15. Is this sometimes not a habit?
Jak wszędzie to wszędzie. Zapraszam na fell in Diana, but love Louis
• • •
Louis był wdzięczny Harry'emu, że tak bardzo się starał, aby się nie smucił i uśmiechał. To było cholernie kochane z jego strony.
— Kochanie — mruknął, podchodząc do szatyna, który trzymał się metalowej barierki i z uśmiechem podziwiał ocean.
— Kochanie? — uniósł brew.
— Przepraszam... po prostu — przygryzł policzek od wewnątrz, stając obok niego. — Chciałbym cię tak nazywać.
— Okay... jeśli to sprawi ci radość — uśmiechnął się. W końcu nie mógł wymyślać jak dzieciak, Harry mu zapłaci, mógł przeżyć kilka czułych słów.
— Naprawdę? — zmarszczył brwi.
— Tak, Hazz — kiwnął głową.
— Hazz — spojrzał w sztormowe oczy i to naprawdę nie jego wina, że musiał się pochylić i złączyć ich usta razem.
Louis był tym zaskoczony, bo ten stawał się coraz śmielszy w tym wszystkim. Sam nie wiedział, czy była to dobra rzecz, bo w końcu minęło tak niewiele czasu, odkąd zrobili sobie przerwę z Zaynem. To wszystko sprawiało, że wariował. Gdy miał w swoim życiu tylko jednego mężczyznę, było prościej, nie musiał się nad niczym zastanawiać, a teraz ten mężczyzna skończył w łóżku innego, a on sam spędzał czas na jachcie z jakimś bogaczem. Nie tak powinien wyglądać związek...
Po chwili odwzajemnił pocałunek, dotykając dłonią jego loków, które były naprawdę mięciutkie. Harry cały był miękki, jego charakter to ukazywał, a L to w nim lubił, bo wszystko to sprawiało, że był uroczy.
— Chcesz popływać? — spytał szeptem starszy.
— W oceanie? — uniósł brew, parskając.
— Oczywiście — kiwnął głową, podnosząc Louisa, aby następnie zbliżyć się do barierki i to naprawdę nie jego wina, że po prostu wtulił się w H, aby nie wpaść do lodowatej wody Pacyfiku. To było przerażające, a nie zabawne!
— Proszę cię, nie rób tak i odsuń się! — czuł, jak łzy wzbierają się w jego oczach, ale nie dlatego, że bał się, że Harry go puści, ale dlatego, że mógł wpaść po prostu przypadkiem, bo takie rzeczy się zdarzały.
— Nie chcesz? — spytał, wychylając się.
— Harry, do kurwy! — warknął, zaciskając mocniej dłonie na jego bluzie, jaką miał dziś na sobie. — Jeśli w trzy sekundy nie odstawisz mnie daleko od tej pieprzonej barierki, przysięgam, wrócę do Las Vegas jeszcze dzisiaj i już nigdy mnie nie zobaczysz! — naprawdę nie lubił takich żartów, jeśli chodziło o zdrowie lub życie.
— Tylko żartowałem — mruknął, przechodząc do środka jachtu, a następnie usiadł na kanapie z Lou na swoich kolanach, który ciągle się do niego przytulał. — Przepraszam, okay? Nie puściłbym cię za żadne skarby świata.
— To mógł być wypadek, a ja już bym nie żył albo jeszcze umierał w męczarniach — wymamrotał, czując, jak dłoń Stylesa przesuwała się po jego plecach. — Tak się nie robi, to denne żarty.
— Już nigdy tego nie zrobię, kochanie, obiecuję — szepnął, składając buziaka na jego włosach. — Przepraszam.
Tomlinson pokiwał głową, ale nic nie odpowiedział. To nie jego wina, że się bał, był młody i nie chciał jeszcze umierać.
Harry przytulał go do siebie jeszcze przez długi czas, przyznając mu rację – denny żart. Nie powinien narażać jego życia.
~*~
Louis leżał w wannie, ciesząc się tym, że woda była przyjemnie ciepła, może nawet za bardzo, a piana dodawała uroku. Czuł się, jakby tu mieszkał i to była dla niego codzienność. Fajnie byłoby być bogatym... Myśląc całkowicie szczerze, to o wiele łatwiejsze i nikt nie zdoła zaprzeczyć. Gdy było się biednym, ciągle były problemy i zmartwienia.
Był już umyty i teoretycznie mógł wyjść, ale było przyjemnie, więc czemu miał to już kończyć?
Po kilku minutach drzwi otworzyły się, ale nie wydały z siebie ani jednego dźwięku, więc L wciąż miał przymknięte oczy i delektował się chwilą.
Harry uśmiechnął się rozczulony jego widokiem; był małym aniołkiem. Nic nie mógł poradzić na to, że takie miał skojarzenia, ale wystarczyło jedynie na niego spojrzeć!
— Mogę dołączyć? — spytał cicho i wolno, a następnie usłyszał pisk młodszego, który złączył ze sobą swoje kolana, które jak dotąd miał oparte o ścianki wanny, na dodatek zdezorientowany spojrzał na loczka.
— Dlaczego tu jesteś? Jestem nagi — mruknął z czerwonymi policzkami... czerwonymi od gorąca wody oczywiście.
— Zaoszczędzimy trochę wody — uśmiechnął się delikatnie. — Więc jak, mogę?
— Nie... nie powinniśmy — pokręcił głową. — Nie mogę oglądać cię nago.
— Przecież nie jesteś już z Zaynem — zmarszczył brwi.
— Mamy przerwę, nie wiem jeszcze... czy zerwiemy — westchnął ciężko. Jedni mówili, że zdrady nie powinno się wybaczać, a drudzy, że to wina alkoholu i negatywnych emocji, on sam niczego nie wiedział, na razie czuł się zraniony.
— A chcesz nadal z nim być? — spytał, siadając na brzegu wanny i spoglądając w jego oczy.
— W końcu... kochamy się — mruknął.
— Nie jest to czasem przyzwyczajenie? — uniósł brew. Wolałby mieć szansę, aby walczyć o jego serduszko.
Louis przygryzł dolną wargę, nie odpowiadając. W końcu sam nie wiedział... nigdy się nad tym nie zastanawiał. Musiał porozmawiać z Zaynem, ale będzie mógł dopiero za cztery dni.
— Nie chciałbyś spróbować czegoś nowego? — dopytywał.
— Co sugerujesz? — szepnął, przyciągając nogi do klatki piersiowej.
— Dobrze wiesz, co sugeruję — spuścił wzrok na podłogę i przygryzł policzek od wewnątrz. — Ja naprawdę mógłbym być dla ciebie najlepszy.
— Wiem, że mógłbyś — kiwnął głową. — Ale... to dzieje się za szybko.
— Przepraszam, ale mamy tak mało czasu, Lou — mruknął, brzmiąc nieco smutno. — Nie mogę czekać... bo nie mam twojego czasu.
— Hazz, nie smuć się — poprosił, ujmując jego dłoń, tym samym mocząc ją, ale obaj nie zwracali na to uwagi. — Nie wiem, co ci powiedzieć...
— Przepraszam, pewnie cię to krępuje, jestem taki nachalny, ale... po prostu jesteś najpiękniejszą osobą, jaką kiedykolwiek poznałem i mam na myśli także duszę — uśmiechnął się delikatnie.
— Dziękuję... jesteś kochany — stwierdził cicho. — Jesteś naprawdę kochany, Hazz.
Louis sam nie wiedział, kiedy to się stało, ale kilka minut później był obejmowany od tyłu przez Harry'ego, który także znalazł się w wannie. Nie odzywali się do siebie, woda wciąż była gorąca, dlatego mieli rumieńce... albo dlatego, bo byli tak blisko siebie. Loczek przesuwał powoli palcami po jego brzuchu, a ten przymknął oczy i po prostu na to pozwalał, bo było przyjemnie i miło.
— Dobrze się czujesz? — spytał Styles po długiej chwili.
— Tak... jest dobrze — kiwnął głową, a następnie odchylił ją do tyłu, aby znalazła się na jego ramieniu. — Ty?
— Świetnie — uśmiechnął się, składając delikatny pocałunek na jego skroni.
Nic już więcej nie mówili, Harry nadal go obejmował i miział po brzuszku, a Lou po prostu się uśmiechał. Dotyk H był jak zawsze delikatny, możliwe, że to polubił.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro