Rozdział 9
Rozdział 9
Porwanie
━━━
— Nie poszłaś do szkoły?
Emily spojrzała na Eli, który wszedł do kuchni, gdy wlewała krew do szklanki.
— Zaspałam.
Żadne wspomnienie jeszcze się nie pojawiło, co z jednej strony jej pasowało, a z drugiej przerażało.
— Mhm, kłopoty w raju? — zapytał, chwytając dla siebie krew i zauważył, jak napięła się, na co uniósł brew. — Po prostu pytam. Nie widziałem twojego człowieczka od kilku dni.
— Cóż... On coś przede mną ukrywa. Wiesz o tajemnicach, które przed nim mam... — powiedziała, sącząc napój z szklanki. — Myślę, że coś podejrzewa.
— Dlaczego po prostu nie przejrzysz jego wspomnień? Przecież przejęłaś moc od ojca. Powinnaś korzystać, po to je mamy. — Eli mruknął.
— Byłoby to naruszeniem prywatności. Obiecałam mu, że już tego nie zrobię. — mruknęła, odkładając pustą szklankę. — W każdym razie byłabym wdzięczna, gdybyście nie plotkowali o tym, co się u mnie dzieje.
Ciało Eli napięło się, gdy spojrzał na nią, czując się nagle niezręcznie.
— Och, dowiedziałaś się?
Emily przewróciła oczami.
— Dostałam telefon. Była bardzo zaniepokojona. Naprawdę nie potrzebuję tego, biorąc pod uwagę, że nikt nie powinien wiedzieć. — wstała i podeszła do zmywarki, w której umieściła szklankę. Jej telefon wydział się siebie krótki dźwięk. Wypuściła powietrze, sprawdzając go. — No cóż, muszę iść z Lydią do szpitala. Chce sprawdzić potencjalną wiadomość od Potwornych Doktorów.
— To przerażające, że wokół jest trzech chorych psychicznie typów, którzy przekształcają nastolatków w to, co nazywacie... Chimerami? — powiedział — I wszystkie były porażkami.
— Tak, dlatego idę z Lydią do szpitala. Nie bardzo mi się podoba pomysł, że ci psychole coś mi zrobili i nawet tego nie pamiętam. — chwyciła sporządzoną przez siebie książkę i wręczyła mu ją. — Przeczytaj to. Tobie też mogli coś zrobić.
— Szczerze wątpię. Serio nie lubię igieł. — Eli zadrżał, na co Emily zadrwiła.
— Jesteś wampirem i boisz się igieł? — spojrzała na niego z niedowierzaniem i potrząsnęła głową. Nagle zadzwonił jej telefon. — Nie ważne. Jesteś dziwny. Idę, Lydia czeka na zewnątrz.
─────
Następnego dnia Stiles próbował wyrzucić z głowy fakt, że Theo wiedział o Donovanie.
Poszedł do szpitala z Lydią i Emily, chcąc sprawdzić, czy truskawkowa blondynka może wywołać wspomnienie o Potwornych Doktorach. Tyle że zostawił je same, gdy poszedł porozmawiać z Melissą o braku oświetlenia w sali operacyjnej.
Kiedy wsiadł do windy, pojawiło się wspomnienie. Było to wspomnienie jego matki. W każdym razie, kiedy już, się otrząsnął, zdał sobie sprawę, że został zaatakowany przez Josha, który był kolejną Chimerą. Na szczęście lub nie, to Theo uratował go, zabijając chłopaka.
Przez chwilę myślał, żeby o wszystkim powiedzieć reszcie stada, Theo wiedział o Donovanie. To był twardy orzech do zgryzienia. Nagle pojawia się nieznajomy chłopak, który zna jego największy sekret, a jednocześnie sam okłamuje wszystkich wokół siebie.
─────
Stiles ruszył w kierunku swojego jeepa. Planował pojechać do sklepu, ale nagle poczuł, jak serce mu zamiera, gdy zobaczył przed domem Theo i Scotta. Na twarzy jego przyjaciela pojawiło się zaniepokojenie. Theo z kolei zmarszczył brwi wyraźnie zdziwiony.
Brunet powoli zbliżył się, zastanawiając czy Theo powiedział mu o Donovanie.
— Hej, co tam?
— Wiedziałeś? — zażądał Scott.
— O czym?
— O tym.
Stiles spojrzał na telefon skierowany w jego stronę i ujrzał zdjęcie swojej dziewczyny, która wyglądała, jakby coś grzebała. Jego oczy zauważyły rękę wystającą z ziemi i przełknął ślinę.
— Co to jest? — spojrzał na nich, zdezorientowany, jednocześnie odczuwając ulgę, że nie chodziło o niego. Nadal jednak martwiło go owo zdjęcie.
— Emily zakopująca ciało. — Theo powiedział, starając się wyglądać na zaniepokojonego zdjęciem, które pokazał Scottowi. Chociaż mentalnie gratulował sobie, że znalazł wszystko, co mógł, by jak najbardziej zniszczyć stado, w tym Emily.
Łatwo było zrobić zdjęcie jej zakopującej ciało, biorąc pod uwagę, że pochowała ich wiele, gdy jej ojciec wysłał za nią wampiry. Jedyne czym musiał się posłużyć to Photoshop, aby zdjęcie wyglądało na nowe. Musiał zerwać tyle więzi ile mógł przed pełnią księżyca.
— Stiles... czy Emily ostatnio zachowuje się podejrzanie? — Scott zapytał przyjaciela, nie chcąc uwierzyć, że dziewczyna to zrobiła, ale dowody miał przed oczami.
— Nie wiem. — Stiles mruknął niewygodnie. — Tak naprawdę nie spędzamy ostatnio razem czasu. Jak udało ci się zdobyć to zdjęcie? — zapytał, a jego oczy padły na Theo, który odchrząknął.
— Poszedłem do jej domu, bo myślałem, że tam będziesz. Chciałem cię lepiej poznać, bo nie ufałeś mi. Widziałem, jak Emily zachowuje się dziwnie, więc poszedłem za nią i widziałem, jak zakopała ciało. Nie wiedziałem co robić, więc na początku bic nie powiedziałem, ale jest winna... — wymamrotał sztucznie nerwowym tonem.
— Winna?
Wszyscy podskoczyli na nowy głos, który do nich dołączył. Scott wyprostował się, wpatrując się w Emily z poważnym wyrazem twarzy.
— Czy możesz to wyjaśnić? — wyrwał telefon z ręki Stilesa, by jej pokazać.
— Poczekaj chwilę. — Emily wpatrywała się w zdjęcie na komórce. — Wy naprawdę myślicie, że kogoś zabiłam? — spojrzała na nich i zobaczyła ich miny. Choć jej chłopak unikał jej wzroku.
— A nie? — zapytał podejrzliwie Scott.
— Wiem, że moje ręce są prawdopodobnie najbardziej ubrudzone krwią i nie jestem z tego dumna, ale nie będę tu stała i słuchała oskarżeń o zamordowaniu kogoś.
— Więc kogoś zabiłaś. — Scott zacisnął szczękę, a jego oczy zapłonęły gniewem. — Emily, nie zabijamy ludzi. Zwłaszcza gdy są inne sposoby na obronę.
Dziewczyna zmrużyła gniewnie oczy na jego oskarżenia.
— Czy ty jesteś głupi? Myślisz, że możesz wszystkich uratować? Ale wiesz co? Wiadomość dnia kochany, nie możesz. Wiem, co w życiu zrobiłam i wiem, czego jestem winna. Wiem, kogo zabiłam, a kogo krzywdziłam przez lata. — dotknęła palcem ekranu. — Mogłabym stać tutaj i próbować się bronić, ale oboje już podjęliście decyzję. W głębi duszy nadal postrzegacie mnie jako okrutnego wampira, który zabije każdego na swojej drodze. — cofnęła się. — Więc wiesz co... Pierdol się. Ty i ty... — Jej oczy spoczęły na Stilesie, który się nie odzywał. — A zwłaszcza ty. Dzięki za obronę Stiles. — odwróciła się i ruszyła do samochodu.
Brunet przełknął gule w gardle, unikając wzroku Scotta i Theo. Wiedział, że już nic nie będzie między nimi takie samo. W dodatku nie był pewien, w co wierzyć.
Ostatnio zachowywała się dziwnie, a także dostawała te dziwne telefony.
Czy to dlatego, że to przed nim ukrywała?
Czy Eli wiedział i pomagał jej utrzymać ten sekret?
Czy już mu nie ufała?
Jego myśli nagle zatrzymały się. Nie powiedział jej o Donovanie. Obecnie mógł się spokojnie nazwać hipokrytą.
— Spotkamy się w klinice weterynaryjnej, Theo. — mruknął, zanim wsiadł do swojego jeepa.
Nie był zachwycony wizją, że będzie musiał spędzić resztę wieczoru z Theo, pilnując ciała Josha, aby dowiedzieć się, kto zabierał ciała Chimer.
Reszta stada w międzyczasie będzie próbowała uwięzić jednego z Potwornych Doktorów, którzy ścigali dziewczynę Liama.
─────
Emily mocno ścisnęła kierownicę. Przyjechała do domu Stilesa w nadziei, że wszystko sobie wyjaśnią. Miała zamiar powiedzieć, co tak naprawdę myślała o ich wspólnej przyszłości, ale zamiast tego dostała jedynie oskarżenia.
Nie obchodziło jej, co ludzie sobie o niej myślą. Najbardziej interesowało ją zdanie Stilesa. Jego opinia była dla niej ważniejsza niż kogokolwiek innego. Przez chwilę myślała, że ją obroni jak zawsze. Ale wyglądało na to, że się myliła.
Wydawało się, że te wszystkie tajemnice zniszczyły ich związek.
Nadal nie rozumiała, jak to zdjęcie trafiło w ich ręce. Choć wyglądało to obciążająco, nie była to przypadkowa osoba z ulicy, którą zabiła. Była pewna, że to jeden z martwych wampirów, które przyszły za nią, kiedy żył jej ojciec. I była pewna, że zobaczyła przelotny uśmieszek satysfakcji na twarzy Theo.
Sapnęła, widząc trzy postacie stojące na środku ulicy i gwałtownie nacisnęła hamulec. Jej ciało wyrwało się do przodu, ale dzięki pasie bezpieczeństwa nie wyleciała z samochodu.
— Co do cholery?! — zawołała ze złości№ i zaskoczeniem. Spojrzała przed siebie, żeby ujrzeć, że nikogo nie ma. Wypuściła powietrze, kręcąc głową. — Świetnie, teraz w dodatku wariuję.
Puściła hamulec i samochód ruszył ponownie. Spojrzała w lusterko wsteczne i zobaczyła postać siedzącą na tylnym siedzeniu. Nagle skręciła samochodem na pobocze, uderzając w drzewo.
Wysiadła z samochodu, a jej czynności życiowe jakby się zatrzymały. Była pewna, że jej ojciec siedział na tylnym siedzeniu, ale kiedy dokładniej sprawdziła, nikogo tam nie było.
Lekko piekła ją głowa, przez co ją dotknęła. Gdy cofnęła rękę, ujrzała na niej odrobinę krwi.
Mimo że była zła, że ucierpiał jej samochód, nadal była przerażona widokiem jej zmarłego ojca na tylnym siedzeniu. Cofnęła się, wyciągając telefon i wpatrywała się w numer Stilesa. Zacisnęła usta i zamiast tego znalazła numer Eli.
— Halo?
— Potrzebuję, żebyś po mnie przyjechał. Uderzyłam w drzewo. — westchnęła głośno.
— Co się stało? — Eli brzmiał na zaniepokojonego. — Zostałaś zaatakowana?
— Nie. Myślę, że ta książka miesza mi w głowie. — mruknęła zirytowana. Z rozdrażnieniem spojrzała na swój samochód. — Więc możesz po mnie przyjechać?
— Wszystko dla ciebie królowo. — odparł. — Gdzie jesteś?
Wampirzyca rozejrzała się, żeby sprawdzić, gdzie dokładnie jest.
— Ja... ja... — Jej głos ucichł.
— C... ? — Głos mężczyzny również ciężko było usłyszeć. Brwi Emily zmarszczyły się, gdy spojrzała na telefon.
— Eli? Powiedziałam, że jestem...
Całe jej ciało zaczęło drgać, kiedy poczuła ucisk za sobą i upadła na ziemię nieprzytomna.
Nad nią stali Potworni Doktorzy, którzy wpatrywali się w jej nieprzytomne ciało.
─────
Zupełnie nieświadomy, że jego dziewczyna została zabrana przez Potwornych Doktorów, Stiles siedział w milczeniu w swoim jeepie wraz z Theo, czekając na tego, kto zabiera ciała Chimer.
Bawił się bransoletą zapięta na nadgarstku i żałował, że nie może wrócić do lata, które spędził z Emily. Wydawało się, że było to wieki temu. Że tak dawno byli tacy szczęśliwi. Wydawało się, że minęły lata, odkąd trzymał ją w swoich ramionach, kiedy tak naprawdę minął zaledwie tydzień.
Tęsknił za nią.
— Więc naprawdę uważasz, że Emily to zrobiła? — zapytał Theo, patrząc na niego z irytacją.
— Dlaczego się przejmujesz mają opinią?— zapytał, zwężając oczy na betę. — A odpowiadając na twoje pytanie... Nie wiem, a nawet jeśli, to nie jestem kimś, kto ją osądzi. — mruknął, nie tylko myśląc o Donovanie, ale o ludziach, których zabił, gdy był opętany przez Nogitsune.
Theo ukrył niezadowolenie, że człowiek nie wydaje się w pełni wierzyć w jego historię o Emily.
— Jeśli Scott naprawdę zrezygnowałby z ciebie za takie badziewie jak Donovan, to nie byłby prawdziwą alfą, wiesz?
Brwi Stilesa ściągnęły się ze zdezorientowania.
— A może taka jest definicja kogoś, kto nie znosi morderstwa?
— Wygląda na to, że musicie zmienić definicje planowanego i uzasadnionego zabójstwa.
— Poważnie powiedziałeś to synowi gliniarza? — Stiles spojrzał na niego z niedowierzaniem.
— Oczy wilkołaka powinny zmienić kolor, kiedy odbierzesz niewinne życie. — powiedział, pokazując swoje drugie oczy. — Czy te wyglądają ci na niebieskie? To była samoobrona. Dla mnie i dla ciebie.
— A może po prostu nie czujesz się z tym źle? — zapytał Stiles, patrząc na niego uważnie. — Nie możesz powiedzieć, że jedno życie jest mniej ważne niż inne. A co jeśli kolor zmienia się, ponieważ czujesz się winny?
— Więc to zależy od interpretacji? — Theo zmarszczył brwi.
— Tak... Nie wiem. Może.
— Okej. Oto moja interpretacja tego, co się stało z tobą i Donovanem. Jesteś niewinny. — przerwał, patrząc na niego. — Źle się z tym czułeś, kiedy to się stało? Co myślałeś, kiedy wiedziałeś, że nie żyje i że nie można go ocalić?
Stiles spojrzał w dół, pozwalając sobie przypomnieć dokładnie, jak się czuł, widząc martwe ciało Donovana.
— Czułem się... — wyszeptał — Dobrze.
Nie zauważył uśmieszku na twarzy Theo. Kiedy w końcu spojrzał na rzekomą betę, zauważył jego zmieszaną minę i to, jak zaczął wąchać powietrze.
— Co?
— Czuje coś dziwnego... Jakby spaleniznę. — Usta Theo ściągnęły się w grymasie, wąchając powietrze. — Jak coś płonącego. — spojrzał przez okno w nadziei na lepszy zapach, ale zamiast tego stanął twarzą w twarz z pokrytym płomieniami ciałem.
Stiles krzyknął zaskoczony, gdy krew Theo rozprysnęła się na jego twarzy i obserwował, jak zostaje wyciągnięty z jeepa.
Następna rzecz wydarzyła się zbyt szybko. Próbował złapać się czegoś, gdy postać wywróciła jego samochód.
Niebieski jeep był teraz do góry nogami. Stiles nie zdążył otworzyć oczu, aby zobaczyć, kto ich zaatakował. Dopiero gdy postać minęła go, jego oczy otworzyły się, ale wciąż nie mógł zobaczyć, kto to był.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro