Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

50. Trust your heart if the seas catch fire

Przewiduję tu jeszcze 2-5 rozdziałów, kochani... zastanawiam się też nad małą dramą na koniec

• • •

Louis właściwie nie wychodził z mieszkania aż do drugiej rozprawy, a w tym czasie praktycznie cały czas słuchał Cigarettes After Sex, aby się dobić. Chciał wierzyć Taylor na słowo, że Harry nie byłby w stanie go zdradzić, ale on nawet nie pamiętał tej nocy, nie zaprzeczał. Kochał Harry'ego, a on kochał Lou, ale nie mógł tak po prostu zapomnieć i żyć dalej, jakby nic się nie stało. Brzydził się zdradą, dlatego nie potrafił pozostać przy Zaynie, nie chciał być wtedy przez niego nawet dotykany, bo od razu czuł się tak bardzo źle.

— Wyglądasz naprawdę dobrze — mruknął Styles, gdy ubierali buty w przedpokoju.

— Wiem — spojrzał na niego i zagryzł policzek od wewnątrz. Nie chciał być niemiły, ale to tak samo wyszło... reakcja obronna, właściwie sam nie wiedział na co, skoro otrzymał komplement.

— Na pewno chcesz jechać razem? — zapytał, czując ukłucie w serduszku. Naprawdę nie chciał, aby ich relacja się popsuła, bo w końcu znalazł właściwą osobę, którą szczerze pokochał, a przez to wszystko prawdopodobnie znowu zostanie... całkiem sam.

— Mogę jechać taksówką, jeśli chcesz — wzruszył ramionami.

— Nie chcę — odparł cicho.

— Więc pojadę z tobą.

Atmosfera była nieco... niekomfortowa, dlatego więcej się już nie odzywali. Przed sądem oczywiście byli dziennikarze, którzy chcieli wiedzieć jak najwięcej, możliwe, że odgadnąć emocje po sposobie chodzenia i obstawić, kto dzisiaj polegnie. W końcu większość jedynie czekała na ich porażkę, bo to będzie sensacja i niezłe pieniądze, a w świecie showbiznesu tylko to się liczyło.

— Załóż-

— Wiem, Harry, nie jestem dzieckiem — przerwał mu, zakładając okulary przeciwsłoneczne, mimo iż był listopad, nim wysiadł z samochodu i wysilił się na uśmiech, aby nikt nie odgadnął jego prawdziwych uczuć.

Poczekał na starszego, aby szli razem i nie zdradzali, że mieli ciche dni, bo wtedy byłoby jedynie więcej plotek, a tego chcieli uniknąć. To było swego rodzaju dziwne, Louis nie był do tego przyzwyczajony, mimo iż spędzał z nim czas od miesięcy.

Bez słowa przeszli pod odpowiednią salę, gdzie czekała już Taylor z uśmiechem, ale naprawdę nie wiedzieli, z jakiego powodu ona się, kurwa, uśmiechała, skoro sytuacja była chujowa.

— Wszystko będzie dobrze, chłopcy, Hailee zaraz będzie i dzisiaj to ją będą pytać — powiedziała, a oni jedynie kiwnęli głowami. — Halo, a gdzie: hej, Taylor, tęskniliśmy?

— Cześć — mruknął młodszy, przytulając kobietę i przymknął oczy, wyciszając się na moment i choć jej ramiona nie były tymi, które kochał, to nie narzekał.

Harry miał ochotę płakać, widząc tę scenę, bo wiedział, że to z jego winy ten był taki smutny i... jakby w innej galaktyce; bał się, że rozmyślał odejście od niego, tego by nie przeżył.

Sercu zaufaj, gdy morza ogień ogarnie i żyj miłością, choć gwiazdy pędzą wspak — powiedziała blondynka, patrząc w szmaragdowe oczy, które wyglądały na lekko zdezorientowane.

~*~

Harry był cholernie wdzięczny samemu sobie, że zatrudnił ponad rok temu Hailee, która perfekcyjnie poradziła sobie przy składaniu zeznań. Przedstawiła sytuację firmy lepiej niż on sam, a tak przynajmniej uważał, bo on skupił się bardziej na emocjach i pracownikach, a ona na wykresach i statystykach, ale najlepsze były dowody, jakie dzisiaj oglądali, aby później się z nich tłumaczyć. Dwudziestodwulatka przekazała sędziemu pewien ciekawy artykuł, a także e-maile, które wymieniała z dawnymi pracownikami Rowe, nawet załatwiła to, aby tu przybyli! Świat czasem naprawdę nie doceniał kobiet.

— Zwlekała z wypłacaniem pensji, a my mamy rodziny i musieliśmy opłacać rachunki...

— Koniec końców i tak dostałam mniejszą połowę tego, co powinnam!

— Nie traktowała nas najlepiej... moja koleżanka, która niestety jest dzisiaj nieobecna, była pod ogromną presją, zawsze musiała gdzieś biegać, bo pani Rowe jej kazała, a kończąc pracę w jej firmie skończyła również ze stanami lękowymi.

Oczywiście Camille starała się bronić, ale przez wtrącanie się i podnoszenie głosu miała jedynie doliczane kolejne stówy do zapłacenia i cóż, Louis był z tego powodu zadowolony, ale to nie było to, na co czekał... pragnął znać prawdę na temat zdrady. Nie było nagrań, akurat tamtej nocy była jakaś awaria, a słowa hotelarzy nie pomagały.

— Mieli naprawdę dobre humory, byli widocznie podpici albo nawet pijani, a później poszli prosto do pokoju... a co tam się działo, nie wiem, ale mogę się domyślać.

Taylor ujmowała jego dłoń niemal przez cały czas i próbowała go podnieść na duchu, ale smutny wzrok Harry'ego wszystko psuł... jego serce znowu się łamało, nie wiedział, co miał zrobić, do cholery.

— Skazuję niniejszą Camille Rowe na dwa lata pozbawienia wolności za niewypłacanie wynagrodzenia swoim pracownikom w zawieszeniu na pięć lat, a także zostaje ukarana karą grzywny o wyrównaniu rachunku oraz stu tysięcy za zadośćuczynienie. Sprawę uważam za zamkniętą, problem został rozwiązany.

Louis poczuł się tak... słabo, gdy tylko sędzia uderzył młoteczkiem o drewnianą podstawkę. Sprawa została zamknięta... już się nie dowie, co stało się w hotelu, nie zobaczy nagrań, bo ich nie było.

— Hej, słoneczko, nie smuć się — szepnęła Swift.

— Chcę po prostu wrócić do domu — odparł cicho, wstając i zaraz opuścił salę, a Harry wpatrywał się w niego smutno, bo wiedział, że nie będzie łatwo, ale chciał walczyć o tę miłość, bo czuł, że to była ta jedyna i prawdziwa; zainfekowała na zawsze całe jego ciało i umysł.

Louis właściwie nie przemyślał tego wszystkiego, bo gdy tylko wyszedł z budynku, zaraz został oślepiony fleszami, więc szybko założył okulary i próbował przepchać się do samochodu, ale każdy zadawał mu pytania i nie odpuszczali, nawet jeśli nie mówił ani słowa. Czuł się tak źle i jeszcze na dodatek musiał powstrzymywać płacz, żeby nie wyjść na płaczliwą sierotę w mediach. Nienawidził tego...

— Zostawcie go w spokoju! — odwrócił się za siebie, a jego oczy zaszły łzami, czemu mimo wszystko dzięki okularom nie było widać. Harry złapał go za dłoń i niezbyt delikatnie przecisnął się między ludźmi, szybko otwierając drzwi samochodu, aby młodszy mógł wejść, a wtedy czuł się już bezpieczniej z przyciemnionymi szybami. — A wy pytania zadawajcie Camille... o ile oczywiście będziecie mogli ją odwiedzić w więzieniu — posłał im złośliwy uśmiech, nim również wsiadł i nie czekając na absolutnie nic więcej, odjechał z parkingu.

Louis zdjął w końcu okulary, a po jego policzkach spłynęły łzy. Nie wiedział co powiedzieć i czy w ogóle powinien to robić, ale cisza była przytłaczająca. Powinien się cieszyć, że firma ocalała, dostanie całkiem dużego kopa, a tamci pracownicy w końcu należyte wynagrodzenie i co najważniejsze - Camille trafi do więzienia, ale nie potrafił, bo myślał jedynie o zdradzie, której koniec końców nie udowodniono, ale także nie zaprzeczono niej.

— Najmocniej przepraszam, Louis... jest mi tak przykro, chciałbym powiedzieć, że-

— Myślę, że wrócę do domu na jakiś czas, a później porozmawiamy, dobrze? — przerwał mu, wiedząc, że nie wytrzyma tego wszystkiego. Nie był teraz w stanie wysłuchiwać jego przeprosin; czy był w ogóle jakiś sens w przepraszaniu, skoro nie wiedział, czy to zrobił?

— Do domu? — zmarszczył brwi, spoglądając na niego kątem oka, ale starał się bardziej skupiać na drodze.

— Do Doncaster — wyjaśnił cicho, próbując spokojnie oddychać. — Potrzebuję odetchnąć...

— W porządku... ale nie skreślaj nas, błagam, kocham cię, Lou — odparł, czując nieprawdziwe, ostre szpileczki, które powoli wbijały się w jego serce. — Chcę to naprawić, jeśli tylko dasz mi szansę.

— Nie sądzę, że... że teraz dam ci odpowiedź — westchnął, przymykając oczy, a po jego policzkach spłynęły następne i następne łzy.

— Dobrze — szepnął jedynie w odpowiedzi.

To był dzień, gdy dwa zakochane serca tak bardzo pragnęły swojej obecności, ale po raz pierwszy nie mogły tego dostać. I jak niby mieli im zaufać, gdy nawet logicznie nie myślały?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro