Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 17. Miłość to nie choroba, która przejdzie Ci po tygodniu.

3 miesiące później...

Perspektywa Michaela:

Siedziałem w pokoju hotelowym, nudząc się. Próbowałem znaleźć sobie jakieś zajęcie, ale oprócz oglądania telewizji po francusku nie było nic ciekawego. Kolejny koncert miałem za tydzień, a próbę dopiero za kilka dni. Na zwiedzanie Paryża też nie miałem jakoś ochoty, poza tym takie miasto powinno się zwiedzać z ukochaną osobą...Ewidentnie humor mi dzisiaj nie dopisywał, gdybym chociaż miał koncert na pewno na te kilka godzin zapomniałbym o problemach, zajął czymś głowę. Najlepiej żebym nie wychodził teraz do ludzi, bo mogę być niemiły. Mógłbym zadzwonić do kogoś, na przykład do Victorii. Ale co mam jej powiedzieć? Cześć, stęskniłem się za Tobą jak cholera, a tak przy okazji to się w Tobie zakochałem? Wziąłem telefon do ręki i zacząłem mu się przyglądać zastanawiając się czy jednak zadzwonić. Kiedy po raz kolejny stchórzyłem odkładając słuchawkę, usłyszałem dzwonek. Z prędkością światła podleciałem do telefonu i szybko odebrałem.

-Halo?

-Panie Jackson dzwoni Victoria Lancaster czy połączyć?

-Tak oczywiście.- odpowiedziałem szybko.

-Michael?- na dźwięk jej pięknego głosu poczułem dreszcze.

-Victoria?- zaśmialiśmy się.

-Długo nie rozmawialiśmy i pomyślałam, że zadzwonię, ale mogę później jak jesteś zajęty na pewno masz dużo pracy.

-Dużo pracy jest zawsze, ale dzisiaj mam wolne więc mi nie przeszkadzasz. Cieszę się, że zadzwoniłaś w sumie miałem to przed chwilą zrobić.

-Wolne masz? Przecież Ty jesteś największym pracoholikiem jakiego znam.

-Odezwała się ta co ciągle coś rysuje. Jak nie krzaki to kwiatki to...mnie.

-Widziałeś mój rysunek?!- zaśmiałem się.

-Tak, na Twoich urodzinach.

-Ja Ci kiedyś coś zrobię...

-To na drugiej randce.- przygryzłem wargę.

-My nie byliśmy nawet na pierwszej.- prychnęła.

-Jak to nie? Zaprosiłem Cię na samym początku naszej znajomości do restauracji.

-To była randka?

-No, a nie?

-E tam, mógłbyś się bardziej postarać.

-Oj pani Lancaster jest niezadowolona. Spokojnie wynagrodzę Ci to jak wrócę.

-Mam nadzieję.

-A co teraz robisz?

-A co książkę piszesz?

-O Tobie oczywiście.

-Biorę kąpiel.- próbowałem powstrzymać nieprzyzwoite myśli jakie teraz pojawiły się w mojej głowie.

-A co chcesz się przyłączyć?

-Wiesz, że ja zawsze jestem chętny.- wyszczerzyłem się.

-Zboczuch!- rzuciła śmiejąc się.

-Ty tak na mnie działasz.- palnąłem, a potem ugryzłem się w język. Czekałem na jej reakcję.

-Odebrałam to jako żart.

-W sumie to...

-...Michael!

-Hahahahano co?

-Głupek z Ciebie.- zakochany głupek.

-Jak tam w pracy?

-Bardzo dobrze, oprócz docinek Kimberly to jest super.

-Chyba będę musiał się wybrać do Twojej firmy.

-Ona pewno nie! Lepiej tam nawet nie wchodź.

-Czemu?

-Bo będzie jeszcze gorzej, a zresztą Kim trochę pogada i przestanie. W końcu jej się znudzi.

-Ale chcę Ci pomóc, mogę załatwić wiele spraw tym bardziej, że to przeze mnie masz problemy.- powiedziałem smutno.

-Michael to nie Twoja wina, rozmawialiśmy już o tym.

-Właśnie, że moja, bo gdybyśmy się nie przyjaźnili Kim by Ci nie dokuczała.

-Dobrze wiesz gdzie ja mam jej dokuczanie. Nie mam już piętnastu lat, żeby jej docinki mnie ruszały. A co do naszej znajomości to nie żałuję, że Cię poznałam i skoczyłabym za Tobą w ogień.- poczułem przyjemne ciepło w sercu. Rozmawialiśmy ze sobą do samego wieczora, w końcu musieliśmy nadrobić ten stracony czas. Cieszyłem się, że to Vicki do mnie zadzwoniła, że nie olała mnie. Bardzo za nią tęskniłem i chociaż dźwięk jej głosu trochę poprawił mi humor. Kiedy wieczorem oglądałem telewizję znowu dopadł mnie smutek. Tylko na trasach czuję się samotny, siedzę ciągle w czterech ścianach i nie mam nawet z kim porozmawiać, bo nikt nie ma czasu i wszyscy są zabiegani. Wyłączyłem tv i położyłem się na łóżku, gapiąc się tempo w sufit przeleżałem tak nie wiedząc nawet ile czasu. Nagle drzwi do mojej sypialni się otworzyły. Nawet nie spojrzałem kto to.

-Siema Jackson.- rzuciła radośnie moja gitarzystka Jennifer.

-Siema.-wymruczałem.

-Eee co Ty taki przybity? Dupy Ci nie dała?- zaśmiała się siadając obok mnie- Nie martw się inne są chętne.- puściła mi oczko. Spojrzałem na nią.

-O czym Ty mówisz?

-O Twojej lasce?

-Nie mam laski.

-To idź do burdelu, jaki problem?- szczerość Jennifer Batten...

-Jenn daj spokój nie jestem w nastroju do głupich żartów.

-Zaraz się nastroisz jak Karen winko przyniesie. A w ogóle czemu nie przyszedłeś na imprezkę?

-Nie gustuję w takich imprezach.

-Przepraszam kurwa bardzo Król przecież nie chodzi na TAKIE imprezy. Szlachta chodzi na bankiety.- spojrzałem na nią z politowaniem.

-Dobrze wiesz, że wcale nie lubię bankietów. I nie rób ze mnie zadufanego w sobie piosenkarza, który myśli, że jest pępkiem świata.

-Och no żartowałam przecież, co Ty taki sztywny dzisiaj? Serio trzeba Cię rozruszać.- wyjęła paczkę papierosów- Zapalisz?- spytała wyciągając jednego papierosa po czym włożyła go do ust.

-Na pewno nie będziesz tu palić.

-No tak zapomniałam przecież, że Ty jesteś abstynent jeżeli chodzi o takie rzeczy. Może chociaż blanta?

-Nie chcę?

-To działkę?

-Jennifer opanuj się. Mogłabyś trochę przystopować z tymi używkami, a już zwłaszcza narkotykami.- pomimo mojego zakazu zapaliła papierosa i żeby mnie wkurzyć specjalnie wydmuchiwała dym prosto w moją twarz, przez co zacząłem kaszleć.

-Hahahaha oj Jackson.- pokręciła głową. Zaczęła mi się przyglądać.

-Serio jakiś przymulony jesteś, co tam się stało?- szturchnęła mnie.

-Problemy miłosne.- skwitowałem nie chcąc wchodzić w szczegóły. Jennifer nie jest dobrą osobą do takich rozmów.

-Uuuuu...

-I tak nie zrozumiesz Ty wyznajesz zasadę jednej nocy.

-No pewnie, po co mam się wpierdalać w związek od razu? Młoda jestem, trzeba się wyszaleć,  mieć jakieś wspomnienia na starość.

-Taaa z upojnych nocy.

-A jak!

-Zachowujesz się jak Slash.

-Co Ty chcesz od Hudsona? Zajebisty jest.- w tym momencie usłyszeliśmy pukanie.

-Witam czy ktoś mnie wzywał aby udzielić terapii jakiemuś zbłąkanemu piosenkarzowi?- Jenn podniosła rękę. Karen uśmiechnęła się i podeszła do mnie dając buziaka w policzek.

-Oto nasza terapia.- zza pleców wyciągnęła dwie butelki czerwonego wina.

-O coś dla mnie!- blondynka wyciągnęła ręce.

-Zostaw to zołzo! Wino jest dla Miśka.- otworzyła jedną butelkę.

-Pijaczki.- wyszczerzyłem się.

-Ej Ty mnie tu nie obrażaj dobra? Tylko doceń dobroć mego serca.

-I w dodatku poetka!- zaśmialiśmy się.

-O czym tak debatowaliście jak mnie nie było?

-O lasce Jacksona.

-O Tatianie?

-Ja tam wiem jak ona się nazywa, przecież ten baran nie chce mi nic powiedzieć.

-Boże jaka Tatiana? Ona ze mną tylko tańczy.

-To która skradła Ci serce?

-Victoria...-Karen mogłem powiedzieć wszystko znamy się już sześć lat i nie mamy przed sobą tajemnic.

-A no tak!- walnęła ręką w czoło- Zapomniałam o niej.

-A ja niestety nie...

-Znacie się już szmat czasu czemu jeszcze do niej nie startujesz? Warunki masz idealne.- zaśmiała się. Postanowiłem opowiedzieć o wszystkim co między nami zaszło. O naszej początkowej znajomości, która przerodziła się w przyjaźń, a potem w miłość przynajmniej z mojej strony. Oczywiście nie pominąłem nocy, podczas, której o mało nie wylądowaliśmy w łóżku. Jennifer zagwizdała.

-Nooo nie wiedziałam, że z Ciebie taki niegrzeczny chłopiec jest.- Karen zabrała jej butelkę, którą piła sama i to już drugą, a ponoć to miało być dla mnie.

-Tobie już wystarczy. Wychlałaś wszystko sama, a z nami się nie podzieliłaś.

-Jackson jest abstynent, a Ty pocieszycielka Jacksona więc cicho siedź i daj mi pić.- makijażystka tylko pokręciła głową i spojrzała na mnie.

-I wtedy chciałem jej powiedzieć w końcu, że ją kocham byłem gotowy, ale jak usłyszałem „zapomnijmy o tym, to był błąd, byliśmy pijani" to stwierdziłem, że wyjdę tylko na idiotę, bo Victoria nic do mnie nie czuje. I co ja mam teraz zrobić? Myślałem, że jak rozstaniemy się na trochę to mi minie, zapomnę, ale nie potrafię.- powiedziałem bezsilny.

-Miłość to nie choroba, która przejdzie Ci po tygodniu. A z moich obserwacji, a nieraz widziałam was razem wynika, że ona też coś do Ciebie czuje.

-Mięte czuje!- krzyknęła Jenn.

-Nie sądzę.- westchnąłem- Jakby mnie kochała to by mi powiedziała.

-Oj Michael.

-No co?

-Może ma powód dla którego nie chce Ci powiedzieć?

-Ciekawe jaki.- prychnąłem.

-Może się boi, wiesz nie znam jej dobrze. Ale jest nieśmiałą...

-...Boże Karen daj spokój no. Nie chce mi powiedzieć, bo jest nieśmiała?

-Może...albo tak samo jak Ty boi się odrzucenia.

-A mało ja jej znaków daje?

-A weź te swoje znaki w dupę sobie wsadź. Wy faceci to myślicie, że powiecie komplement i my kobiety mamy po tym się domyślić o co wam chodzi?

-Kobiety są trudne.

-Faceci nie lepsi, a w ogóle czaicie się jak takie czajniki no. Aż mi was żal. Jesteś mężczyzną to zrób pierwszy krok.

-Och uwierz mi, że tych kroków z mojej strony było już dużo. A może Victoria kogoś ma i przez ten cały czas przede mną to ukrywała.- olśniło mnie nagle.

-Weź, bo Cię walnę w ten kudłaty łeb to Ci wszystkie loki powypadają. Jakby kogoś miała to nie pozwoliłaby, żebyś ją całował, a już tym bardziej coś więcej. Dowiedziałbyś się chociażby od jej przyjaciółek.

-No w sumie racja. Ej, a tak w ogóle gdzie jest Jennifer?- dopiero teraz zauważyłem, że jej z nami nie ma. Zaczęliśmy się rozglądać.

-Widocznie wolała imprezę niż wysłuchiwanie o Twoich problemach miłosnych. Wracając do tematu jak skończymy trasę to osobiście zaprowadzę Cię za rękę do Victorii i przy mnie jej wszystko wyznasz.

-Ale ona mnie nie kocha!

-A skąd wiesz? Od kiedy Ty taki przewidywalny jesteś?

-Nie przewidywalny tylko stwierdzam fakty, a zresztą co ona może we mnie widzieć?

-Przystojnego, wrażliwego, dobrego, troskliwego i kochającego faceta ze zgrabnym tyłeczkiem na przykład?- powiedziała poważnie na co głośno się zaśmiałem.

-Nie rozśmieszaj mnie.

-Co? Mówię tylko jak jest. Kto mnie zawsze uczył, że lepsza jest szczera prawda, która nawet zaboli niż kłamstwo?- uśmiechnąłem się.

-Dziękuję Ci.- przytuliłem ją.

-Na czułości Ci się zebrało?

-Jak widzisz do przytulania tylko Ty mi zostałaś...no i Jennifer.- oderwała się ode mnie.

-Batten to by Cię najchętniej przeleciała.

-Ty tak na poważnie czy na żarty?

-Poważnie, zresztą Jennifer do szczęścia wystarczy gitara, jakiś skręt, wódka i facet z ładną buźką, ale krążą plotki, że nie tylko Jennifer ma na Ciebie ochotę.

-Tak? A kto jeszcze, Ty?- zaśmialiśmy się.

-Chciałbyś.

-No ba! To kto?

-Jason...-mina mi zrzedła, a Karen zaczęła się śmiać.

-Przecież Jason jest gejem.

-Hahahahahahaha...

-Kłamałaś!

-Hahaha Twoja mina bezcenna!

-Boże jaka ulga.- opadłem na poduszki.

-A co nie podoba Ci się?- dalej się chichrała.

-Taka mądra jesteś? Może Tobie kogoś znajdziemy?

-A po co mi facet?- poruszyłem zabawnie brwiami.

-Idź Ty durniu.- walnęła mnie w ramię.

-Od razu widać, że nie masz faceta.

-No dzięki wiesz! Już mówiłam jestem singielką...z wyboru.- uniosła dumnie głowę.

-I tak Ci kogoś znajdę.

-Ty mi lepiej nikogo nie szukaj.

-No co? Ja się znam na kobietach.

-Taa na ich tyłkach chyba.

-To też.- wyszczerzyłem się

-Dobra ja idę, bo już majaczysz i musisz iść lulu.- cmoknęła mnie w policzek.

-Nie zapomnij, że za kilka dni jest próba.

-Ale ja mam wolne.

-Ale ja mam próbę.

-A co mnie to obchodzi? Ja mam dzień wolny od pracy.

-Chyba nie chcesz stracić tej pracy...

-Jackson Ty gnoju zasrany! Szantażujesz mnie ZNOWU.

-Niestety na Ciebie nic innego nie działa. A poza tym musisz mnie wspierać duchowo.

-Jeszcze się zastanowię, a moje terapie to drogie rzeczy są.

-Oddam w naturze.

-Zbiera Ci się.

-Odsetki też odpracuję.- puściłem jej oczko.

-Jeszcze się zastanowię, na razie gnomie.

-Na razie blondasie!- zaśmiała się i wyszła. Odkąd pamiętam dobrze dogadywałem się z Karen, zawsze potrafiła poprawić mi humor. Nie widywaliśmy się często tak jak kiedyś, bo nie pracowała tylko dla mnie. Dzięki mojej trasie można powiedzieć odnowiliśmy znajomość. Jennifer za to nie znam długo, przeszła najlepiej casting na moją gitarzystkę, ale od razu ją polubiłem za tą szczerość do bólu i zawsze pozytywne nastawienie. Spojrzałem na zegar, który wskazywał już 23:10. Mimo, iż nie byłem bardzo zmęczony postanowiłem się już położyć, bo jutro umówiłem się z dziewczynami na zakupy. Kto był pomysłodawcą? Oczywiście, że Karen. Czeka mnie ciężki dzień więc wolę się wyspać porządnie. Wziąłem szybki prysznic i już miałem wyjść kiedy na półce obok umywalki zauważyłem opakowanie tabletek nasennych. Chyba jak wezmę jedną to nic się nie stanie? Nie ma przy mnie Victorii więc mogę szybko nie zasnąć. Wziąłem jedną kapsułkę i popiłem wodą. Działanie było natychmiastowe z tego względu, że te tabletki są bardzo silne. Położyłem się do łóżka i tak jak myślałem zasnąłem od razu.

*****

Witajcie kochani! :D

Jak rozdział się podobał? Ten był wyjątkowo krótki, ale zrobiłam to specjalnie. Miał być krótki i zawierać najważniejsze rzeczy, czyli przede wszystkim uczucia Michaela, mam nadzieję że dobrze to wszystko przedstawiłam, właśnie jak zauważyliście dzisiaj było tylko z perspektywy naszego Króla, w następnym rozdziale już pojawi się Victoria. Będzie on trochę taki zagmatwany czasowo, ale mam nadzieję, że połapiecie się o co mi chodziło. Najwyżej zapytacie ;) Właśnie jeżeli ktoś ma jakieś pytania bądź czegoś nie rozumie to walić śmiało xD No next'a! :D

Pozdrawiam <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro