Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

24

Yoongiego obudził jakiś wstrząs. W pierwszej chwili chciał się zerwać na równe nogi i biec na mostek, bo to mogło oznaczać, że ze statkiem dzieje się coś złego. Jednak jeszcze zanim otworzył oczy, zdał sobie sprawę z tego, że nie jest na Horizon, tylko na Keplerze, w mieszkaniu Jina i w jego łóżku, więc prawdopodobnie nie grozi im bolesna śmierć spowodowana naruszeniem poszycia statku.

Mruknął coś ostrzegawczo, czując niewielki ruch pościeli. Nie miał ochoty jeszcze się budzić. Ostatnio nie spał zbyt dobrze i chociaż na szczęście nie było to związane z jego problemami zdrowotnymi, to ten fakt nie pocieszał go zbytnio.

W domu było zbyt wiele obcych, dziwnych dźwięków, które ciągle go budziły albo w ogóle nie pozwalały mu usnąć. Nigdy wcześniej nie przypuszczał, że las może być tak głośny, zwłaszcza w nocy. Szum drzew, który dochodził do nich przez uchylone okna, nie był tak jednostajny i uspokajający, jak na relaksacyjnych nagraniach, których mógł słuchać na stacji albo statku. I to nie tak, że Yoongi bał się tych nowych, nieznanych dźwięków, po prostu chciał je wszystkie zidentyfikować, żeby sklasyfikować je w głowie, by w przyszłości móc przestać zwracać na nie uwagę.

Na początku Jin okazywał się dość pomocny i za każdym razem, kiedy Yoongi budził się zdezorientowany, wyjaśniał mu, co spowodowało dany hałas. Młodszy chłopak czasem przyjmował to ze spokojem, a czasem ze złością, bo niby co do roboty miały ptaki w środku nocy? Czy nie powinny spać?

Niestety, po kilku nocnych pobudkach, cierpliwość Jina widocznie się wyczerpała, bo po prostu znalazł pilota i zamknął hermetyczne okno. W sypialni zaległa cisza, która chyba pozwoliła zasnąć im obu na dobre.

Łóżko poruszyło się znowu i tym razem Yoongi naprawdę nie mógł tego zignorować, chociaż nie chciał zaczynać dnia od kłótni. Zdjął poduszkę z głowy i otworzył jedno oko, żeby rozeznać się w sytuacji.

W zasięgu wzroku nie znalazł jednak Jina tylko górę rozkopanej pościeli. To go zaskoczyło, bo zwykle budził się natychmiast, kiedy starszy chłopak wstawał i nie chodziło już o to, że miał aż tak czujny sen, po prostu Jin nie potrafił zachowywać się cicho.

Z głośnym jękiem usiadł na łóżku, przecierając oczy. W odległym kącie, gdzieś między poduszkami, maszerował Holly, próbując pokonać kolejną kołdrową przeszkodę, co przynajmniej na razie, szło mu niezbyt dobrze. Yoongi nie miał pojęcia, co kot mógł robić w jego łóżku. Podniósł się trochę, chcąc sprawdzić wysokość słońca, którego promienie zostawiały na podłodze nieregularne, jasne plamki.

- O... - znieruchomiał, kiedy zauważył, że na fotelu, całkiem niedaleko łóżka siedzi Jungkook. Zimny dreszcz przeszedł mu po plecach, kiedy zdał sobie sprawę, że nie tylko nie zauważył, kiedy Jin wyszedł z pokoju, ale też kompletnie nie zarejestrował nowego przybysza. JK, mimo że już zupełnie oswojony, czasem nadal przerażał Yoongiego, zwłaszcza w takich chwilach jak ta.

- Uhm... - zaczął niepewnie, nie był gotowy jeszcze na prowadzenie rozmowy, zwłaszcza że młodszy chłopak ze swoimi skrzyżowanymi na piersiach ramionami i chmurnym spojrzeniem, nie wyglądał, jakby chciał zaproponować Yoongiemu kawę do łóżka. - Czemu... czemu łóżko się ruszało? - zapytał w końcu, drapiąc się po głowie.

- Przyniosłem ci kota - mruknął Jungkook z wyrzutem. - Ale się nie obudziłeś, więc musiałem w nie kopnąć - Yoongi pokiwał tylko głową, to była dość logiczna odpowiedź, chociaż nadal nie do końca dla niego zrozumiała.

- O...ok - powiedział w końcu, bo młodszy chłopak siedział na fotelu z najbardziej naburmuszoną miną, jaką kiedykolwiek widział. Yoongi w zamyśleniu pogłaskał Holly, któremu udało się do niego dotrzeć po pokonaniu tych wszystkich poduszkowych przeszkód. - Coś się... stało? - zaczął ostrożnie. Nie bardzo potrafił radzić sobie z humorami JK'a, a tym razem wyglądało to na jakiś większy kryzys.

- Nie... tak... - młodszy chłopak zacisnął usta w wąską linię i jeszcze bardziej wbił się w fotel, jakby chciał się całkiem w nim schować. - Nie podoba mi się to wszystko - powiedziedział po chwili. - Nic mi się tutaj nie podoba! Nie masz o niczym pojęcia, Yoongi! W ogóle nie wiadomo, gdzie wszyscy są, kiedy wrócą i co w ogóle robią, gdzie jest Jimin? Czemu Jin nie odebrał mnie ze szpitala?! Obiecał, że to zrobi, a nawet nie odpowiedział na moje wiadomości, obiecał, że mi pomoże znaleźć tatę i tego nie zrobił, w szpitalu powiedzieli, że nie ma takiego DNA w ich bazie i nic na to nie poradzą, a ty... - Jungkook zamilkł nagle, żeby nabrać powietrza. - A ty sobie po prostu leżysz! Jakby nic się nie działo!

Yoongi westchnął, to naprawdę nie był początek dnia, jakiego się spodziewał, a nie miał zbyt wysokich oczekiwań.

Nie pamiętał już przynajmniej połowy z tego, co powiedział Jungkook i przez chwilę zastanawiał się, czy zwyczajnie nie zignorować dzieciaka zamiast wdawać się z nim w bezsensowną dyskusję. Jin często to robił i jeszcze się nie zdarzyło, żeby źle na tym wyszedł.

- Jimin został u swojego ojca, pewnie nie będzie go jeszcze przez jakiś czas, ale możesz z nim porozmawiać, jeśli chcesz - podrapał się po nosie.

- Nie odpisuje - JK spojrzał na niego oskarżycielsko, jakby to wszystko było winą Yoongiego.

- To pewnie jest zajęty, na pewno się do ciebie odezwie, kiedy tylko będzie mógł.

- Czemu Jin mnie nie odebrał? Ciebie odebrał, więc czemu mnie nie zabraliście? Taehyung mi mówił, że ciebie już nie ma, kiedy w końcu przyjechali po mnie z Hoseokiem. Wszystko mi powiedział! A Jin miał mnie zabrać i miał mi pomóc znaleźć tatę i nic nie zrobił! - chłopak krzyknął tak głośno, że aż Holly podskoczył ze strachu i próbował schować się pod koszulkę Yoongiego.

- Jin był wczoraj u swojej siostry, chyba musiał z nią omówić jakieś... jakieś rzeczy.

- Ale po ciebie przyjechał! - nie wyglądało na to, żeby JK miał skończyć wkrótce swoją listę skarg i zażaleń i w tym momencie Yoongi naprawdę zatęsknił za Jinem.

Zdawał sobie sprawę z tego, że kompletnie ale to kompletnie nie nadaje się do przeprowadzania takich rozmów. Nie potrafił nawet rozmawiać o własnych emocjach, a kiedy już musiał sobie jakoś z nimi poradzić, starał się ignorować je tak długo, jak się da. Dlatego teraz też nie bardzo wiedział, co powinien odpowiedzieć Jungkookowi, zwłaszcza że chłopak niebezpiecznie zbliżał się do tematu związku Yoongiego z Jinem, o którym zdecydowanie nie miał ochoty jeszcze rozmawiać. To wszystko było jeszcze zbyt świeże i nieodkryte dla niego samego i dopóki Yoongi nie będzie w stanie określić swojego związkowego statutu, nie miał zamiaru z nikim się nim dzielić.

- Musieliśmy omówić pewne sprawy - mruknął wymijająco, ale Jungkook zignorował jego słowa. Nie ruszył się nawet o centymetr, a jego noga rytmicznie uderzała o kant łóżka, doprowadzając Yoongiego do szału.

- Jakie sprawy? - warknął dzieciak po chwili. - Przecież bym wam nie przeszkadzał, czy kiedykolwiek wam przeszkadzałem? - starszy chłopak pokręcił przecząco głową, chociaż w myślach miał ułożoną listę sytuacji, w których JK okazał się absolutnym utrapieniem. Nie chciał się z nim jednak kłócić, a wywlekanie dawnych spraw na pewno by teraz nie pomogło. Poza tym było mu go trochę żal.

Jungkook miał specjalne miejsce w załodze Horizon i zawsze mógł liczyć na specjalne traktowanie ze strony Jina, więc ostatnio mógł czuć się odrzucony. Nie tylko dlatego, że Jin nie po niego nie przyjechał, to prawdopodobnie tylko przelało czarę goryczy.

- Może... może dzisiaj Jin znajdzie dla ciebie trochę czasu? - podsunął ostrożnie, obiecując sobie, że jak tylko pozbędzie się będzie miał okazję, napisze Jinowi, żeby zajął się tym wściekłym dzieciakiem.

- Bardzo wątpię... na razie spędza czas ze swoim najlepszym przyjacielem Hoseokiem - Jungkook założył nogę na nogę, wpatrując się w Yoongiego badawczo. Przynajmniej przestał krzyczeć i walić w łóżko. - To twoja wina - Holly miauknął, jakby chciał zaprotestować w imieniu Yoongiego.

Nowa i zupełnie niezrozumiała dla nikogo relacja Hoseoka i Jina nie do końca podobała się Yoongiego. Przez lata starał się ich ze sobą zaprzyjaźnić, ale nie udało mu się uzyskać więcej niż okazjonalne, krótkie rozmowy o pogodzie albo zajęciach, do których dochodziło, kiedy już na siebie wpadli. Przez długi czas doprowadzało go to do szału, jednak pogodził się z tym, tak jak trzeba pogodzić się z wieloma rzeczami, na które nie ma się żadnego wpływu.

Potem fakt, że Jin i Hoseok za sobą nie przepadają nawet mu pasował. Przynajmniej jego zerwanie z Hobim i coś jakby rozpoczęcie związku z Jinem nie zniszczyło relacji tej dwójki. Jednak, ku niezadowoleniu Yoongiego i, jak się okazało, Jungkooka, Hobi i Jin zaczęli się dogadywać i to nawet zbyt dobrze. Nie to, że czuł się zazdrosny, co to, to nie, ale chyba nikt przy zdrowych zmysłach nie chciałby, żeby jego były chłopak i obecny zostali zupełnie niespodziewanie najlepszymi przyjaciółmi.

- Jin na pewno ma w planach spędzenie z tobą czasu. Mówił, że chce pokazać ci okolicę- skłamał Yoongi gładko, widząc, że chłopak zaczyna pociągać nosem. - Mówił o tym wczoraj.

- Mówił? - Yoongi przytaknął. - Ale bez ciebie?

- Beze mnie - starszy chłopak westchnął. Chociaż sam chciał spędzić z Jinem trochę więcej czasu, to jednak mógł pójść na kompromis. Choćby tylko po to, by pozbyć się Jungkooka z sypialni, a skoro wyglądało na to, że jego strategia działa, nie miał zamiaru przejmować się niczym więcej. Przynajmniej w najbliższym czasie.

Jungkook podniósł się ciężko z fotela i zabierając po drodze Holly, skierował się do wyjścia.

- Ale... nie poprosisz go o to w tajemnicy, żebym wyglądał żałośnie? - odwrócił się jeszcze, jakby czytając w myślach Yoongiego. Starszy chłopak energicznie pokręcił głową.

- Nie, nie muszę. Jin i tak lubi cię bardziej niż mnie - odparł spokojnie. - Miał to w planach zanim jeszcze wylądowaliśmy na Keplerze - dodał, a Jungkook, przyjmując swoją zwykłą, pełną wyższości postawę, wymaszerował z sypialni, nie zwracając nawet uwagi na to, że Yoongi pisze coś na swoim komunikatorze.

***

Eden, albo Nowe Eden, jak mówili na nie czasem jego mieszkańcy, miało nie tylko imponujące laboratoria, o czym dość szybko przekonał się Jimin, ale równie rozbudowaną część mieszkalną dla naukowców pracujących na miejscu.

Kompleks był gigantyczny, a w jego skład wchodziły nie tylko budynki mieszkalne, ale pełnoprawna wioska, a może raczej miasteczko, które wyglądało dokładnie jak Ziemia z czasów w swojej świetności.

Gdyby Jimin, nie wiedział, że są na Keplerze, to mógłby nawet uwierzyć, że są w Paryżu, ale czerwona woda oceanu w oddali, co jakiś czas prześwitywała między ceglanymi budynkami, które mijał wraz z Hyeongjunem, mówiła mu co innego. Byli miliardy mil od domu i żadna piekarnia, ani kawiarnia, odwzorowana co do najmniejszego zadrapania na nóżce stołka i wypłowiałej tapety na ścianach, nie była w stanie przywrócić znów tej iluzji.

- Myślałem, że Eden jest tajnym kompleksem. Dlaczego tu jest tak dużo ludzi? Cywili... - odezwał się Jimin, gdy zatrzymali się na kolejnym skrzyżowaniu. Żółty tramwaj, który wyglądał jakby był wyciągnięty z książki dla dzieci, przemknął szybko przed nimi i skręcił w lewo, chowając się w cieniu mostka, który ciągnął się aż do gęstego lasu okalającego wyspę. Przez chwilę wydawało się Jiminowi, że rozpłynął się w powietrzu, ale mogła to być wina leków, które miał przyjmować przed operacją. Naprawdę był po nich zmęczony. Hyeongjun wciąż nie odpowiadał i dopiero, gdy Jimin spojrzał w jego stronę, zaśmiał się krótko. - Co, powiedziałem coś nie tak?

- Jimin, jesteś naprawdę zabawny - odparł chłopak. Światło na skrzyżowaniu zmieniło się na zielone i ruszył przed siebie. - Naprawdę tego nie widzisz? Rozejrzyj się.

- Nie wiem, o czym mówisz - mruknął Jimin, ale posłusznie zaczął obserwować mijane budynki. Restauracja sprzedająca wino i sery, sklep z ubraniami, kolejne restauracje sprzedające owoce morza, z której tak intensywnie pachniało czosnkiem i masłem, aż jego żołądek zaczął wywracać salta i skręcać się z bólu. Chłopak bezwiednie poklepał się po brzuchu. Jeszcze trochę i będzie mógł zjeść śniadanie. Jeszcze trochę. - Nie wiem, o czym mówisz. Wszystko wygląda normalnie. Macie sklepy i holokino, które wygląda jak wczesno-dwudziestowieczny odpowiednik - powiedział i machnął ręką na przeciwną stronę ulicy. Jakaś wysoka, zielonowłosa dziewczyna w różowych ogrodniczkach, akurat wychodziła ze środka i widząc go, aż podskoczyła w miejscu. Od razu wróciła do środka.

- Naprawdę tego nie widzisz! - Hyeongjun prawie krzyknął. Jimin zatrzymał się. Stali w cieniu młodego drzewa kasztanowca, które rzucało na twarz drugiego chłopaka dziwne cienie. Jego oczy aż lśniły z jakiegoś niewypowiedzianego uczucia, które przyprawiało Jimina o dreszcze. Chłopak już nabierał powietrza, żeby znów zaprzeczyć, ale jego wzrok padł na kuriera, który wyładowywał właśnie skrzynie z rybami i stawiał je na chodniku obok restauracji. Jimin spojrzał jeszcze raz na ulicę. Na wszystkie kawiarnie, restauracje i sklepy. Na poranny harmider i rozładowywane transportery.

- Och - zdołał wydusić tylko.

- Ci cywile...tak, są tacy jak my - powiedział Hyeongjun konspiracyjnym szeptem, chociaż było to zbyteczne. Jimin odwrócił się i spojrzał znów na kino. Dziewczyna, która wcześniej uciekła do środka, wróciła. Tym razem miała na sobie biały fartuszek i widząc, że Jimin gapi się na nią, uniosła rękę w pozdrowieniu. - Bracia i siostry...

- Nawet tak nie mówi - warknięcie, które wydobyło się z jego gardła, zdziwiło jego samego, ale nie zamierzał przepraszać Hyeongjuna, który aż odsunął się zaskoczony. - Taehyung jest moim bratem.

- Ale...

- Nie - powtórzył chłopak i zaczął kaszleć.

Miał nie podnosić głosu, jednak nie był w stanie się powstrzymać. Ruszył z miejsca i minął Hyeongjuna, który dalej stał pod kasztanowcem, najwidoczniej nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Jimin nie do końca wiedział, gdzie dokładnie jest kawiarnia, w której miał się spotkać z ojcem, ale rano, jeszcze w hotelu, sprawdził mapę i miał wrażenie, że wie gdzie powinien iść.

Nie czekając na drugiego chłopaka, skręcił w ulicę, gdzie ustawiano właśnie stragany, z kwiatami, których kolory i kształty miały się nijak do wczesnego, dwudziestowiecznego Paryża. Były zbyt egzotyczne, zbyt piękne, jaskrawe i obce, żeby wywodzić się z Ziemi.

Jimin starał się nie patrzeć w ich stronę, unikając przy okazji ciekawskich spojrzeń mijanych osób, ale czasem to mu się nie udawało i zauważał jakiś różowawy pukiel włosów gdzieś na granicy pola widzenia, albo oczy, tak bardzo podobne do swoich własnych, że aż robiło mu się niedobrze.

Gdy dotarł wreszcie na miejsce, mijając targ i dzielnicę, w której była chyba każda piekarnia starego świata, był już tak zły, że widząc ojca z tabletem na kolanach, popijającego najmniejszą kawę, jaką w życiu widział, nawet się nie ukłonił. Usiadł tylko na drugim krześle i złapał za menu śniadaniowe. Kawiarnia, w której się umówili może i była urokliwa i z jakiegoś powodu przywoływała dziwne wspomnienia, ale Jimin postanowił w to nie wnikać i nie skupiać się na jej wystroju i na myśleniu o tym, co przed chwilą zobaczył. Chciał tylko zjeść tosty z jajkiem. Może prawdziwym pomidorem i tyle.

- Dobre maniery już nie obowiązują? - spytał ojciec, odkładając tablet na stół. Jimin nic nie odpowiedział. - Widzę, że brat cię dużo nauczył - słysząc to Jimin w pierwszym odruchu chciał uderzyć pięścią w stół, ale powstrzymał się w porę i zamiast tego odrzucił na bok menu. Już nie był głodny. Dopiero po chwili dołączył do nich zdyszany Hyeongjun.

- Panie profesorze, dzień dobry - powiedział szczerząc się na widok Jinyouga i ukłonił mu się nisko. - Przepraszam za spóźnienie.

- Miałeś zająć się naszym gościem - odparł ojciec takim głosem, że Jimina aż przeszedł dreszcz. Nawet chciał spojrzeć na niego ukradkiem, ale w tym samym czasie do stolika podeszła dziewczyna o zielonych włosach. Nie mogła to być ta sama, która pracowała w kinie. Nikt nie był tak szybki i nie zdążyłaby tu przyjść przed Jiminem, a poza tym długość jej włosów była jednak trochę inna. Były krótsze, no i przede wszystkim nosiła inny mundurek. Owszem w talii miała przewiązany śnieżnobiały fartuszek, ale jej spódnica i koszula były czarne.

- Witam, nazywam się Jing i jestem dziś państwa kelnerką - przedstawiła się, uśmiechając się szeroko.

Jimin nie wiedział już, gdzie patrzeć. Na ojca, który złapał właśnie boleśnie Hyeongjuna za podbródek; co musiało być dla chłopaka bolesne, bo nawet z tej odległości widział, że knykcie starego Kima pobielały z wysiłku, czy na kelnerkę, która czekała na niego z radosnym uśmiechem wymalowanym na twarzy. Nawet nie zwracała uwagi na pozostałą dwójkę, jakby była to rzecz tak normalna jak mgła o poranku albo lekki popołudniowy deszcz w środku wiosny. Jimin zawahał się.

- Woda - wydukał wreszcie. Ramię ojca poruszyło się, a Hyeongjun znów stał wyprostowany.

- Tylko tyle? Mamy doskonałe...

- Tylko woda - Jimin powiedział to trochę ostrzej niż zamierzał, ale dziewczynie nie wydawało się to przeszkadzać. Może przywykła do takiego traktowania, a może była na tyle dobrą aktorką? Trudno było powiedzieć. Ukłoniła się mu znów i weszła do środka kawiarni. Drewniane, pomalowane na ciemnozielony kolor drzwi zaskrzypiały za nią lekko.

- Nie jesz śniadań? - spytał ojciec jakby nigdy nic i znów zajął się swoim tabletem i popijaniem kawy. Hyeongjun wciąż stał obok niego, jakby czekając na pozwolenie żeby usiąść. To było w jakiś sposób strasznie stresujące. - Jeśli chodzi o pieniądze to nie musisz za nic płacić. Wszystko jest już zapłacone, wiem, że tacy... wyborowi - dodał, z pewną pogardą. - Piraci jak ty i twój brat...

- Tato..- Jimin westchnął. - Naprawdę...

- A jak inaczej byś was nazwał? - spytał i odstawił znów swój tablet na stół. - Nie jesteś już szeregowym Federacji.

- Na szczęście - mruknął pod nosem chłopak.

- Ani ich inżynierem - kontynuował dalej ojciec. - Zdezerterowałeś, chociaż dobrze wiesz, że nic by wam nie zrobili. A zwłaszcza tobie... - podkreślił.

- Tego akurat nie wiesz - odparł szybko chłopak. - Zresztą, skończmy już ten temat. Dobra? Naprawdę nie mam ochoty o tym rozmawiać.

- Jesteś moją najlepszą kreacją - ojciec podniósł głos. - Oczywiście, że by ci nic nie zrobili - prychnął głośno.

- Ale zrobiliby innym! A mnie... albo by zabrali i rozebrali na części, bo takie eksperymenty jak ja są nielegalne na Ziemi - Jimin skinął kelnerce, która wróciła z wodą i postawiła ją ostrożnie na stoliku. - Dziękuję - wymamrotał i złapał znów za menu tylko po to, żeby zająć czymś ręce. Poczekał aż dziewczyna znów zniknie za drzwiami. Nie wiedział dlaczego, ale nie czuł się komfortowo, rozmawiając o tym przy niej. - I mówisz, jakby to było coś złego. Powinieneś pochwalać takie rzeczy, w końcu sam zdezerterowałeś.

Spojrzenie starszego mężczyzny było chmurne i gdyby Jimin nie był pewien tego, jak bardzo ojcu zależy na nim, na tym co ma w środku, co sprawia, że żyje, to pewnie skończyłby jak biedny Hyeongjun, którego broda była wciąż zaczerwieniona, a w kącikach jego oczu widać było połyskujące łzy.

- To były inne czasy - odparł wreszcie ojciec. - I dobrze o tym wiesz.

- Nie wiem, tak naprawdę to nic nie wiemy, Taehyung i ja - Jimin założył ręce przed sobą i odchylił się do tyłu. - Cały czas siedziałeś w laboratorium i pracowałeś nad tym cholernym źródłem mocy...

- Język, Jimin - upomniał go mężczyzna, ale chłopak nie zamierzał się tym przejmować.

- W ogóle cię nie widzieliśmy, a kiedy wreszcie udało nam się spotkać, to wysłałeś nas do Akademii i sam opuściłeś szeregi Federacji - pokręcił głową. - Zdezerterowałeś, więc nie możesz nam tego wypominać.

- Zrezygnowałem - poprawił go ojciec. Odsunął z niechęcią tablet i spojrzał na Hyeongjuna. - Zadzwoń do laboratorium i powiedz im, że zaraz wychodzimy.

- Tak jest, profesorze - chłopak ukłonił się i zaraz wyłowił z kieszeni komunikator. Jimin spojrzał się na niego ukradkiem. Wyglądał już normalnie. Po strachu nie było ani śladu. Radość, aż promieniowała z niego. Jimin poczuł, że znów zbiera mu się na wymioty.

- Na pewno nie jesz śniadania? - spytał jeszcze raz Jinyoug, na co Jimin przecząco pokręcił głową. Jego ojciec był mistrzem zmieniania tematów i tamten chyba uznał za zakończony, bo kolejne pytania dotyczyły już tego, jak się czuje po lekach i kroplówce, którą dostał wczoraj wieczorem i rano. Jimin odpowiadał zdawkowo i miał wrażenie, że ojciec zaraz się wkurzy, ale tak się nie stało. W pewnym momencie mężczyzna wstał gwałtownie od stołu.

- Co się stało? - spytał Jimin, a może ojciec jednak się wkurzył. A może jednak zauważył, że Jimin co chwila zerka na komunikator, który trzymał pod stołem i który dalej milczał jak zaklęty mimo tego, że wysłał Taehyungowi dziesiątki wiadomości. Co prawda chłopak nie spodziewał się odpowiedzi, ale mógł chociaż je otworzyć.

- Idziemy - postanowił ojciec i dopił jednym haustem swoją już zimną miniaturową kawę. Jimin w pierwszym zdezorientowanym odruchu wstał z miejsca i miał już wracać w stronę, z której przyszedł, ale Hyeongjun uprzedził go i delikatnie nakierował na drzwi kawiarni.

- Nowe Eden ma bardzo dobry system komunikacji - powiedział z uśmiechem. - Wszystkie sklepy, restauracje, kawiarnie i inne obiekty użyteczności publicznej połączone są z holem głównego laboratorium - wyjaśnił. Jimin nie spodziewał się takiej odpowiedzi.

- To... to po co nam był ten cały spacer rano? - oburzył się. Nie dość, że chłopak pojawił się u niego w pokoju i zakazał mu jeść śniadania w hotelu, to jeszcze zabrał go na przebieżkę po całym kompleksie, która wynosiła co najmniej z dwa kilometry. Na czczo. Bez jedzenia, a nawet bez porannej herbaty ziołowej, co dla Taehyunga byłoby świętokradztwem. Ojciec zaczął się śmiać, a potem dołączył do niego Hyeongjun. Jimin wciąż nie rozumiał,

- Jimin - zaczął ojciec, ściskając go za ramię, gdy już się trochę uspokoił. - Ty jesteś Adamem i Ewą. Jesteś pierwszy - powiedział, co tak naprawdę nic nie wyjaśniało. Chłopak zdębiał, wpatrując się w jego ciemne oczy. - Idealny... - pogłaskał go wolno po policzku. - Ta cała hołota nie dorównuje ci nawet w sześciesięciu procentach.

- Nie rozumiem... - wydukał chłopak.

- Muszą zrozumieć, czego im brakuje, nauczyć się - wyjaśnił ojciec. - Może ty ich nie znasz, ale oni ciebie jak najbardziej. Jesteś dla nich legendą, prawdziwym księciem! - wykrzyknął już głośniej. - Bajką, którą przekazują sobie cichcem po kątach - ojciec złapał go w ramiona i przycisnął do siebie. - Nawet nie wiesz, jak wiele muszą się jeszcze nauczyć, żeby żyć tak jak ty, udawać i kłamać tak dobrze jak ty, Jiminnie... - Jimin czuł na sobie badawcze spojrzenie Hyeongjuna, który obserwował jego reakcję cały czas. Uśmiech znikł z jego pięknej twarzy i zastąpiła go troska.

- To... naprawdę mało wyjaśnia - powiedział wreszcie z trudem. - Czego chcesz ode mnie?

- Tego, co każdy ojciec - odparł Jinyoung. - Miłości, szacunku i oddania - wymienił prawie szepcząc mu te słowa do ucha. Przycisnął do siebie Jimina, który wciąż nie odważył się ruszyć. Czuł w swoich włosach jego rękę, która powolnym i leniwym ruchem zaczęła go głaskać. - Zostań z nami Jiminnie. 


a/n: pamiętajcie, że w niedzielę wybory! Jeśli możecie (tzn macie 18+), głosujcie! 

a/n2: fun fakt - według pierwszych założeń Horizon, Hoseok i Yoongi mieli się zejść pod koniec On the Edge of Horizon... taki był mój plan, ale bohaterowie zadecydowali inaczej

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro