Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 13

Rozdział 13

Zjednoczeni

━━━


Właśnie wysadzili córkę z Cece w motelu i ponownie wsiedli do jeepa, jadąc do Beacon Hills z Argentami i Eli przed nimi. Ale tuż przed znakiem powitalnym Stiles zjechał na pobocze, zaskakując ją.

— Co robisz? — zapytała Emily, odwracając się na swoim miejscu, żeby na niego spojrzeć.

Musieli znaleźć swoich przyjaciół, zanim coś się stanie. Chris powiedział im, co się działo, gdy ich nie było. Nie tylko myśliwymi musieli się martwić, najwyraźniej istniało nadprzyrodzone stworzenie, które potęgowało ich lęki.

Serce Stilesa biło bardzo szybko, ale nie obchodziło go to.

— Coś, co powinienem był zrobić dawno temu, ale czekałem na idealny moment. Jednak teraz zdałem sobie sprawę, że znalezienie idealnego momentu spowoduje, że będę to odkładać w nieskończoność. Mam na myśli ten niesamowity plan, który obejmował dużo kwiatów i kolację przy świecach, a potem Edith miała wyjść z...

Emily złapała go za ramiona.

— Stiles, oddychaj. — Była pewna, że ​​wie, o czym mówi, ale najwyraźniej zamierzał to przedłużać. — O czym mówisz? 

— Wyjdź za mnie. — wypuścił powietrze, wpatrując się w nią szeroko otwartymi oczami, gdy uniósł małe, czarne, aksamitne pudełko.

Jej ręce opadły z jego ramion, kiedy patrzyła na niego, a potem na pierścionek, a potem z powrotem na niego.

— Nie chcę tam jechać... — wskazał w kierunku Beacon Hills. — Bez zadania ci tego pytania. Wiem, że przemiana mnie była dla nas sposobem na spędzenie razem wieczności, ale chcę spędzić tę wieczność jako mąż i żona. Jeśli coś się stanie, chcę przynajmniej wiedzieć, że poprosiłem cię o rękę. Chcę wiedzieć, że kiedy to wszystko się skończy, weźmiemy ślub i będziemy żyć szczęśliwie z naszą małą dziewczynką. A więc, czy wyjdziesz za mnie?

Emily delikatnie położyła dłoń na jego, tej, która trzymała pudełko. Uśmiechnęła się.

— Zastanawiałam się, kiedy zamierzasz mnie o to zapytać.

— Wiedziałaś? — zamrugał zdezorientowany.

— Jak mogłam nie wiedzieć? — zaszydziła. — Widziałam ten pierścionek w twoim umyśle, kiedy uprawialiśmy seks. — Nie miała zamiaru, ale straciła panowanie i zobaczyła to małe wspomnienie. — To nie było celowe.

Stiles nie mógł powstrzymać śmiechu.

— A ja przez ten cały czas niepotrzebnie panikowałem... — włożył pierścionek na jej palec i pocałował ją w usta. — To czyni cię od teraz moją narzeczoną. — powiedział z promiennym uśmiechem.

Wampirzyca nie mogła powstrzymać uśmiechu na jego słowa i spojrzała na pierścionek na swojej dłoni. Jej uśmiech osłabł, gdy spojrzała na niego, widząc, jak jego oczy błyszczą radością.

— Obiecaj mi, że zrobisz wszystko, aby przeżyć. Nie tylko dla mnie, ale dla Edith. Eli powiedział mi, że wahałeś się przed zabiciem łowców strzelających do ciebie.

Chłopak spojrzał w dół, przypominając sobie, jak nie wykonał ruchu, by zabić żadnego z łowców. Odepchnął ich, ale nie zabił, nawet gdy do niego strzelali. To dzięki Eli nie stało mu się nic, poza zranieniem w stopę.

Stiles owinął swój mały palec wokół jej i zdał sobie sprawę, że będą walczyć o życie przeciwko łowcom.

— Tak długo, jak obiecasz to samo.

Emily tylko nieznacznie zacieśniła uścisk na jego małym palcu.

— Oczywiście, przecież muszę cię poślubić, prawda? — drażniła się, na co się uśmiechnął. Pochylił się, żeby ją pocałować.

— W porządku, czy możecie się pospieszyć, żebyśmy mogli uratować pozostałych? — zapytał Derek, skutecznie przerywając ich małą chwilę. Stiles odskoczył.

— Jasna cholera, Derek! — zapomniał, że  wilkołak z nimi jechał.

Emily nadąsała się.

— Nie mogłeś sobie odpuścić, no jie? —  wymamrotała, zirytowana, że ​​musiał się wtrącać.

Derek przewrócił oczami.

— Gdybym milczał dłużej, prawdopodobnie już bylibyście bez ubrań. Zachowujecie się jak napaleni nastolatkowie. — mruknął z irytacją.

Na jej ustach pojawił się uśmieszek, a w spojrzeniu pojawił się drażniący błysk, gdy spojrzała na niego.

— Nie bądź zazdrosny, Derek. — przypomniała sobie, jak użyła na nim swoich mocy, aby zobaczyć, co robił, gdy wyjechał z Beacon Hills.

Stiles wtrącił się, zanim Derek zdążył się odezwać.

— Dobra, chodźmy ich uratować! — wykrzyknął, wsiadając do jeepa. Na szczęście Emily naprawiła go i działał jak nowy.

A potem ruszyli.

─────

Scott i pozostali ukrywali się najlepiej, jak mogli, przed oddanymi strzałami. Nie mogli się ruszyć ze swoich miejsc, ponieważ byli całkowicie otoczeni. Czuł też zapach Monroe i wiedział, że jest blisko.

Prawdziwy alfa zesztywniał, kiedy zobaczył mężczyznę celującego w niego z pistoletu i nie miał gdzie się schować. Oddech wyrwał mu się z ust, gdy znajomy niebieski jeep wbił się w myśliwego, odrzucając go.

Głowa Stilesa wyskoczyła przez okno z uśmiechem.

— Nie sądziłeś, że robisz to beze mnie, prawda?

Derek pokazał się obok jeepa.

— Bez nas?

Scott odwrócił głowę, kiedy usłyszał, jak mężczyźni krzyczą z bólu i zobaczył, jak Emily łamie im szyje. Malia i Peter, widząc, że się wycofali, nie tracili czasu na dołączenie do walki.

Stiles wysiadł z jeepa i powstrzymał mężczyznę przed strzeleniem do Scotta, przekręcając głowę łowcy, zabijając go. Scott z wdzięcznością skinął głową swojemu najlepszemu przyjacielowi, po czym odwrócił się, by spojrzeć na umierającego Deucaliona.

Kiedy już pozbyli się ostatniego z łowców, którzy nie mieli szansy na ucieczkę jak Monroe, zebrali się przy Deucalionie. Emily zwróciła się do Lydii, która chowała się za filarem.

— Mogłaś zadzwonić.

— Mieliśmy swoje powody. — Lydia mruknęła obronnie.

Nie chcieli wyciągać przyjaciół ze spokojnego życia. Nie wiedzieli też, czy Stiles jest gotowy do powrotu, ale kiedy na niego spojrzała, zobaczyła, że ​​ma całkowitą kontrolę nad sobą pomimo zapachu krwi.

— Gerard... Boi się najbardziej... Wie, że... Nie może cię pokonać. — Deucalion posłał Scottowi ostatni uśmiech przed śmiercią.

— To naprawdę się zaczęło, prawda? — Malia zastanawia się nerwowo.

— Co się zaczęło? — Stiles zmarszczył brwi.

Scott wstał i powiedział:

— Wojna. — powiedział Scott, wstając i spojrzał na Dereka, którego po chwili przytulił.

Peter uniósł brew.

— Co ty tu robisz? Przypomniałeś sobie, że trzeba odwiedzić wujka? — zapytał swojego siostrzeńca.

— Znalazłem stado zamordowane w Brazylii. Na ścianie były dwa słowa napisane krwią. Beacon Hills. — powiedział Derek.

Młody alfa spojrzał na niego z oszołomioną miną.

— Wróciłeś dla Beacon Hills?

— Nie. Wróciłem dla ciebie. — odpowiedział, powodując, że zarówno Emily, jak i Stiles stłumili uśmiechy, słysząc, jak tandetnie zabrzmiało to od zgorzkniałego wilkołakami.

— Cieszę się, że wy też wróciliście! — Scott uśmiechnął się do przyjaciela i Emily.

Dwaj najlepsi przyjaciele również się przytulili. Scott zauważył, że zapach chłopaka się zmienił i chociaż wyglądał inaczej, nadal był taki sam.

Oczy Lydii powędrowały do ​​dłoni Emily i sapnęła.

— No nie! Proszę, powiedz mi, że nie wyszłaś za mąż. — Miała nadzieję, że zostanie druhną.

Emily zachichotała.

— Nie martw się, kiedy to wszystko się skończy, możesz zaplanować cały ślub. Co mi przypomina, Stiles i ja mamy kilka rzeczy, o których prawdopodobnie powinniśmy ci powiedzieć... — włożyła rękę do kieszeni, gotowa pokazać im zdjęcie Edith.

Szum radia w jeepie Stilesa powstrzymał ich rozmowę, gdy usłyszeli głos Gerarda recytującego Szekspira. Stary mężczyzna na chwilę przerwał, pytając alfę, czy zna resztę, ale dokończył za niego młody Hale.

Witaj z powrotem, Derek. Chyba poczuliście nostalgię? Jesteś zadowolony z tego małego spotkania rodzinnego, które ci zorganizowałem, Scott?

Usta alfy drgnęły.

— Tak. Dlaczego nie przyjdziesz do nas i sam osobiście będę mógł ci podziękować?

Mam nawet gości z Londynu. Nawet ktoś taki jak Jackson Whittemore nie mógł się powstrzymać przed powrotem do Beacon Hills. — Wszyscy spojrzeli na bladą Lydię. — Przywitaj się, Jackson.

Zamiast usłyszeć słowa od Jacksona, usłyszeli jego okrzyki bólu.

Zrób to jeszcze raz, staruszku... — Jackson warknął. — Podejdź trochę bliżej. Wepchnę ci ten paralizator głęboko w dupę.

Gerard przerwał mu.

Nie stracił nic ze swojego uroku, prawda? Możesz go znaleźć u nas w zbrojowni, Scott. Prawdę mówiąc, powiem ci, gdzie wszystkie znaleźć. — powiedział. — Twój Piekielny Ogar aktualnie przebywa w Eichen House. Twój ojciec wracał z San Francisco z zamiarem przystąpienia do walki. Ale nie pojechał daleko. Możesz powiedzieć matce, żeby opuściła dzisiejszą zmianę w szpitalu. Liam i jego przyjaciele są tam teraz. Optymistycznie nastawieni, ale żałośnie nierozsądni. Tak właśnie prowadzisz wojnę, Scott. Beznadziejnie. Dlatego przyjdziesz do mnie. Postarasz się uratować jak najwięcej istnień. Możesz nawet zaoszczędzić kilka. Ale ostatecznie poniesiesz porażkę. Psy wojny, Scott. Przyjdą po ciebie...

─────

— Na pewno nie chcesz najpierw zobaczyć swoich znajomych? — Eli zapytał Allison, kiedy prowadził. Próbowali sprawdzić, czy uda im się powstrzymać kilku łowców, a także spróbować powstrzymać Gerarda lub Monroe. — Emily napisała do mnie SMS-a i powiedziała, że ​​jadą do kliniki weterynaryjnej, aby opracować plan.

Wampirzyca wierciła się na swoim miejscu i mocniej ścisnęła łuk w dłoni. Ojciec dał jej go z powrotem.

— Najpierw musimy znaleźć Monroe i Gerarda. Prawdopodobnie będą zajęci zatrzymaniem Anuk-Ite. Mój tata miał przewagę nad nami. — Była zajęta próbami wyboru grotów strzał, których użyłaby wraz z wyborem innej broni. Tylko dlatego, że była wampirem, nie oznaczało, że mogła po prostu zapomnieć o treningu, który otrzymała od ojca.

Mężczyzna zatrzymał samochód, zwracając się do niej.

— Myślę, że po prostu zwlekasz. — zauważył smutny wyraz jej oczu, kiedy jej tata powiedział, że Scott wciąż odwiedzał jej grób, by zostawić kwiaty.

Jej uścisk na łuku rozluźnił się.

— Dobra, masz rację. Zwlekam. Myślałam, że jestem gotowa, ale po reakcji ojca... Wiem, że powiedział, że nie był zły, ale mogę powiedzieć, że był rozczarowany, że tak długo kłamałam. Boję się tylko, że moi przyjaciele w końcu znienawidzą mnie za ból, przez który ich zadawałam... Zwłaszcza Scott.

Eli zawahał się, nieprzyzwyczajony do czułości. Lubił się drażnić, ale czasami trudno mu było kogoś pocieszyć.

Delikatnie złapał ją za rękę.

— Słuchaj, nie będę udawać, że znam tego chłopaka aż tak dobrze, ale jeśli jest jedna rzecz, którą z niego wyłapałem, to to, że jest typem wyrozumiałym. Pewnie, że prawdopodobnie będzie zły, ale byłaś jego pierwszą miłością, a to coś znaczy. Byłaś ważną osobą w jego życiu i on wybaczy ci trzymanie się z daleka. Twoi inni przyjaciele też to zrobią.

Przygryzła nerwowo wargę.

— Myślę, że masz rację. — mruknęła.

Wiedziała, że ​​Scott nie miał pretensji tak, jak inni, biorąc pod uwagę, że był gotów wybaczyć Peterowi, Deucalionowi i wszystkim innym złym facetom w jego życiu.

— Ja zawsze mam rację. — drażnił się, szybko całując ją w policzek.

Jej policzki pociemniały i uderzyła go w ramię. Po prostu uśmiechnął się w jej kierunku, zanim odjechał.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro