Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

6. Take care of your rich ass!

Tak jak poprzednio - jeśli widzicie błąd, napiszcie x

• • •

Resztę dnia spędzili na zwiedzaniu Los Angeles. Harry pokazywał mu najciekawsze miejsca, a Louis był naprawdę zachwycony, bo to jedno z najpiękniejszych miast świata i nikt nie zmieni jego zdania.

— Będę tęsknił, Venice! — powiedział szatyn, gdy już odjeżdżali z tej dzielnicy. Założył okulary przeciwsłoneczne Harry'ego i spojrzał na niego, uśmiechając się. Spędził naprawdę świetnie ten dzień!

— Los Angeles będzie pogrążone w smutku i tęsknocie, gdy wyjedziesz — odparł, jadąc w stronę Beverly Hills, aby wziąć wszystkie rzeczy. Niedługo będą musieli wracać...

— Może kiedyś tu wrócę, spodobało mi się — wyznał szczerze, kładąc stopy, na których miał żółte vansy, na desce rozdzielczej. Stylesowi naprawdę spodobały się zakupy i nie mógł ich nie kupić. — Żyjesz tu tak... normalnie? Wiesz, to twój dom?

— Mój dom rodzinny jest w Wielkiej Brytanii, ale można powiedzieć, że... LA jest bliskie — kiwnął głową, zmieniając powoli bieg.

— Pewnie nie spotkamy się już... Co jeszcze chcesz ze mną zrobić, Harry? — zapytał. — Mamy jeszcze kilka godzin.

— A co ty byś chciał? — uśmiechnął się delikatnie... nieco rozczulony, ale i smutny. Nie chciał zostawać sam.

— Możemy pojechać do tamtej restauracji i zjeść kolację, a później... posiedzimy w twoim apartamencie? Wykorzystam to, gdzie mieszkasz, aby podziwiać to miasto.

I Harry się zgodził, bo nie mógł odmówić, gdy Louis się uśmiechał.

Więc pojechali do tamtej restauracji, podeszła do nich kelnerka z niebieskimi włosami, a Tomlinson uśmiechnął się na jej widok. Złożyli zamówienie, czyli to co wczoraj, a następnie Harry zaczął się przyglądać jego twarzy, aby jak najdokładniej ją zapamiętać.

— Jesteś piękny — oznajmił loczek w pewnym momencie.

— Dziękuję, sir — odparł z uśmiechem. Było mu trochę żal Harry'ego... nie miał absolutnie nikogo, no może miał rodzinę, ale jakoś ich tutaj nie widział, a sam H stwierdził, że był nieco samotny.

— Kiedy będziemy w Las Vegas, nie będę m-

— Nie rozmawiajmy teraz o Vegas, nie psuj atmosfery — uciszył go, machając dłonią. Chciał już wrócić do Zayna, ale z drugiej strony... towarzystwo tego dżentelmena nie było złe.

Po zjedzeniu kolacji ta sama kelnerka przyszła, aby wziąć pieniądze i talerze, a Harry dał jej ogromny napiwek, stwierdzając, że to miła osoba i na to zasłużyła.

— To było szlachetne — skomentował Louis, gdy siedzieli już w samochodzie.

— Spodobała ci się ta kelnerka?

— Spodobała? W jakim sensie? — zmarszczył brwi. — Była miła i wyglądała na fajną, to tyle.

— Lubisz niebieskie włosy u kogoś? — dopytał Styles.

— Nie, ale u niej wyglądało to świetnie — uśmiechnął się, obserwując dłonie Stylesa, które obejmowały niezbyt mocno kierownicę. Przyjrzał się jego tatuażom i musiał przyznać, że wyglądały naprawdę ładnie.

Wkrótce byli w apartamencie Harry'ego, gdzie uruchomił gramofon, który zaraz zaczął wydawać pierwsze dźwięki jego ulubionego albumu.

— Możesz mieć najnowszą technologię, a używasz gramofonu? — parsknął Louis, siadając po turecku na kanapie.

— Wolę tak słuchać muzyki... Słyszę dokładniej każdy dźwięk, słowo — wyjaśnił, siadając obok niego.

— Czy ty masz jakieś popędy w stronę sztuki? — zapytał, wyjmując telefon z kieszeni, bo zaczął mu się wbijać w udo.

— Lubię podziwiać piękne rzeczy, w tym przypadku muzykę — uśmiechnął się.

Louis nie wiedział kiedy i jak, ale kilka minut później, gdy w tle leciała już inna piosenka, Harry zbliżał się do niego, układając dłoń na policzku młodszego. To był pierwszy taki dotyk, na który pozwolił sobie bez zapytania, czy to było w porządku.

— Harry — westchnął cicho, czując, jak ze stresu jego serce przyspieszyło swoją pracę.

Harry po prostu spojrzał w sztormowe oczy i zbliżył się jeszcze, już prawie muskając jego usta swoimi. Pragnął tego... Poprawka: potrzebował tego. Louis był taki piękny i nie chciał się już hamować.

— Nie rób tego, proszę... — szepnął młodszy, układając dłoń na jego torsie, aby go odsunąć. Kochał Zayna i chciał być mu wierny.

— Oh, ja... — policzki Harry'ego stały się rumiane. Nie chciał być nachalny... naprawdę nie chciał. — Przepraszam, nie powinienem naruszać twojej przestrzeni osobistej. Nie zmieniaj o mnie zdania, nie chcę cię wykorzystać, przysięgam.

— Nie twierdzę, że chcesz mnie wykorzystać — posłał mu nieco wymuszony uśmiech. — Okay, Harry? Po prostu... jestem zajęty.

— Przepraszam — powtórzył.

— Nie przepraszaj.

Musiało minąć pół godziny, aby atmosfera opadła i nie była taka gęsta. Louis później zmienił płytę winylową i uśmiechał się szeroko, słuchając jednego z najlepszych zespołów wszech czasów. Harry zaprosił go do tańca i mimo iż tańczyli do rockowej piosenki... to było okay. Najzwyczajniej w świecie okay.

Czas przelatywał im tak szybko jak piasek przez palce, aż w końcu telefon Harry'ego dał o sobie znać. To był szofer, który zawieźć miał ich na lotnisko... i właśnie w tym momencie zaczął go ogarniać smutek. Louis wprowadził do jego życia trochę radości i czegoś nowego, a teraz miał wrócić do domu... do swojego kochającego chłopaka.

Nie odzywali się zbyt wiele, gdy już siedzieli w samochodzie. Louis starał się nie czuć źle z tym, że dostał kilka ciuchów i parę butów, ale w końcu dostanie sto tysiaków już za chwilę, więc co to za różnica?

Lądując na dachu Wynn, poczuł uścisk w żołądku, nie chciał, aby Styles był samotny, ale... w końcu nie mógł mu zaproponować przyjaźni, to byłoby niezręczne.

— Wiem, że jest ci zimno... — zaczął głośno Harry, gdy wysiedli z helikoptera, jednak silnik wciąż pracował; rozwiewał ich włosy na wszystkie strony. — Ale tutaj musimy się pożegnać, Lou!

— Dlaczego? Nie wejdziesz do środka? — zmarszczył brwi, przyglądając się jego twarzy.

— Nie mogę... spieszę się — to było kłamstwo. Nie spieszył się, po prostu trochę bolało go serduszko.

— Szkoda... — Louis przylgnął do jego ciała, przytulając się. To w końcu ich koniec, racja? — Trzymaj się i nie oferuj obcym ludziom pieniędzy... wkrótce zostaniesz oszukany.

Styles objął go mocno, trzymając blisko siebie, jakby mając nadzieję na to, że to sprawi, że wszystko choć na chwilę będzie w porządku... Łudził się na to.

Jakieś dwie minuty później odsunęli się od siebie, Harry podarował młodszemu sto tysięcy, jakie mu obiecał i... odszedł.

— Hej, Harry! — zawołał jeszcze, a ten odwrócił się i spojrzał na niego. — Uważaj na swój bogaty tyłek!

— Uważaj na swój zajęty tyłek! — parsknął.

Zanim wsiadł, podszedł do Louisa i złożył delikatny pocałunek na jego czole. Dopiero wtedy czuł, że mógł wrócić do swojego normalnego życia.

Tomlinson pomachał mu, a już chwilę później zbiegał po schodach, aby jak najszybciej znaleźć się w ciepłym wnętrzu budynku.

— Kochanie! — usłyszał nagle. Odwrócił głowę w lewo i z uśmiechem wpadł w ramiona Zayna. — Hej, kochanie...

— Tęskniłem za tobą — wyznał, wdychając znajomy zapach perfum.

— Chodźmy do domu.

Opuszczając Wynn i wsiadając do samochodu, mogli zauważyć helikopter, który odrywał się od budynku, aby następnie skierować się w jakimś kierunku.

— Było warto? — zapytał pilot.

— Tak... było warto, widziałem uśmiech Louisa tak często — westchnął w odpowiedzi Harry.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro