Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

3

Taehyung siedział wpatrzony w niewyraźny obraz z kamery nad drzwiami magazynu i nawet nie zwracał uwagi na to, że Hoseok wisiał mu na plecach, chuchając mu przy tym w ucho. W skupieniu obserwował poruszających się po pomieszczeniu ludzi, ignorując kompletnie to, co działo się wokół niego.

Obraz z kamery był zły; ziarnisty i rozmazany, więc na dobrą sprawę nie miał najmniejszego pojęcia, co się dzieje. Z pozbawionego dźwięku nagrania nie dało się wyczytać nic.

- Nie możesz tego jakoś wyostrzyć? - usłyszał przy swoim uchu tak blisko, że przez chwilę miał wrażenie, że to w jego głowie. - Albo przybliżyć?

To jednak nie mógł być głos w jego głowie, bo głosy w głowie Taehyunga nigdy nie były tak głupie.

- Może jeszcze pokolorować? - warknął cicho. Sfrustrowane westchnięcie, któremu towarzyszyło kolejne chuchnięcie. - I weź już przestań.

- Czemu ty zawsze jesteś taki chujowy? - zapytał Hoseok, cofając się trochę. - Pytam tylko. Na samym początku mówiłeś, że nie da się uruchomić tej kamery, potem, że obraz i tak będxie statyczny, a teraz jest ruchomy, więc pomyślałem...

- Nie, Hoseok, nie mogę tego zrobić, nie będzie już lepiej, więc skup się i przynajmniej spróbuj ogarnąć, co tam się dzieje - co prawda Taehyung nie miał wątpliwości, że to nie ma najmniejszego sensu, ale chciał czymś zająć drugiego chłopaka.

Hoseok, od kiedy stracili łączność z innymi członkami załogi, co chwilę wpadał na mniej lub bardziej samobójcze pomysły, a ich realizacja była tylko kwestią czasu. Dlatego Taehyung musiał coś wymyślić,  żeby odwrócić jego uwagę, a stara kamera zamontowana przy drzwiach do magazynu okazała się wystarczająco skuteczną dystrakcją.

- Masakra, Jimin się tak wkurwi o tę dziurę - powiedział nagle Hoseok, mrużąc oczy.

- O ile w ogóle jeszcze będzie miał szansę się o coś wkurwiać - mruknął Taehyung, pocierając oczy. Miał wrażenie, że pod powiekami ma tony pyłu.

- Nie to chciałem... - zaczął drugi chłopak zmieszany. - Posłuchaj, może to nie wygląda naj...

- Daj spokój, Hoseok. Wiem, że nie chciałeś i wiem, jak to wygląda. Jasne, może i jest szansa na szczęśliwe zakończenie, ale muszę... - wypuścił głośno powietrze. Już od jakiegoś czasu oswajał się z tą myślą. Przynajmniej próbował. Jimin może nie przeżyć, a on im szybciej się z tym pogodzi, tym lepiej. Jednak jakoś mu nie szło. Nie potrafił myśleć o tym, że może nie mieć okazji zwyczajnie z bratem pogadać, zamiast kłócić się o to, jak bardzo zjebanym pomysłem było wiązanie się z Namjoonem. Nawiasem mówiąc, Taehyung miał trochę wykrzyczeć Jiminowi w twarz swoje nieśmiertelne 'a nie mówiłem', a to, że może nie mieć już takiej okazji było przerażające. - ... muszę brać pod uwagę też inne opcje - dokończył trochę koślawo.

- Jin na pewno coś wymyśli - Hoseok niezręcznie poklepał go po plecach.

- Od kiedy takim się jego fanem zrobiłeś? - zapytał Taehyung zaczepnie, ale prawie od razu tego pożałował. Hobi zacisnął usta w wąską linię, wyglądało na to, że udawanie, że Jin zupełnie mu nie przeszkadza, zrobiło się dla niego znacznie trudniejsze, a Taehyung wolał nie doszukiwać się powodów.

- Nie zrobiłem - burknął Hobi, wracając do obserwowania monitora, na którym jak na złość widać było głównie Jina. - Szanuję jego intelekt - wyjaśnił, odchylając się na fotelu.

- Jeśli Jimin się obudzi i się wkurwi... to na mnie - zaczął znowu Taehyung, patrząc na Hoseoka z lekkim niepokojem.

- Dlaczego na ciebie?

- Bo ta dziura w magazynie to... to chyba moja wina - wyznał już znacznie ciszej.

***

Na pokładzie Horizon było nagle całe mnóstwo osób, które z jakiegoś powodu musiały się tam znaleźć. Nawet normalnie, dość spora kantyna, wydawała się teraz bardzo mała i ciasna.

Żołnierze Triumwiratu wyglądali w niej zupełnie nie na miejscu.

Według Jina na statku panował chaos; było o wiele za dużo ludzi, nawet jeśli nie do końca obcych, to na pewno całkiem niepotrzebnych. Rzucił nieuważne spojrzenie osobom zgromadzonym przy stole, trochę dłużej zawieszając wzrok na Yoongim, który na szczęście kompletnie nie zwracał na niego uwagi i z zaciętą miną obserwował nowo przybyłych żołnierzy.

Jin odchylił się z całym fotelem i odsunął się trochę do tyłu, w sam róg stołówki. Wyjątkowo nie potrafił wyczuć nastroju młodszego chłopaka, ale nie był pewien, czy w ogóle musi to robić. Yoongi raczej nie bawił się świetnie i nie pałał miłością w stosunku do obcych żołnierzy. Już nawet nie dlatego, że był trochę aspołecznym marudą.

Tym razem Yoongi miał całkowite prawo do bycia wkurwionym, a Jin czuł się trochę tak, jakby banda zaproszonych przez niego osób zrobiła imprezę w ich pokoju w akademiku, co tak napra5 nigdy się nie zdarzyło, ale waśnie tak by się wtedy czuł. W dodatku miał wrażenie, że powinien się z tego wytłumaczyć, a na to był zbyt zmęczony. Był zbyt zmęczony nawet na zwyczajną rozmowę, a banda obcych osób powoli zaczynała grać mu na nerwach. Aż pokręcił głową ze zniesmaczeniem, marszcząc się przy tym mocno.

Jinyoung, jeden z żołnierzy ochrony, stojący przy wejściu, ten sam który w imieniu Keplera chciał jego i Yoonngiego aresztować kilkanaście minut temu, aż przestąpił z miejsca na miejsce, łapiąc spojrzenie Jina.

- Wasza... - zaczął niepewnie, ale Jin wszedł mu szybko w słowo.

- Nawet nie zaczynaj, Jinyoung - warknął ostrzegawczo i może zbyt głośno, bo w pomieszczeniu zrobiło się dość cicho.

Jin był dość przyzwyczajony do tego, że na Keplerze nie musi być wiecznie uprzejmy. Keplerczycy, o czym niewiele innych ras miało pojęcie, nie byli przesadnie mili. Raczej szczerzy i między sobą rzadko bawili się w sztuczne uprzejmości. Dlatego teraz ani Seongwoo, ani Jisung, ani nawet nieszczęsny Jinyoung nie byli szczególnie zaskoczeni jego ostrym tonem. Kiedy Jin był wkurwiony, to był wkurwiony i nigdy tego przed nimi nie ukrywał. Co innego przy Yoongim.

Przy Yoongim,  Jin miał wobec swojego zachowania zupełnie inne standardy. I nie chodziło tu o udawanie, chociaż na początku tak się trochę czuł. Gdy zaczął mieszkać z Yoongim, młodszy chłopak był tak przerażony tym, że musi dzielić pokój z kimś z Keplera, że przez kilka pierwszych miesięcy w ogóle się do niego nie odzywał. Dlatego Jin musiał zmienić swoje podejście, trochę złagodnieć, uspokoić się, wysilić na uprzejmość i przede wszystkim; nauczyć się cierpliwości.

I to nie tak, że Jin go oszukiwał. Po prostu Jin z Akademii, a teraz z Horizon i Jin z Keplera to były dwie zupełnie inne osoby, żyjące w odrębnych światach i on sam niekoniecznie chciał oba te światy ze sobą połączyć.

Czuł teraz na sobie pytające spojrzenie Yoongiego, powoli ześlizgujące się z jego własnego profilu do rąk, którymi Jin mocno ściskał oparcia fotela.

- Jinyoung, najlepiej będzie, jeśli zostawicie nas teraz samych - odezwał się w końcu Jisung, patrząc na swoją załogę. Jin rozluźnił nieco palce, widząc, jak żołnierz skinął wolno głową i nie zadając więcej żadnych pytań, wyszedł ze stołówki.

- Ale... - zaczął Daehwi, jednak Jisung pokręcił tylko głową, nawet nie zaszczycając go odpowiedzią. Wkrótce w pomieszczeniu zrobiło się znacznie luźniej, bo został tylko kapitan Hairen i jakiś chłopak, którego Jin za bardzo nie kojarzył, ale sądząc z naszywek na bluzie, musiał być pierwszym oficerem drugiego statku.

Jin odczekał chwilę zanim, wraz z całym fotelem, odwrócił się w stronę kapitana i reszty załogi zasiadającej przy stole. Jeden głęboki oddech i był już gotowy na spojrzenie Yoongiego, który wciąż go obserwował. Fala gorąca, która od jakiegoś czasu groziła Jinowi rozlaniem się z torsu, aż na szyję i uszy, powoli zaczęła piąć się do góry. Gdy czerwień uderzyła jego policzki, odchrząknął niezręcznie i wstał z miejsca. Czuł się winny, co sam odkrył z niemałym zaskoczeniem. Nie powinno tak być, powtarzał sobie w myślach, ale jakiś o wiele cichszy i bardzo stanowczy głos, który brzmiał podejrzanie jak Hani, mówił mu, że się oszukuje i jak najbardziej powinien się czuć jak ostatni kutas.

Ok, może i nie powiedział Yoongiemu całej prawdy o Aningan, o tym skąd zna osoby na tej stacji i kim tak naprawdę są. Nie wspomniał również o tym, że ma rodzeństwo, chociaż tutaj niespecjalnie było się czym chwalić i choć miał wiele okazji żeby to zrobić, nie zająknął się też nigdy, dlaczego podejmował takie a nie inne decyzje, ani nawet o swoich.... uczuciach.

Aż skrzywił się, starając się ominąć ten temat jak najszybciej i zakopać go jak najgłębiej w swojej świadomości. To nie był czas na roztrząsanie takich rzeczy, tak naprawdę to nigdy nie było czasu na takie rzeczy, skarcił się szybko w myślach.

Poza tym naprawdę, nie miał innego wyjścia. Nie mógł rozmawiać z młodszym chłopakiem na takie tematy. Tak było lepiej, bezpieczniej. Dla niego samego i dla Yoongiego, nawet jeśli Yoongi się z tym nie zgadzał.

- Czy ktoś mi może wytłumaczyć, dlaczego w moim statku jest dziura? - Jin miał wrażenie, że pytanie Yoongiego skierowane jest właśnie do niego, jakby i za to miał być odpowiedzialny. Szmer rozmów prowadzonych między członkami Horizon ucichł raptownie.

- Kapitanie, zna pan dobrze procedury Federacyjne...- zaczął wolno Jisung. - W naszych szeregach panują podobne przepisy i gdy flota otrzymuje sygnał SOS, jesteśmy zobowiązani oddelegować statek i sprawdzić, czy faktycznie istnieje jakieś zagrożenie dla naszych agentów. Chociaż sygnał wyglądał nie do końca tak, jak powinien, musieliśmy to sprawdzić. Mieliśmy pewność, że nie został wysłany przypadkowo - mężczyzna mówił coraz szybciej i szybciej.

Jin nie potrafił oprzeć się wrażeniu, że Jisung zaczyna się powoli stresować. Może chodziło o zabójcze spojrzenie, które kierował w jego stronę Yoongi, a może o to, że on sam nie pomagał mu w żaden sposób i obserwował przebieg wydarzeń, zamiast uzupełniać w jakikolwiek sposób jego wypowiedź. Prawdopodobnie chodziło o to drugie.

Głos Jisunga meandrował między tonami, a jego spojrzenie prosiło o pomoc w odpowiedzi na pytanie Yoongiego. Na uzupełnienie luk, na wyjaśnienie procedur i faktów, ale Jin nic sobie z tego nie robił.

Tak naprawdę to sam nie wiedział, skąd Flota Triuwiratu się tu wzięła, a tym bardziej dlaczego w Horizon brakuje fragmentu wielkości średniego łazika księżycowego. Też zadawał sobie to pytanie.

Gdy dryfował w przestrzeni kosmicznej na pokładzie Selene, kierowało nim zupełnie inne uczucie i na pewno nie był to strach. Nie wysłał żadnego sygnału SOS do dowództwa, bo ani przez chwilę nie bał się, że coś mu się faktycznie stanie. Znał na tyle Yoongiego, znał na tyle siebie. Był zły, wściekły i urażony, ale nie dotknął ani razu awaryjnego komunikatora, który otrzymał od Triumwiratu, kiedy zdecydował się wstąpić do Akademii. Nie wcisnął tego cholernego, czerwonego guzika SOS ani przed tym, jak Yoongi bezceremonialnie wyrzucił go z Horizon, ani w Selene, ani nawet gdy Yoongi przyjął go z powrotem, więc jak to się stało, że Heiran znalazła się w tym kwadrancie? Mieli być tysiące mil kosmicznych dalej. Prawie przy granicy z Keplerem.

Jego wzrok powoli przesuwał się po twarzach załogi Horizon, która słuchała wymiany zdań między kapitanami. Jungkook był pochłonięty rozmową tak bardzo, że aż otwierał lekko usta i zamykał z głośnym kłapnięciem, gdy Yoongi tylko minimalnie podnosił brwi, pochylając się przy tym w stronę Jisunga. To nie mógł być on. Może i potrafiłby zakodować wiadomość tak, żeby dotarła tam, gdzie powinna dotrzeć, ale Jin szczerze w to wątpił. Poza tym nic nie wiedział o Triumwiracie, a tym bardziej o Seongwoo, do którego wiadomość SOS została dostarczona.

Kolejne miny nie powiedziały mu wiele. Namjoon wydawał się zupełnie niezainteresowany tym, co się właśnie działo w stołówce, a Hoseok wpatrywał się w Yoongiego i tylko w niego. A potem przeniósł wzrok na Taehyunga i gapił się na niego tak intensywnie, jakby chciał mu wypalić wzrokiem dziurę w głowie. Wyglądało na to, że nawet mu się to udaje, bo kark i uszy Taehyunga zaczynały się robić coraz bardziej czerwone. Chłopak poruszył się niespokojnie i spuścił głowę, zasłaniając się grzywką, ale Hoseok nie dawał za wygraną i uderzył go lekko w ramię. Taehyung potarł nerwowo nos i podniósł wreszcie głowę do góry. To była wskazówka, na jaką czekał Jin.

- Tae - powiedział od razu, nie czekając na to, aż młodszy chłopak wreszcie zdecyduje się przerwać kłótnię Yoongiego z Jisungiem.

Na dźwięk swojego imienia od razu odwrócił się w jego stronę Jina. Za nim kolejne pary oczu skierowały się w jego stronę i teraz mężczyzna czuł na sobie spojrzenie wszystkich osób w sali.

- Wiedziałeś o kanale komunikacyjnym do Keplera, który kodował dla mnie Jimin, prawda? - spytał. Musiał o to zapytać, chociaż już dobrze znał odpowiedź. Tylko on mógł to zrobić. Tylko on miał takie umiejętności i wiedzę.

- Być może... - zaczął niepewnie Taehyung. - Być może to ja mogłem mieć z tym coś wspólnego - powiedział dość cicho, miętosząc nerwowo rękaw bluzy.

- Ty... co? - Yoongiego musiał szlag trafić. Jin wiele razy widział go wkurzonego albo sfrustrowanego, ale tylko kilka razy widział go naprawdę złego. I to była jedna z tych nielicznych okazji. - Taehyung, co zrobiłeś? 

- No... kiedy wyrzuciłeś Jina - Taehyung spojrzał szybko na Yoongiego, ale zaraz spuścił wzrok, prawdopodobnie zdając sobie sprawę z tego, że pogrąża się jeszcze bardziej. Albo swojego kapitana. - Musiałem coś zrobić... ktoś musiał, przecież nie mogłem go tak zostawić!

- Nie bardzo rozumiem - uprzejmie wtrącił się Jisung.

- To było... - Yoongi głęboko nabrał powietrza.

- Nieporozumienie - przerwał mu Jin.

- Nieporozumienie - powtórzył z ulgą Jisung, jakby nie miał zamiaru zadać już ani jednego pytania, bo to jedno słowo rozwiązywało wszystkie jego problemy i absolutnie nie chce słyszeć o kolejnych. - Dziura w pańskim statku, kapitanie, to wynik sygnału SOS nadawany bez przerwy przez ostatnie ponad dwadzieścia cztery godziny - Taehyung skulił się jeszcze bardziej na swoim krześle. - ... który okazał się nieporozumieniem - uśmiechnął się grzecznie.

Yoongi pokiwał tylko głową, prawdopodobnie w myślach rozważając morderstwo Taehyunga. Na pewno czuł się teraz podle, nawet nie mogąc zdegradować chłopaka za jego niesubordynację.

- W każdym razie... czy możemy porozumieć się z główną flotą i... - Jisung zwrócił się do siedzącego obok niego chłopaka, którego Jin do końca nie kojarzył. Wiedział tylko tyle, że musi być z Gliese. Tak wyglądał, a poza tym nieustannie się kręcił.

- Zrobić sobie wolne? - ucieszył się od razu drugi.

- Odwołać alarm - dokończył spokojnie Jisung. Widać było, że ledwo powstrzymuje się przed przewróceniem oczami na słowa Gliesańczyka. - Potem zobaczymy, co dalej. A teraz... czy mogę się spytać, co stało się z waszym pierwszym inżynierem? - zwrócił się znów w stronę Yoongiego.

- Co z nim? - odparł pytaniem na pytanie chłopak i rzucił w stronę Jina szybkie spojrzenie. Widać było, że jest lekko zirytowany. W sumie Jin nie dziwił mu się. Pewnie sam tak by się czuł, gdyby jakiś obcy koleś wparował na jego statek i zaczął zadawać pytania.

- Kim Jimin, nie ma go tu - wyjaśnił Jisung. Tym razem Jin nawet nie musiał przekręcać głowy w bok, żeby wiedzieć, że Yoongi patrzy wprost na niego. Czuł jego wzrok na sobie, a nawet jego dotyk, chociaż wiedział, że to nie jest możliwe. Miał wrażenie, że Yoongi go po prostu zaraz udusi.

- No... nie ma - zgodził się z nim Yoongi niechętnie. - Mieliśmy pewne trudności na Orionie, Federacja zastawiła tam pułapkę i Jimin... Jimin najbardziej ucierpiał.

- Ale... żyje? - zapytał Jisung wyraźnie zmartwiony.

- Jest w akwarium regeneracyjnym - odezwał się Jin. - Możemy to później przedyskutować.

***

Spotkanie trwało dłużej niż zakładał Yoongi. Tak naprawdę liczył na krótką wymianę zdań, zapewnienie, że nikt nie ma do nikogo pretensji, może uścisk ręki jeśli dzień będzie dobry i tyle.

Na pewno w żadnym z jego planów nie było prawie trzech godzin spędzonych w kantynie w towarzystwie kapitana Hairen, który jak się okazało, był pełnokrwistym Ziemianiem, który za Ziemią jakoś za specjalnie nie przepadał. Podobnie jak jego ojciec, który zrezygnował z wygodnej generalskiej pozycji jaką zapewniała mu Federacja i uciekł na drugą stronę barykady by dołączyć do szeregów Triumwiratu. Yoongi musiał przyznać, że czuł do Jisunga pewnego rodzaju sympatię i szacunek. Jednak i on miał gdzieś swoje granice.

Pytania kapitana były konkretne, szczegółowe i po jakimś czasie zaczęły działać mu na nerwy. Może i załoga Hairen zacznie niedługo łatać dziurę w Horizon, ale Yoongi nie czuł się zobowiązany, żeby w zamian za to, w ramach rekompensaty, na nie odpowiadać. Dziury nie powinno być w Horizon wcale. Tego nieformalnego przesłuchania, z którego zwolnił resztę załogi oprócz Jina, też nie, więc obaj - on sam i Jisung - meandrowali między pytaniami i pół odpowiedziami od jakiegoś czasu. Yoongi wiedział, że mężczyzna niedługo się podda. Widział to w jego oczach, powolnych ruchach i nerwowym przesuwaniu palcem po ekranie tabletu. W końcu doczekał się. Jisung poniósł głowę i spojrzał znów na nich, uśmiechając się sztywno.

- Chyba skończymy na dziś - postanowił bardziej niż zaproponował, ale Yoongiemu było to na rękę i nawet nie wydał z siebie żadnego dźwięku protestu. Jinowi najwyraźniej też to odpowiadało, bo westchnął cicho pod nosem i nie czekając na konkluzję, wstał ze swojego miejsca, przeciągając się przy tym.

- Idę spać - oznajmił tylko. Jego kręgosłup chrupnął głośno, gdy odchylił się, przymykając na chwilę oczy. - Widzimy się jutro rano - dodał już trochę ciszej i bez pożegnania, wyszedł ze stołówki. Yoongi w pierwszym odruchu miał ochotę za nim pobiec. Nawet zrobił ten pierwszy, miniaturowy krok, ale wtedy zorientował się, że Jisung wciąż tu jest i nawet wyciąga w jego kierunku rękę na pożegnanie.

- Kapitanie - powiedział, przywołując się samego siebie do porządku. Tutaj i teraz był przede wszystkim kapitanem i musiał zachowywać się jak kapitan. Priorytety, priorytety - powtarzał w myślach, łapiąc za dłoń Jisunga i ściskając ją mocno. Jin musiał poczekać. Jeszcze chwila. Kilka minut. - Czy wie pan, jak dojść na swój statek, czy mam oddelegować kogoś z mojej załogi, żeby panu towarzyszył? - spytał. Mężczyzna uśmiechnął się promiennie w odpowiedzi.

- Nie trzeba. Latałem na Albatrosach, znam drogę - odparł. - Poza tym - spojrzał w stronę drzwi, za którymi zniknął Jin. - Moja obstawa już tu jest - Yoongi podążył za jego wzrokiem.

Daehwi, który dopiero co wyłonił się ze śluzy, ukłonił im się nisko, przystawiając pięść do lewego ramienia w gwałtownym geście, a jego różowe włosy znów prawie przyprawiły Yoongiego o mini zawał. Były dokładnie takiego samego koloru co włosy Jimina, chociaż teraz włosy ich inżyniera były raczej niebieskie przez otaczający go żel regenerujący.

- To dobrze - głos Yoongiego był niepewny i cichy. Daehwi uśmiechnął się do niego lekko i ostatnia myśl o Jiminie uleciała mu z głowy.

Nie byli podobni, ani trochę nie byli. Żołnierz przed nim był z obcego statku i musiał o tym pamiętać. Był obcym. A sam fakt, że obcy kręcą mu się po prywatnej przestrzeni, nie przypadła Yoongiemu do gustu. Bezwiednie zacisnął lekko pięści, siląc się przy tym na jakąś miłą i neutralną minę. Pewnie, że był zły za tę całą sytuację, ale musiał dalej grać w tę grę i udawać, że wszystko jest dobrze i OK. Wszyscy sobie ufają, są przyjaźni i mają dobre zamiary.

- Do zobaczenia jutro, panowie... państwo - poprawił się i jeszcze chwilę obserwował Jisunga i Daehwiego, którzy w tandemie skinęli mu głową i z równą synchronizacją przeszli przez śluzę prowadzącą w dół, do ładowni. Gdy tylko drzwi zamknęły się za nimi, uderzył w panel na ścianie wzywającym windę. Potrzebował odpowiedzi i to teraz. - Komputer - powiedział na głos. - Górny pokład - winda otworzyła się ze świstem. Nie zdążył nawet dobrze obrócić się w niej i już znajdował się na górnym pokładzie, stając twarzą w twarz z Jinem i Seongwoo, którzy dyskutowali o czymś zażarcie.

- Daj mi już spokój - Jin jęknął, pocierając oczy. Yoongi był aż zdziwiony, że był w stanie zrozumieć, co mówi. Keplerski nie był w jego curriculum na studiach i to czego się nauczył, podłapał przez lata mieszkania z Jinem i przez to, że czasem oglądali razem jakieś filmy w tym języku.- Naprawdę nie mam siły na nic. Na nic, na nic.

- No weź, tak dawno się nie widzieliśmy - Seongwoo jęknął pod nosem. Głośno i żałośnie jak jakieś rozpuszczone dziecko, co nawet zdziwiło trochę Yoongiego, bo chłopak wyglądał, jakby miał ponad dwadzieścia lat, ale zawsze mógł się pomylić. A może nie chodziło o wiek, tylko o to, że Seongwoo starał się zmiękczyć Jina i tak właśnie zachowywało się młodsze rodzeństwo? Yoongi nie potrafił się do tego odnieść, bo sam go nie posiadał. Praktycznie, nie technicznie. Technicznie miał pewnie i nawet dwadzieścioro rodzeństwa, ale zasady panujące na stacji tak regulowały rozmnażanie i posiadanie potomstwa między parami, że trudno nawet było znaleźć i poznać swoich prawdziwych rodziców, a co dopiero innych krewnych.

- Panowie... - powiedział, wychodząc z windy. - Przeszkadzam? - spytał i podszedł bliżej, tak, że prawie stykał się z Jinem ramionami. - Nigdy mi nie mówiłeś, że masz brata - syknął Yoongi cicho, a Jin tylko wzruszył ramionami, jakby w ogóle nie była to żadna istotna informacja.

- Mamy jeszcze siostrę - usłyszał za sobą głos Seongwu, aż odwrócił się w jego stronę gwałtownie. Jin wykorzystał ten ułamek sekundy, wymijając ich zgrabnie i zaczął iść szybkim, marszowym krokiem w stronę swojej sypialni.

- Nie pomagasz - powiedział głośno, nawet na chwilę nie zwalniając kroku. Nie wydawał się przejęty wyciekiem nowych informacji. Raczej na znudzonego. Yoongi nie miał pojęcia, czy rodzeństwo Jina faktycznie stanowiło jakąś głęboko ukrywaną tajemnicę, czy po prostu dla starszego chłopaka nie mieli oni żadnego znaczenia.

- W ogóle nie zamierzam - odparł Seongwoo. - Nawet się do mnie nie przyznajesz.

- Bo dbam o swój wizerunek - natychmiast odparował Jin i Yoongi przez chwilę miał wrażenie, że za całą tą sytuacją nie stoi żadna mroczna tajemnica. Chciał tak przynajmniej myśleć. Młodszy chłopak nie miał szansy odpowiedzieć, bo Jin uderzył w przycisk obok framugi i zniknął za drzwiami swojej kajuty.

Yoongi zdążył jeszcze wśliznąć się do środka, zanim drzwi przesunęły się ze świstem, odcinając ich do jaskrawego światła z korytarza.

- Jin - zaczął powoli, nie bardzo wiedząc, co chce powiedzieć. Oczywiście, miał do Jina pretensje, czuł się trochę oszukany, ale wszystkich nowych wiadomości było za dużo, pojawiły się za szybko i Yoongi nie miał czasu na to, by je wszystkie przyswoić, a co dopiero przeanalizować. Wiedział jednak jedno, musiał zacząć to robić. Musiał coś powiedzieć, zareagować. I nawet nie chodziło o to, że był kapitanem, że był odpowiedzialny za życie wszystkich na tym statku, ale o to, że on i Jin byli przyjaciółmi, a może raczej tak to wyglądało ze strony Yoongiego jakiś czas temu. Teraz status ich relacji bardziej odpowiadał bardzo suchym raportom jakie czasem czytał w Akademii w sprawie zaginięcia jakiś statków: status nieznany. Tylko tak mógł to teraz opisać.

- Jin - powtórzył, bo starszy chłopak nadal go ignorował i stał wciąż odwrócony do niego plecami, opierając się tylko jedną ręką o biurko przed sobą. - Czy... czy my mamy kłopoty? - zapytał w końcu. Nawet dla niego samego brzmiało to naiwnie i w jakiś sposób dziecinnie. Już nawet nie chodziło o samo zdanie i o to, co znaczyło, ale jak to powiedział. Jakby dopiero uczył się mówić; co miało nawet trochę sensu. Wszystko, co teraz się działo było nowe i niepoznane. Nie potrafił tego jeszcze wyjaśnić, opisać z sensem, a co dopiero o tym mówić i operować własnymi słowami.

- Mamy kłopoty, odkąd zdezerterowaliśmy z armii - odparł Jin, odwracając się w jego stronę, jakby to była najbardziej oczywista wiadomość na świecie. Może faktycznie była, a Yoongi po prostu lubił się oszukiwać i myśleć, że jest zupełnie inaczej i ma nad wszystkim kontrolę.

- Ale tak... tak bardziej niż zwykle - dodał, drapiąc się po karku i przeklinając się w duchu. Znowu przyszedł rozmawiać o Ważnych Rzeczach kompletnie nieprzygotowany.

- Właściwie... - zaczął Jin, jakby faktycznie zastanawiał się nad odpowiedzią. - Właściwie to nie, tylko Jimin...

- Co Jimin?

- No wiesz, w zasadzie to nie żyje - Jin zmarszczył brwi, a Yoongi nie bardzo wiedział, co odpowiedzieć. Oczywiście, niby zdawał sobie sprawę ze stanu Jimina, w końcu nie bez powodu trzymali go tak długo w akwarium regeneracyjnym, ale do tej pory nikt nie użył tego określenia. On sam nie był nawet w stanie o tym myśleć.

- Ale możesz go... wyleczyć, tak?

- Z odpowiednim sprzętem i specjalistami jest na to szansa - słowa starszego chłopaka brzmiały ostrożnie. To było coś, co można usłyszeć szpitalu, kiedy sprawa jest beznadziejna i nagle, zupełnie bez ostrzeżenia uderzyło w Yoongiego to, że kondycja Jimina faktycznie może być zupełnie beznadziejna. Jin dalej miał zagadkowy wyraz twarzy, a jego oczy normalnie ciemnoniebieskie i pełne energii, wydawały się szare i przygaszone. Wyglądał na zrezygnowanego, a może zmęczonego. Trudno było powiedzieć. - Nie mogę ci tego obiecać Yoongi - dodał łagodnym tonem. - Kiedy dotrze do nas odpowiedni statek, zobaczymy, co można zrobić.

- Czemu oni - Yoongi zawahał się przez moment, szukając odpowiedniego słowa. - Triumwirat. Czemu oni nam pomagają? - zapytał w końcu. Od jakiegoś czasu właśnie to chodziło mu po głowie; czemu nawet po otrzymaniu informacji o zagrożeniu jakiegoś małego statku na pomoc mu wyruszyła cała flota. To nie miało tak naprawdę sensu.

- Nie rozumiem - Jin wyglądał, jakby faktycznie nie udawał.

- Nawet, jeśli jesteś... byłeś ich szpiegiem w Federacji, to już dostali to, co chcieli. Nie możesz im dłużej pomagać i ok, pomogli nam się pozbyć tych chipów, więc... czego teraz będą chcieli w zamian?

- Nie wierzysz w to, że pomagają nam zupełnie bezinteresownie?

- Daj spokój obaj wiemy, że wszystko ma swoją cenę, a my nie mamy nic, czym moglibyśmy im zapłacić.

- Nie pomyślałeś o tym, że dług wdzięczności nie jest po naszej stronie?

- Co jeszcze dla nich zrobiłeś? - Jin pokręcił od razu głową.

- To są skomplikowane relacje Yoongi - brzmiało to trochę protekcjonalnie i Yoongi już miał mu powiedzieć, co myśli o jego tonie, o niemówieniu mu wszystkiego i zachowywaniu się jak ostatni chuj. - Ale tak naprawdę to nie chodzi o to, kim ja jestem i co ja dla nich robię, tylko o ciebie - Yoongi zamarł. W pierwszej chwili przyszło mu do głowy, że oni z jakiegoś powodu wiedzą. Wiedzą o tej dziwnej sile, która obudziła się w nim po wyjęciu chipa i będą chcieli to jakoś wykorzystać. Będą chcieli go zamknąć w laboratorium i robić na nim testy. Sprawdzić, czy można tym jakoś kierować. Jakoś go wykorzystać. - Ulysses - powiedział krótko Jin, a Yoongiego zalała fala ulgi. Jednak na krótko. - Dałeś im Ulyssesa.

A/n: Więcej szczegółów jeśli ktoś nie pamięta -  rozdział 14 albo 15 On the Edge of Horizon

....stay tuned :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro