Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 17

Rozdział 17

Człowieczeństwo 

━━━

— Więc wchodzę tam i co? Rozmawiam z nią? Jakbym pytała o pogodę? — zapytała Lydia, zerkając w stronę piwnicy i z powrotem na trójkę mężczyzn przed sobą. — Naprawdę sądzicie, że uda mi się ją przekonać, by przywróciła człowieczeństwo?

— Szczerze mówiąc to mamy nadzieję, że będziesz miała więcej szczęścia niż ja i Eli. — powiedział szczerze Stiles.

Naprawdę miał nadzieję, że uda jej się jakoś dotrzeć do Emily. Eli skinął głową, zgadzając się z człowiekiem.

— Ale pamiętaj, żeby pozostać za drzwiami. Nie możesz wejść do środka bez względu na wszystko. — ostrzegł. Wciąż wątpił, czy ten plan zadziała, ale ta trójka była nieugięta.

— Będziemy tutaj przez cały czas, dobrze? — Scott spojrzał nerwowo na Lydię.

— Jest moją najlepszą przyjaciółką. Nic mi nie będzie. — Lydia starała się być pewna siebie, gdy minęła ich i zeszła na dół.

— Jesteś pewien, że wszystko będzie dobrze? — zapytał alfa, patrząc, jak dziewczyna schodzi po schodach.

— Dopóki nie wejdzie do środka lub nie zbliży się wystarczająco do drzwi, powinna wyjść z tego cało. — Eli zapewnił go.

Stiles spojrzał na butelkę leżącą na małym stoliku i podniósł ją, krzywiąc się na zapach. Zwrócił się do wampira z oskarżycielskim spojrzeniem.

— Czy to werbena?

Czystokrwisty niemal od razu zabrał mu spray z ręki.

— Powiedziałem ci, że próba rozmowy z nią nic nie dała. Więc wziąłem sprawy w swoje ręce.

— Masz na myśli, że teraz ją torturujesz?! — Stiles warknął ze złością.

— Zapomniałeś, że kilka dni temu prawie cię zabiła? Jeśli była gotowa posunąć się tak daleko, to już jest przesada. Jeśli miłość i dobroć jej nie pomagają, to musi to zrobić ból. — Eli zmrużył oczy na człowieka.

─────

Lydia niepewnie zbliżyła się do drzwi, z trudem łapiąc powietrze, gdy zobaczyła swoją najlepszą przyjaciółkę. Blada i wyraźnie słaba Emily leżała na łóżku, wpatrując się w sufit.

— Więc w końcu wyciągnęli cię z tego wariatkowa... — Czystokrwista zadumała się. — A już myślałam, że nie żyjesz.

— Prawie. Scott i reszta stada mnie uratowali. — powiedziała cicho Lydia, wpatrując się w przyjaciółkę, która usiadła.

— Oczywiście, że Scott cię uratował. Nie pozwoli, by dziewczyna, którą kocha, umarła. — Oczy Emily wpatrywały się w zielone tęczówki Lydii. — No wiesz, zawiódł Allison. Jestem pewna, że teraz desperacko nie pozwoli ci umrzeć.

— Allison nie była jego winą. To, co się z nią stało, było okropne, ale to nie była jego wina  — powiedziała, broniąc Scotta.

— Słuszna uwaga. Ale spójrz na to z innej strony. Jej śmierć dała wam szansę na bycie razem. Allison umarła, potem rzucił Kirę, która uciekła na pustynię. — powiedziała okrutnie, wzruszając ramionami. — Jestem pewna, że taki obrót sytuacji zdecydowanie jest ci na rękę.

— Jak mogłaś to powiedzieć? — Lydia patrzyła na nią z niedowierzaniem i ze łzami w oczach.

Oczywiście nie była szczęśliwa, że ​​jedna z jej najlepszych przyjaciółek nie żyje. Co do Kiry - to była decyzja Scotta.

— Słoneczko, obie wiemy, że to, co przed chwilą powiedziałam, to najczystsza prawda. — Emily wstała z łóżka i powoli zbliżyła się do drzwi z nikczemnym uśmiechem. — Ne marnowaliście ani sekundy, żeby skoczyć sobie do łóżka. Jestem ciekawa, jak poczułaby się Allison. Chociaż nie mogę cię winić za wybranie Scotta. Obie doskonale wiemy, że nie jest taki jak Jackson czy Aiden. Nie będzie cię traktował jak śmiecia, nie umrze przy tobie, jak Aiden. Myślę, że jest najlepszą opcją z nich trzech.

— Przestań. To nie ty. — Lydia pokręciła głową. — Tak naprawdę nie masz tego na myśli. Wiem, że nie.

— Wierz, w co chcesz. — Emily wzruszyła ramionami. — Ale jeśli tak bardzo cię ranię, czemu nie wyjdziesz? W porównaniu do mnie, ciebie nie ograniczają cztery ściany i masywne, stalowe drzwi. Zresztą, nudzę się tą rozmową. — Wampirzyca odwróciła się i położyła na łóżku, decydując się na oszczędność energii.

Banshee patrzyła na Emily przez dłuższą chwilę i starła łzy z policzków. Odwróciła się i ruszyła z powrotem na górę.

─────

Scott wpatrywał się w wampira i człowieka z niedowierzaniem, podczas gdy Stiles wpatrywał się wściekły w wampira czystej krwi.

— To dlaczego pozwoliłeś Lydii zejść na dół, jeśli myślisz, że jej rozmowa z Emily nie zadziała?

— Bo musicie zobaczyć, że Emily nie dba o nic i nic nie czuje. Jedyne, na czym jej zależy, to picie krwi i zabijanie. Nie różni się niczym od bestii z najstraszniejszego horroru. — powiedział wprost Eli. — Jeśli tortury mają wydobyć z niej człowieczeństwo, to nie zawaham się przed niczym. Nie zamierzam pozwolić jej, by zabijała ludzi, szczególnie, że gdy się opamięta, poczucie winy ją zabije.

— Nie karmiłeś jej, prawda? — Stiles zapytał i zadrwił, gdy Eli patrzył na niego tępo. — Oczywiście, że nie. Co planujesz zrobić?

— Mam zamiar ją tu przyprowadzić, a wasza trójka... — Nie dokończył, ponieważ Lydia przecisnęła się obok nich, ale Scott złapał ją za ramię.

— Lydia? Dokąd idziesz?

Dziewczyna odwróciła się do nich, przez co widzieli jej poplamione od łez policzki.

— No i masz. — Eli wymamrotał, wiedząc, że Emily powiedziała dziewczynie coś okrutnego.

— Nie mogę tu być. — wymamrotała Lydia. — Myślałam, że poradzę sobie ze wszystkim, co mi powie, ale nie mogę. Jest moją najlepszą przyjaciółką i doskonale wie, co powiedzieć, aby mnie zranić.

Banshee znała Emily lepiej niż ktokolwiek inny. Wiedziała, że ​​wykorzysta wobec nich wszystkoc co wie. Poza tym wampirzyca miała rację co do Scotta. Lydia kochała alfę, bo nie był podobny do jej byłych. Był miły i ją rozumiał, nie próbował jej zmienić w kogoś innego. Pozwolił jej być sobą.

— Więc wychodzisz? — Stiles zapytał, a jego ramiona lekko opadły.

Lydia posłała mu smutny uśmiech.

— Kocham Emily jak siostrę i wiem, że teraz nic nie czuje, ale nie sądzę, żebym chciała zostać w pobliżu i słyszeć, jak mówi coś więcej. Nie chcę tego słuchać.  Naprawdę mam nadzieję, że możecie jej pomóc. — powiedziała cicho, rzucając Scottowi spojrzenie przed wyjściem.

Eli wypuścił powietrze.

— W porządku. Pójdę po nią, a wy poczekajcie tutaj. — wyszedł, zanim zdążyli się odezwać.

Stiles z frustracją potarł twarz dłonią i spojrzał na przyjaciela, który wciąż wpatrywał się w miejsce, w którym jeszcze przed chwilą była Lydia.

— Jestem pewien, że Emily nie powiedziała nic złego.

— Sprawiła, że ​​Lydia płakała, Stiles. Emily sprawiła, że ​​płakała jej najlepsza przyjaciółka. Pamiętasz, jak nadopiekuńcza była na drugim roku? — Scott przypomniał Stilesowi, rzucając mu przejęte spojrzenie. — Nie chciała, aby ktokolwiek skrzywdził jej przyjaciółkę.

— Rozumiem, co mówisz. Naprawdę, Scott. — Brunet wypuścił powietrze, wpatrując się w przyjaciela błagalnym spojrzeniem. — Ale nie mogę się poddać. Muszę wierzyć, że Emily znów coś poczuje. Nawet jeśli pierwszą emocją, która wróci, to gniew. Lepszy rydz niż nic.

Nagle usłyszeli znajomy chichot i zobaczyli, że Eli ciągnie za sobą roześmianą Emily.

— Będziesz bardzo rozczarowany, gdy wszystko, co zrobisz, nie przyniesie żadnych efektów. Nie planuję nic czuć, nigdy więcej. — Jej oczy przeniosły się na Eli, który z grubsza posadził ją na krześle i zaczął przywiązywać za pomocą liny z werbeny. — Słono za to zapłacisz. Zabiję cię, gnoju. — syknęła do niego.

— Tak, tak  — Eli przewrócił oczami i podszedł do torby leżącej na podłodze i wyciągnął kilka kołków. Następnie uśmiechnął się do niej. — Teraz zaczyna się prawdziwa zabawa.

Stiles wpatrywał się w niego szeroko otwartymi oczami, a Scott sapnął.

— Poczekaj... — McCall skrzywił się, patrząc, jak Eli nagle wbił kołek w nogę Emily, która zmusiła się do uśmiechu na twarzy.

— To wszystko, na co cię stać? — zadrwiła.

Eli udzielił odpowiedzi, wbijając kolejny kołek w jej drugą nogę, następnie w ramiona i po raz kolejny w nogi. Pchał je, nie zważając na ilości krwi wypływającej z ran.

Stiles patrzył na to z przerażeniem, a Scott musiał się odwrócić, nie chcąc już nic więcej widzieć. Te kilkadziesiąt sekund wystarczyło, by miał koszmary przez najbliższy tydzień.

─────

Godzinę później Eli oddychał ciężko, gdy wpatrywał się w krwawiącą postać Emily, która z kolei wpatrywała się w niego z kpiącym uśmiechem.

— Wiesz... Nawet jeśli uda mi się przywrócić człowieczeństwo, zapamiętam to sobie i zapłacisz mi za to.

Mężczyzna pochylił się i uśmiechnął złośliwie.

— Myślę, że warto zaryzykować. — Przez chwilę zacisnął usta i nagle wyrwał kołek, powodując lekkie skrzywienie dziewczyny, a jego usta drgnęły. Powoli wyciągnął resztę.

— A co to za odmiana? Przestałeś mnie torturować? Czy teraz mogę wrócić do swojej samotni? — Wampirzyca uniosła brew, a jej oczy skierowały się na Scotta, sztucznie przybierając maskę zranienia. — Pozwolisz mu mnie tak krzywdzić? Taki z ciebie prawdziwy alfa? No tak... — zadrwiła. — Czego mogę oczekiwać od kogoś, kto nawet nie był w stanie uratować swojej pierwszej miłości. Mogłeś ją przemienić, gdybyś chciał, ale zamiast tego pozwoliłeś jej umrzeć. To piętno, które będziesz musiał nosić do końca życia.

— W porządku, wystarczy. — odezwał się Eli i spojrzał na alfę. — Podaj mi tę zapalniczkę.

Scott zmarszczył brwi na polecenie, które nagle do niego skierowało. Wzruszając ramionami, podniósł przedmiot, rzucając niepewne spojrzenie mężczyźnie czystej krwi.

— Jesteś... — próbował zignorować drwiące słowa Emily, które bolały go bardziej, niż się spodziewał.

— Oddaj to. — Eli zażądał i wziął zapalniczkę od alfy.

Stiles spojrzał na niego, jakby był szalony.

— Nie zamierzasz jej podpalić, prawda?! — wykrzyknął, wyglądając, jakby miał zaraz zemdleć.

Eli pstryknął włącznik zapalniczki, a płomień przykuł ich uwagę. Przyłożył go do jej ramienia.

— Zamierzasz ponownie włączyć ludzkość? — zapytał.

— Pierdol się. — Emily patrzyła na niego tępo.

Wampir uśmiechnął się złośliwie, przybliżając zapalniczkę do jej ramienia i podpalając ją, przez co wydała z siebie krzyk.

— Przestań! — Stiles warknął, przestraszony.

— Włącz to, Emily! — Eli spojrzał na nią, ignorując spanikowanego człowieka i alfę, który wyszedł z pokoju.

Dziewczyna patrzyła szeroko otwartymi oczami na płonące ramię, nie zwracając uwagi na czystokrwistego.

— Wystarczy, że to włączysz, a ja zatrzymam ogień. To takie proste. — Płomienie powoli unosiły się w górę jej ramienia.

— Nie włączę tego! — warknęła.

Nagle pojawił się Scott, który miał ze sobą gaśnicę i użył jej do zgaszenia ognia.

— Co ty do cholery robisz?! — Eli spojrzał na niego gniewnie.

— To zaszło za daleko! — Scott krzyknął i wskazał na Stilesa, który wyglądał, jakby chciał pobiec do Emily i ochronić ją przed wampirem z wyraźnymi problemami z psychiką. — To nikomu nie pomoże!

— Powinniście wyjść. — Wampir powiedział cicho i podszedł do Emily, która wyglądała na jeszcze bardziej wyczerpaną. — Dlaczego w ogóle cię to obchodzi? Z tego, co widziałem i wiem, Emily nie jest twoją przyjaciółką. Nie jesteście blisko.

— To nieprawda. Jest moją przyjaciółką, nawet jeśli tak nie sądzi. Wiem, że nie jesteśmy blisko, ale zależy mi na niej. Wiele znaczy dla Stilesa i Lydii. Jestem tu dla nich i dla niej. Spieprzyłem tę relację, kiedy zaufałem Theo, ale nie pozwolę, aby ktoś jeszcze ją skrzywdził. Nawet jeśli to oznacza konieczność walki z tobą. — Scott ostrzegł Eli.

— Naprawdę myślisz, że możesz mnie powstrzymać? — zaszydził czystokrwisty, wpatrując się w alfę. — Poza tym, ktoś musi przywrócić jej ludzkość. Próbowaliśmy z nią porozmawiać, ale to nie zadziałało. Tortury tylko wydobędą jej gniew i to będzie pierwsza z wielu emocji, które wyleją się z niej. Chyba że masz lepszy plan?

Stiles był zbyt zajęty obserwowaniem kłócącej się dwójki. Żaden z nich nie zauważył, jak Emily opuściła głowę, ukrywając uśmieszek, gdy odwiązała liny, a następnie wstała. Tak było, dopóki Stiles nie spojrzał na miejsce, w którym powinna być, ale zastał tylko puste krzesło.

— Chłopaki! — zawołał, przyciągając ich uwagę.

— Cholera, gdzie ona jest? — Eli zaklął i zaczął się rozglądać. 

Ruszyli dalej, aby sprawdzić salon i tam ją znaleźli.

— Stój! — Czystokrwisty wrzasnął, widząc, jak dziewczyna trzyma znajomy sztylet tuż przy piersi.

— Nie, Emily! — Stiles krzyknął, nie mogąc się ruszyć.

Dwie istoty nadprzyrodzone pobiegły w stronę dziewczyny. Eli jako pierwszy rzucił się na nią, przez co upadła. Cała trójka odetchnęła z ulgą, gdy zobaczyli, że sztylet nie jest blisko serca brunetki.

Emily otworzyła oczy i odepchnęła Scotta, a następnie uderzyła Eli tak mocno, jak mogła i uciekła. Trójka chłopaków wpatrywała się w nią z szokiem, na co zaśmiała się, jakby właśnie zrobili coś śmiesznego.

— Wiedziałam. Jesteś taki oczywisty... To logiczne, że wciąż mnie kochasz, Eli. Nie zrobiłbyś mi krzywdy, a tym po prostu to udowodniłeś. — wskazała na sztylet leżący na podłodze. Następnie spojrzała na pozostałą dwójkę. — A wasza dwójka nie pozwoli mu posunąć się za daleko. Czego więc tak naprawdę powinnam się bać?

Eli był oszołomiony tym, jak daleko wampirzyca była gotowa udowodnić sobie i innym, że nie boi się taktyk, których używał.

— Niczego. Masz rację. Nie zamierzałem posuwać się zbyt daleko...

— Okej. Cóż, teraz gdy to udowodniłam, znajdę sobie coś do jedzenia, a wy mnie nie powstrzyma ie. — powiedziała Emily.

— W porządku. Chcesz wolności? Masz ją. To oczywiste, że nic, co zrobię, nie sprawi, że włączysz tę cholerną ludzkość. Możesz odejść, a my cię nie powstrzymamy. — powiedział Eli, machając ręką, by poszła, ignorując spojrzenia, które dostał od pozostałej dwójki.

Emily wpatrywała się w niego przez długą chwilę, po czym skinęła głową.

— Przynajmniej teraz mówisz z sensem. — wyszła, szukając ciała, którym będzie mogła się posilić.

— Czy ty wiesz, co właśnie zrobiłeś? — Stiles warknął na niego. — Jak mogłeś pozwolić jej odejść? Masz pojęcie, co ona teraz zrobi?! Ona kogoś zabije!

Eli odczekał chwilę, czekając na  całkowite zniknięcie wampirzycy.

— Zamknij się, Stiles. — przewrócił oczami, widząc oburzenie na jego twarzy. — Nie poddałem się jej kaprysom. Chciałem tylko dać jej przewagę, abym mógł opowiedzieć wam o moim planie...

─────

— Myślisz, że to zadziała? — Scott zmarszczył brwi.

— Powinno. Jeśli nie, to nie wiem, co jeszcze możemy zrobić.

─────

Emily zaklęła pod nosem. Zapomniała zabrać kluczyki do samochodu, więc musiała iść pieszo. Zabrała tylko torebkę z krwią, ale to jej nie wystarczyło. Potrzebowała świeżej krwi.

Przeszła przez las w poszukiwaniu biegacza, który mógł zabłądzić. Liczba zgonów w tym gównianym miasteczku nie zniechęciła idiotów do biegania w środku nocy, co było dobre dla niej.

Nagle zatrzymała się, gdy usłyszała bicie serca i zobaczyła w oddali kobietę wiążącą but. Uśmiechnęła się złośliwie, w końcu znajdując swoją ofiarę.

— Emily!

Jej uwaga odwróciła się od kobiety i spojrzała gniewnie na wampira wraz z człowiekiem, stojącym obok niego.

— Skłamałeś.

— Owszem. — Eli przyznał jej rację. — Skończyłem grać uczciwie. Miałaś rację, kiedy powiedziałaś, że nie skrzywdzę cię wystarczająco, by spowodować ci fizyczny ból. Ale nigdy nie powiedziałaś nic o swoim sercu.

— Moim sercu? — roześmiała się i spojrzała na Stilesa, którego Eli złapał za ramię. — Co zamierzasz? Będziesz go torturować?

— Nie, zrobię coś znacznie gorszego. — Jego brązowe oczy pociemniały. Pchnął człowieka na kolana i złapał go za głowę. — Chcesz biegać bez ludzkości i ranić wszystkich? W porządku. Ale te działania mają konsekwencje i musisz je ponieść.

Emily uświadomiła sobie, że mężczyzna planuje skręcić Stilesowi kark.

— Skończ pierdolić. Nie zabijesz go. — powiedziała niepewnie.

— Włącz ludzkość, a tego nie zrobię. — ostrzegł.

— Em, proszę. On to zrobi, jest do tego zdolny. Nie chcę umierać. Proszę, nie pozwól mu tego zrobić... — Stiles patrzył na Emily oczami pełnymi łez.

— Nie. Nie włączę tego ponownie, bo wiem, że go nie zabijesz. — powiedziała bez wahania zimnym tonem, pomimo błagania Stilesa.

— Naprawdę tak uważasz?— Wampir wpatrywał się w nią tępo. — Dobra. Wybacz, Stiles.

Ten obrzydliwy trzask sprawił, że z jej ust wydobył się krzyk.

— Nie! — Jej oczy powoli rozszerzyły się.

Człowiek padł martwy na ziemię. Nie słyszała bicia serca. To było prawdziwe. Stiles nie oddychał. Był martwy.

Emily sapnęła, gdy patrzyła na nieruchome ciało Stilesa leżące na ziemi, a jej piwne oczy lśniły od łez.

Eli patrzył, jak jej twarz wykrzywia się od bólu, wciąż wpatrując się w martwe ciało Stilesa.

— Zawsze dotrzymuję słowa. Zabiłem chłopaka, którego kochałaś. Jesteś smutna, bo nie żyje? Miał przed sobą całe życie... — powiedział, obserwując, jak jej wzrok nie opuszcza martwego człowieka.

Emily ruszyła tylko po to, by po chwili upaść obok Stilesa. Eli przykucnął, obdarzając ją smutnym uśmiechem, gdy ciało chłopaka nagle rozpłynęło się w powietrzu, a brunetka spojrzała na niego zszokowana.

— Ale myślę, że to dobrze, bo to tylko złudzenie.

— Co? — wydusiła, wpatrując się w niego, gdy łza spływała jej po policzku. Jej spojrzenie padło na Stilesa, który wyszedł zza drzew, a Scott stał obok niego.

Eli już wiedział, że ją odzyskuje.

— Mój dar tworzy iluzje. Wiedziałem, że o tym zapomniałaś. To nie było prawdziwe. Stiles żyje, a to, co teraz czujesz, to ulga, bo mężczyzna, którego kochasz, jest cały i zdrowy. On nie jest martwy, Emily. — powiedział łagodnym tonem. — Wszystko, co czujesz, składa się na naszą ludzkość. Odzyskałaś ją, Emily.

Szloch wydostał się z jej ust, gdy wpatrywała się między Stilesem a Eli.

— O mój Boże... — odetchnęłam wstając, a łzy spływały jej po policzkach. Każda emocja uderzała w nią z pełną siłą.

Stiles chciał podejść, by ją pocieszyć, ale Eli go zatrzymał.

— Emily, już wszystko w porządku. — powiedział cicho. Próbował ją złapać, ale odsunęła się.

— Prawie zabiłam Stilesa i wszystkie te rzeczy, które powiedziałam Lydii i... — jęknęła, czując się winna za wszystko, co zrobiła. — I tych ludzi, których zabiłam... Tego nastolatka, którego zabiłam... — czuła wyrzuty sumienia za zabicie tych ludzi, którzy nie zasłużyli na śmierć, którą im dała.

— Hej, hej, posłuchaj mnie. Czujesz wszystko, co unikałaś, ale musisz skupić się na jednej emocji. — Eli złapał ją za ramiona, patrząc na Emily. — Wiem, że to dużo, ale wszystko będzie dobrze. Nie wiem, co doktorzy ci zrobili, ale obiecuję, że wszystko będzie dobrze. Musisz wybrać emocję, która sprawia, że chcesz walczyć dalej.

Emily spojrzała na niego, a jej dolna warga drżała, gdy przypomniała sobie tortury, przez które przeszła. Nie miała pewności, czy dreszcz, który poczuła, był wywołany strachem wobec tego, co jej zrobili, czy była to jej wyobraźnia. Jednak zdecydowała. Wybrała najsilniejszą emocję, a kiedy to zrobiła, zaczęła płakać.

Eli wziął ją w ramiona, kiedy szlochała, dając upust wszystkiemu, co skrywała dotychczas. Wampir szeptał pocieszające słowa, próbując ją zapewnić, że wszystko będzie dobrze i że będzie tu dla niej.

Stiles również stał obok niej.

Scott nieruchomo wpatrywał się w dwa wampiry czystej krwi, czując się bezużyteczny. Choć był szczęśliwy, że dziewczyna odzyskała ludzkość, nie miał pojęcia, jak jej pomóc. Nigdy nie będzie w stanie zrozumieć, ile bólu odczuła w tym momencie dziewczyna. Mógł jedynie patrzeć, jak Eli pocieszał Emily i starał się jakoś uśmierzyć jej ból.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro