Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

54. Doesn't it seem strange that there are no recordings from that night?

Jeszcze tylko ostatni rozdział i koniec tej książki, kochani...

• • •

Harry wiedział, że spieprzył po całości, gdy minęły dwa tygodnie i żadnego znaku życia od Louisa. Co zabawniejsze, za kolejne dwa tygodnie były jego urodziny i naprawdę nie chciał, aby spędzał je samotnie... poza tym to były święta, powinni spędzać je razem, inaczej nie było sensu w świętowaniu.

— Harry! Słuchasz mnie? — ocknął się, kręcąc głową i spojrzał na Hailee. — Wychodzę z Taylor na obiad, dasz sobie radę z tym?

— Z czym? — zmarszczył brwi.

— Czyli nie dasz — mruknęła, zgarniając z jego biurka wszystkie dokumenty, jakie mu przekazała minutę temu.

— Wybacz, nie bardzo dzisiaj... nie mam głowy do tego — wyjaśnił, wysilając się na uśmiech.

— Tylko dzisiaj? — wywróciła oczami, choć wcale nie zamierzała być niemiła. Po prostu nie wiedziała już, co miała robić, aby ten nie latał z głową w chmurach. Właśnie jego firma znowu świetnie prosperowała, a jeśli zamierzał olewać obowiązki, upadnie. Była jego sekretarką, musiała o tym myśleć mimo wszystko. 

— Uhm... ja-

— Harry — przerwała mu, nim zdążył wymyślić jakąś bzdurę. — Absolutnie kocham waszą dwójkę razem, ale nie możesz zaniedbywać firmy, o którą tak walczyłeś. Wiem, że to trudne... 

— Będzie ze mną dobrze, obiecuję — kiwnął głową, spoglądając na ekran swojego laptopa. — Możesz już iść na obiad.

— Ty też coś zjedz — westchnęła, nim opuściła jego gabinet.

Styles przymknął oczy, przykładając czoło do biurka i próbował oczyścić umysł z wszystkich tych głupich myśli, ale po prostu się nie dało! Ale co jeśli Lou się nie odzywał, bo coś mu się stało? Co jeśli miał jakiś wypadek? Ale wtedy zostałby o tym poinformowany, więc taka możliwość odpadała. Czy on chciał się odkochać? Nie widział już ich przyszłości razem? To cholernie bolało...

Postanowił wysłać do niego wiadomość głosową, bo mimo iż obaj potrzebowali czasu, tak obaj równie mocno potrzebowali odpowiedzi co dalej. Jeśli ich drogi na zawsze się rozdzieliły, powinien pomóc mu w przeniesieniu jego rzeczy do Brytanii i prawdopodobnie sprzedać domek na Malcie, bo będzie mu się kojarzył jedynie z chwilami z Lou, a to rozszarpie jego serce.

Uh... cześć, Lou... Louis. Wiem, że jesteś teraz w dom- w Doncaster, ale minęły już dwa tygodnie. Musimy... ustalić, co dalej, bo ja naprawdę nie wiem, co robić. Nie chcę pakować twoich rzeczy... ale chcę, abyś wiedział, że cokolwiek zdecydujesz, zaakceptuję to. Kocham cię i zawsze tak będzie, ale nie chcę cię do niczego zmuszać. Nie musisz odpowiadać od razu, ja... ja mogę czekać... Oh! I proszę, noś ciepłe skarpetki, grudzień w tym roku jest chłodniejszy.

Nie wiedział, czy dobrze dobrał słowa, ale wiadomość już się wysłała, więc nie mógł zrobić tego ponownie. Westchnął cicho, patrząc na ekran telefonu, jakby oczekiwał odpowiedzi już teraz, ale logicznie myśląc, stwierdził, że to nierealne.

~*~

— Mogę zaprosić Louisa na święta, on przyjedzie, a ty już u mnie będziesz? Zróbmy taki podstęp, proszę — mamrotała Taylor od dobrych kilku minut.

— To nie będzie fajne — odparł, przecierając twarz dłonią. — Będzie zły.

— Ale musicie się spotkać! — oznajmiła, odbierając Hailee widelec z kawałkiem kurczaka. — Jestem pewna, że go nie zdradziłeś.

— Ta, ale to nie wystarczy. Już raz został zdradzony i to w tym roku, to nie jest dla niego łatwe, a okłamywać go nie chcę — wyjaśnił. — Brzydzi się tym, okay? Ja też się brzydzę, Camille możliwe, że kłamała, ale nie mam niczego, aby to udowodnić.

— Czy to nie wydaje ci się dziwne, że akurat z tej nocy nie ma nagrań? To jest jakiś dowód na to, że kłamała — zjadła kurczaka, oddając brunetce widelec, która bez słowa powróciła do jedzenia. Tak to w sumie wyglądało między nimi, były bardzo blisko i mimo iż Taylor zwykła z tego, aby nie ufać ludziom zbyt szybko jako gwiazda na skalę światową, co do Hailee miała dobre przeczucia.

— Co miałbym mu powiedzieć? Tay, proszę cię, nie mogę go zatrzymywać przy sobie, gdy jest tak bardzo zraniony! — sam już przestał wierzyć w to, że mógłby go zdradzić, coś wewnątrz mówiło mu, że to była jedynie gra, aby rozbić dwójkę zakochanych, ale trzeba było przyznać, całkiem dobra, skoro podziałała.

— Możesz zapłacić komuś z hotelu, aby powiedział ci prawdę — zaproponowała Steinfeld.

— Myślisz, że o tym nie pomyślałem? To społeczeństwo jest okrutne. Gdy wyjmę portfel i zaproponuję jakąś sumę, rzucą się i powiedzą wszystko, co chciałbym usłyszeć, aby dostać pieniądze. To byłoby kłamstwo... — pokręcił głową, wstając z krzesła i podchodząc do kominka, aby ogrzać zimne dłonie.

— Zostają tortury — stwierdziła Swift, otrzymując zdziwione spojrzenia w swoją stronę. — Camille długo nie wytrzyma, więc w końcu powie prawdę.

— Hailee, zaparz jej melisę — mruknął, wywracając oczami. Nie wiedział, czy był to żart, czy może mówiła na serio, ale to i tak odpadało. Tortury? Co to w ogóle za poraniony pomysł?

— Jak inaczej udowodnić kłamstwo, huh? Czy ty się poddałeś? — zmarszczyła brwi, podchodząc do niego, podczas gdy Steinfeld wciąż jadła kurczaka, mając dziwnie duży apetyt. — Harry, kochasz go, będziesz cierpiał sto razy mocniej, gdy dostaniesz od niego odpowiedź, w której powie, że nie jest w stanie ci wybaczyć.

— Więc co mam zrobić, twoim zdaniem? Jechać do niego i błagać na kolanach o powrót? Mam brać go na litość, bo wyglądam jak nieszczęście?! — podniósł głos, odwracając się w jej stronę, a blondynka uchyliła usta, patrząc w ciemnozielone oczy. Smutek i cierpienie przerodziły się w złość, dlatego, aby nie pogarszać jego stanu, odsunęła się i nic już nie powiedziała.

Loczek zaciskając piąstki, opuścił jej dom, uprzednio ubierając jedynie buty. Mógł wziąć kurtkę, bo było zimno, nawet jeśli miał na sobie grubą bluzę, ale nie chciał zawracać. Był tak bardzo sfrustrowany, nawet nie mógł spokojnie oddychać. Bez Louisa było źle, najgorzej! Przecież byli sobie przeznaczeni, powinni zawsze trzymać się razem i pokonywać przeszkody razem, a nie na dwóch innych kontynentach.

Gdy tylko był na tyle daleko od domu, a wokół nikt się nie kręcił, podszedł do jakiegoś drzewa i zaczął uderzać pięściami w korę, przez co ranił sobie dłonie, ale naprawdę to go nie obchodziło. Z jego ust uszedł głośny, przerażający krzyk, który w następnej chwili przerodził się w żałosny szloch. Upadł na kolana, uderzając resztkami sił w korę, chociaż teraz trudniej było mu trafiać przez łzy, zamazujące mu pole widzenia.

— Potrzebuję, abyś wrócił... potrzebuję, Lou — wyszeptał bardziej do siebie, w końcu był tu sam.

Pomyśleć, że przez jedną osobę i kilka słów, które mogły być kłamstwem, dwa serca zostały złamane, a trzy kolejne cierpiały z tego powodu, tyle że w inny sposób.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro