Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 10. Bo bita śmietana nie służy tylko do jedzenia.

Te kilka dni w Neverlandzie minęło bardzo szybko, ale gdy ktoś świetnie się bawi czas niestety nie zatrzymuję się w miejscu.Dzięki Michaelowi i Macowi przypomniałam sobie najlepsze lata mojego życia. Dzieciństwo...gdyby ktoś miesiąc temu powiedział, że będę bawić się w chowanego z Michaelem Jacksonem i łazić po drzewach nazwałabym go niedorozwiniętym umysłowo człowiekiem, ale każdy dorosły ma w sobie dziecko tylko nie chce tego pokazać, bo uważa to za coś głupiego. Co innego Michael, który ma szalone pomysły i często zachowuję się jak dziecko, ale kiedy trzeba potrafi być poważny. Ja mam 25 lat, jestem dorosłą kobietą i to znaczy, że mam być sztywna jak kołek i nie bawić się wganianego, bo to nie wypada w moim wieku? To co w taki razie wypada?Jestem pewna, że każdy z takich poważnych biznesmenów w garniturach zmieniło by się po jednym spędzonym dniu na zabawie w tej bajkowej krainie. Dzisiaj wraca Jessica i razem z Michaelem postanowiliśmy upiec tort i przy okazji się powygłupiać.

-Gdzie Mac?- spytałam Michaela, który właśnie wszedł do kuchni.

-Włączyłem mu bajki, żeby się nie nudził.

-Niech zgadnę Kaczor Donald?- oparłam się o blat.

-Nie, Scooby Dooby Doo. Wiesz duchy i te sprawy. Uwielbia tą bajkę.

-Myślałam, że on kocha Kaczora Donalda.

-Już nie. Przed chwilą stwierdził, że nie będzie oglądał Kaczora, bo to bajka dla cieniasów, on przecież jest facetem.- wybuchnęliśmy śmiechem.

-To co robimy ten tort?- zapytał ochoczo zacierając ręce.

-Tak tylko najpierw powiedz mi gdzie znajdę fartuchy.

-Fartuchy! No tak, przygotowane już są. Poczekaj zaraz wracam.- wybiegł z kuchni i po chwili wrócił z dwoma różowymi fartuszkami w ręku,podał mi jeden. Gdy zobaczyłam napis na nim zaczęłam się śmiać.

-Seksowna Lancaster? A Ty co masz?- założył go i zrobił piruet.

-Seksowny Jackson.- przeczytałam, a po chwili parsknęłam śmiechem- Skąd to wziąłeś?

-A nie ważne, nie musisz wszystkiego wiedzieć. Podoba Ci się chociaż?

-Ale mój czy Twój?

-Oba.-uśmiechnął się.

-Są świetne. Nie wiem skąd Ty masz takie pomysły.

-I nie chcesz wiedzieć.- puścił mi oczko, założyłam fartuszek.

-Okej, wyciągnij z lodówki składniki. Wiesz jakie?

-Tak robiłem już tort nieraz.- wyszczerzył się.

-Mhmm i pewnie zakalec wyszedł.- mruknęłam pod nosem.

-Słyszałem.- wychylił się i pogroził mi palcem, na co pokazałam mu język. Wszystko położył na blacie, a ja wyciągnęłam dwie miski i mikser.

-Ty zrobisz krem, a ja biszkopt.

-Nie ma problemu.- od razu zabrał się do roboty.

-Na pewno wiesz jak?- zaśmiał się.

-Tak na pewno, nie wiem dlaczego tak we mnie nie wierzysz. Co w tym dziwnego, że Michael Jackson gotuje?

-Nic dziwnego, tylko boję się, że „niechcący"-zrobiłam cudzysłów w powietrzu- coś Ci nie wyjdzie.

-Powiadam Ci niewiasto, że nikt nie robi lepszego kremu czekoladowego niż ja.- zaśmiałam się.

-Ocenę końcową zostaw mi.

-Jeszcze będziesz prosiła, żebym Cię nauczył taki robić.

-Zobaczymy pewniaku.- zajęłam się przygotowywaniem masy na biszkopt, a czasami zerkałam jak idzie Michaelowi. Jutro wracam do domu, bo muszę się spakować. Wyjeżdżam na dwa tygodnie do Chicago. Nie, nie na wakacje. Sprawy służbowe, a dokładniej projekt dla Pauli Abdul.

-Mike...

-Tak?-spojrzał na mnie.

-Jutro wyjeżdżam.- zmarszczył brwi.

-Wyjeżdżasz gdzie?- odłożył mikser.

-Wiesz wyprowadzam się i raczej już się nie zobaczymy.- powiedziałam z udawanym smutkiem. Wybałuszył oczy.

-Co?!!

-Ale miałeś minę!- zgięłam się w pół cały czas się z niego śmiejąc.

-Żartownisia patrzcie państwo!

-Ej no nie dąsaj się Królu.- pogłaskałam go po włosach.

-Foch.- rzucił i obrócił się do mnie tyłem, zaśmiałam się.

-Jak będziesz się obrażał to będę Cię nazywać King Of Złote Kalesony.

-Tylko nie złote kalesony.- spojrzał na mnie błagalnym wzrokiem. Wiedziałam, że to podziała.

-A tak poważnie to gdzie wyjeżdżasz, po co i na jak długo?

-A co książkę piszesz?

-Tak piszę już od miesiąca o Tobie.

-To możesz napisać, że jadę do Chicago na dwa tygodnie, zająć się ogrodem Pauli.

-Na dwa tygodnie?! Musisz?- spojrzał na mnie smutno.

-Michael muszę, ale nim się obejrzysz będę z powrotem.

-I kogo ja będę teraz podrywał?- zaśmiałam się.

-A znajdziesz sobie jakąś Dirty Dianę. Na dwa tygodnie musi Cię zadowolić.

-Ale ja wolę Ciebie, a nie jakąś tam Dianę.- uśmiechnął się słodko.

-Zjadłem banana nooo...Zjadłem banana nooo...Zjadłem ba na na nooo. Dobry był! -to był Mac i jego przeróbka Dirty Diany. Zaczęłam się śmiać.

-Mac czy Tobie się nudzi? A może zadzwonimy do Twojej mamy i pochwalimy się jaki jesteś grzeczny!- krzyknął Michael.

-Ale ta wersja jest lepsza niż ta Twoja Dirty coś tam. Ty mnie słuchaj lepiej na tym wyjdziesz. Jakbyś umieścił taki kawałek na płycie rozchodziłaby się jak świeże bułeczki, a na Ciebie mówili by nie Król Popu tylko Król bananów HAHAHAHAHAHAHAHA!

-Zaraz dostaniesz bananem po łbie jak chcesz. Oglądasz te bajki to oglądaj i się nie udzielaj!

-Jackson żeby ktoś Ci tego banana nie wsadził w dupę!

-Boże po kim to dziecko jest takie wredne?- westchnął i złożył ręce jak do modlitwy.

-Mike nie denerwuj się, on żartował.- poklepałam go po ramieniu.

-Te jego żarty mnie do grobu wpędzą, a ja nie mam jeszcze trzydziestki.

-No wiesz...

-Sugerujesz, że jestem stary?

-Tak, ale jary. Jeszcze.- puściłam mu oczko.

-Jary to ja jestem w szczególności.- uśmiechnął się bajerancko.

-Dobra kończ ten krem, bo ciasto wkładam już do piekarnika.

-Krem już gotowy. Możesz spróbować.

-Wiesz trochę się boję. Cholera wie czego Ty tam dosypałeś.

-Nic szczególnego prócz trutki na szczury.

-Ha ha ha.- zaśmiałam się sarkastycznie. Wzięłam łyżkę i spróbowałam czekoladowej masy. Skrzywiłam się.

-I jak? Co ty się tak krzywisz?

-Boże ohyda!

-Nie możliwe...no.. przecież. Robiłem tak jak zawsze, ale...- jąkał się, a ja wybuchłam śmiechem.

-Ty kłamczucho!

-Hahaha, uwielbiam Twoje przerażone miny hahaha...

-Czy Ty coś brałaś, albo coś wąchałaś?- spytał podejrzliwie i podszedł do mnie.

-Tak muszę ograniczyć kontakty z takim jednym Jacksonem, bo przez niego mi odwala.

-Tak najlepiej zwalić całą winę na biednego...

-...biedaku już nie gadaj tyle tylko szybko kończymy ten tort, bo za trzy godziny przyjeżdża Jessica, a my w proszku.- rzuciłam pospiesznie widząc, która godzina. Biszkopt po pół godzinie był gotowy i zostało tylko przełożyć go kremem i udekorować bitą śmietaną i owocami. Kroiłam mango, gdy nagle poczułam na szyi i ramieniu coś mokrego i lepkiego.

-Michael!-odwróciłam się w jego stronę.

-Co?

-Co Ty wyprawiasz?

-Sprawdzam czy ta śmietana nie jest przeterminowana.

-Tak i musiałeś mnie nią wysmarować?

-No tak, bo muszę chyba ją jakoś spróbować.

-Chcesz ze mnie jeść bitą śmietanę?-spojrzałam na niego jak na debila po czym zaczęłam się śmiać, oparłam się o blat, a on stał naprzeciwko mnie.

-Dokładnie tak.- przysunął się bliżej opierając ręce o blat, tym sposobem odbierając mi drogę ucieczki.

-I nie możesz jej...

-...nie, bo na Tobie lepiej smakuje.- nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć Michael dosłownie zaczął zlizywać ze mnie śmietanę, tak wiem jak to brzmi. Poczułam dreszcze na całym ciele, czułam się dziwnie, bo to nie była komfortowa sytuacja, ale po chwili zaczęłam się chichrać.

-Przestań, bo mnie to łaskocze!- zaczęłam się wiercić.

-Zachciało Ci się nagle bitej śmietany?- odsunął się delikatnie, ale wciąż był blisko.

-Ale bita śmietana nie służy tylko do jedzenia.- poruszył zabawnie brwiami.

-Tak ciekawe do czego jeszcze.- spojrzałam na niego z uśmiechem. Sama dziwiłam się, że moja nieśmiałość nagle zniknęła, stałam się bardziej wylewna, a może po prostu się zmieniłam?

-Powiem Ci z własnego doświadczenia, że może ona dać więcej radości niż tylko jedzenie.- cały czas dwuznacznie się uśmiechał.

-Taki ekspert z Ciebie? Bardzo ciekawe wnioski i jeszcze z własnego doświadczenia. W takim razie duże masz to doświadczenie...

-Nie wierzysz mi?

-No jakoś nie za bardzo.- pokręciłam głową, postanowiłam się trochę z nim podroczyć.

-Wiesz zawsze mogę Ci zademonstrować niedowiarku.

-Proszę bardzo czekam na tą demonstracje.- mierzyliśmy się przez chwilę wzrokiem. Zaśmiał się.

-Najpierw praca później przyjemności.- stchórzył.

-Jak wolisz.- rzuciłam obojętnie i wydostałam się z jego uścisku. Wzięłam tą jego śmietankę po czym wylałam całą jej zawartość na jego idealnie ułożone włosy.

-Miałeś rację bita śmietana może dać więcej radości niż tylko jedzenie. Wyglądasz fenomenalnie.- dorobiłam mu jeszcze brodę- Teraz wyglądasz jak święty Mikołaj.- na mojej twarzy cały czas gościł szeroki uśmiech.

-Zrobiłaś ogromny błąd i ja bym na Twoim miejscu nie spał dzisiaj spokojnie.

-Bla bla bla. Już to widzę, zamknę się od środka i nawet nie wejdziesz do mojej sypialni.

-Nie zapomnij, że mam klucz do każdego pomieszczenia w tym domu.

-A Ty nie zapomnij, że groźby są karalne.- wystawiłam mu język.

-Oooo bita śmietana to widzę, że gorąco było.- usłyszeliśmy nagle głos Mac'a, który nie wiadomo skąd się tu pojawił. Mam nadzieję, że nie widział tej sytuacji przed chwilą. Spojrzeliśmy w jego stronę.

-Bardzo gorąco.- odpowiedzieliśmy w tym samym czasie, a blondyn spojrzał na nas jak na podejrzliwie. Zaczęliśmy się śmiać nie wiadomo z czego.

-Jak dzieci...- westchnął teatralnie chłopak.

-Odezwał się dorosły. Co bajki Ci się już znudziły?

-Ileż można bajek oglądać? A poza tym musiałem sprawdzić co robicie. Ale jak Jackson wysmarowany to jest dobrze.

-Zapomniałeś chyba kogoś pochwalić.- przypomniałam.

-Przepraszam świetna robota Vicki, jestem z Ciebie dumny.- przybiliśmy sobie piątkę.

-Mac pomożesz mi dokończyć tort? Bo Michael musi się chyba umyć.- zaśmiałam się z jego miny. Chłopak ucieszył się od razu i zabraliśmy się szybko do roboty, bo do przyjazdu Jess zostało mało czasu.

*********

-Ale nie trzeba było!- zawołała kucharka, gdy tylko zobaczyła czekoladowy tort i dwie butelki wina.

-Nie marudź tylko wcinaj lepiej, bo jak zaraz Mac przyjdzie to nic niezostanie.

Usiedliśmy wszyscy w ogrodzie oprócz tego małego rozrabiaka, który postanowił spędzić pół dnia w basenie. Zapomniałam wspomnieć, że przyjechała także Janet.

-Jutro premiera Bad, denerwujesz się?

-Jasne, że się denerwuję. Wiesz dobrze, że zależy mi na opinii fanów. Minęło aż pięć lat od wydania Thriller'a i nie wiem czy uda mi się pobić liczbę sprzedaży.

-Jeszcze w to wątpisz? Przecież słyszałam te piosenki, są genialne.- powiedziałam pewna siebie. Spojrzał na mnie dziwnie.

-Chyba jesteś pijana.- palnął.

-Co?-zaśmiałam się.

-No, bo mówisz, że moje piosenki są genialne.

-Widzicie co ja z nim mam? Jak nie mówię nic to się obraża, że go nie doceniam, a jak chwalę jego piosenki to gada, że pijana jestem i to po jednej lampce wina. Jemu nie dogodzisz.- zwróciłam się do dziewczyn. Zaśmiały się.

-Ładna była by z was para.- uśmiechnęła się Jan.

-Zgadzam się.- druga mądra się odezwała.

-A ja nie!- krzyknął Mac z basenu- Vicki jest dla niego za dobra!-wybuchnęliśmy śmiechem, a Mike naburmuszony rzekł:

-Siedzisz w tym basenie to siedź, bo zaraz tam pójdę i Cię utopię!

-Muszę was rozczarować jesteśmy TYLKO przyjaciółmi.- wywróciłam oczami. Nie rozumiem ile można powtarzać w kółko i to samo. Czy my nie wyglądamy jak przyjaciele?

-Michael też tak uważa?- spojrzałyśmy na niego. Ten w odpowiedzi uśmiechnął się po czym wziął kieliszek z winem i wypił go jednym chlustem. Co wywołało kolejną falę śmiechu. Siedzieliśmy do późna rozmawiając i pijąc. Mac zjadł za dużo tortu przez co bolał go brzuch. Co zrobił Michael? Naśmiewał się z niego i powiedział, że to za karę. Oni są niemożliwi. Janet wróciła taksówką do domu, a każdy rozszedł się do swoich pokoi. Wzięłam gorącą kąpiel i położyłam się spać, sen przyszedł od razu. Alkohol zrobił swoje. Koło godziny 2 w nocy obudziłam się przewracając się z boku na bok. Nie mogłam usnąć więc postanowiłam zejść na dół. Założyłam szlafrok i bezszelestnie wyszłam z sypialni. W kuchni paliło się światło, a przy stole siedział Mike był odwrócony tyłem więc mnie nie widział. Na stole zauważyłam dwa opakowania tabletek. Przetarłam zaspane oczy.

-Michael?- wstał gwałtownie i chciał wyjść, ale go zatrzymałam. Usiadł z powrotem, a ja klęknęłam przed nim.

-Co się dzieję?- próbowałam nawiązać z nim kontakt wzrokowy, ale miał spuszczoną głowę.

-Nic...-szepnął.

-Jak nic? Przecież widzę, nie ściemniaj.

-Eh...nie mogę zasnąć i głowa mnie strasznie boli.

-Denerwujesz się jutrem?- pokiwał głową.

-Długo masz kłopoty z bezsennością?

-Jakiś miesiąc.

-A głowa?

-To przez wypadek 4 lata temu na...

-...planie pepsi.- dokończyłam, a on znowu pokiwał głową.

-Michael musisz iść do lekarza. Nie możesz tego bagatelizować, a tabletkami nic nie zdziałasz. Po za tym piłeś alkohol.

-Wiem, ale...

-Chodź.-złapałam go za rękę i zaprowadziłam do jego sypialni. Zdziwił się, ale nic nie mówił. Położyłam się do łóżka, a on stał i się na mnie patrzył.

-Będziesz tak stał i się patrzył? Z kobietą nigdy nie spałeś?- zaśmiał się i położył obok mnie.

-Gdzie się podziały Twoje czułości?- nie wiedział o co mi chodzi, westchnęłam. Przysunęłam się do niego i ułożyłam głowę na jego torsie i przytuliłam się do niego jak do pluszowego miśka. Znowu zachichotał.

-Nie ciesz się tak, muszę Ci pomóc skoro sam nie potrafisz..

-Dziękuję.-pocałował mnie w czoło i wtuleni w siebie zasnęliśmy.

******

Witam skarby! :D

To ten rozdział jest o wiele krótszy niż poprzedni, aż się zdziwiłam xD Trochę pogadam za to dzisiaj, czymś nadrobić trzeba no nie? ;) Ta akcja z bitą śmietaną...no przepraszam jeżeli ktoś poczuł się zniesmaczony, ale ja lubię takie sceny :D Poza tym Michaś jasno daje coś do zrozumienia Victorii ;) A Wy jak oceniacie jego zachowanie? Tak szczerze :) Ja wiem, że może czasami jest za bardzo zboczony, ale bronię go stwierdzeniem, że jest tylko facetem z ogromnym poczuciem humoru xD Co do końcowej sceny...ja wiem, wiem przyjaciele w jednym łóżku takie trochę chore co? Dla mnie nie, bo dzielenie z kimś łóżka nie musi być od razu z podtekstem :) Moim zdaniem to było nawet słodkie :D No, ale jestem bardzo ciekawa Waszych opinii i pamiętajcie bez krępacji, piszcie mi co myślicie. Szczerość, szczerość i jeszcze raz szczerość <3

Pozdrawiam <333

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro