Rozdział 10
Rozdział 10
Zagrożenia
━━━
Minęło kilka tygodni, a ich córka miała już miesiąc. Mogła teraz na chwilę podnieść głowę, leżąc na brzuchu. Stiles nie mógł powstrzymać uśmiechu, kiedy o tym pomyślał i przez chwilę prawie zapomniał, gdzie jest.
— Tęsknię za moimi dziewczynami. — wymamrotał z dąsaniem.
— Zdajesz sobie sprawę, że jesteśmy tutaj tylko dlatego, że był to prezent świąteczny Emily dla ciebie i to twoje marzenie? — przypomniał mu Eli. — Poza tym, jeśli ktoś miałby być zdenerwowany, to powinienem być ja. Byłbym znacznie szczęśliwszy spędzając dzień nago w łóżku z Allison.
Stiles zmarszczył nos.
— Wiesz, że się cieszę waszym szczęściem... Ale proszę, powstrzymajcie się od głośnych krzyków. Edith ma bardzo wrażliwy słuch. — Brunet narzekał, nie dodając, że on sam również słyszał wszystko, co robili za zamkniętymi drzwiami.
— Dobra. — Eli zgodził się, ale tylko dlatego, że polubił małe dziecko. — Swoją drogą, już jesteśmy.
Oczy Stilesa pojaśniały na widok budynku.
— Nie mogę uwierzyć, że dołączę na zajęcia do FBI.
Emily powiedziała mu, że jest wampir, którego przemieniła, który pracował w budynku i był w stanie zapewnić Stilesowi miejsce w klasie.
Ponieważ czuł się nieco nieswojo, jeśli chodzi o samotną podróż, praktycznie błagał Eli, aby mu towarzyszył. Nie chciał przypadkowo stracić kontroli i kogoś zabić. Na szczęście mężczyzna czystej krwi zdecydował się pójść z nim.
Dwa wampiry wysiadły z samochodu, a Stiles niezręcznie poprawił krawat. Eli przewrócił oczami, widząc zdezorientowany wyraz twarzy byłego człowieka.
— Co za kretyn.
Choć sam był ciekaw, jak takie zajęcia będą wyglądały, wątpił, że będzie to najbardziej ekscytująca rzecz, jaka spotkała go dotychczas w życiu.
─────
Kiedy chłopcy byli w Wirginii, dziewczyny postanowiły pojechać do miasta na zakupy. Emily czuła się jak wariatka, odkąd była zamknięta w domu przez ostatnie kilka tygodni. Pomyślała też, że to da jej szansę kupienia nowych ubrań dla siebie i Edith. Cece i Allison zdecydowały się jej towarzyszyć, ponieważ również chciały coś dla siebie kupić.
Emily pchnęła wózek, w którym leżała jej córka. Edith cieszyła się na widok matki. Wampirzyca uśmiechnęła się delikatnie do córki, której piwno-zielone oczy obserwowały ją z zaciekawieniem.
— Chcecie kawę? — zapytała Cece, kiedy wyszły ze sklepu z ubraniami dla niemowląt. Na zewnątrz wciąż było zimno, a ostatnie kilka godzin spędzili na zakupach.
Emily znieruchomiała, zauważając mężczyznę obserwującego ich z daleka. Była pewna, że widziała go w pobliżu pierwszego butiku, do którego weszli. Był też w sklepie jubilerskim, do którego weszły. Jej uchwyt na wózku zacieśnił się i udała, że go nie zauważyła, patrząc na dziewczyny.
— Możecie zabrać ze sobą Edith? Muszę coś załatwić.
Allison rozpromieniła się, gdy ochoczo wzięła wózek, gruchając do małej dziewczynki. Z kolei Cece nie mogła oderwać wzroku od siostrzenicy, która zdawała się ukrywać niepokój. Jej oczy skierowały się w stronę mężczyzny, zanim spojrzała na siostrzenicę.
— Upewnij się, że nie zostawiasz żadnych śladów. — przypomniała, ale w jej głosie słychać było ciche syknięcie. Nie było skierowane do siostrzenicy, ale do mężczyzny, który ich śledził.
Oczy Emily pociemniały.
— Nie martw się. Jeśli Edith zgłodnieje, w torbie jest dla niej dodatkowa butelka. — powiedziała i ruszyła w przeciwnym kierunku, wiedząc, że mężczyzna będzie za nią podążał.
─────
Stiles i Eli zostali oprowadzeni po budynku, a następnie wprowadzono ich do klasy, gdzie usiedli z innymi uczniami.
— Na oficjalnym logo FBI znajdziecie trzy słowa: Lojalność, odwaga, uczciwość. — Ciszę przerwał wykładowca. — To cechy, których oczekujemy od wszystkich naszych stażystów. Cechy, których wymagamy od was podczas miesięcy spędzonych z nami.
— Lojalność, odwaga, uczciwość. — Stiles powtarzał bezgłośnie.
— Dołączcie do agentów federalnych, gdy będziemy badać wszystko, od przestępstw umysłowych po terroryzm...
— Międzynarodowych i krajowych? — Chłopak nie mógł powstrzymać się od pytania.
Wykładowca spojrzał na niego.
— No tak, dokładnie. Jesteśmy również częścią grup zadaniowych do łapania porywaczy, morderców...
Eli westchnął, gdy Stiles ponownie przerwał mężczyźnie.
— Seryjnych?
— Tak, nawet seryjnych morderców.
Stiles zdał sobie sprawę, co robi i zarumienił się.
— Przepraszam, podniosę rękę następnym razem. Przepraszam. Świetny wykład. — Nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo był zdenerwowany. Wziął łyka z czarnej butelki ze stali nierdzewnej, która była wypełniona krwią.
— Podczas jednej z niedawnych obław nasz Zespół Reagowania Kryzysowego ścigał jednego z poszukiwanych w dziczy Północnej Karoliny.
Stiles natychmiast zaczął się dusić, kiedy zobaczył Dereka na ekranie. Eli stłumił śmiech, podczas gdy wykładowca spojrzał na niego, wyraźnie zirytowany.
— Czy jest jakiś problem... Młody człowieku?
— Nie. Przepraszam. Trochę się podekscytowałem. Nie ma problemu. — wymamrotał. — Ale mam małe pytanko, ten facet tam na ekranie, co się stało?
— Morderstwo.
Stiles ponownie podniósł rękę i powiedział:
— Czy... Przepraszam. Jakiego rodzaju morderstwo?
— Masowe.
Skinął głową, zacisnął usta i spojrzał na Eli, który wydawał się znudzony.
— Zdajesz sobie sprawę, że musimy znaleźć Dereka, zanim oni to zrobią, prawda? — syknął niskim tonem.
— Jak zamierzasz to zrobić? — Czystokrwisty uniósł brwi. — Poza tym kogo obchodzi ten idiota Derek. Zabił grupę ludzi. Powinieneś bardziej martwić się powrotem do swojej córki i Emily.
Były człowiek milczał. Będzie musiał zadzwonić do Emily i powiedzieć jej o Dereku, ale też nie mógł odejść, nie wiedząc więcej o tym, co zrobił. Nie wierzył, że Derek mógł popełnić masowe morderstwo. Musiał poznać fakty, zanim będzie odjedzie.
─────
Emily weszła do opuszczonego magazynu, wiedząc, że nikt nie usłyszy krzyków faceta, który ją prześladował. W środku były duże skrzynie, a wszystko było pokryte kurzem. Większość okien była popękana lub wybita.
Obróciła się, kiedy usłyszała szczęk pistoletu i złapała małą kulę z kołkiem, która została wystrzelona w jej kierunku.
— Za wolno. — syknęła, odrzucając go i uderzyła go w twarz.
Mężczyzna jęknął z bólu, ale nadal patrzył na nią.
— Teraz! — zawołał.
Wampirzyca zmarszczyła brwi i wtedy usłyszała bicie innych serc. Przez to, że była zajęta tylko jednym mężczyzną, nie udało jej się usłyszeć pozostałych w magazynie. Oddano wiele strzałów, których starała się unikać.
Zdała sobie sprawę, że było jeszcze sześciu innych ludzi. Szybko złapała mężczyznę, który za nią podążał, używając go jako tarczy. W jej skórze już było wbitych kilka kołków zaprawionych werbeną.
Po chwili upuściła zwłoki mężczyzny na ziemię.
To tyle, jeśli chodzi o sprawianie mu cierpienia, pomyślała z goryczą.
Ukryła się za jedną ze zniszczonych ścian, próbując usłyszeć, gdzie reszta się ukrywa. Wszyscy używali skrzyń jako tarczy. Usłyszała kroki zbliżające się do ciała, które upuściła.
— Słuchaj, dlaczego po prostu nie wyjdziesz? Nie ma sensu uciekać. Wiemy już, gdzie mieszkasz.
Emily zaczęła wyciągać kołki ze swojego ciała. Była pewna, że to myśliwi. Jej oczy spoczęły na jednym z wielu kołków w jej dłoni i zobaczyły symbol. Należał do Argentów.
— Albo po prostu rzuć broń, a ja ci wyrwę serce. Szybko i bezboleśnie. — zaproponowała złośliwie.
— Myślisz, że się ciebie boimy? — Mężczyzna zadrwił. — Wiemy o tobie więcej niż myślisz. — Stał pośrodku magazynu na otwartej przestrzeni, jakby chciał jej pokazać, jak bardzo się nie boi.
— O tak? Jesteś nad wyraz pewny siebie. — odparła Emily.
— Cóż, wiemy, że jesteś czystej krwi. Jesteśmy również pewni, że małe dziecko, które było w wózku, jest twoje. — powiedział, powodując jej napięcie. — Wiemy, że tylko wampiry czystej krwi mogą się rozmnażać. Więc po twoim milczeniu zgaduję, że mamy rację. — śmiał się. — Cóż, dobrze wiedzieć. Kiedy cię zabijemy, zajmiemy się tą małą bestią i resztą krwiopijców, z którymi żyjesz.
Wściekłość wypełniła jej żyły i lekkomyślnie poszła za nim. Znów padły strzały. Różnica polegała na tym, że były to strzałki wypełnione werbeną.
Zanim zdążyła go dotknąć, jej ciało opadło na brudną podłogę i straciła przytomność.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro