Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

15. Is this sometimes not a habit?

Jak wszędzie to wszędzie. Zapraszam na fell in Diana, but love Louis
• • •

Louis był wdzięczny Harry'emu, że tak bardzo się starał, aby się nie smucił i uśmiechał. To było cholernie kochane z jego strony.

— Kochanie — mruknął, podchodząc do szatyna, który trzymał się metalowej barierki i z uśmiechem podziwiał ocean.

— Kochanie? — uniósł brew.

— Przepraszam... po prostu — przygryzł policzek od wewnątrz, stając obok niego. — Chciałbym cię tak nazywać.

— Okay... jeśli to sprawi ci radość — uśmiechnął się. W końcu nie mógł wymyślać jak dzieciak, Harry mu zapłaci, mógł przeżyć kilka czułych słów.

— Naprawdę? — zmarszczył brwi.

— Tak, Hazz — kiwnął głową.

— Hazz — spojrzał w sztormowe oczy i to naprawdę nie jego wina, że musiał się pochylić i złączyć ich usta razem.

Louis był tym zaskoczony, bo ten stawał się coraz śmielszy w tym wszystkim. Sam nie wiedział, czy była to dobra rzecz, bo w końcu minęło tak niewiele czasu, odkąd zrobili sobie przerwę z Zaynem. To wszystko sprawiało, że wariował. Gdy miał w swoim życiu tylko jednego mężczyznę, było prościej, nie musiał się nad niczym zastanawiać, a teraz ten mężczyzna skończył w łóżku innego, a on sam spędzał czas na jachcie z jakimś bogaczem. Nie tak powinien wyglądać związek...

Po chwili odwzajemnił pocałunek, dotykając dłonią jego loków, które były naprawdę mięciutkie. Harry cały był miękki, jego charakter to ukazywał, a L to w nim lubił, bo wszystko to sprawiało, że był uroczy.

— Chcesz popływać? — spytał szeptem starszy.

— W oceanie? — uniósł brew, parskając.

— Oczywiście — kiwnął głową, podnosząc Louisa, aby następnie zbliżyć się do barierki i to naprawdę nie jego wina, że po prostu wtulił się w H, aby nie wpaść do lodowatej wody Pacyfiku. To było przerażające, a nie zabawne!

— Proszę cię, nie rób tak i odsuń się! — czuł, jak łzy wzbierają się w jego oczach, ale nie dlatego, że bał się, że Harry go puści, ale dlatego, że mógł wpaść po prostu przypadkiem, bo takie rzeczy się zdarzały.

— Nie chcesz? — spytał, wychylając się.

— Harry, do kurwy! — warknął, zaciskając mocniej dłonie na jego bluzie, jaką miał dziś na sobie. — Jeśli w trzy sekundy nie odstawisz mnie daleko od tej pieprzonej barierki, przysięgam, wrócę do Las Vegas jeszcze dzisiaj i już nigdy mnie nie zobaczysz! — naprawdę nie lubił takich żartów, jeśli chodziło o zdrowie lub życie.

— Tylko żartowałem — mruknął, przechodząc do środka jachtu, a następnie usiadł na kanapie z Lou na swoich kolanach, który ciągle się do niego przytulał. — Przepraszam, okay? Nie puściłbym cię za żadne skarby świata.

— To mógł być wypadek, a ja już bym nie żył albo jeszcze umierał w męczarniach — wymamrotał, czując, jak dłoń Stylesa przesuwała się po jego plecach. — Tak się nie robi, to denne żarty.

— Już nigdy tego nie zrobię, kochanie, obiecuję — szepnął, składając buziaka na jego włosach. — Przepraszam.

Tomlinson pokiwał głową, ale nic nie odpowiedział. To nie jego wina, że się bał, był młody i nie chciał jeszcze umierać.
Harry przytulał go do siebie jeszcze przez długi czas, przyznając mu rację – denny żart. Nie powinien narażać jego życia.

~*~

Louis leżał w wannie, ciesząc się tym, że woda była przyjemnie ciepła, może nawet za bardzo, a piana dodawała uroku. Czuł się, jakby tu mieszkał i to była dla niego codzienność. Fajnie byłoby być bogatym... Myśląc całkowicie szczerze, to o wiele łatwiejsze i nikt nie zdoła zaprzeczyć. Gdy było się biednym, ciągle były problemy i zmartwienia.

Był już umyty i teoretycznie mógł wyjść, ale było przyjemnie, więc czemu miał to już kończyć?

Po kilku minutach drzwi otworzyły się, ale nie wydały z siebie ani jednego dźwięku, więc L wciąż miał przymknięte oczy i delektował się chwilą.
Harry uśmiechnął się rozczulony jego widokiem; był małym aniołkiem. Nic nie mógł poradzić na to, że takie miał skojarzenia, ale wystarczyło jedynie na niego spojrzeć!

— Mogę dołączyć? — spytał cicho i wolno, a następnie usłyszał pisk młodszego, który złączył ze sobą swoje kolana, które jak dotąd miał oparte o ścianki wanny, na dodatek zdezorientowany spojrzał na loczka.

— Dlaczego tu jesteś? Jestem nagi — mruknął z czerwonymi policzkami... czerwonymi od gorąca wody oczywiście.

— Zaoszczędzimy trochę wody — uśmiechnął się delikatnie. — Więc jak, mogę?

— Nie... nie powinniśmy — pokręcił głową. — Nie mogę oglądać cię nago.

— Przecież nie jesteś już z Zaynem — zmarszczył brwi.

— Mamy przerwę, nie wiem jeszcze... czy zerwiemy — westchnął ciężko. Jedni mówili, że zdrady nie powinno się wybaczać, a drudzy, że to wina alkoholu i negatywnych emocji, on sam niczego nie wiedział, na razie czuł się zraniony.

— A chcesz nadal z nim być? — spytał, siadając na brzegu wanny i spoglądając w jego oczy.

— W końcu... kochamy się — mruknął.

— Nie jest to czasem przyzwyczajenie? — uniósł brew. Wolałby mieć szansę, aby walczyć o jego serduszko.

Louis przygryzł dolną wargę, nie odpowiadając. W końcu sam nie wiedział... nigdy się nad tym nie zastanawiał. Musiał porozmawiać z Zaynem, ale będzie mógł dopiero za cztery dni.

— Nie chciałbyś spróbować czegoś nowego? — dopytywał.

— Co sugerujesz? — szepnął, przyciągając nogi do klatki piersiowej.

— Dobrze wiesz, co sugeruję — spuścił wzrok na podłogę i przygryzł policzek od wewnątrz. — Ja naprawdę mógłbym być dla ciebie najlepszy.

— Wiem, że mógłbyś — kiwnął głową. — Ale... to dzieje się za szybko.

— Przepraszam, ale mamy tak mało czasu, Lou — mruknął, brzmiąc nieco smutno. — Nie mogę czekać... bo nie mam twojego czasu.

— Hazz, nie smuć się — poprosił, ujmując jego dłoń, tym samym mocząc ją, ale obaj nie zwracali na to uwagi. — Nie wiem, co ci powiedzieć...

— Przepraszam, pewnie cię to krępuje, jestem taki nachalny, ale... po prostu jesteś najpiękniejszą osobą, jaką kiedykolwiek poznałem i mam na myśli także duszę — uśmiechnął się delikatnie.

— Dziękuję... jesteś kochany — stwierdził cicho. — Jesteś naprawdę kochany, Hazz.

Louis sam nie wiedział, kiedy to się stało, ale kilka minut później był obejmowany od tyłu przez Harry'ego, który także znalazł się w wannie. Nie odzywali się do siebie, woda wciąż była gorąca, dlatego mieli rumieńce... albo dlatego, bo byli tak blisko siebie. Loczek przesuwał powoli palcami po jego brzuchu, a ten przymknął oczy i po prostu na to pozwalał, bo było przyjemnie i miło.

— Dobrze się czujesz? — spytał Styles po długiej chwili.

— Tak... jest dobrze — kiwnął głową, a następnie odchylił ją do tyłu, aby znalazła się na jego ramieniu. — Ty?

— Świetnie — uśmiechnął się, składając delikatny pocałunek na jego skroni.

Nic już więcej nie mówili, Harry nadal go obejmował i miział po brzuszku, a Lou po prostu się uśmiechał. Dotyk H był jak zawsze delikatny, możliwe, że to polubił.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro