Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

13.Plany nigdy nie były naszą mocną stroną, prawda?

Przepraszam, że teraz nic nie pojawia się nowego, ale mam mały remont w domu i na nic nie mam czasu :/.


***

Stwierdził, że jak na razie najlepszym wyjściem będzie czekanie na dalszy rozwój wydarzeń, bo przecież nie mógł przy następnym spotkaniu od tak wypalić:


Wiem, że ten twój chłopak jest jakiś psychiczny i prawdopodobnie Cię krzywdzi. Tak poza tym, to jestem Zayn Malik, narzeczony twojego zmarłego przyjaciela. A tak, bo przecież ty nie wiesz, że Louis nie żyję...

W ten sposób najprawdopodobniej sprawiłby tylko, że chłopak uciekłby od niego z krzykiem i Malik wcale by mu się nie dziwił. Dlatego musiał wszystko powoli rozplanować. Pierwszym krokiem powinno być zaprzyjaźnienie się z młodszym, co naprawdę nie będzie takie złe, biorąc pod uwagę fakt, że Zayn już go polubił. Gdy chłopak mu zaufa, jakoś delikatnie i w miarę naturalnie musiał wypłynąć temat Tomlinsona. Zayn musiał jak najłagodniej przekazać tą wiadomość, a w razie, gdyby chłopak mu nie uwierzył, pokazać zdjęcia, czy wezwać na pomoc Jay lub Lottie. Dopiero potem planował postarać się jakoś podpytać Stylesa o jego związek i to, co działo się za zamkniętymi drzwiami.

- Mamy plan, Lou... - Westchnął, przymykając oczy. - Pytanie tylko, czy to wypali, bo nigdy nic nie szło tak jak sobie tego życzyliśmy. Prawda? Inaczej nie zostałbym tu sam... - Popatrzył na zaręczynowa obrączkę i uśmiechnął się pod nosem, przypominając sobie tą nietypową sytuację:


Sąsiad z góry ich zalał i musieli jak najszybciej wynieść większość rzeczy z łazienki, żeby ochronić je przed zniszczeniem. Louis jak zwykle zostawił okulary na umywalce, zamiast schować je do futerału w kosmetyczce. Zayn postanowił zrobić to za niego i zamarł, zanim zdążył to zrobić, bo w środku była mała, niebieska paczuszka. Zanim zorientował się, co robi, uniósł wieczko. Zobaczył zgrabną, srebrna obrączkę z dwoma wygrawerowanymi prążkami.

- Zayn! - Usłyszał pisk Tomlinsona tuż przy uchu. - Czy ty naprawdę musisz popsuć wszystkie moje próby bycia romantycznym?!

- To jest...

- Cóż, planowałem to inaczej, ale jak widać, nigdy nic nie idzie po mojej myśli... - Nie było żadnego dramatycznego padania na kolana, ani rzewnych przemówień. - Zawsze chciałem mieć podwójne nazwisko, a Louis Tomlinson-Malik brzmi nieźle...

- Zayn Malik-Tomlinson też. - Odpowiedział z uśmiechem.

- Czyli mówisz tak? - Zamiast odpowiedzi wyciągnął w kierunku starszego lewą dłoń. Przez chwilę szczerzyli się do siebie jak idioci. Może nie odbyło się to tak, jak powinno, bo łazienka z sączącą się z sufitu wodą i odpryskującą farbą nie była odpowiednim miejscem na oświadczyny, a ich stroje pozostawiały równie wiele do życzenia, lecz wciąż było niesamowicie. Przynajmniej on to tak odbierał.

Dlatego właśnie bardzo drżał o wszelkie możliwe komplikacje planu zaprzyjaźnienia się z przybranym bratem swojego nieżyjącego partnera. Umiał improwizować, ale uwolnienie Stylesa z toksycznego związku i poinformowanie go o śmierci przyjaciela, to na tyle delikatne sprawy, że prosił w myślach wszystkie bóstwa, jakie tylko mogły istnieć...fatum, los, duchy, czy co tam jeszcze tylko szwendało się po świecie... żeby ten jeden raz zostawiły go w spokoju i nie przeszkadzały.

***

Problem w tym, że Louis nie zamierzał rezygnować ze swojego genialnego planu... skoro on nie mógł być z Zaynem, to zadba o to, żeby był szczęśliwy z kimś innym. Tym kimś powinien być Harry. Lou nie wymyślił sobie tego od tak... doskonale znał obu mężczyzn i umiał dostrzec jak wzajemnie się dopełniali: czasami nazbyt poważny Zayn i odrobinę szalony Hazz. Zbyt naiwny Styles i podejrzliwy Mulat. Ponadto, obaj byli bardzo empatyczni i najchętniej uratowaliby każdego bezdomnego kota. Mieli podobny gust filmowy czy muzyczny. I obaj byli zranieni i smutni. Potrzebowali kogoś, kto chociaż częściowo zapełni tą pustkę dookoła nich. Zayn znowu chciał się o kogoś troszczyć, ale sam jeszcze o tym nie wiedział, a Harry potrzebował właśnie kogoś, kto go uratuję i ochroni.

Wiedział, że nie mógł już nic przyspieszyć... Jednak było to frustrujące dla tak niecierpliwego ducha. Patrzenie z boku na dwójkę tak bliskich mu osób, wiedząc jak miotali się ze swoimi problemami w pojedynkę, każdy z osobna.

- Lou, zlituj się! - Jęknął blond włosy duch - Poznali się dwa tygodnie temu! Ile tobie i Zaynowi zajęło zejście się? A musisz pamiętać, że wtedy nie opłakiwał śmierci narzeczonego... daj im czas. Będzie, co ma być, a mam przeczucie, że wszystko potoczy się po naszej myśli.

- Niech Ci będzie. - Warknął sfrustrowany szatyn, patrząc wciąż na zamyślonego Malika.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro