Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 6

Rozdział 6

Kłamstwo

━━━

Emily wraz z Malią, sprawdzały pokój Tracy. Kojotołaczka nalegała, by sprawdzili jej pokój na wypadek, gdyby pozostały jakieś dowody.

— Co to jest?

Wampirzyca podeszła bliżej i zobaczyła książkę, na którą patrzyła kojotołaczka i zagryzła policzek. Na okładce książki były trzy postacie, które widzieli.

— To oni... — szepnęła Malia niepewnie, nie wiedząc co zrobić, skoro był faktyczny dowód tego, co widziała. — To oni zabili Tracy.

Emily zagryzła wargę, nie lubiąc faktu, że te postacie wyglądały złowieszczo. Po chwili namysłu wyciągnęła telefon.

— Zadzwonię do Stilesa i mu powiem. — wiedziała, że ​​będzie zdenerwowany, jeśli nie powiedzą mu, że coś znalazły.

Kiedy nie odebrał, brunetka westchnęła.

— Prawdopodobnie wciąż śpi w bibliotece.

— Może po prostu wrócimy do domu i weźmy to ze sobą? — Malia podniosła książkę. — Musimy również zadzwonić do Scotta i innych. — nalegała, potrzebując, aby wszyscy wiedzieli o tych przerażających istotach.

Emily jedynie mogła zobaczyć, ile to wszystko znaczyło dla Malii.

— Okej, ale wynośmy się stąd. — mruknęła, wychodząc z pokoju dziewczyny, trzymając książkę. — Umieram z głodu.

Kojotołaczka szybko poszła za nią, rozpoczynając dzwonienie do każdego członka stada, aby opowiedzieć o książce, którą znaleźli w pokoju Tracy.

─────

Eli spojrzał na dziewczynę czystej krwi, która właśnie spożytkowała czas na czytanie książki, której nie rozpoznał. Wzdychając ciężko, upadł na kanapę obok niej.

— Co czytasz?

Emily ledwo rzuciła mu spojrzenie. Nie odpowiadając, wróciła do czytania, próbując nie czuć się zraniona, że ​​Stiles postanowił nie przyjść. Napisał do niej SMS-a, mówiąc, że wrócił do domu, ponieważ był zmęczony i chciał tylko spać. Kiedy zaproponowała, że ​​przyjedzie, żeby porozmawiać o książce, powiedział, że chce być sam.

— ,,Potworni Doktorzy". — pokazała mu okładkę.

— Wyglądają przerażająco. — oznajmił, wskazując na postacie widniejące na okładce.

— To przerażająca książka, a swoją drogą masz krew na twarzy. — skomentowała, przewracając następną stronę.

Eli wyciągnął telefon i używając aparatu, wytarł krew z kącika ust.

— Dlaczego więc to czytasz?

— Ponieważ jeden z tych facetów skręcił mi kark i zabił dziewczynę, która była swego rodzaju eksperymentem. — wyjaśniła, po przejrzeniu połowy książki. Jak dotąd nie było w niej wiele informacji poza tym, co już wiedzieli. — Była pół-kanimą i pół-wilkołakiem. Jeśli chcesz dokładności... Była chimerą, a także udało jej się przedostać przez popiół górski.

— Poważnie? — spojrzał na nią z niedowierzaniem.

— Tak, a Malia czuje się winna, bo ​​nie była w stanie jej uratować. — mruknęła, myśląc o tym, jak bardzo cała ta sytuacja miała wpływ na kojotołaczkę.

Eli zacisnął usta.

— Nic dziwnego więc, że przez ostatnie kilka dni zachowywała się dziwnie.

Emily zamruczała, przewracając kolejną stronę książki.

— Więc gdzie byłeś przez ostatnie kilka dni?

Eli spiął się lekko.

— Nigdzie. — powiedział, wstając i nalał sobie alkoholu. — Po prostu imprezowałem.

— Nikogo nie zabiłeś? — Ostatnią rzeczą, jakiej potrzebowali, byli ludzie zadający niepotrzebne pytania.

— Oczywiście, że nie. Wiem, że to zdenerwowałoby twojego małego człowieczka, co z kolei mogłoby zdenerwować cię. — Ponownie opadł na kanapę obok niej i pochylił się. — A naprawdę nie chciałbym cię denerwować.

— Właśnie to robisz. — odepchnęła go, na co westchnął.

— Jak długo ta sprawa będzie trwała? — zapytał, brzmiąc na równie zirytowanego, jak teraz wyglądała.

— O czym mówisz?— Dziewczyna spojrzała na niego.

— Jak długo zamierzasz bawić się w dom z tą chodzącą restauracją? — obserwował ją pod kątem jakiejkolwiek reakcji. — Oboje wiemy, że nie planujesz go przemienić. Więc jak długo będziesz grała w tę swoją małą gierkę? Dopóki nie pójdzie na studia lub nie poprosi cię o przemianę? — zapytał, widząc, jak mocniej zacisnęła książkę w dłoni.

— Co to cię w ogóle obchodzi? — Emily warknęła, wstając.

Mężczyzna również wstał, zatrzymując się przed nią z zirytowanym wyrazem twarzy.

— Co to dla mnie znaczy? Cóż, niech pomyślę... — wciągnął powietrze. — Jestem zakochany w dziewczynie, która nigdy nie dała mi szansy, chyba że jej człowieczeństwo było wyłączone. Zamiast wybierać mnie, wybiera człowieka, którego nawet nie przemieni. Dlaczego więc jesteś z nim, skoro wiesz, że w końcu zostaniesz zraniona?

— Ponieważ go kocham. — wyznała, patrząc na niego piwnymi oczami błyszczącymi lekko z frustracji. — Po Mateo myślałam, że już nigdy nie będę miała szansy znowu się zakochać, a Stilesowi jakoś się to udało. Tak bardzo, jak go kocham, wiem, że nie mogę go przemienić. Wiesz, że nowi mają tendencję do utraty kontroli. Stiles bardzo kocha swojego ojca i nie mogę go od niego oderwać, gdy to jego jedyna rodzina. Nie mogę zrobić z niego potwora.

— A jeśli zechce zostać wampirem? — zapytał, ignorując ból, jak z pasją mówiła o ludzkim chłopaku.

— Więc jest idiotą. Myśli, że wie wszystko o wampirach, ale tak nie jest. Nowy wampir jest trudniejszy do opanowania, przez wzmożone emocje i żądzę krwi. Wiesz to równie dobrze, jak ja, co się stało z ostatnią osobą, którą przemieniłam. Stiles zabijał ludzi, gdy był opętany przez Nogitsune i to sprawiło mu wielką traumę. Nadal ma koszmary i nie chcę sobie wyobrażać, co by się stało, gdyby został przemieniony i kogoś zabił. Musiałby nosić ten ciężar już zawsze.

Eli wpatrywał się w nią przez dłuższą chwilę i odetchnął, cofając się.

— Naprawdę mam nadzieję, że wiesz, co robisz, Emily. — odwrócił się, by wyjść z pokoju.

Dziewczyna w rzeczywistości nie miała pojęcia, co robi. Ale w końcu nadejdzie czas, kiedy będzie musiała podjąć decyzję.

— Eli? — Mężczyzna zatrzymał się w drzwiach, nie oglądając się na nią, gdy mówiła. — Przepraszam. — Jej ton był łagodny.

Oboje wiedzieli, po co były te przeprosiny i co znaczyły. Wspomnienie, że wciąż był w niej zakochany, nawet po tylu latach, było czymś, czego nigdy z nim nie omawiała.

Mężczyzna napiął ramiona na jej słowa i szepnął cicho:

— Ja też.

I odszedł.

────

Potworni Doktorzy autorstwa T.R. McCammon. — Lydia czytała okładkę książki, idąc obok Emily i Malii.

— Co? — zapytała kojotołaczka, widząc wyraz twarzy Banshee.

— Nie wiem. — mruknęła Lydia. — Coś w tym jest. — spojrzała na nie. — Czy ktoś już to przeczytał?

— Tylko ja. — Emily powiedziała zmęczona i zaniepokojona tym, że Stiles postanowił zostać w domu, ponieważ powiedział, że nie czuje się dobrze. Odrzuciła egzemplarze książki, które zrobiła w swoim domu dla niego i Malii, która również zdecydowała się ją przeczytać. — I niczego nie zrozumiałam.

Kojotołaczka zerknęła na nich.

— Prawdopodobnie wszyscy powinniśmy to przeczytać.

— Kira nad tym pracuje. — Lydia powiedziała, widząc wiadomość, którą Scott jej przysłał, że Kira jest w bibliotece i robi kopie dla reszty stada.

Podczas gdy Malia zbierała książki ze swojej szafki, Emily sprawdziła SMS-a, który przysłał jej Stiles.

— Cóż, Stiles mówi, że nie może znaleźć niczego na temat autora. Myśli, że to pseudonim.

Lydia przewróciła książkę, żeby przeczytać, co jest na odwrocie.

W małym miasteczku w Nowej Anglii nastolatkowie są zabierani w nocy i pochowani żywcem. Kilka dni później przemienieni, sieją spustoszenie i szerzą terror, dowodzeni przez starożytny zakon paralityków znany tylko jako Potworni Doktorzy. — Truskawkowa blondynka zamruczała z podziwem. — Brzmi znajomo. Jak to się kończy?

— No właśnie w tym problem. Nie ma zakończenia. To ma być pierwszy tom. — Emily zadrwiła.

Jej najlepsza przyjaciółka zacisnęła usta.

— Och, niech zgadnę... Nie ma drugiego tomu?

— Myślę, że to my żyjemy w drugim tomie. — Malia zamknęła szafkę.

— Więc pytanie brzmi... — Lydia zaczęła z niepokojem w tonie. — Czy to czyjaś wyobraźnia, czy historia?

────

— Em, idę z tobą. — Stiles nalegał, szybko się przygotowując, podczas gdy jego dziewczyna stała przy drzwiach pokoju. Emily skrzyżowała ręce na piersi, obserwując go.

— A nie powiedziałeś, że jesteś chory? — uniosła brew, gdy lekko drgnął. Zachowywał się dziwnie.

Musiał jeszcze wspomnieć o tym, co stało się z Donovanem i nie wiedział, czy był gotowy komukolwiek o tym powiedzieć. Przynajmniej dopóki nie dowie się, co się stało z jego ciałem.

— Jestem. Trochę.

— Nie musisz jechać. Możesz zostać. — powiedziała Emily, patrząc na niego. — Poza tym Malia też nie jedzie.

— Malia nie jedzie, ponieważ wie, że to miejsce jest azylem szaleństwa i śmierci, tak?

— To prawda, ale to nie znaczy, że musisz iść. — zbliżyła się do niego, kładąc dłoń na jego policzku. — Oboje nie musimy jechać. Moglibyśmy tu zostać i zrobić to, co obiecałeś mi wczoraj. — wyszeptała, zanim go pocałowała.

— Mhm... — Przez chwilę poczuł dotyk jej warg na swoich, ale powrócił do rzeczywistości, kiedy położyła dłoń na jego ramieniu, na co szybko się odsunął.

— Co jest? — zapytała podejrzliwie. — Dlaczego się cofnąłeś?

— Ja... Ja... To był tylko skurcz. — powiedział przez zaciśnięte zęby.

— Stiles, przysięgam, że jeśli mnie zdradzasz, to cię zabiję. — syknęła, na co zbladł.

— Miałbym cię zdradzić? Żartujesz sobie Em?! — warknął, zakładając kurtkę. — Dlaczego tak myślisz?

— No wiesz, nie chciałeś przyjść zeszłej nocy i zachowujesz się dziwnie. — wskazała. — A teraz mnie okłamałeś.

— Wcale, że nie. — odparł. — Powiedziałem ci, że nie czuję się dobrze, a poza tym nie muszę ci o wszystkim mówić. — powiedział twardym tonem. — Po prostu odpuść.

Emily wpatrywała się w niego, ukrywając ból, który jej sprawił. Cofnęła się.

— W porządku. — odparła i wyszła z pokoju.

Mogła bardzo łatwo zobaczyć jego wspomnienia, ale nie chciała naruszać jego prywatności. Wiedziała, że ​​nigdy jej nie zdradzi i miała nadzieję, że powie prawdę.

Była bardzo świadoma, że ​​jego ramię było ranne, bo poczuła zaschniętą krew pod bandażem, którego używał do zakrycia. Nie wspominając już o zakrwawionych ubraniach leżących w koszu na pranie, które również mogła z łatwością wyczuć. Ale było oczywiste, że zamiast tego chłopak zamierza ją okłamać.

Stiles przeklął w myślach za to, że jest takim dupkiem, gdy patrzył, jak dziewczyna opuszcza jego pokój, nie oglądając się za siebie.

────

— Istnieje powód, dlaczego siedziałaś z tyłu? — Lydią zapytała przyjaciółkę, gdy podeszły do bramy Eichen House.

— Nie ma żadnego powodu. — Emily zmarszczyła brwi. — Po prostu nie miałam ochoty siedzieć z przodu. — powiedziała, ignorując swojego chłopaka.

Lydia zamruczała, spoglądając na jej minę.

— Jesteś pewna? Możesz mi powiedzieć.

— To nic. — zapewniła dziewczynę, która wciąż nie wyglądała, jakby jej wierzyła. — Naprawdę Lyds, wszystko w porządku. Stiles i ja popracujemy nad tym później. — Jej spojrzenie powędrowało w stronę Kiry. — A co jest nie tak z tą dwójką?— wskazała na Kitsune i alfę.

— Nie wiem. Byli trochę spięci, kiedy dotarli do domu Stilesa. Myślę, że coś się mogło stać. Nie wiem, czy to dlatego, że Kira straciła kontrolę i prawie zabiła jakiegoś chłopaka zeszłej nocy, czy chodzi o coś innego.

— Więc nawet oni mogą mieć gorsze dni... — Emily zamrugała.

— Halo? — Lydia nacisnęła guzik, żeby wpuszczono ich do środka, zanim spojrzała na brunetkę. — Więc między tobą a Stilesem, też są gorsze chwile?

— To nie kłótnia, Lyds. Tylko nieporozumienie. — powiedziała niezręcznie.

— Jeśli tak uważasz... No co za debile. Wpuszczą nas, czy mamy tu siedzieć do rana? — mruknęła. Po xhwiliy bramy się otworzyły  — Wreszcie.

— No to do roboty. — powiedziała dziewczyna czystej krwi, wchodząc do środka.

Stiles podążył za nią w nadziei, że ją przeprosi, ale Emily chwyciła Lydię i rozpoczęła z nią kolejną rozmowę.

Westchnął, zerkając na przyjaciela, który najwidoczniej miał podobny problem z Kirą, która wyglądała tak, jakby chciała być wszędzie, byleby z dala od niego.

Naprawdę miał nadzieję, że uda im się uzyskać odpowiedzi, których potrzebują, aby problem z chimerami mógł się wreszcie skończyć.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro