Rozdział 6
Rozdział 6
Kłamstwo
━━━
Emily wraz z Malią, sprawdzały pokój Tracy. Kojotołaczka nalegała, by sprawdzili jej pokój na wypadek, gdyby pozostały jakieś dowody.
— Co to jest?
Wampirzyca podeszła bliżej i zobaczyła książkę, na którą patrzyła kojotołaczka i zagryzła policzek. Na okładce książki były trzy postacie, które widzieli.
— To oni... — szepnęła Malia niepewnie, nie wiedząc co zrobić, skoro był faktyczny dowód tego, co widziała. — To oni zabili Tracy.
Emily zagryzła wargę, nie lubiąc faktu, że te postacie wyglądały złowieszczo. Po chwili namysłu wyciągnęła telefon.
— Zadzwonię do Stilesa i mu powiem. — wiedziała, że będzie zdenerwowany, jeśli nie powiedzą mu, że coś znalazły.
Kiedy nie odebrał, brunetka westchnęła.
— Prawdopodobnie wciąż śpi w bibliotece.
— Może po prostu wrócimy do domu i weźmy to ze sobą? — Malia podniosła książkę. — Musimy również zadzwonić do Scotta i innych. — nalegała, potrzebując, aby wszyscy wiedzieli o tych przerażających istotach.
Emily jedynie mogła zobaczyć, ile to wszystko znaczyło dla Malii.
— Okej, ale wynośmy się stąd. — mruknęła, wychodząc z pokoju dziewczyny, trzymając książkę. — Umieram z głodu.
Kojotołaczka szybko poszła za nią, rozpoczynając dzwonienie do każdego członka stada, aby opowiedzieć o książce, którą znaleźli w pokoju Tracy.
─────
Eli spojrzał na dziewczynę czystej krwi, która właśnie spożytkowała czas na czytanie książki, której nie rozpoznał. Wzdychając ciężko, upadł na kanapę obok niej.
— Co czytasz?
Emily ledwo rzuciła mu spojrzenie. Nie odpowiadając, wróciła do czytania, próbując nie czuć się zraniona, że Stiles postanowił nie przyjść. Napisał do niej SMS-a, mówiąc, że wrócił do domu, ponieważ był zmęczony i chciał tylko spać. Kiedy zaproponowała, że przyjedzie, żeby porozmawiać o książce, powiedział, że chce być sam.
— ,,Potworni Doktorzy". — pokazała mu okładkę.
— Wyglądają przerażająco. — oznajmił, wskazując na postacie widniejące na okładce.
— To przerażająca książka, a swoją drogą masz krew na twarzy. — skomentowała, przewracając następną stronę.
Eli wyciągnął telefon i używając aparatu, wytarł krew z kącika ust.
— Dlaczego więc to czytasz?
— Ponieważ jeden z tych facetów skręcił mi kark i zabił dziewczynę, która była swego rodzaju eksperymentem. — wyjaśniła, po przejrzeniu połowy książki. Jak dotąd nie było w niej wiele informacji poza tym, co już wiedzieli. — Była pół-kanimą i pół-wilkołakiem. Jeśli chcesz dokładności... Była chimerą, a także udało jej się przedostać przez popiół górski.
— Poważnie? — spojrzał na nią z niedowierzaniem.
— Tak, a Malia czuje się winna, bo nie była w stanie jej uratować. — mruknęła, myśląc o tym, jak bardzo cała ta sytuacja miała wpływ na kojotołaczkę.
Eli zacisnął usta.
— Nic dziwnego więc, że przez ostatnie kilka dni zachowywała się dziwnie.
Emily zamruczała, przewracając kolejną stronę książki.
— Więc gdzie byłeś przez ostatnie kilka dni?
Eli spiął się lekko.
— Nigdzie. — powiedział, wstając i nalał sobie alkoholu. — Po prostu imprezowałem.
— Nikogo nie zabiłeś? — Ostatnią rzeczą, jakiej potrzebowali, byli ludzie zadający niepotrzebne pytania.
— Oczywiście, że nie. Wiem, że to zdenerwowałoby twojego małego człowieczka, co z kolei mogłoby zdenerwować cię. — Ponownie opadł na kanapę obok niej i pochylił się. — A naprawdę nie chciałbym cię denerwować.
— Właśnie to robisz. — odepchnęła go, na co westchnął.
— Jak długo ta sprawa będzie trwała? — zapytał, brzmiąc na równie zirytowanego, jak teraz wyglądała.
— O czym mówisz?— Dziewczyna spojrzała na niego.
— Jak długo zamierzasz bawić się w dom z tą chodzącą restauracją? — obserwował ją pod kątem jakiejkolwiek reakcji. — Oboje wiemy, że nie planujesz go przemienić. Więc jak długo będziesz grała w tę swoją małą gierkę? Dopóki nie pójdzie na studia lub nie poprosi cię o przemianę? — zapytał, widząc, jak mocniej zacisnęła książkę w dłoni.
— Co to cię w ogóle obchodzi? — Emily warknęła, wstając.
Mężczyzna również wstał, zatrzymując się przed nią z zirytowanym wyrazem twarzy.
— Co to dla mnie znaczy? Cóż, niech pomyślę... — wciągnął powietrze. — Jestem zakochany w dziewczynie, która nigdy nie dała mi szansy, chyba że jej człowieczeństwo było wyłączone. Zamiast wybierać mnie, wybiera człowieka, którego nawet nie przemieni. Dlaczego więc jesteś z nim, skoro wiesz, że w końcu zostaniesz zraniona?
— Ponieważ go kocham. — wyznała, patrząc na niego piwnymi oczami błyszczącymi lekko z frustracji. — Po Mateo myślałam, że już nigdy nie będę miała szansy znowu się zakochać, a Stilesowi jakoś się to udało. Tak bardzo, jak go kocham, wiem, że nie mogę go przemienić. Wiesz, że nowi mają tendencję do utraty kontroli. Stiles bardzo kocha swojego ojca i nie mogę go od niego oderwać, gdy to jego jedyna rodzina. Nie mogę zrobić z niego potwora.
— A jeśli zechce zostać wampirem? — zapytał, ignorując ból, jak z pasją mówiła o ludzkim chłopaku.
— Więc jest idiotą. Myśli, że wie wszystko o wampirach, ale tak nie jest. Nowy wampir jest trudniejszy do opanowania, przez wzmożone emocje i żądzę krwi. Wiesz to równie dobrze, jak ja, co się stało z ostatnią osobą, którą przemieniłam. Stiles zabijał ludzi, gdy był opętany przez Nogitsune i to sprawiło mu wielką traumę. Nadal ma koszmary i nie chcę sobie wyobrażać, co by się stało, gdyby został przemieniony i kogoś zabił. Musiałby nosić ten ciężar już zawsze.
Eli wpatrywał się w nią przez dłuższą chwilę i odetchnął, cofając się.
— Naprawdę mam nadzieję, że wiesz, co robisz, Emily. — odwrócił się, by wyjść z pokoju.
Dziewczyna w rzeczywistości nie miała pojęcia, co robi. Ale w końcu nadejdzie czas, kiedy będzie musiała podjąć decyzję.
— Eli? — Mężczyzna zatrzymał się w drzwiach, nie oglądając się na nią, gdy mówiła. — Przepraszam. — Jej ton był łagodny.
Oboje wiedzieli, po co były te przeprosiny i co znaczyły. Wspomnienie, że wciąż był w niej zakochany, nawet po tylu latach, było czymś, czego nigdy z nim nie omawiała.
Mężczyzna napiął ramiona na jej słowa i szepnął cicho:
— Ja też.
I odszedł.
─────
— Potworni Doktorzy autorstwa T.R. McCammon. — Lydia czytała okładkę książki, idąc obok Emily i Malii.
— Co? — zapytała kojotołaczka, widząc wyraz twarzy Banshee.
— Nie wiem. — mruknęła Lydia. — Coś w tym jest. — spojrzała na nie. — Czy ktoś już to przeczytał?
— Tylko ja. — Emily powiedziała zmęczona i zaniepokojona tym, że Stiles postanowił zostać w domu, ponieważ powiedział, że nie czuje się dobrze. Odrzuciła egzemplarze książki, które zrobiła w swoim domu dla niego i Malii, która również zdecydowała się ją przeczytać. — I niczego nie zrozumiałam.
Kojotołaczka zerknęła na nich.
— Prawdopodobnie wszyscy powinniśmy to przeczytać.
— Kira nad tym pracuje. — Lydia powiedziała, widząc wiadomość, którą Scott jej przysłał, że Kira jest w bibliotece i robi kopie dla reszty stada.
Podczas gdy Malia zbierała książki ze swojej szafki, Emily sprawdziła SMS-a, który przysłał jej Stiles.
— Cóż, Stiles mówi, że nie może znaleźć niczego na temat autora. Myśli, że to pseudonim.
Lydia przewróciła książkę, żeby przeczytać, co jest na odwrocie.
— W małym miasteczku w Nowej Anglii nastolatkowie są zabierani w nocy i pochowani żywcem. Kilka dni później przemienieni, sieją spustoszenie i szerzą terror, dowodzeni przez starożytny zakon paralityków znany tylko jako Potworni Doktorzy. — Truskawkowa blondynka zamruczała z podziwem. — Brzmi znajomo. Jak to się kończy?
— No właśnie w tym problem. Nie ma zakończenia. To ma być pierwszy tom. — Emily zadrwiła.
Jej najlepsza przyjaciółka zacisnęła usta.
— Och, niech zgadnę... Nie ma drugiego tomu?
— Myślę, że to my żyjemy w drugim tomie. — Malia zamknęła szafkę.
— Więc pytanie brzmi... — Lydia zaczęła z niepokojem w tonie. — Czy to czyjaś wyobraźnia, czy historia?
─────
— Em, idę z tobą. — Stiles nalegał, szybko się przygotowując, podczas gdy jego dziewczyna stała przy drzwiach pokoju. Emily skrzyżowała ręce na piersi, obserwując go.
— A nie powiedziałeś, że jesteś chory? — uniosła brew, gdy lekko drgnął. Zachowywał się dziwnie.
Musiał jeszcze wspomnieć o tym, co stało się z Donovanem i nie wiedział, czy był gotowy komukolwiek o tym powiedzieć. Przynajmniej dopóki nie dowie się, co się stało z jego ciałem.
— Jestem. Trochę.
— Nie musisz jechać. Możesz zostać. — powiedziała Emily, patrząc na niego. — Poza tym Malia też nie jedzie.
— Malia nie jedzie, ponieważ wie, że to miejsce jest azylem szaleństwa i śmierci, tak?
— To prawda, ale to nie znaczy, że musisz iść. — zbliżyła się do niego, kładąc dłoń na jego policzku. — Oboje nie musimy jechać. Moglibyśmy tu zostać i zrobić to, co obiecałeś mi wczoraj. — wyszeptała, zanim go pocałowała.
— Mhm... — Przez chwilę poczuł dotyk jej warg na swoich, ale powrócił do rzeczywistości, kiedy położyła dłoń na jego ramieniu, na co szybko się odsunął.
— Co jest? — zapytała podejrzliwie. — Dlaczego się cofnąłeś?
— Ja... Ja... To był tylko skurcz. — powiedział przez zaciśnięte zęby.
— Stiles, przysięgam, że jeśli mnie zdradzasz, to cię zabiję. — syknęła, na co zbladł.
— Miałbym cię zdradzić? Żartujesz sobie Em?! — warknął, zakładając kurtkę. — Dlaczego tak myślisz?
— No wiesz, nie chciałeś przyjść zeszłej nocy i zachowujesz się dziwnie. — wskazała. — A teraz mnie okłamałeś.
— Wcale, że nie. — odparł. — Powiedziałem ci, że nie czuję się dobrze, a poza tym nie muszę ci o wszystkim mówić. — powiedział twardym tonem. — Po prostu odpuść.
Emily wpatrywała się w niego, ukrywając ból, który jej sprawił. Cofnęła się.
— W porządku. — odparła i wyszła z pokoju.
Mogła bardzo łatwo zobaczyć jego wspomnienia, ale nie chciała naruszać jego prywatności. Wiedziała, że nigdy jej nie zdradzi i miała nadzieję, że powie prawdę.
Była bardzo świadoma, że jego ramię było ranne, bo poczuła zaschniętą krew pod bandażem, którego używał do zakrycia. Nie wspominając już o zakrwawionych ubraniach leżących w koszu na pranie, które również mogła z łatwością wyczuć. Ale było oczywiste, że zamiast tego chłopak zamierza ją okłamać.
Stiles przeklął w myślach za to, że jest takim dupkiem, gdy patrzył, jak dziewczyna opuszcza jego pokój, nie oglądając się za siebie.
─────
— Istnieje powód, dlaczego siedziałaś z tyłu? — Lydią zapytała przyjaciółkę, gdy podeszły do bramy Eichen House.
— Nie ma żadnego powodu. — Emily zmarszczyła brwi. — Po prostu nie miałam ochoty siedzieć z przodu. — powiedziała, ignorując swojego chłopaka.
Lydia zamruczała, spoglądając na jej minę.
— Jesteś pewna? Możesz mi powiedzieć.
— To nic. — zapewniła dziewczynę, która wciąż nie wyglądała, jakby jej wierzyła. — Naprawdę Lyds, wszystko w porządku. Stiles i ja popracujemy nad tym później. — Jej spojrzenie powędrowało w stronę Kiry. — A co jest nie tak z tą dwójką?— wskazała na Kitsune i alfę.
— Nie wiem. Byli trochę spięci, kiedy dotarli do domu Stilesa. Myślę, że coś się mogło stać. Nie wiem, czy to dlatego, że Kira straciła kontrolę i prawie zabiła jakiegoś chłopaka zeszłej nocy, czy chodzi o coś innego.
— Więc nawet oni mogą mieć gorsze dni... — Emily zamrugała.
— Halo? — Lydia nacisnęła guzik, żeby wpuszczono ich do środka, zanim spojrzała na brunetkę. — Więc między tobą a Stilesem, też są gorsze chwile?
— To nie kłótnia, Lyds. Tylko nieporozumienie. — powiedziała niezręcznie.
— Jeśli tak uważasz... No co za debile. Wpuszczą nas, czy mamy tu siedzieć do rana? — mruknęła. Po xhwiliy bramy się otworzyły — Wreszcie.
— No to do roboty. — powiedziała dziewczyna czystej krwi, wchodząc do środka.
Stiles podążył za nią w nadziei, że ją przeprosi, ale Emily chwyciła Lydię i rozpoczęła z nią kolejną rozmowę.
Westchnął, zerkając na przyjaciela, który najwidoczniej miał podobny problem z Kirą, która wyglądała tak, jakby chciała być wszędzie, byleby z dala od niego.
Naprawdę miał nadzieję, że uda im się uzyskać odpowiedzi, których potrzebują, aby problem z chimerami mógł się wreszcie skończyć.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro