Rozdział 3
Rozdział 3
Ktoś Zniknął
━━━
Malia oparła się jękowi, który groził, że wydostanie się z jej ust, gdy wysiedli z samochodu i ruszyli w stronę domu z rozbrzmiewającą głośną muzyką.
— Mieszkasz tu? — Gracz lacrosse zapytał z podziwem w tonie.
Malia spojrzała na niego lekceważąco.
— Sporadycznie. — spojrzała na niego lekceważąco. — Mieszkam z tatą, ale jest teraz w domu i naprawdę nie mam ochoty mu się tłumaczyć. — powiedziała wprost, pchając drzwi. — Idź na górę, drugie drzwi po lewej.
— W porządku. — powiedział chłopak przed ściśnięciem jej bioder. — Nie każ mi zbyt długo czekać. — wyszeptał nieśmiało, po czym pobiegł po schodach.
Kojotołaczka zadrwiła pod nosem i wkroczyła do salonu. Nie wiedziała, czy przewrócić oczami, czy zwymiotować.
Czy zawsze musieli być tak obrzydliwi, kiedy zostali sami?
Gdy Malia przeniosła wzrok z podłogi, zauważyła Emily, która tańczyła na stole na wpół nago, podczas gdy mężczyzna na kanapie patrzył z pożądaniem w oczach.
— Cześć. — przywitała się Malia, odchrząkając.
— No co? Sama chcesz się dobrze bawić ze swoim chłopakiem, ale nie rujnuj naszej zabawy. — Emily spojrzała na nią z uśmieszkiem.
— On nie jest moim chłopakiem. — Malia powiedziała, a jej oczy powędrowały w stronę mężczyzny siedzącego na kanapie. — Możesz przynajmniej nie zostawiać widocznych śladów krwi?
— Będziemy ostrożni, Malia. — Mężczyzna przemówił, zanim zdążyła wampirzyca.
Para patrzyła z niechęcią na odchodzącą kojotołaczkę. Następnie mężczyzna odwrócił się, by spojrzeć na brunetkę wciąż stojącą na stole.
— Dlaczego akurat tutaj?
— To nie moja wina, że pieprzy przypadkowych chłopaków i nie chce, żeby pan Tate się dowiedział. — mruknęła Emily, zeskakując ze stołu. Podniosła koszulkę i wyłączyła muzykę. — Co robisz? — zapytała, gdy poczuła jak para ramion owija się wokół jej ciała.
— Kontynuuję to co przerwaliśmy. — pocałował ją w szyję, słysząc jej westchnienie. — Tylko dlatego, że Malia tu jest, nie powinno to zmieniać naszych planów. To znaczy, czy kiedykolwiek to nas powstrzymało?
Emily odwróciła się z lekkim rumieńcem na policzkach na jego słowa, gdy patrzyła w jego ciemne oczy.
— Mateo... — Wszystko, co chciała powiedzieć, zostało przerwane przez skrzypiące dźwięki dobiegające z góry.
— No co...? — zapytał ze śmiechem Mateo, udając że nie widzi jej niezadowolonego spojrzenia.
— Nie przeszkadza ci to? To twoja rodzina.
— Nawet mi nie przypominaj. Nie lubię myśleć o tym, co ona mu robi lub co on jej. — zmarszczył brwi.
— Minusy bycia nadprzyrodzonym. — mruknęła wampirzyca, wpatrując się w jego oczy.
— Dlatego pójdziemy się przejść i miejmy nadzieję, że kiedy wrócimy, już skończą. — odparł wilkołak i zapiął resztę koszuli.
— Dobrze, ale tylko dlatego, że nie jadłam przez cały dzień. — powiedziała Emily.
Mateo chwycił jej rękę i wyszli za drzwi.
─────
Następnego dnia w szkole, Emily stała przy swojej szafce, odkładając książki, a jej oczy podświadomie przemknęły do szafki obok. Czuła, jakby spodziewała się, że ktoś tam będzie.
Ale kto?
Zmarszczyła brwi, gdy zdała sobie sprawę z tego co robi i westchnęła, zamykając szafkę.
Nie była pewna, dlaczego, ale ostatnie kilka dni jej się nie podobały. Czuła się, jakby miała coś pamiętać, ale nie wiedziała co. Nie była pewna, czy to z powodu Jeźdźców Widmo, czy jej troski o Malię i tego, co się stało z Theo.
Jej oczy padły w stronę chłopaka, który rozmawiał z jednym z graczy. Czasami czuła się jak w śnie, ilekroć obudziła się obok niego. Wydawało jej się, jakby wczoraj widziała, jak ojciec łamie mu kark. Ale był tu z nią, żywy.
Plan był taki, żeby Mateo dołączył do szkoły, jako nowy uczeń z Teksasu. Ale ponieważ wyglądał na nieco starszego niż reszta, nie wyszłoby to tak dobrze, jak Emily, biorąc pod uwagę dar, że potrafi zmienić swój wiek.
Zamiast tego wilkołak przyjął rolę trenera piłki nożnej, którą o dziwo mieli w szkole. Emily nie wiedziała dlaczego, ale od zawsze miała wrażenie, że w tej szkole jedynym sportem jaki się uprawia to lacrosse.
Wampirzyca spojrzała na mężczyznę w piłkarskim stroju, ale nie poczuła jakiegoś pożądania, czego podświadomie się spodziewała.
Nagle bijące serce i ciężkie dyszenie przykuły jej uwagę, gdy spojrzała w bok korytarza. Jej najlepsza przyjaciółka miała przeszklone spojrzenie, zanim wybiegła na zewnątrz. Emily zaklęła pod nosem, wiedząc, że jest to związane z jej mocą Banshee i szybko dogoniła Lydię. Nie miała pojęcia, co widziała jej najlepsza przyjaciółka, ale wyglądała na przestraszoną, gdy wyszła na zewnątrz.
W ostatnim momencie złapała ją za ramię i pociągnęła w tył, zanim samochód mógł ją uderzyć.
— Nic ci nie jest?
— Nic mi nie jest. — Lydia skinęła głową.
— Co robiłaś? — zapytała Emily z zaciekawieniem. Minęło trochę czasu, odkąd ostatnio widziała umiejętność Banshee Lydii w tak aktywnym działaniu.
— Próbuję sobie przypomnieć. — mruknęła, zanim spojrzała na brunetkę. — Nie czułaś, że coś jest nie tak? — zauważyła niepewne spojrzenie, a jej oczy rozszerzyły się. — Czułaś to!
Emily wypuściła powietrze, czując się zaniepokojona, że jej najlepsza przyjaciółka tak dobrze ją znała.
— To nie tak. To znaczy nie do końca... — mruknęła, myśląc o ostatnich dniach. — Po prostu czuję, że zapomniałam o czymś ważnym. To się nie zdarza często, ale ilekroć jestem sama, czuję, że czegoś brakuje.
— Lub kogoś. — powiedziała Lydia.
— Myślisz, że kogoś zapomniałam? A co jeśli Jeźdźcy Widmo zabrali kogoś, kogo znam? — Emily patrzyła na Banshee z niedowierzaniem.
— Przed chwilą słyszałam twój głos. To było tak, jakbym była tobą i ktoś mnie gdzie ciągnął. — powiedziała Lydia, myśląc o tym, czego właśnie doświadczyła. — Głos powiedział, że zapomnisz, ale obiecałaś, że tak nie będzie.
Wampirzyca rzuciła jej dziwne spojrzenie, nie będąc pewna czy chce w to wierzyć.
— Emily! — Nagle pojawił się Mateo z dziwnym wyrazem w oczach, gdy spojrzał na Lydię. Dopiero gdy przeniósł spojrzenie na brunetkę, jego mina złagodniała. — Potrzebuję zapasowego klucza do samochodu. Zostawiłem w środku torbę sportową.
Lydia starała się nie wzdrygnąć na krótkie, ale zimne spojrzenie w jego oczach, więc unikała jego spojrzenia. Nie wiedziała dlaczego, ale mężczyzna przyprawiał ją o dziwne drżenie.
— Muszę iść do klasy. — mruknęła truskawkowa blondynka. Jednak, nawet gdy była odwrócona plecami do pary, wciąż czuła na sobie twarde spojrzenie mężczyzny.
— O czym rozmawialiście? — zapytał Mateo.
Emily odwróciła wzrok od odchodzącej się przyjaciółki i spojrzała na niego.
— To tylko Lydia i jej Banshee intuicje. — odparła lekceważąco i wyciągnęła klucze. — Więc potrzebujesz zapasowego?
Wilkołak patrzył na nią przez chwilę, prawie jakby wiedział, że nie powiedziała mu wszystkiego.
— Właśnie przypomniałem sobie, że zostawiłam torbę w biurze trenera, kiedy rozmawiałem z nim dziś rano.
Emily zamrugała, nie komentując jego dziwnego zachowania.
— Och, okej. — mruknęła, obserwując, jak nagle odchodzi.
─────
Późnym popołudniem, Emily dostała pilną wiadomość od Malii, aby przyszła do piwnicy szkoły. Kiedy weszła, zaskoczył ją widok kojotołaczki przy półkach w kajdankach.
— Czy to nowy fetysz, którego próbujesz? Bo jeśli tak, mogę dać ci kilka wskazówek...
— To nie tak. — Malia prychnęła, rzucając jej oburzone spojrzenie. — Mam problem. Warczę na ludzi, wyciagam pazury bez powodu. — W jej głosie wyraźnie można było wychwycić strach. — Wyglądają znajomo?
Emily spojrzała na łańcuchy, marszcząc brwi.
— Używałaś ich, kiedy uczyłaś się kontroli. — powiedziała, spoglądając na nią zaciekawiona. — Dlaczego pytasz?
— Zanim Lydia się zgodziła żebym spędzała pełnię w domku nad jeziorem, to tutaj siedziałam. — odparła, patrząc na wampirzycę szeroko otwartymi oczami. — Ale Scotta i Lydii nie było tu ze mną.
— No, tak było.
— No tak, ale to nie brzmi dobrze. Mam wrażenie, że ktoś tu ze mną był.
Emily zmarszczyła brwi, wracając myślami do przeszłości. Szczerze mówiąc nawet nie pamiętała, żeby Mateo był z nimi. Ale podobnie jak Malia, miała wrażenie, że była z nimi jeszcze jakaś osoba.
— Ale kto? — zapytała wampirzyca. Nagle przyszła jej wiadomość od Lydii. — Lydia chce, żebyśmy spotkali się z nią i Scooby'm w lesie.
— Dlaczego? — Malia zamrugała, wyciągając ręce z łańcuchów.
Brunetka tylko wzruszyła ramionami i wyszła z przyjaciółką z pomieszczenia, aby spotkać się z parą.
————
— Hej, już wam mówię co się dzieje. Zasnąłem w domu i obudziłem się w lesie. Około trzy kilometry stąd. — powiedział alfa, gdy poprowadził trzy dziewczyny przez las. — Myślę, że byłem tu wcześniej. To był początek drugiego roku, w noc poprzedzającą eliminacje do drużyny.
— Co tu robiłeś? — zapytała Emily, rozglądając się po zalesionym terenie. Nieświadomie dotknęła nadgarstka i zmarszczyła brwi.
— Szukałem martwego ciała. — mruknął Scott.
— Od zawsze masz taki chory sposób spędzania wolnego czasu? — zapytała Malia, nieco zdziwiona, że ze wszystkich ludzi to Scott poszedł poszukać zwłok. Nigdy nie sądziła, że chłopak miał tak chorą psychikę i brak zajęcia.
Wydawało się, że chłopak rozumie, co miała na myśli. Skinął głową.
— No właśnie nie. Więc, co ja tu robiłem sam?
— Chciałabym ci pomóc, ale wtedy cię nie znałam. — powiedziała Lydia, wyglądając na trochę zasmucona, że nie poznała go wcześniej.
— Nie rozglądałam się za frajerami. — Emily powiedziała bez ogródek, kiedy alfa na nią spojrzał.
— Wciąż byłam kojotem, więc jedyne co to mogłam spróbować cię zjeść. — Malia zmarszczyła brwi.
— Deaton powiedział, że moja podświadomość próbuje mi coś powiedzieć. Ale potrzebuję was. Musicie pomóc mi zrozumieć co mówi. — odezwał się Scott.
— Może byłeś tylko ciekawskim nastolatkiem? — Banshee przyznała cicho. — Słyszałeś, że było ciało...
— Ale jak? Nie oglądałem wiadomości, nie miałem kontaktu z ojcem, by coś podsłuchać.
— Twoja mama pracuje w szpitalu. Może została wezwana, a ty to usłyszałeś?
— Nie było jej w domu tej nocy. — Alfa zaczynał się frustrować samym sobą. Wiedział, że tej nocy wydarzyło się coś więcej. — Mieszkam siedem kilometrów stąd. Jak się tu dostałem?
— Przyjechałeś. — powiedziała leniwie czystokrwista, mając dość rozważania problemów wilkołaka. Choć czuła się, jakby wiedziała, że w jego historii jest coś więcej.
— Nie miałem samochodu. — powiedział, pamiętając, że wtedy miał tylko rower.
— Przybiegłeś, koniec historii. — mruknęła Malia.
— Nie mogłem. Miałem astmę. — przyznał, gdy szli dalej — Ukrywałem się, ale wiedzieli, że tu jestem.
— Może zrobiłeś mnóstwo hałasu, głośno oddychałeś czy coś? — zasugerowała kojotołaczka, zaczynając się denerwować, że to nie ma sensu.
— Skąd mieliby wiedzieć, że to ja? — młody alfa ponownie westchnął. — Dlaczego szeryf miałby nawet myśleć, że tu będę?
— Bo, jak większość zgonów w tym mieście, było to związane z siłami nadprzyrodzonymi. — Lydia spojrzała na niego, ale Scott potrząsnął głową.
— Nie byłem wtedy wilkołakiem. To znaczy tej nocy zostałem ugryziony. I nie byłem tu sam. Wiem, że to szalone, ale myślę, że miałem najlepszego przyjaciela. I myślę, że był tu ze mną tej nocy.
— To nie brzmi debilnie. Wiem, że ktoś pomógł Emily związać mnie łańcuchami. — Malia odezwała się pierwsza, rozumiejąc swoje przeczucia.
Wszyscy zwrócili się do Emily, która przez cały dialog była cicho. Przygryzła wargę.
— Nie wiem dlaczego, ale mam takie uczucie przez jakiś czas, jakby ktoś zniknął, ale nie wiem kto. — westchnęła, czując wyrzuty sumienia. — Kimkolwiek był, myślę, że był dla mnie ważny.
Wampirzyca nie wiedziała dlaczego, ale ilekroć była z Mateo, nie czuła się kompletna. Czuła, że czegoś brakuje, a może to kogoś brakowało w jej życiu.
————
Wszyscy natychmiast udali się do Deatona w nadziei, że weterynarz poratuje ich swoją mądrością.
— Więc po prostu magicznie zapisze wszystkie odpowiedzi? — zapytała kojotołaczka.
— To nie jest takie proste. — powiedział Deaton, na co Emily westchnęła.
— Nigdy nie jest. — Żałowała, że nie mogą po prostu dowiedzieć się kto zniknął. Ale była też część niej, która się bała i nie wiedziała dlaczego.
— W piśmie automatycznym ręka porusza się poza wszelką świadomością. — kontynuował, wpatrując się w Banshee. — Mam nadzieję, że cisza, ciemność i światło świecy pozwolą jej znaleźć bardziej komfortowy, zrelaksowany stan. Lydia, chcę żebyś spojrzała w ogień i zwolniła wszelkie myśli. — Kiedy dziewczyna się skupiła, weterynarz zwrócił się do pozostałych członków stada, szepcząc. — Muszę was ostrzec. Być może nie będziemy w stanie uzyskać dostępu do tych wspomnień.
— Dlaczego nie? — zapytał Scott.
— Legenda głosi, że Dziki Łów zabiera ludzi. Ale jeśli to, co mówicie, jest słuszne, prawda jest znacznie gorsza. Wymazują ludzi.
— Jak przypomnieć sobie kogoś, kto został wymazany z naszych umysłów? — zapytała Malia.
— Może nie...
— Och, czy ona... Powinniśmy ją powstrzymać? — Scott wyglądał na zmartwionego dziewczyną, która pisała gorączkowo.
— Lydia? Lydia? Zwolnij.
— Wszystko w porządku? Lydia? — Emily wpatrywała się w przyjaciółkę z zaniepokojeniem.
Truskawkowa blondynka nagle zatrzymała się, a jej oczy wciąż były otwarte. Malia podniosła papier i zmarszczyła brwi.
— Co oznacza "psota"?
Lydia wypuściła powietrze, wpatrując się w nich z zaciekawieniem.
— Nie to napisała. — Scott zauważył, że wszystkie słowa stanowiły jakieś imię.
— Co to do cholery jest "Stiles"? — zapytała Emily nie kojarząc tego imienia, ani osoby, która je nosiła.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro