39. ...break up with me?
Louis śmiejąc się z tego, że prawie wywalił się o dywan, wszedł do apartamentu i trzasnął przypadkiem drzwiami, co również go rozśmieszyło. Wypił w klubie nieco więcej, niż zamierzał na początku, ale przynajmniej bawił się super. Pogadał z fajnymi ludźmi, potańczył i... cholera, brakowało mu tego!
— Harry! — zawołał, rozpinając swoją koszulę w jakieś bliżej nieokreślone wzorki.
Loczek przetarł powieki dłonią i podniósł się z łóżka. Dzwonił do młodszego chyba miliard razy i prosił, aby wrócił; widział wszystkie story, jakie ten wstawił na snapa czy instagrama. Okay, faktycznie... może powinien zostać z nim po ich pierwszym seksie, ale spotkanie z Camile było w cholerę ważne!
— Chciałem ci tylko powiedzieć, żebyś się pieprzył! — prychnął, podchodząc do starszego, a następnie uniósł lekko głowę, aby spojrzeć w szmaragdowe oczy.
— Lou, proszę, jesteś pijany — westchnął, ujmując jego dłoń i chcąc poprowadzić go do łazienki, ale ten szybko się odsunął i pokręcił głową. — Musisz wziąć prysznic.
— I po co mi ty do wzięcia prysznica? — uniósł brew ku górze, zsuwając koszulę ze swoich ramion, aby opadła na podłogę. — Chcesz mnie przelecieć, Styles? — mruknął, kładąc dłonie na jego klatce piersiowej. — Chcesz tego, prawda? Wiem, że chcesz... — westchnął, odpinając spodnie.
— Przestań... — przymknął oczy, a wtedy poczuł dłoń na swoim policzku i kciuka na dolnej wardze. — Louis, przepraszam, że nie zostałem.
— Nigdy nie zostajesz — zaśmiał się cicho, jedną dłonią radząc sobie ze zdjęciem spodni i bokserek przy okazji.
— Jak tylko załatwię tę sprawę, obiecuję, będę przy tobie dzień i noc, sweetcheeks — przysiągł.
— I będziesz mnie pieprzył dzień i noc? — spytał cicho, podskakując, aby objąć Stylesa nogami w pasie, a ten automatycznie złapał go pod udami i otworzył oczy, gdy poczuł jego nagą skórę.
— Czemu się rozebrałeś? — zapytał, odruchowo zaciskając mocniej palce na jego udach.
— Musimy wziąć prysznic — uśmiechnął się, poruszając biodrami, aby ocierać się o niego i specjalnie podniecić ich obu. — Zabierz mnie do łazienki, zrobimy dziecko.
— Jesteś mężczyzną — westchnął, niosąc go do łazienki i zamknął drzwi. Chciał odstawić Louisa, ale ten pokręcił głową i jedynie nieudolnie zdjął z niego koszulkę. — Nie możesz zajść w ciążę.
— Faktycznie — zaczął się głośno śmiać. — Nie mam waginy, nie jestem Camile, która może dać ci dziecko — dodał, nadal śmiejąc się jak szaleniec. — Wolisz pieprzyć laski, tak? Lubisz ciągnąć za ich długie włosy? Ściskać w dłoniach ich cycki? Powiedz mi, Harry, lubisz to?
— Nie, Louis, przestań — wywrócił oczami, sadzając go na zimnym blacie łazienkowym, na co L pisnął mało męsko i podłożył dłonie pod swój tyłek. — Kąpiel czy prysznic?
— Pod prysznicem możesz wziąć mnie od tyłu, a w wannie mogę cię ujeżdżać, więc... jak wolisz, Hazz? — uśmiechnął się uroczo. Skoro Harry go przeleciał i wyszedł, będzie się zachowywał jak dzieciak, aby tylko mu dogryźć, bo miał do tego prawo! Tak nie traktowało się swojego chłopaka.
— Chcę pieprzyć cię na tym blacie — warknął, stając między nogami młodszego i obejmując jego szyję dłonią. — Co ty na to? — zmrużył oczy, czym go nieco zaskoczył, bo on właśnie odpowiedział na jego grę, choć L pewien był, że odpuści i jedynie przemilczy sprawę.
— Chcesz, bierz — szepnął, przesuwając językiem po swojej dolnej wardze.
— Jesteś pijany, później powiesz, że cię wykorzystałem — rozsunął bardziej nogi Tomlinsona i przysunął go bliżej siebie, aby go czuć.
— Nie, lubimy seks, nie będę zły, jeśli dasz mi orgazm — prychnął, rozpinając spodnie Stylesa.
Loczek przymknął oczy, odsuwając się po dłuższej chwili, bo on naprawdę nie mógł pieprzyć Lou, gdy był pijany, na dodatek obrażony i zły! Kucnął, aby rozwiązać jego vansy, a później zdjąć je razem ze skarpetkami. Podniósł szatyna i odstawił go w kabinie prysznicowej, aby wziął ten cholerny prysznic.
— Dasz sobie radę, racja? — mruknął, zaciskając mocniej szczękę.
— Poczekaj... — westchnął Tomlinson, kiwając głową na wannę, więc Harry usiadł na jej brzegu.
Ale to nie koniec show, jakie chciał odegrać. Gdy już się umył i nieco orzeźwił, rozsunął szklane drzwi od prysznica i oparł się plecami o ścianę, dłoń zsuwając coraz niżej swojego ciała.
— Skoro ty nie chcesz, sam to zrobię... — uśmiechnął się, ujmując swojego penisa, a Harry odwrócił wzrok i zaczął niespokojnie poruszać nogą. — Patrz na mnie — rozkazał, poruszając powoli dłonią. — Spójrz, do cholery!
— Patrzę i co?! — zapytał, podnosząc nieco głos, na co szatyn przełknął cicho ślinę i bez słowa opuścił kabinę prysznicową, a następnie zgarniając jedynie ręcznik, wyszedł z łazienki. — Lou...
— Idź sobie — wyszeptał, okrywając się.
— Przepraszam, ale zachowujesz się w tym momencie głupio, porozmawiajmy na poważnie — poprosił, idąc za nim i ujmując jego nadgarstek. — Jesteś wciąż pijany, więc może jutro, co ty na to?
— Jutro będziesz pracował — parsknął smutno.
— Kochanie — mruknął, obejmując go w talii i przyciągając blisko siebie. — Zostanę z tobą, nie złość się.
Louis z jakiegoś dziwnego powodu zaczął płakać, ale to pewnie przez alkohol. Chyba nie powinien tyle pić tego wieczoru, ale cóż, stało się. Harry zaczął pocierać jego plecy dłonią, naprawdę bolał go ten widok... ale jeszcze bardziej bolał fakt, że to przez niego.
Starszy podniósł go i ułożył na łóżku, kładąc się tuż obok. Przykrył ich obu kołdrą, nim przytulił się do brzuszka Lou i złożył na nim pocałunek.
— Dobranoc, kochanie — szepnął.
— Dobranoc — odparł, pociągając noskiem i próbując przestać płakać. Miał się zabawić w klubie i mieć dobry humor do jutra, a nie płakać, bo Harry miał pracę. — Ja też zacznę...
— Co zaczniesz? — spytał, marszcząc brwi.
— Mogę pracować... chcę to robić — oznajmił pewnie.
— Nie musisz, wiesz? Mam dużo pieniążków, które mogę ci oddać — uśmiechnął się.
— Nie jesteś moim sponsorem, twoja firma prawie upada, masz sprawę z Camile. Chcę pracować i zarabiać na siebie... — wplątał palce w jego loki i pociągnął za nie lekko, aby na niego spojrzał. — Chcę wstawać o szóstej rano, mówić, że tego nienawidzę, wracać i cieszyć się, gdy przekraczam próg domu.
— Po co? — szepnął. — Praca nie jest taka fajna...
— Chcę wiedzieć, że mam grunt pod nogami... bo jeśli zerwiemy-
— Chcesz ze mną zerwać? — przerwał mu szybko.
Louis zamilkł, bo nie chciał... bardzo lubił H, może się zakochał, ale nie chciał być drugim wyborem. Mógł być nazwany atencjuszem, ale potrzebował tej cholernej uwagi czy pieszczot.
— Chcesz — oznajmił Styles, odsuwając się lekko. — A-ale... nie opuszczaj mnie, poprawię się, obiecuję.
— Teraz jestem pijany, pamiętasz? — uśmiechnął się lekko.
— Ale... — zaczął niepewnie, patrząc w sztormowe, nieco przekrwione oczy — mogę rzucić to wszystko, jeśli chcesz.
— Nie rzucaj czegoś, co lubisz i z czego jesteś dumny, nie chcę być okropnym partnerem, chcę jedynie, abyś to ograniczył, bo się przepracujesz. Mówię to wszystko dla twojego dobra — westchnął.
— Po akcji z Camile...
— Naprawdę uwielbiam — powiedział z sarkazmem — takie słowa. Jeśli będziesz tak mówił, zawsze będziesz to odkładał. Musisz zacząć już teraz, Harry.
— Spróbuję, dobrze? — mruknął, ponownie kładąc głowę na jego brzuszku. — A teraz możemy już iść spać?
— Tak, możemy — odparł, układając dłoń na jego włosach.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro