45. Even if he wakes up, he'll have to deal with consequences because of you!
Louis spojrzał na Zayna ze łzami w oczach i przygryzł dolną wargę tak mocno, że po chwili poczuł metaliczny posmak krwi, ale naprawdę o to nie dbał. Przyłożył dłoń do jego policzka i przełknął cicho ślinę. Dzisiaj był siódmy dzień w Las Vegas i musiał wyjechać, obiecał Harry'emu, że nic go tu nie zatrzyma na dłużej, zwłaszcza że Zayn był w śpiączce. Nie mógł przesiadywać w szpitalu całych dni, płacząc i martwiąc się, czy kiedykolwiek jeszcze zobaczy jego oczy.
— Trzymasz się, kochanie? — usłyszał za sobą spokojny głos Harry'ego, na co przymknął oczy i odwrócił się do niego, kiwając głową. — Słuchaj, jeśli chodzi o jego... wiesz, pobyt w szpitalu-
— Zapłaciłem za to, żeby go nie odłączali — powiedział ciężko, podchodząc do ukochanego, aby się w niego wtulić. — To ciężkie... — szepnął.
— To cholernie drogie, mogę ci pomóc — zapewnił, głaszcząc go po włosach.
— Nie, poradzę sobie — pokręcił głową, zaraz dodając — ale będę wdzięczny, jeśli dasz mi numer do Nicka.
— Mogę to zrobić, ale po co?
— Chcę u niego pracować... traktował mnie w porządku, gdy każdy inny obrzucał mnie nienawiścią, bo ponoć chciałem zagarnąć twój majątek — wyjaśnił cicho. — Oczywiście, chciałbym własne radio, ale... to nie najlepszy moment.
— Nie musisz pracować — cmoknął czoło Louisa, gdy ten uniósł lekko brodę, aby na niego spojrzeć.
— Chcę — odpowiedział.
— Ale wiesz, że Nick ma radio tutaj, w Ameryce, racja? — mruknął, zastanawiając się, czy młodszy chciał wrócić, bo jeśli chodziło o Harry'ego, życie na Malcie było cudowne, mieli siebie blisko, ciszę i spokój, piękne morze. A może chodziło o to, że nie mieszkali w luksusowym domu? Może ten stęsknił się za tym ogromem Ameryki?
— Przemyślałem to — posłał mu pokrzepiający uśmiech. — Będę u niego pracował tak długo, aż sprawa z Camile będzie zamknięta. Za niedługo rozprawa, racja? Wrócimy na Maltę i będę mógł być instruktorem.
— Instruktorem czego? — zmarszczył brwi.
— Umiem surfować i bardzo to lubię, więc stwierdziłem, że ta praca mogłaby być całkiem fajna — wzruszył ramionami, uśmiechając się niepewnie.
— W porządku — odwzajemnił uśmiech, obejmując Louisa w talii. — Niech tak będzie.
Louis pocałował swojego kciuka i przyłożył go do ust Malika, jakby w ten sposób pokazywał wsparcie. Miał nadzieję, że ten nie będzie w śpiączce do końca życia... to byłoby okropne.
Opuścili salę chwilę później i zmarszczyli brwi, gdy usłyszeli zdenerwowany głos Nialla, więc podeszli bliżej, jednak stanęli w miejscu, gdy zauważyli jakiegoś dobrze zbudowanego mężczyznę za rogiem.
— Kim on jest? Znasz go? — szepnął Lou, a Harry pokręcił głową, bo nie miał bladego pojęcia.
Wsłuchali się w ich rozmowę, a raczej kłótnię... Na początku pomyślał, że może to kolega z klasy Nialla, którzy przeszedł go opierniczyć za siedzenie w szpitalu zamiast na patrolu czy coś, ale nie, to nie o to chodziło.
— Mogłeś go zabić, gdyby dał mu więcej tej insuliny! — powiedział blondyn, szarpiąc się za włosy.
— Ale żyje — odparł szatyn.
— Jest w śpiączce i nie wiadomo, kiedy się wybudzi, czy to cię pociesza, kurwa? — zapytał, machając energicznie rękami.
— Posłuchaj... — westchnął ciężko, łapiąc policjanta za koszulę. — Zayn sam chciał czegoś spróbować, więc zabrałem go do dilera, a to, że otrzymał coś całkowicie innego, to nie moja wina.
Louis uchylił usta, nie wytrzymując i podszedł do dwójki, zaraz uderzając mężczyznę z pięści w twarz. To przez niego, wszystko było jego winą. Gdyby nie jego popieprzone znajomości z dilerem, Zayn nie leżałby w szpitalu.
— Jesteś, kurwa, poważny?! — warknął, popychając go na ścianę. — Chciał czegoś spróbować? Wychodził z jebanego dołka, miał rzucić picie, a ty byłeś chętny, aby wciągnąć go w narkotyki?! Kimkolwiek jesteś, popierdoliło cię ostro! — znowu go uderzył, będąc w furii.
— Louis, proszę — odezwał się Harry, chcąc go odciągnąć, ale wtedy nieznajomy mężczyzna uderzył szatyna, przez co prawie upadł na podłogę.
— Kim ty w ogóle jesteś, żeby tak robić? — warknął.
— A kim ty jesteś, aby mu oddawać? — Styles przyszpilił go do ściany, uderzając kolanem w brzuch. — Imię i nazwisko, kurwa.
— Spierdalaj — prychnął, wywracając oczami.
— Kim on jest, Horan? — spytał jeszcze spokojnie, próbując tak załatwić sprawę.
— Liam... Liam Payne — wymamrotał słabo, mając już łzy w oczach.
— To znaczy?!
— Zayn zdradził Louisa, pamiętasz? To... właśnie z nim — wyznał. Miał dość tej sytuacji i milczenia, był policjantem, powinien być lojalny i szczery! — A niedawno-
— Zamknij się! — nakazał Payne, próbując się wyrwać, a wtedy Harry bardziej przycisnął go do ściany.
— Niedawno zaczęli się spotykać i sądziłem, że to dobra rzecz, bo Zayn powinien poznawać ludzi i nie siedzieć w domu, ale... ta sprawa z narkotykami — westchnął, a Louis przygryzł dolną wargę, aby się nie rozpłakać.
— Wiesz, że mogłeś go zabić? — pociągnął noskiem, podchodząc do dwójki, a następnie spojrzał w brązowe oczy. — Nawet jeśli się wybudzi, będzie musiał się zmagać z konsekwencjami... przez ciebie!
— Nie wiedziałem, że poda mu insulinę — bronił się, a Harry nie wytrzymał i uderzył go mocno w policzek, odznaczając wzory swoich sygnetów na jego skórze.
— Chuj nas to obchodzi, że nie wiedziałeś — powiedział niskim głosem, zaciskając mocno szczękę. — Chciałeś, aby zażył narkotyk, od którego mógłby się uzależnić i w ten sposób też byś go skazał na śmierć. Nie obchodzi mnie to, że chciałeś być fajnym kumplem, trzeba było mu wybić z głowy jakiekolwiek używki, zwłaszcza że nie był w najlepszym stanie, jeśli chodzi o psychikę. Jak się czujesz z tym, że typ przez ciebie i twojego dilera zapadł w śpiączkę, hm?
Liam nie odpowiedział, a jedynie przełknął ślinę, co doskonale zauważył. Harry mruknął jedynie chodź, nim pociągnął go do wyjścia ze szpitala, a pozostała dwójka podążyła za nim, nie wiedząc, co zamierzał.
Znaleźli się na parkingu, tuż obok jego samochodu. Harry uderzył go w policzek, a ten wciąż się nie odzywał i nawet pozwalał na to, aby go bił.
— Nigdy, przenigdy, kurwa, nie rób w ten sposób — warknął, ponownie go uderzając. — Jeśli życie nie jest dla ciebie darem i je testujesz, to twoja sprawa, ale nie wpierdalaj się w cudze. Zayn chciał żyć pełnią życia, chodził do psychologa, jeśli nie wiesz — parsknął, zaciskając dłoń na jego szyi. — Wynoś się stąd i nie wracaj do tego jebanego szpitala, bo nie ręczę za siebie.
Louis zamrugał kilkukrotnie, bo naprawdę nie spodziewał się tego po Stylesie, który nie przepadał za Zaynem i był kiedyś z jego powodu zazdrosny, ale najwidoczniej widział, że L na nim zależało, więc nie mógł pozwolić żadnemu Liamowi na niszczenie jego już i tak zniszczonego życia.
~*~
— Kocham cię, Harry — szepnął, przytulając się do jego torsu.
Wynieśli się z mieszkania Zayna, przed tym zostawiając list, w którym napisali kilka słów o tym, że tu byli i dlaczego, że mają nadzieję, że znajdzie list i go przeczyta, że z jego zdrowiem jest lepiej. Aktualnie znajdowali się w apartamencie H w Los Angeles i młodszy czuł się, jakby cofnęli się do początku ich relacji.
— Kocham cię, Louis — odparł cicho, przeczesując jego włosy palcami. Na jego dłoniach znajdowały się opatrunki i bandaż, bo były lekko zdarte i zakrwawione po pobiciu Liama.
— Mam na myśli... naprawdę cię kocham — poczuł łzy w oczach, mówiąc to, ale czuł, że musiał to zrobić. — Wyleczyłem się z Zayna, teraz jest dla mnie bardziej jak brat, o którego się troszczę i martwię. Chcę stworzyć z tobą przyszłość, chcę się ustatkować u twoim boku, kiedyś wziąć ślub i może adoptować dziecko, jeśli obaj będziemy gotowi. Czy to jest to, czego także chcesz?
— To idealna wizja na przyszłość — skomentował cicho, zsuwając dłonie na jego talię, aby lekko go unieść i usadowić na sobie. — Będę bardziej niż szczęśliwy, jeśli będziesz moim mężem, wiesz?
Młodszy uśmiechnął się, unosząc lekko ramiona i marszcząc nosek; to był znak, że naprawdę był szczęśliwy, bo tak właśnie wtedy robił, co zaobserwował Styles już jakiś czas temu.
— Czy teraz możemy iść spać, mój ukochany? — spytał, przesuwając dłońmi po jego nagim, idealnym ciele.
— Tak — kiwnął głową, kładąc się na Harry'm, a ten przykrył ich obu kołdrą. — Dobranoc — złożył pocałunek na jego torsie.
— Dobranoc.
• • •
Zapraszam na guns and roses, kochani, super tam będzie, prolog opublikowany x
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro