Rozdział 15. „Prawdziwa miłość jest chyba samą tęsknotą i pragnieniem."
Obudził mnie straszny ból głowy. Otworzyłam powoli zaspane oczy i podparłam się na łokciach co było błędem, bo zaraz syknęłam z bólu i opadłam z powrotem na poduszki. Poczułam suchość w gardle, ale nie miałam siły wstać z łóżka. Jednym słowem czułam się strasznie. W życiu nie miałam takiego kaca i to wszystko przez Ninę co jak co, ale to akurat pamiętam, że wciskała mi do ręki co chwile drinki robione przez siebie. Dopiero teraz zauważyłam, że Michael leży obok mnie i się we mnie wpatruje z ogromnym uśmiechem na ustach. Zmarszczyłam czoło i zmierzyłam go wzrokiem. Od pasa w górę był nagi co mnie zaniepokoiło. Zajrzałam pod kołdrę na co ryknął śmiechem. To co zobaczyłam mnie ucieszyło czyli to, że nie był nagi, a tym bardziej ja. Wolałam się upewnić, bo jego uśmiech był jakiś dziwny. Nigdy się tak nie uśmiechał.
-I z czego się tak cieszysz?- spytałam oburzona i jeszcze bardziej nakryłam się kołdrą. Spoważniał i przysunął się do mnie.
-Dzisiaj nie chcesz się kochać?- przygryzł wargę i zaczął gładzić kciukiem mój policzek.
-Co? O...o czym Ty mówisz?- odsunęłam się zmieszana jego wylewnością.
-O tym, że wczoraj składałaś mi niemoralne propozycje.-uśmiechnął się, poczułam jak moje policzki natychmiast przybierają kolor czerwony.
-Co mówiłam?!- podniosłam się do pozycji siedzącej i spojrzałam na niego wyczekująco.
-Różne, śmieszne rzeczy.- zaśmiał się.
-O Boże...-złapałam się za głowę- Zrobiłam z siebie idiotkę.
-Nie przesadzaj, chciałaś mnie tylko zaciągnąć do łóżka. Nie Ty pierwsza i nieostatnia.
-No dzięki, ale pocieszenie.- było mi strasznie głupio, miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Co on sobie o mnie pomyślał? Podciągnęłam kolana pod brodę i odwróciłam twarz w stronę okna, żeby tylko nie patrzeć mu w oczy.
-Ej no co Ty, zła jesteś?- pocałował mnie w odkryte ramię, odsunęłam się.
-Victoria daj spokój nic takiego się nie stało. Jeżeli mam być szczery to trudno było mi się opanować, bo byłaś prawie naga i do tego strasznie się do mnie kleiłaś, ale nie jestem dupkiem, który tylko korzystając z okazji, że jesteś pijana przeleciałby Cię nie patrząc na to czy naprawdę tego chcesz tylko, żeby zaspokoić swoje potrzeby. Powinnaś to docenić.- syknął, wstałam z łóżka.
-Może mam Ci jeszcze na kolanach dziękować? Nie Ty zrobiłeś z siebie ostatniego kretyna, nie Ty wygadywałeś głupie rzeczy, których nawet nie pamiętasz i nie Ty zachowałeś się jak pierwsza lepsza ulicznica! Jak taki szlachetny jesteś to trzeba było mnie zaliczyć skoro tak żałujesz, że tego nie zrobiłeś!- wykrzyczałam mu prosto w twarz, nie wiem co we mnie wstąpiło. Nie odezwał się słowem, a ja weszłam do łazienki trzaskając drzwiami. Oparłam ręce o umywalkę i spojrzałam w lustro. Wyglądałam tragicznie czyli nic nowego. Przemyłam twarz zimną wodą. Nagle poczułam się niedobrze, strasznie mnie zemdliło. Zawisłam nad muszlą klozetową i zaczęłam żałować każdej kropli spożytego alkoholu. Odgarnęłam włosy na jedną stronę. Czułam się fatalnie i miałam nadzieję tylko, że Michael nie wejdzie teraz do łazienki. Jak na zawołanie usłyszałam pukanie.
-Vicki wszystko w porządku?- nie miałam zamiaru się odzywać.
-Vickuś...otwórz proszę...przepraszam no...- przytrzymując się szafki wstałam powoli z klęczek i jak najszybciej opłukałam usta. Spojrzałam ostatni raz w lustro kręcą głową i otworzyłam drzwi przez co prawie nie wywróciłam Michaela. Chciałam go wyminąć, ale złapał mnie za nadgarstek.
-Zostaw mnie.- warknęłam, ale wbrew temu przyciągnął mnie do siebie.
-Przepraszam nie chciałem żebyś w ten sposób odebrała moje słowa. Nie żałuję, że Cię nie wykorzystałem. Mówiłaś...wręcz prosiłaś żebym się z Tobą przespał, a ja tego nie zrobiłem rozumiesz? Czy dla Ciebie to nic nie znaczy?- spojrzałam w jego ciemne, hipnotyzujące oczy, odebrało mi mowę. Spuściłam wzrok. Jak zwykle się go czepiam, a powinnam mu podziękować.
-Znaczy...dużo znaczy. To ja powinnam Cię przeprosić nie dość, że zrobiłam z siebie napaloną idiotkę to jeszcze na Ciebie niepotrzebnie naskoczyłam, a przecież nic nie zrobiłeś.- spuściłam zażenowana wzrok, podniósł mój podbródek.
-Już Ci mówiłem, że nic się takiego nie stało. Byłaś pijana to normalne, że wygadywałaś takie rzeczy.- zaśmiał się, a ja razem z nim. Przytuliłam go mocno.
-Naprawdę to powiedziałam?- spytałam niedowierzająco.
-Ale co?
-No wczoraj...
-Tak.
-Pewnie miałeś ze mnie ubaw.- odsunęłam się od niego delikatnie.
-Tylko troszeczkę.- pstryknął mnie w nos.
-Nina dostanie niezły opieprz jak do mnie przyjdzie- zaśmiał się- Co proponujesz na kaca?
-Mhmm...tabletki?
-Oszalałeś? Mam się faszerować prochami tak jak Ty?
-Przecież żartowałem.- pokręcił głową.
-Na dole pewnie jest niezły bajzel, trzeba to posprzątać.- podeszłam do szafy i wyciągnęłam z niej jeansy i koszulę w kratę. Znowu poczułam mdłości, zakryłam usta ręką i jak najszybciej popędziłam do łazienki. Po dziesięciu minutach wyszłam ledwo trzymając się na nogach, ból głowy mi nie pomagał. Michael podszedł do mnie od razu.
-Dobrze się czujesz?- spojrzałam na niego z politowaniem- No tak głupie pytanie.
-Zaraz mi przejdzie...
-Mam pomysł. Ty się położysz, ja zrobię śniadanie i posprzątam.
-Mike daj spokój, miałeś mi pomóc, a nie robić wszystko sam.
-Powiedziałem, że w tej chwili kładziesz się do łóżka.
-Ale ja nie mam pięciu lat, na pewno zaraz mi przejdzie. A poza tym najlepsza na kaca jest praca więc jak trochę posprzątam to od razu mi przejdzie.
-Jesteś blada jak ściana nic nie będziesz sprzątać. Jak nie pójdziesz po dobroci to zastosuje inne środki...- próbował zrobić groźną minę. Złapał mnie za rękę i jak małą dziewczynkę zaprowadził do łóżka.
-Ty nie udawaj złego, bo nawet w teledysku Ci to nie wychodzi.
-Ej co chcesz od teledysku? Jestem tam bardzo zły.
-Taaa myślisz, że jak ubierzesz się na czarno, pomalujesz oczy kredką i pokrzyczysz trochę to wyglądasz na złego?
-A nie?- spytał z ogromnym uśmiechem.
-Nie, ale dobry z Ciebie aktor.
-No wiadomo.
-Nie ma za co.- pokręciłam głową.
-Okej więc Ty sobie grzecznie leż, a ja zrobię śniadanko. Na co masz ochotę?
-Bez różnicy tylko żebym się nie otruła.
-No wiesz co? To ja tu z dobroci serca dla Ciebie gotuję, a Ty mnie o takie rzeczy posądzasz?
-Niestety, ale ja nie jestem przekonana co do Twojego gotowania.
-A pamiętasz jak robiliśmy tort...
-...i zlizywałeś ze mnie bitą śmietanę? Tak pamiętam.- wyszczerzył się.
-Hahaha fajnie było nie? Ale nie o to mi chodziło, gdybym nie zrobił takiego dobrego kremu czekoladowego to tort by tak super nie wyszedł.
-Nie wiem czy on był taki dobry skoro Mac'a przez cały wieczór bolał brzuch. Aż boję się pomyśleć co Ty tam dodałeś.
-Mógł się tyle nie opychać przed spaniem.
-Odezwał się! Resztę tortu Ty zjadłeś.
-Nie prawda, bo Ty.- wystawił mi język.
-Krowa ma dłuższy i się nie chwali.
-Ale ja mam ładniejszy od krowy.- powiedział w miarę poważnie, po chwili jednak oboje wybuchnęliśmy głośnym śmiechem.
-Czy Ty siebie słyszysz? Nie powiedziałabym, że masz ładny język.-powiedziałam dalej się śmiejąc.
-Idę sobie, bo mnie nie kochasz, w ogóle mnie obrażasz i we mnie nie wierzysz.- zrobił smutną minę, a ja parsknęłam śmiechem.
-Miałeś mi zrobić śniadanie.
-Ale nie zasłużyłaś.
-Oczywiście, że zasłużyłam, ale Ty jesteś tak bezinteresownym człowiekiem, że na bank chcesz coś w zamian.
-No pewnie w końcu na tym polega bezinteresowność.- nadstawił policzek. Miałam ochotę dać mu w tym momencie z liścia, ale się powstrzymałam. Kiedy już chciałam go pocałować gwałtownie się odwrócił i nim zdążyłam zareagować musnął lekko moje usta po czym delikatnie się odsunął. Patrzyłam na niego zaskoczona widząc błysk w jego oczach. Serce zaczęło walić mi jak młotem. Nasze twarze dzieliły milimetry, niemalże stykaliśmy się nosami. Przyłożył dłoń do mojego policzka i jeszcze raz pocałował, a ja zaczęłam odwzajemniać. Poczułam milion motyli w brzuchu. Chciałam, żeby ta chwila trwała wiecznie. Czułam się wspaniale jak nigdy dotąd, długo na to czekałam. W końcu jakby ktoś wylał na mnie kubeł zimnej wody zdałam sobie sprawę z tego co my właśnie wyprawiamy. Oderwałam się nagle od Michaela i spojrzałam na niego przerażona. Co ja zrobiłam?! Patrzeliśmy się na siebie nie wiedząc co powiedzieć.
-Ja przepraszam...nie chciałem...to był impuls...Victoria...to nie tak.- jąkał się, a ja dalej nie mogłam wykrztusić z siebie słowa, poczułam jak się czerwienię, szybko spuściłam wzrok.
-Jesteś na mnie zła? Nie chciałem żeby to tak wyszło. Jestem kretynem, przepraszam Cię...-złapał mnie za ręce. Podniosłam powoli wzrok.
-Nic się nie stało...uznajmy, że to była nasza wina i więcej się nie powtórzy. Po prostu zapomnijmy o tym.- zobaczyłam w jego oczach coś dziwnego...jakby smutek i rozczarowanie? Wstał nagle.
-Idę zrobić to śniadanie.- rzucił pospiesznie i wyszedł zostawiając mnie samą. Poczułam ukłucie w sercu. Co my wyprawiamy? Oczy zaszłymi mgłą, a po policzku spłynęła pojedyncza łza. Nie chciałam płakać, ale to było silniejsze ode mnie. Jak ja mu teraz spojrzę w oczy? Ludzie nie całują się od tak, a ja bardzo tego chciałam.Michael zrobił ten krok, to on mnie pierwszy pocałował, ale dlaczego? Nie chcę robić sobie głupich nadziei, że kiedyś będziemy...Nie, nie mogę o tym myśleć, ja nawet nie wiem co do niego czuję. Nie wiem czy go kocham...to trudne. Potrzebuję go jak powietrza, chcę żeby mnie przytulał, pragnę jego bliskości coraz bardziej, nigdy wcześniej nie czułam czegoś takiego. Wzięłam głęboki wdech. Po jakimś czasie usłyszałam kroki więc szybko otarłam z policzków ostatnie łzy i wzięłam do ręki pierwszą lepszą książkę, która leżała na stoliczku nocnym.
-Już jestem.- ujrzałam Michaela w moim różowym fartuchu, wyglądał w nim uroczo. Uśmiechnęłam się delikatnie. W rękach trzymał tacę, a na niej pełno smakołyków. Postawił mi ją na kolanach. Czułam jego wzrok na sobie.
-Dziękuję.- szepnęłam. Widocznie nie to chciał usłyszeć, bo dalej się na mnie patrzył.
-Czemu mi się tak przyglądasz?- usiadł obok mnie nie spuszczając ze mnie wzroku.
-Victoria ja...czy Ty...na pewno chcesz o tym zapomnieć?- moje serce zabiło szybciej.
-Tak...-skłamałam. Musiałam to powiedzieć. Nie mogę wyznać, że go kocham skoro nie jestem tego pewna. Westchnął smutno, nastała niezręczna cisza.
-Pojadę już do siebie.- odezwał się w końcu.
-Mike daj spokój, zostań jeszcze. Dzisiaj sobota nie musisz jechać do studia.
-Jestem umówiony.- wstał i wziął swoją marynarkę, którą założył.
-Z kim?
-Od kiedy Cię to obchodzi?- warknął.
-Od kiedy jesteś dla mnie taki oschły?
-Od kiedy Ty oszukujesz sama siebie.
-Co?
-Może jak zostawię Cię samą to zrozumiesz pewne rzeczy.- skierował się w stronę drzwi.
-Ale Michael! Nie zachowuj się jak dzieciak do cholery tylko powiedz o co Ci chodzi.- podeszłam do niego.
-Zjedz śniadanie i nie ruszaj się z łóżka, zadzwonię później.- pocałował mnie w czoło i wyszedł. Usiadłam na łóżku i podciągnęłam kolana pod brodę. O czym on mówił? I w ogóle z kim chce się spotkać? Może kogoś ma tylko nie chce mi tego powiedzieć. Tak poczułam się strasznie zazdrosna, nie wyobrażam sobie, żeby spotykał się z jakąś inną kobietą. Nie chcę żeby mnie zostawiał. Powinniśmy oboje zapomnieć o tym co się wydarzyło, a on się obraża nie wiadomo dlaczego. Na co on liczy? Zmęczona natłokiem myśli postanowiłam wziąć relaksującą kąpiel. Napuściłam całą wannę wody i wlałam do niej olejek różany mój ulubiony. Ściągnęłam z siebie piżamę i spięłam włosy w kok, zanurzyłam się w gorącej wodzie. Od razu poczułam się lepiej, a dotychczasowe dolegliwości zniknęły z czego bardzo się cieszyłam. Kiedy woda robiła się chłodna wyszłam z łazienki owinięta w ręcznik. Zrobiło mi się trochę zimno więc ubrałam się od razu w jeansy i różowy sweterek.
Zrobiłam też lekki makijaż, bo po wczorajszej imprezie nie wyglądałam najlepiej. Wzięłam tacę ze śniadaniem, które było już zimne i zeszłam na dół. Zatrzymałam się na ostatnim schodku zaskoczona porządkiem jakim zobaczyłam. Wszędzie było posprzątane. Byłam wdzięczna Michaelowi, bo nawet teraz gdy czułam się lepiej nie miałam ochoty na porządki. Wypiłam szklankę soku pomarańczowego i zjadłam jednego rogala z dżemem. Nie byłam w ogóle głodna, ale dla mnie śniadanie to podstawa każdego dnia. Włożyłam brudne naczynia do zmywarki i poszłam do salonu. Całe popołudnie i wieczór spędziłam na kanapie oglądając brazylijskie telenowele. Usłyszałam nagle dzwonek mojej komórki, odebrałam od razu.
-Halo?
-Cześć.- usłyszałam melodyjny głos Michaela.
-Hej.
-Obiecałem, że zadzwonię. Jak się czujesz?
-Dzwonisz, bo musisz?
-Dzwonię, bo chcę. Więc jak się czujesz?
-Już o wiele lepiej. Dziękuję, że się o mnie troszczysz.
-A zjadłaś śniadanie?
-Tak.- nie wiedziałam jak mam z nim rozmawiać, zawsze mieliśmy wiele tematów do rozmów, a teraz jakbyśmy się kompletnie nie znali.
-Michael?
-Tak?
-Jesteś na mnie zły?- postanowiłam zaryzykować.
-Nie, dlaczego tak sądzisz?
-Bo tak nagle wyszedłeś.
-Byłem zdenerwowany.
-Na mnie?
-Nie, na siebie.
-Jak Twoje spotkanie?
-Jeszcze na nim jestem. Elizabeth Cię pozdrawia.
-Elizabeth?
-Liz Taylor mówiłem Ci, że się przyjaźnimy.- kamień spadł mi z serca.
-Ach Liz...Dziękuję również ją pozdrów.
-Pozdrowię.
-Jesteś jutro zajęty?
-A co? Zapraszasz mnie na randkę?- zaśmiałam się.
-Może...
-Będę jutro o 15.
-Okej więc do jutra.
-Do zobaczenia Victorio.- rozłączyłam się. Ucieszyłam się, że zadzwonił i jutro znowu się zobaczymy, nie wyobrażam sobie nawet jednego dnia spędzonego bez niego. Usłyszałam dzwonek do drzwi. Ludzie nie mają co robić o 22:00? Poszłam otworzyć. Ujrzałam dwójkę policjantów z moją młodszą siostrą Ashley.
-Dobry wieczór Pani.
-Dobry wieczór...
-Sierżant Wilson i porucznik Perry czy mam przyjemność z Panią Victorią Lancaster?- byłam strasznie zdziwiona.
-Tak, ale o co chodzi?
-Pani jest matką Ashley prawda?- spojrzałam na siostrę, która zaczęła dawać mi jakieś dziwne znaki.
-Tak, ale dalej nie wiem o co chodzi.
-Już tłumaczę. Znaleźliśmy Pani córkę pod klubem. Miała we krwi 1 promil alkoholu i nie miała ze sobą żadnych dokumentów, ale od znajomych dziewczyny dowiedzieliśmy się, że ma 15 lat więc jest nieletnia z tego względu odwieźliśmy ją do domu.
-Ashley! Jak mogłaś?! Masz szlaban do odwołania, telefon i laptop wiedzę zaraz na stole i do domu, ale już!- zaśmiała się pod nosem i weszła do środka.
-Ja bardzo przepraszam za nią. To się więcej nie powtórzy.- dobrze, że chodziłam na zajęcia teatralne. Wiedziałam, że przydadzą mi się w życiu.
-Dobrze w tym przypadku skończy się tylko na pouczeniu, ale proszę następnym razem lepiej pilnować córki.
-Dobrze będę.
-Dobranoc.
-Dobranoc.- zamknęłam drzwi z hukiem i odwróciłam się w stronę Ash, która stała oparta o ścianę i żuła gumę mlaskając przy tym. Zmierzyłam ją wzrokiem. Wyglądała strasznie wyzywająco i jeszcze ten makijaż, tak nie powinny ubierać się 15- latki.
-Co Ty sobie do jasnej cholery wyobrażasz?!- stanęłam naprzeciwko niej i założyłam ręce na biodra.
-O co Ci chodzi? Weź wyluzuj siostra. Seksu Ci brak czy co?- zaśmiała się.
-Wyglądasz jak tania dziwka i zachowujesz się jak rozkapryszona gówniara! Ja w Twoim wieku nie wiedziałam co to jest alkohol, a tym bardziej papierosy. Nie latałam za chłopakami tylko siedziałam nad książkami, żeby...
-...odezwała się wielka pani architekt.- prychnęła.
-W przeciwieństwie do Ciebie coś w życiu osiągnęłam i nie pyskuj do mnie, bo nie jestem Twoją koleżanką.
-Odpierdol się ode mnie!- chciała mnie wyminąć i pójść na górę, ale złapałam ją za łokieć.
-O nie! Już drugi raz ratuję Ci tyłek przed policją i tym razem zawożę Cię do domu. Nie będziesz tu nocować, a ja nie będę okłamywać rodziców.
-Ty chyba oszalałaś!
-Nie nie oszalałam, wracasz do domu.- założyłam buty i zarzuciłam na siebie kurtkę.
-Wychodzimy.-przepuściłam ją i zamknęłam drzwi na klucz. Weszłyśmy do mojego samochodu, oczywiście Ashley musiała trzasnąć drzwiami.
-Nie strzelaj fochów, bo zaraz pójdziesz na pieszo i szanuj czyjeś rzeczy.- burknęła coś pod nosem i odwróciła się w stronę okna. Odpaliłam auto i ruszyłyśmy. Żadna z nas się nie odzywała, zresztą Ashley tak podniosła mi ciśnienie, że lepiej dla niej jak będzie siedzieć cicho. Mam już dość jej wybryków tego typu, zaraz się dowiem, że bierze narkotyki. Czasami czuję się jak jej matka, a nie siostra. Nasza mama uważa, że robię z igły widły, a Ash powinna się wyszaleć, bo przechodzi trudny wiek bla bla bla...Ja też miałam 15 lat i nie odwalałam takich akcji, ani razu nie przyprowadziła mnie policja do domu. Nie mówię, że ma się tylko uczyć i nic poza tym, ale w jej wieku alkohol i takie imprezy nie są normalne. Do tego jej znajomi sprowadzają ją na złą drogę. Nieraz miałam ochotę pójść do jej szkoły i coś z tym wszystkim zrobić, ale to nie ja jestem od załatwiania takich spraw tylko nasi rodzice. Jechałam bardzo szybko więc droga zajęła nam około godziny. Gdybyliśmy już na miejscu postanowiłam odezwać się do siostry.
-Jeżeli Ty nie powiesz matce i ojcu co zrobiłaś ja wszystko im powiem.
-To sobie mów, mam to głęboko w dupie i Ciebie też! Zawsze byłaś kablem i zawsze na mnie skarżyłaś! Córeczka tatusia...-prychnęła pod nosem i wyszła z samochodu oczywiście trzaskając drzwiami. Wzięłam kilka głębszych wdechów i wparowałam do domu.
-Halo jest tu kto?!- mimo że wszędzie światła się paliły w domu było cicho.
-Victoria to Ty?- usłyszałam z kuchni głos mamy, szybko tam poszłam.
-Cześć mamo.- ucałowałam ją w policzek, ale dla niej to widocznie było za mało, bo musiała mnie wyściskać.
-Czemu tyle się nie odzywałaś?- oderwała się w końcu ode mnie.
-A wiesz praca i...praca...
-...i Michael.- wyszczerzyła się.
-Co, jaki Michael?- postanowiłam udawać idiotkę.
-Nie udawaj, bo to widzę. Nawet mi się nie pochwaliłaś, że kogoś poznałaś.
-Uprzedzam Twoje pytanie my się tylko przyjaźnimy. Nie wierz w to co piszą w brukowcach jasne?
-No niech Ci będzie chociaż ja i tak wiem...
-...gdzie tata i Max?- zmieniłam szybko temat.
-Max jest na wycieczce, a Harry...
-Co ja?- o wilku mowa. Odwróciłyśmy się, ujrzałam uśmiechniętego tatę.
-Victoria! Przypomniałaś sobie w końcu o rodzicach?- zaśmiał się, a ja bez wahania podbiegłam do niego i uwiesiłam mu się na szyi. Strasznie się za nim stęskniłam.
-Przyjechałaś na długo?- spojrzałam na mamę.
-Głównie przyjechałam, żeby porozmawiać o Ashley.
-Co znowu przeskrobała?
-Nakłamała policji, że jestem jej matką i przywieźli ją do mnie oczywiście pijaną, a gdzie ją znaleźli? W jakimś klubie.
-Żartujesz teraz.
-Nie, mówię poważnie.
-Ashley w życiu czegoś takiego by nie zrobiła.- zaczęło się. Mama jakby oburzona tym, że powiedziałam prawdę zaczęła jak gdyby nigdy nic zmywać naczynia.
-Jutro z nią porozmawiam i obiecuję Ci, że dostanie dożywotni szlaban.
-Chociaż Ty coś zrobisz.- powiedziałam głośno, żeby dotarło to do mamy.
-Twoja siostra poszła na dyskotekę, a Ty jak zwykle dramatyzujesz. W jej wieku też mogłaś chodzić gdzie chciałaś, nikt Ci nie zabraniał.
-Czy Ty nie widzisz jak ona się zachowuje? Pije, pali, przeklina, ubiera się jak ulicznica, zadaje z podejrzanymi typami i jeszcze ją policja przyprowadza do domu. Uważasz, że w jej wieku to normalne? Bo ja nie chcę widzieć ją za kilka lat w więzieniu przez te jej „dorastanie"- zrobiłam cudzysłów w powietrzu.
-Idę do niej.- odezwał się wkurzony tata.
-Zostaw ją teraz. Porozmawiasz z nią jutro, bo widzę, że mama nie ma zamiaru nic zrobić.
-Wyolbrzymiacie wszystko.- rzuciła i wyszła z kuchni.
-Dobra ja mam dość wrażeń na dzisiaj. Mogę zostać na noc?
-Oczywiście to dalej jest Twój dom, pamiętaj o tym.- tata pocałował mnie w czoło.
-Dziękuję, dobranoc.- poszłam do pokoju Ash żeby pożyczyć coś do przebrania, akurat była w łazience więc korzystając z okazji wzięłam pierwsze lepsze ubrania oczywiście czarne. Udałam się do swojego „starego" pokoju, który po mojej wyprowadzce prawie w ogóle nie uległ zmianie, oprócz wiszących plakatów na ścianie nie zmieniło się nic. Poszłam wziąć szybki prysznic i jak najszybciej położyłam się do łóżka. Zanim zasnęłam minęło trochę czasu, bo rozmyślałam o dzisiejszych wydarzeniach, a zwłaszcza o pocałunku z Michaelem. Tak bardzo chciałabym zasmakować jego ust raz jeszcze, poczuć milion dreszczy i jego dotyk...Nie widziałam go tylko kilka godzin, a już tęsknię. Dlaczego akurat jego musiałam spotkać na swojej drodze? Czemu to musiał być właśnie on? Zmęczona natłokiem wszystkich myśli w końcu zasnęłam.
*******
Witajcie kochani! :D
I jak dzisiejszy rozdział? Miał być wcześniej wiem xD ale kurcze no wakacje i te sprawy sami rozumiecie :D Co sądzicie o pierwszym pocałunku Vicki i Michasia? (ten podczas grania w butelkę się nie liczy) Dobrze zrobił? Ja wiem, że może zachowanie głównej bohaterki Was mogło wkurzyć na początku, Michael robił sobie tylko jaja, a ta do niego z mordą xD To macie żywy przykład mnie xD Ja pewnie też bym się wkurzyła i jeszcze te jego durne teksty, uśmiechy, heheszki no na bank by dostał w pyszczek xD Wiecie Vicki po prostu było głupio, no co jak co, ale właśnie próbowała zaciągnąć do łóżka Michaela Jacksona, a ten się z niej nabijał xD Dobra już koniec bronienia! Chcę wiedzieć jak z Waszej perspektywy to wyglądało :D Co myślicie o nowej postaci jaką jest Ashley? Niegrzeczna dziewczynka z niej będzie xD Piszcie mi wszystko co myślicie, nie bójcie się kogoś opierdzielić ;) Do nexta :D
Pozdrawiam! <3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro