż w końcu telefon Harry'ego dał o sobie znać. To był szofer, który zawieźć miał ich na lotnisko... i właśnie w tym momencie zaczął go ogarniać smutek. Louis wprowadził do jego życia trochę radości i czegoś nowego, a teraz miał wrócić do domu... do swojego kochającego chłopaka.
Nie odzywali się zbyt wiele, gdy już siedzieli w samochodzie. Louis starał się nie czuć źle z tym, że dostał kilka ciuchów i parę butów, ale w końcu dostanie sto tysiaków już za chwilę, więc co to za różnica?
Lądując na dachu Wynn, poczuł uścisk w żołądku, nie chciał, aby Styles był samotny, ale... w końcu nie mógł mu zaproponować przyjaźni, to byłoby niezręczne.
— Wiem, że jest ci zimno... — zaczął głośno Harry, gdy wysiedli z helikoptera, jednak silnik wciąż pracował; rozwiewał ich włosy na wszystkie strony. — Ale tutaj musimy się pożegnać, Lou!
— Dlaczego? Nie wejdziesz do środka? — zmarszczył brwi, przyglądając się jego twarzy.
— Nie mogę... spieszę się — to było kłamstwo. Nie spieszył się, po prostu trochę bolało go serduszko.
— Szkoda... — Louis przylgnął do jego ciała, przytulając się. To w końcu ich koniec, racja? — Trzymaj się i nie oferuj obcym ludziom pieniędzy... wkrótce zostaniesz oszukany.
Styles objął go mocno, trzymając blisko siebie, jakby mając nadzieję na to, że to sprawi, że wszystko choć na chwilę będzie w porządku... Łudził się na to.
Jakieś dwie minuty później odsunęli się od siebie, Harry podarował młodszemu sto tysięcy, jakie mu obiecał i... odszedł.
— Hej, Harry! — zawołał jeszcze, a ten odwrócił się i spojrzał na niego. — Uważaj na swój bogaty tyłek!
— Uważaj na swój zajęty tyłek! — parsknął.
Zanim wsiadł, podszedł do Louisa i złożył delikatny pocałunek na jego czole. Dopiero wtedy czuł, że mógł wrócić do swojego normalnego życia.
Tomlinson pomachał mu, a już chwilę później zbiegał po schodach, aby jak najszybciej znaleźć się w ciepłym wnętrzu budynku.
— Kochanie! — usłyszał nagle. Odwrócił głowę w lewo i z uśmiechem wpadł w ramiona Zayna. — Hej, kochanie...
— Tęskniłem za tobą — wyznał, wdychając znajomy zapach perfum.
— Chodźmy do domu.
Opuszczając Wynn i wsiadając do samochodu, mogli zauważyć helikopter, który odrywał się od budynku, aby następnie skierować się w jakimś kierunku.
— Było warto? — zapytał pilot.
— Tak... było warto, widziałem uśmiech Louisa tak często — westchnął w odpowiedzi Harry.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro