Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 4

Rozdział 4

Kanima

━━━

— Naprawdę to spotkanie musi być tak wcześnie rano? Co za idiota wymyślił tę godzinę? — Emily jęknęła, gdy szła za swoim chłopakiem, czekając, aż wszyscy inni się pojawią.

Stiles spojrzał na nią.

— Też mi się nie podoba, ale musimy porozmawiać o Tracy, ponieważ to ona wspomniała Donovana. — powiedział. — Poza tym zatrzymaliśmy się na mrożoną kawę.

Dziewczyna spojrzała na kubek, który trzymała w dłoniach.

— Jesteś rozczarowany, że ​​Donovan nie powiedział Theo, prawda? — zapytała z zaciekawieniem.

— Znowu wyszedłem na paranoika. — zatrzymał się, marszcząc brwi. — Ale to nie znaczy, że zrezygnowałem z uznania go za winnego, ponieważ wciąż jest winny... Czegoś. — wymamrotał. — Po prostu to wiem.

Emily pochyliła głowę, widząc, kto idzie za betą.

— Stiles, dlaczego Scrappy zabiera ze sobą swojego bardzo dziwnego przyjaciela, który ma skłonność do patrzenia na nas wszystkich, myśląc, że tego nie widzimy?

Wiedziała, że ​​Mason był z Lydią, kiedy zostali zaatakowani przez Berserków i od tego czasu młody miał skłonność do patrzenia na nich podejrzliwie.

Stiles wyprostował się, oglądając się za siebie i widząc Masona podekscytowanego niczym dziecko, gdy podążał za Liamem, który z kolei wydawał się krzywić na wzrok, który mu przysłał.

— Nie mam pojęcia. — mruknął, widząc jak jego przyjaciel, Kira, Lydia i Malia również do nich podchodzą.

— Okej, skoro już tu jesteśmy... — Scott spojrzał na Banshee, która zdawała się wiedzieć więcej na temat omawianej dziewczyny. — Lydia?

Wspomniana dziewczyna wydęła wargi i westchnęła.

— Tracy nie tylko miała problemy ze snem, ale także lunatykowała.

— Super, każdy jest popieprzony w tym miasteczku. — mruknęła Emily.

Przypomniała sobie, jak Stiles zapytał ją, czy mogłaby uleczyć rannych mężczyzn, ale była pewna, że ​​ci już byli bliscy śmierci, a jej krew nie byłaby zbyt pomocna. Nie podobała jej się też wizja, że mężczyźni umrą, a ona będzie musiała radzić sobie z nowo przemienionymi wampirami, więc nie oddała im krwi.

— Zwłaszcza że ​​nikt nie może jej znaleźć. — Stiles skinął głową.

— Okej, wszyscy jesteśmy zmęczeni... — Scott spojrzał na podekscytowanego ucznia — Oprócz ciebie.

Mason spojrzał na niego, próbując stłumić swoje podekscytowanie.

— Och. Przepraszam. To wszystko jest oszałamiająco niezwykłe. — Jego oczy powędrowały w stronę Kiry, która wyglądała na zaskoczoną spojrzeniem, którym ją obdarzył. — Jesteś Kitsune. Nawet nie wiem, co to jest!

— Nadal się uczę. — Kira zaczerwieniła się nerwowo.

— A ty jesteś wampirem! Co jest takie zajebiste! — Mason spojrzał na Emily szeroko otwartymi oczami z ciekawości i podziwu. — Czy to oznacza, że ​​pijesz krew ludzką czy zwierzęcą? Liam powiedział, że jesteś czystej krwi, co to znaczy? Czy jesteś silniejsza od Scotta, mimo że jest prawdziwym alfą?

Emily wpatrywała się w niego tępo, po czym odwróciła głowę, patrząc na swojego chłopaka, by coś zrobił. Było zbyt wcześnie na taką ilość pytań.

— Liam, powiedzieliśmy, że możesz mu powiedzieć. — Stiles syknął na betę, próbując nie drgnąć pod wzrokiem swojej dziewczyny. — Ale nie zapraszaj go do wewnętrznego kręgu.

Oczy Masona rozjaśniły się, a jego uwaga odwróciła się od zirytowanej dziewczyny czystej krwi.

— Jestem w wewnętrznym kręgu?

— Nie. — Liam i Stiles warknęli, wcale nie odstraszając Masona od faktu, że nadprzyrodzone stworzenia były prawdziwe.

— Skupmy się na Tracy. — Scott odchrząknął. — To tylko jeden samotny wilkołak. Możemy ją znaleźć.

— Jeden samotny wilkołak, który jest seryjnym mordercą. — Malia poprawiła go, również wyglądając na zmęczoną.

Stiles spojrzał na nich.

— Uch, zabiła tylko jedną osobę, wiesz. — powiedział, jakby to sprawiło, że Tracy stała się mniej winna. — Pozostałe dwie zostały zmasakrowane.

— W porządku, co robimy, kiedy ją złapiemy? — zapytała Kira.

— Myślałam, że ją zabijemy. — Malia zamrugała, na co Emily wzruszyła ramionami.

— Niezły pomysł. — Nie musieliby radzić sobie z Tracy zabijającą więcej ludzi, gdyby ją zabili.

Mason zobaczył, jak wszyscy na siebie patrzą, jakby rozważali ową opcję.

— Mocne. — odetchnął.

Scott spojrzał na nich, zwłaszcza na Malię i Emily.

— Skoncentrujmy się najpierw na złapaniu jej. Resztę ustalimy później.

─────

— Jesteś pewna, że chcesz jej teraz powiedzieć? — Stiles spojrzał niepewnie na swoją dziewczynę, która zastanawiała się, czy teraz był najlepszy czas, aby powiedzieć Malii o jej matce.

Emily westchnęła.

— Może to nie najlepszy moment, ale obiecałam jej, że nie będę już kłamać. — spojrzała na zdjęcie na swoim telefonie. — I muszę jej to powiedzieć, zwłaszcza że jej matka jest zabójczynią.

Stiles patrzył na nią przez chwilę, po czym westchnął.

— W porządku, po prostu upewnij się, że rozumie, że jej matka jest niebezpieczna, a my nie wiemy, czy mogłaby stanowić dla niej jakieś zagrożenie.

— Tak, wiem. — mruknęła, zerkając na Malię, która stała przy szafce.

— Jesteś pewna? Wiem, jak obie jesteście bardzo podatne na swoje naturalne instynkty i...

— Stiles, mam to. — zapewniła go, zanim nagle złapała go i pocałowała w usta, wpatrując się z gorącym spojrzeniem. — Poza tym, dlaczego narzekasz na mój naturalny instynkt? Nie podoba ci się, jak od ciebie piję krew?

— N-Nie... — wyjąkał, rumieniąc się. — Masz na myśli, czy lubię gryzienie? Trochę, tak... — przełknął ślinę, cofając się, wiedząc, że nie wygra tego, zwłaszcza że miała rację.

Wolałby też nie zastanawiać się nad tym, co lubi w łóżku, biorąc pod uwagę, że byli na środku korytarza, a inni uczniowie mogli z łatwością przysłuchiwać się ich rozmowie. Ostatnią rzeczą, jakiej chciał, było to, aby ludzie dowiedzieli się, że jego dziewczyna lubi pić jego krew.

— Wiesz co, po prostu pójdę na lekcje.

Emily uśmiechnęła się, a jej oczy wypełniły rozbawienie.

— Jak chcesz. — patrzyła, jak odchodzi, wpadając na ludzi.

Zachichotała pod nosem, po czym odwróciła się i podeszła do Malii, która zamknęła szafkę.

— Musimy porozmawiać.

— O? — Kojotołaczka zamrugała.

— Twojej matce. — Kiedy wampirzyca wyciągnéła telefon, Malia wzięła go i spojrzała na zdjęcie. To był stos martwych ciał pokrytych krwią.

Zmarszczyła brwi, oddając telefon i spojrzała na czystokrwistą.

— Moja matka to zrobiła?

— Tak. — potwierdziła Emily — Stiles powiedział mi, że Braeden odkryła, że to byli jacyś przestępcy.

— A więc zasłużyli na to? — Malia wydęła usta.

— Myślę, że tak, ale trochę przekroczyła granice... — mruknęła Emily, wpatrując się w zdjęcie.

Jedyny raz, kiedy zrobiła coś podobnego, było wtedy, gdy jej człowieczeństwo było wyłączone lub gdy była pełna wściekłości, gdy jej ojciec jeszcze żył.

Kojotołaczka spojrzała na nią niepewnie, nie wiedząc co sądzić o swojej matce.

— Zdecydowanie wiemy jedno. Jest dobra w swojej pracy.

────


— Źrenice reagują poprawnie. — Deaton mruknął, sprawdzając dziewczynę leżącą na stole. — Tętno - dwieście pięćdziesiąt. Dowód przeszczepu skóry na prawym ramieniu. Teraz ta srebrzysta substancja w jej ustach... Nie wiem co to. Wygląda jak rtęć.

Emily oparła się o ścianę, krzyżując ramiona na piersi, wpatrując się ostrożnie w dziewczynę. To dziwne, że właśnie zaczęła wypluwać tę srebrną substancję z ust.

— Nie możesz po prostu dać jej zastrzyku? — spytała Malia, również patrząc ostrożnie na Tracy.

— Nie wygląda, jakby cierpiała. — Deaton spojrzał na nią, na co skrzywiła się.

— Miałam na myśli zastrzyk, żeby ją zabić.

Scott i Stiles spojrzeli na nią z niedowierzaniem.

— Ogólnie przestrzegam kodeksu pracy i nie zabijam ludzi w ten sposób.

— Malia, wiesz, że tego nie zrobimy. — Scott posłał kojotołaczce zrzędliwe spojrzenie. Ostatnią rzeczą, jakiej chciał, to kogoś zabić.

— Skąd wiesz, że ona nas nie zabije? — odpowiedziała obronnym tonem.

— Ma rację. — Stiles dodał, a Emily skinęła głową. — Tak czy inaczej, w końcu będę musiał powiadomić tatę, że tu jest.

— Zgoda. — Deaton podszedł do wejścia do pokoju. — I chociaż mogę mieć coś przeciw eutanazji, nie jestem przeciwny... — rozsypał popiół górski, tworząc barierę uniemożliwiającą ucieczkę Tracy. — Dodatkowemu bezpieczeństwu.

Emily podeszła do bariery i skrzywiła się.

— Nie podoba mi się to.

Nie podobał jej się pomysł uwięzienia w tak ciasnej przestrzeni, zwłaszcza że nie wiedziała, jak Tracy zareaguje, gdy się obudzi.

Czy miałaby ochotę ich zabić?
Czy byłaby normalną sobą?

Stiles również wpatrywał się w linię popiołu górskiego z niepewnością. Deaton zauważył, że para nie jest przekonana co do tego pomysłu.

— Nie martwcie się. Tracy nie będzie w stanie przekroczyć bariery. Nigdzie nie ucieknie.

— Nie tego się obawiam. — powiedział cicho Stiles.

— Cóż, ty i ja będziemy mogli się stąd wydostać bez problemu. — Wzrok weterynarza padł na trzy istoty nadprzyrodzone. — Wasza trójka, nie bardzo.

Malia z zaciekawieniem próbowała przełożyć rękę przez barierę tylko po to, by poczuć, jakby blokowała ją ściana.

— Dziwne.

Spojrzenie weterynarza przeniosło się na leżącą dziewczynę.

— Scott, mógłbyś ją przytrzymać? Spróbuję kilku inwazyjnych testów.

Alfa trzymał Tracy, a Deaton zaczął od skalpela, próbując skaleczyć jej skórę. Jednak ostrze zdawało się nie działać. Wszyscy usłyszeli ostry stukot, aż Deaton uniósł złamany skalpel.

— Myślę, że będziesz potrzebować większego ostrza. — powiedział Stiles i wzdrygnął się, widząc śmiertelne spojrzenia, które dostał od wszystkich w pomieszczeniu.

— Masz coś przeciwko aby pomóc mi ją przewrócić? — Weterynarz spojrzał na wampirzycę.

Emily wzruszyła ramionami, pomagając mu i zaskoczyła ich rzecz, która zdawała się poruszać pod skórą Tracy.

— Co to jest? — wyszeptała z niesmakiem.

— Nie wiem... — Deaton mruknął, również ciekawy i zaniepokojony ruchem pod skórą dziewczyny leżącej na stole.

Deaton, Malia i Emily słyszeli, jak Scott i Stiles szepczą z boku.

— Zechcecie nas oświecić? Bo to nie wygląda zbyt dobrze.

Chłopaki podeszli do reszty, patrząc z chorobliwą fascynacją i ostrożnością, jak ruch pod skórą Tracy wciąż trwa. Nagle jej plecy rozerwały się, rozpryskując krew na Deatona, Scotta i Emily.

— Okej, to obrzydliwe. — Czystokrwista spojrzała na swoją koszulkę.

Żadne z nich nie miało szansy zareagować, gdy wysunął się duży ogon, uderzając ich, zanim zdążyli się obronić. Emily upadła na ziemię między Scottem a Stilesem, podczas gdy Tracy zeskoczyła ze stołu i wybiegła z pokoju, przerywając linię popiołu.

— To nie był wilkołak. — Stiles jęknął, leżąc w bezruchu na brzuchu.

— To Kanima. — Scott odetchnął, będąc twarzą do Malii.

— Deaton, jak u diabła wydostała się przez popiół górski? — Stilinski zapytał, nienawidząc faktu, że był sparaliżowany. Myślał, że to się nigdy więcej nie powtórzy, odkąd skończyła się akcja z Jacksonem.

— Nie wiem — Weterynarz był zszokowany, że Tracy z łatwością sobie poradziła z ich linią obrony. — To bariera, której żadne nadprzyrodzone stworzenie nie powinno przekraczać.

— Scooby'emu się jdaloy. — powiedziała Emily, patrząc w tył głowy alfy.

Jej ramię zostało draśnięte, na szczęście nie wystarczająco głęboko. Miała nadzieję, że uda jej się wstać, zanim reszcie się to uda.

— Raz, ale prawie umarłem. — Scott przypomniał, doskonale pamiętając, jak trudno było się przedostać do Jennifer.

— Powinniśmy byli ją zabić. — Malia warknęła. — Tymczasem prawdopodobnie jest w drodze do zabicia kogoś innego.

— Słuchajcie. Musimy się skoncentrować. Scott, Emily, Malia, wasza trójka prawdopodobnie będzie mogła się poruszać na długo przede mną i Stilesem. Ale musicie się skupić. — Deaton powiedział spokojnie.

— Skupić się na czym? — zapytała Malia.

— Gojeniu. — Alfa odpowiedział.

— Zgadza się.

— Nie wiem, jak kazać mojemu ciału się wyleczyć. — Malia zaczęła panikować.

Emily spojrzała na dziewczynę i zobaczyła, jak bardzo się denerwuje.

— Malia, zrelaksuj się. W porządku. — Jej głos był cichy i spokojny.

— Nie mogę się uspokoić. — dusiła się, nie lubiąc, jak była bezbronna. — Nie mogę się ruszyć.

— To nie potrwa długo, zaufaj mi. Już przez to przechodziłam. — zapewniła ją czystokrwista, starając się powstrzymać irytację, pamiętając, jak Jackson ją kiedyś sparaliżował. — Nic nam nie będzie.

— W porządku. — szepnęła Malia, próbując zwolnić oddech i skupić się na ruszeniu jakąś kończyną.

— Doktorku, a my jak z tego wybrniemy? — Stiles zmarszczył brwi.

— Pomyśl o każdej części ciała. Ręce, stopie, a nawet palcach. Wyobraź sobie, że się poruszają. Zobacz to w umyśle, a twoje ciało za tym podąży. — wyjaśnił najlepiej, jak mógł.

Minęły minuty, pół godziny.

Emily była zadowolona, ​​kiedy mogła poruszać stopami i palcami. Zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, jej chłopak odezwał się podekscytowanym tonem.

— Okej. Jestem prawie pewien, że poczułem ruch prawej stopy. — Był pewien, że wstanie jako pierwszy. — Uch, tak, zdecydowanie to czułem. Jak ukłucie, skurcz. Coś w tym stylu.

Deaton zmarszczył nos, nie widząc ruchów kończyn nastolatka.

— Będę musiał się nie zgodzić. Myślę, że mam świadomą i najlepszą opinię.

— Ja za to naprawdę mogę się ruszyć. — powiedziała Emily, powoli wstając i uśmiechając się do siebie. Sprawdziła rozcięcie na kurtce i zobaczyła, że ​​rana już się zamknęła. — Nie przecięła mnie tak głęboko.

Malia czuła, że ​​także była w stanie się poruszyć.

Emily przewróciła swojego chłopaka, który patrzył na nią z niedowierzaniem.

— Tak chyba lepiej. — powiedziała, zauważając, jak połowa jego twarzy była czerwona od leżenia na podłodze.

— Dzięki, ale nie możesz tak po prostu wyjść. — powiedział, zauważając, że się od niego odsuwa. — Em!

— Przepraszam kochanie, ale ktoś musi się upewnić, że ten wybryk natury nikogo nie zabije.

— Malia, Emily! — Scott wydyszał, patrząc, jak obie są gotowe do pościgu. Dziewczyny zatrzymały się, patrząc na niego. — Uratujcie ją.

Wymieniły spojrzenia, po czym pobiegły, by wytropić Tracy, mając nadzieję, że ją złapią, zanim okaleczy lub zabije kogokolwiek w miasteczku.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro