Rozdział 18
Rozdział 18
Dystans
━━━
Liam spojrzał na starszych członków stada, gdy siedzieli zgromadzeni w bibliotece.
— Mason powiedział, że nie chodzi tylko o transmisję częstotliwości. To musiał być naprawdę silny sygnał.
— I to powoduje, że Bestia się przemienia? — zapytała Lydia, wpatrując się w betę.
Stiles zmarszczył brwi. Jego brązowe oczy spojrzały w kierunku Emily, która siedziała cicho obok Lydii. Minęło kilka dni, odkąd wróciła jej ludzkość. Jednak wszyscy zwrócili swoją uwagę na Bestię, która obecnie biegała po miasteczku, zabijając ludzi.
— Nie. Nie sądzę, że o to chodzi. — Scott zabrał głos. Jego wzrok spoczywał na Lydii. — Zeszłej nocy Argent powiedział, że robi się mądrzejsza. Co, jeśli Potworni Doktorzy próbują przyspieszyć rozwój Bestii? Ważną częścią jest to, że zmienia się w wilkołaka.
— Jak Peter. — Lydia mruknęła, a Scott spojrzał na nią.
— Właśnie. Kiedy Peter był alfą, stawał się silniejszy z każdą pełnią. W końcu oparzenia się zagoiły i wrócił do normy.
— Więc Potworni Doktorzy nie chcą czekać na pełnię? — Liam cicho zapytał.
— Chcą, aby Bestia była silna tak szybko, jak to możliwe.
— Z powodu Parrisha.
— Więc jeśli tak się stanie dziś wieczorem, co zrobimy? — Stiles wyciągnął zdjęcie. — Mamy tylko jedną wskazówkę. To pochodzi ze szpitala. Ten, kto czai się w Bestii, ma rozmiar butów czterdzieści nieokreślonej marki.
— Nieokreślonej? — Lydia zmarszczyła brwi.
— To częściowy wydruk. — wyjaśnił. — Zasadniczo to wszystko, co mogliśmy uzyskać, biorąc pod uwagę cały ogień, krew i... Rzeź.
— Ile jest butów w rozmiarze czterdzieści? — zapytał Scott.
— Tylko jedne, z krwią Parrisha na podeszwie.
— Więc próbujemy odwołać mecz? — dopytał Liam.
— Nie, nie, zagramy, ale będziemy musieli się modlić, żeby nie zamieniło się to w przesiąkniętą krwią masakrę. — powiedział sarkastycznie Stiles.
— Okej, ale, um... Czy nie stracimy szansy na złapanie tego czegoś? — Liam wyjaśnił nerwowo.
— Nie wiemy, czy tak się stanie. Może to być zwykły mecz lacrosse. — powiedziała Lydia, próbując brzmieć optymistycznie. Jej spojrzenie padło na przyjaciółkę, która milczała. Tak naprawdę przyjechała tylko z powodu błagań Lydii. — To możliwe, prawda?
Stiles skinął głową, ale jego twarz pokazała, że nie był tak optymistyczny, jak ona.
— To absolutnie możliwe.
— Więc odwołujemy mecz?
— Musimy. — Stiles potwierdził, a wszyscy wstali.
Chłopak spojrzał na Emily, która unikając jego wzroku szybko odeszła. Ze smutkiem wpatrywał się w jej wycofującą się postać.
W ciągu ostatnich kilku dni, odkąd odzyskała ludzkość, unikała kontaktu z nim. Nie miało znaczenia, ile razy próbował do niej napisać lub zadzwonić, ona go ignorowała. Chciał jej jakoś pomóc. Zawsze dbał o to, aby siedzieć obok niej w klasie lub odwieść ją do domu swoim jeepem.
Musiał się upewnić, że jest bezpieczna. Nie mógł jej wcześniej ochronić i nie zamierzał ponownie zawieść.
─────
— Mason, znasz swoją rolę?
Wspomniany chłopak skinął głową.
— Corey i ja włamujemy się do autobusu Devenford i sprawdzamy ich buty.
— Ja niszczę furgonetki telewizyjne. — powiedziała Malia.
— Tuż przed gwizdkiem trener przegrywa grę. — Stiles kontynuował.
— A reszta z nas szuka rozmiaru czterdzieści z zakrwawioną podeszwą. — Emily mruknęła, choć nie chciała tu być, to potrzebowała odwrócenia uwagi. Aktywnie unikała wzroku Stilesa, odwracając głowę od niego.
— A tak z ciekawości... — Malia nerwowo zerknęła między nich. — Co, jeśli to nie zadziała? Co, jeśli będziemy musieli stawić temu czoła? Nie chcę przywoływać złych wspomnień, ale Scott wciąż goi się po tym, co zrobił mu Theo.
— Nie, już nie. — Stiles wyrzucił z siebie, a jego oczy powędrowały w stronę przyjaciela.
— Ma rację. — Scott potwierdził, podnosząc koszulę, aby pokazać, że jego rana zniknęła. — Stało się to w nocy, kiedy Emily odzyskała ludzkość. Uzdrowiłem się. Kiedy znów byliśmy razem, kiedy znów byliśmy stadem. Bestia nie ma stada. Nie tak jak my. — powiedział, wyglądając na pewnego siebie. — Możemy to zrobić. Nikt dziś nie umrze.
─────
Emily stała przy trybunach, czekając, aż wszyscy usiądą, aby mogła spróbować dowiedzieć się, kto ma krew na butach. Jej piwne oczy powędrowały w stronę Finstocka, który odmówił rezygnacji z gry i westchnęła.
Gra się rozpoczęła i wszyscy zajęli miejsca. Powoli skupiała się na zapachach, idąc za trybunami.
Spojrzała na boisko i uniosła brew, zaskoczona nagłym agresywnym zachowaniem Kiry, która grała na boisku. Właśnie takie zachowanie spowodowało, że nagle wyrzucili ją po tym, jak uderzyła kijem Bretta w twarz.
Emily napotkała spojrzenie Scotta i krótko skinęła mu głową, zanim ruszyła za Kirą. Po cichu podążała za kipiącą ze złości Kitsune, która weszła do szkoły. Nagle zatrzymała się na korytarzu i odwróciła się w stronę Emily. Kitsune spojrzała na nią gniewnie, mówiąc coś po japońsku.
— Nie mam pojęcia, co właśnie powiedziałaś. — przyznała wampirzyca.
— Czego chcesz krwiopijco? — Kitsune wycedziła, a jej akcent był dziwny.
— Cóż to oczywiste, że jesteś lisem. Kira jest zbyt uprzejma, by powiedzieć coś tak niegrzecznego. — Emily zamyśliła się i ledwo wzdrygnęła, gdy lisica uderzyła ją kijem w twarz. Wytarła kącik ust, by usunąć odrobinę krwi. — Ale to było niepotrzebne. — powiedziała tuż przed atakiem Kitsune.
Emily zdawała się wyładowywać swój gniew na Kitsune, która nagle wydawała się o wiele silniejsza niż gdyby to była zwyczajna Kira.
Obie znalazły się w szatni, uderzając się nawzajem złamanym kijem do lacrosse. Ale ponieważ Kitsune była przyzwyczajona do władania mieczem, miała przewagę. Dźgnęła Emily w brzuch, gdy obie wpadły z powrotem na korytarz. Wtedy pojawił się Scott, który usłyszał walkę z boiska i przyszedł ich zatrzymać.
— Kira, przestań! — ostrzegł swoją byłą dziewczynę, następnie spojrzała na Emily, która odrzuciła kij do lacrosse. — Wszystko w porządku?
— Jest okej. — mruknęła, wciąż wkurzona, że Kitsune zdołała ją skrzywdzić. — Lis ją kontroluje.
Kitsune zaatakowała ich ponownie. Scott ryknął na uzbrojoną - tym razem - w miecz dziewczynę, której oczy nie były już ciemne. Kira spojrzał na nich przerażona.
— Co ja zrobiłam? — wyszeptała ze łzami w oczach. — Zaatakowałam cię. Tak mi przykro.
— W porządku. — Emily machnęła ręką na przeprosiny, spoglądając na koszulkę. — Jestem zła, że nie mogłam ci oddać.
Kira spojrzała na nich i zobaczyła spojrzenie, którym nią obdarzyli.
— Co? — odparła, po czym skierowała się w stronę drzwi, by wyjść.
— Czekaj! — Scott powiedział nagle, marszcząc brwi, starając się skoncentrować.
Potem usłyszeli krzyki i ryk. Szybko zamknął drzwi i cała trójka przycisnęła się do ściany, słysząc ciężkie kroki Bestii przebiegającej obok pomieszczenia, w którym się znajdowali.
— Czy to...? — Kira ciągnęła drżącym głosem. Nie spodziewała się, że Bestia będzie aż tak wielka.
Jak mieli pokonać takie stworzenie?
Dopiero chwilę później, gdy wybiegli z pomieszczenia, poznali tożsamość Bestii. To był najlepszy przyjaciel Liama - Mason.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro