1. Nieznajomi
Jednak zdecydował udać się w jedno miejsce, by przeczekać, aż jego partner skończy pieprzyć tamtego chłopaka. Założył płaszcz, bo w końcu był październik, i wyszedł na ostatnie piętro, a potem wąskimi schodkami na dach. Usiadł na betonowym murku, patrząc pustym wzrokiem przed siebie.
Usłyszał kroki za sobą, przez co obejrzał się spanikowany, ale na szczęście był to tylko nowy sąsiad, a nie Nick. Przez jakiś czas patrzyli na siebie w milczeniu, aż nowo przybyły odchrząknął i odwrócił wzrok.
- Chcesz zostać sam? - Zapytał Styles, zanim zdążył pomyśleć, bo przecież nie miał gdzie pójść.
- Nie przeszkadzasz mi... o ile nie jesteś wesołym, kochającym życie hipisterem...
- Kiedyś byłem, ale tamten ja już nie żyje. - Mruknął cicho Harry, a nieznajomy wzdrygnął się na jego ostatnie słowa.
-Czasami mam wrażenie, że ja też jestem martwy. - Odpowiedział mu mężczyzna iprzysiąść obok niego. Odpalił pierwszego papierosa, włączając z telefonu jakąśnieznaną mu piosenkę.
*"Za każdym razem o północy
Za każdym razem gdy znów nabałaganiliśmy
Przywołaj i zatrzymaj ulotne wspomnienie
Za każdym razem o północy
Za każdym razem o północy
Przywołaj i zatrzymaj ulotne wspomnienie
Powiedziałbym raczej
Karmienie ptaków zagubionych w klatce
Wyczekiwanie nie mając gdzie iść
Spacerujący muzycy w górze drogi
Nabieranie innych nie mając gdzie iść
Karmienie ptaków zagubionych tam w klatce
Być tak wolnym, odnajdywać sposób bycia
Rozmyślać jak to sprytnie się dzieje że zostaje się
Że zostaje się...
Synem niebieskiego nieba..."
Tekst był mało skomplikowany, ale miał ukryte znaczenie, tak przynajmniej wydawało się Harry'emu. Akcent zdecydowanie nie brzmiał na brytyjski. Nowo przybyły skończył pierwszą fajkę, a następnie wypalił kolejne trzy, wciąż puszczając od nowa ten sam utwór. - Jestem cztery kroki bliżej. - Powiedział, uśmiechając się lekko.
- Aha... wprowadziłeś się tu niedawno?
- Tak..., i nie jestem wariatem. Po prostu siedemnasty października był moim ulubionym dniem...
- Dlaczego już nie jest? - Zapytał lokowaty, bo brakowało mu dawnych dyskusji ze znajomymi, i nawet jeśli ten rozmówca był nieco ekscentryczny, to i tak lepszy od ciągłego mówienia do siebie. Obcy przypominał Harry'emu nieco Louisa... chociaż tamten był bardziej energiczny i głośny, to specjalnie dla niego potrafił się wyciszyć i spędzić z nim czas właśnie w ten sposób.
- Bo tego dnia zabrali mi mój cały świat. - odpowiedział cicho nieznajomy. Styles nie wiedział, co o tym myśleć, bo nie miał pojęcia, co mężczyzna chciał przez to powiedzieć. - Jestem Zayn. - Wyciągnął do niego szczupłą, wytatuowaną rękę i Harry zauważył srebrną, prostą obrączkę na prawej dłoni. Och.
- Harry. - Jego głos był dziwnie drżący.
- Harold. - W kącikach ust Zayna czaił się uśmiech.
- Tylko jedna osoba mówiła do mnie w ten sposób. - Styles westchnął, czując ukłucie na wspomnienie przyjaciela.
- Czuję, że to ktoś ważny... dziewczyna?
- Najlepszy przyjaciel. - Odpowiedział.
- Kochasz go? - Zapytał Mulat, a w jego oczach pojawiło się coś, czego dawno nie można było w nich ujrzeć: Błysk ciekawości.
- Jak starszego brata... ale nie mam z nim kontaktu.
- Dlaczego? - Brunet zmarszczył brwi.
- To dłuższa historia, a robi się już późno Zayn. - Westchnął wyższy. - Jeśli chcesz ją usłyszeć, to następnym razem, bo z pewnością jeszcze nie raz się tutaj schronię przed światem.
- Okay.... Ja za każdym razem jestem tu o północy. - Odpowiedział mulat. - Dobranoc Haroldzie! - Krzyknął za oddalającym się, zgarbionym chłopakiem. Znacznie później, już we własnym mieszkaniu, Zayn przyłapał się na tym, że naprawdę interesowała go historia tego chłopaka, bo wyglądał na równie pokonanego przez życie, jak on sam...
* przetłumaczony fragment "Son of the blue sky"
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro