Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

31. Oderwanie się od rzeczywistości

Michael

Jak powiedziałem, tak się stało. Spakowaliśmy się w ekspresowym tempie i o godzinie ósmej następnego dnia byliśmy już w drodze do Hollywood. Podróż była wyjątkowo szybka i bezproblemowa, tak więc, w kilka godzin później stanęliśmy już w bramie wybranego przeze mnie hotelu.

Na żywo pokój, a właściwie apartament, robił jeszcze bardziej piorunujące wrażenie. Ogromne okna z widokiem na plażę, duże, wygodne łóżko, wolna przestrzeń... Wszedłem i już wiedziałem, że nie będę chciał wychodzić.

– To mi się chyba śni... – pisnęła z zachwytem Aaliyah, rzucając się na łóżko. – Tu jest bajkowo!

– Wiedziałem, że ci się spodoba – odpowiedziałem, uśmiechając się do dziewczyny. – Zobaczysz, jeszcze nie będziemy chcieli wrócić.

– To już teraz jestem w stanie ci zagwarantować – Liyah odwzajemniła mój uśmiech.

Położyłem się na łóżku i podparłem łokciami nad nią. Dziewczyna zebrała mi włosy za uszy, żeby nie opadały one na jej buzię. Niepotrzebnie, bo i tak nachyliłem się bliżej niej.

– Myślę, że to będą nasze najlepsze wakacje do tej pory – szepnąłem, całując kobietę w czoło.

– Bo spędzamy je tylko we dwoje – dodała Liyah, splatając swoje dłonie na moim karku.

Przymknąłem oczy i złożyłem pocałunek na ustach mojej dziewczyny. Posłaliśmy sobie uśmiechy i za moment kontynuowaliśmy. Podobało mi się zaangażowanie, z jakim zawsze oddawała pocałunki. Całowała zachłannie i zawsze z trudnością przychodziło jej się oddalić. Czułem, jak jej oddech staje się coraz szybszy. I chyba wiedziałem, co znowu zaraz zaproponuje.

– Teraz już chyba nie masz wymówki? – zapytała tylko dziewczyna, a jej palce zatrzymały się przy pierwszym zapiętym guziku mojej koszuli.

Chwila zawahania. Racja. Nie miałem. Właściwie to... Byłem przygotowany na to, że właśnie na tym wyjeździe do tego dojdzie. Nawet zadbałem o to, żeby mieć przy sobie gumki. Ale z drugiej strony... Bałem się, jak nigdy. Nie chciałem sprawić jej bólu, a było to niemal nieuniknione. Chciałem to odwlec, chociaż Lee nalegała od dawna.

– Liyah – szepnąłem, patrząc na nią. Jej wzrok mówił mi, że jest zdecydowana.

– Michael – odpowiedziała, jednym ruchem odwracając się tak, że teraz to ona była nade mną. – Czego się boisz? Przecież ty już doskonale wiesz, co i jak... Czy naprawdę muszę cię do tego namawiać?

– Jesteś pewna, że tego chcesz? – zapytałem wymijająco.

W odpowiedzi Aaliyah obdarowała moje usta pocałunkiem.

– Tak, Michaelu. Jestem pewna – usłyszałem.

Tym nie pozostawiła mi wyboru. Właściwie to ona kontynuowała, jakby bojąc się, że jednak zaprotestuję. Nie zamierzałem. Jak nigdy wprawdzie czułem coś w rodzaju lekkiego niepokoju, ale bałem się bardziej o nią, niż o siebie. Ona jednak była tego pewna i zdecydowana.

Czułem, jak wsunęła dłoń w moje długie włosy. Niemal cały czas się całowaliśmy. Aaliyah niepewnie zaczęła rozpinać guziki mojej koszuli. Ja w tym czasie rozpinałem suwak jej sukienki, której ramiączka niemal od razu zsunąłem z jej ramion i powoli opuszczałem ją niżej, obdarowując ciało mojej dziewczyny pocałunkami.

Do tej pory nigdy nie patrzyłem na nią jako na kochankę. Byłem przyzwyczajony do widoku jej nago, w końcu jeszcze do niedawna musiałem pomagać jej przy kąpieli, do tej pory zresztą ku pewności wtedy przy niej byłem. Ale teraz okoliczności były o wiele bardziej sprzyjające. Słyszałem jej pomruknięcia, ilekroć zostawiłem na jej ciele pocałunek. Cicho jęknęła, gdy delikatnie przygryzłem skórę jej szyi. Zaklęła i wyszeptała moje imię.

Odwlekałem ostateczny moment, ile tylko mogłem. Ale Aaliyah nie wydawała się być tym zniecierpliwiona. Zdawała się czerpać każdą chwilę, oczekując na to, co miało się wydarzyć. 

Nigdy nie spodziewałem się, że rozpięcie paska od spodni okaże się dla mnie tak trudnym zadaniem. Przyklęknąłem przy Liyah i zastanawiałem się, co mam dalej zrobić. Aż w końcu moja dziewczyna postanowiła lekko rozluźnić sytuację.

– Poradzisz sobie z tym paskiem sam, czy mam ci pomóc? – zapytała ze śmiechem, podnosząc się.

– Nie, dzięki za troskę, ale sam sobie poradzę – odparłem, i wtedy faktycznie okazało się to nieco prostszym zadaniem.

Nachyliłem się nad drobną, rudowłosą istotą. Złożyłem pocałunek na jej ustach.

– Gotowa, mała? – zapytałem tylko, odgarniając jej włosy za ucho.

– Gotowa – odpowiedziała dziewczyna, bez nawet chwili zawahania.

Zrobiłem, co do mnie należało. Dziewczyna cicho jęknęła. Zobaczyłem, jak zaciska palce na pościeli. Kontynuowałem, niemalże nie spuszczając wzroku z dziewczyny, jakby chcąc mieć pewność, że na pewno wszystko w porządku.

Gdy skończyliśmy, mocno ją do siebie przytuliłem i ucałowałem w skroń. Uśmiechnęliśmy się do siebie.

– Było cudownie – szepnęła dziewczyna.

– Uważam dokładnie to samo – zgodziłem się. Wsłuchiwałem się w szybki oddech wtulonej we mnie kobiety. Zrobiliśmy to.

*****

– Wypadałoby chyba trochę skorzystać z tych wakacji i wyjść na chwilę na plażę, zamiast siedzieć tu cały dzień? – zauważyłem, otwierając okna balkonowe. Do plaży mieliśmy dosłownie minutę spacerkiem.

– Niby by wypadało, ale czy nam się chce?

– Mi się chce. Chodź, Liyah. Jak pilnie nie chcesz spacerować, to chociaż się posmażysz.

Dziewczyna na mnie spojrzała i znudzona zwlekła się z łóżka. Z szafy wyciągnęła kostium kąpielowy, po czym wzruszyła ramionami i się przebrała. Proste, czarne bikini ładnie podkreśliło jej ładny biust i drobną sylwetkę. Liyah zarzuciła na nie zwiewną, plażową sukienkę. W połączeniu z dużym, słomkowym kapeluszem prezentowała się naprawdę bajecznie. Wzięła też ze sobą plażową torbę.

Podszedłem do dziewczyny i złapałem ją za rękę.

– Więc, chodźmy – uśmiechnąłem się. Liyah odwzajemniła mój gest i za chwilę razem spacerowaliśmy w kierunku plaży.

Na zewnątrz było naprawdę słonecznie, choć na twarzy czułem przyjemny, lekki wiaterek. Grzechem byłoby nie skorzystać i nie wskoczyć do wody, żeby się choć trochę ochłodzić.

Ally, która niestety nie potrafiła pływać, niemal od razu zajęła dogodne miejsce i położyła się na ręczniku, wcześniej zdejmiwszy sukienkę. Buzię dokładnie posmarowała kremem z filtrem i zsunęła na oczy ciemne okulary.

– Tylko się nie usmaż, mała – zaśmiałem się. Liyah uchyliła okulary.

– Lepiej się martw, żebyś ty się nie utopił – odparła, kładąc głowę na ręczniku.

– Wierzę w swoje umiejętności, nie muszę się o to martwić – wzruszyłem ramionami, po czym pobiegłem w kierunku morza.

Woda była przyjemnie ciepła i naprawdę czysta. Z przyjemnością do niej wskoczyłem, uprzednio upewniwszy się, że nie jest zbyt płytko. Cudowne uczucie.

Obserwowałem moją Ally. Leżała w niemal całkowitym bezruchu i czytała książkę. Z tej odległości nie mogłem dostrzec, jaką. Podejrzewałem, że jakaś typowa kobieca lektura.

Obok niej bawiła się parka dzieciaków, chłopiec i dziewczynka, na moje oko mogły mieć co najwyżej po pięć-sześć lat. Podrzucały sobie lekką, plażową piłkę.

W pewnym momencie dziewczynka nie zdążyła złapać piłki, która trafiła w trzymaną przez moją partnerkę książkę. Podpłynąłem nieco bliżej.

Dzieciaki zdawały się być przerażone. No tak, bądź co bądź, ich piłka uderzyła jakąś nieznajomą dziewczynę.

Ally odłożyła książkę, wsunęła okulary na czubek głowy i popatrzyła na maluchy.

– Przepraszamy – powiedziała dziewczynka, patrząc w piasek. W tym samym czasie podeszła inna kobieta, na moje oko ich mama.

– Przepraszam za nie... mówiłam, żeby były ostrożne... – tłumaczyła.

– Ależ nic nie szkodzi – odpowiedziała z uśmiechem Ally. Wzięła piłkę, która leżała za nią. – Nawet powiem więcej, chętnie pobawię się z wami. Mogę?

Ku memu zdziwieniu, dzieciaki ochoczo się zgodziły. Liyah wstała...

– UWAŻAJ NA SIEBIE, MAŁA – krzyknąłem w jej stronę. Ona tylko wystawiła mi język i pobiegła z dzieciakami gdzieś dalej, w bardziej ustronne miejsce.

Chwila, co? Ona biegła? Na miłość Boską, ona dopiero co nauczyła się stabilnie chodzić...

Aaliyah nie lubiła, gdy byłem w stosunku do niej nazbyt opiekuńczy, ale pozwoliłem sobie pójść za nimi. Na wypadek, gdyby jednak przeceniła swoje umiejętności, wolałem być w pobliżu.

Moja ukochana ochoczo biegała za parką dzieciaków. Wprawdzie była dosyć powolna i szybko się męczyła, ale wyglądało na to, że cała ta sytuacja jej się podoba. Maluchy w ogóle się jej nie bały, choć ta przecież była dla nich obcą osobą.

– Michael, chodź – usłyszałem jej delikatny głosik. – Pobawisz się z nami.

Podszedłem bliżej i ucałowałem ją w czoło.

– Nie sądzę, żeby odbijanie piłki z dzieciakami było dobrym pomysłem przy moim wzroście – uśmiechnąłem się. – Popatrzę.

– Nie wiesz, co tracisz – odparła dziewczyna i poszła z powrotem do dzieciaków.

Odbijanie dużej, plażowej piłki z dzieciakami w widoczny sposób sprawiało mojej dziewczynie niesamowitą radość. Biegała za nimi, przytulała, ilekroć któreś się przewróciło... Przecież to były obce maluchy! A ona traktowała je, jakby znała je od zawsze. Widziałem, jak ich mama z uśmiechem spogląda w ich stronę.

Podszedłem do kobiety.

– Nie bała się pani zostawić swoich dzieci z obcą osobą? – zapytałem.

– Wprawdzie wydało mi się to dziwne, gdy zapytała, ale wygląda na to, że świetnie się razem bawią – uśmiechnęła się. – A zna pan ją może?

– Od dwudziestu pięciu lat – odpowiedziałem z uśmiechem. – Moja dziewczyna. Bez wątpienia pani pociechy są teraz w bardzo dobrych rękach, Ally uwielbia dzieciaki.

– To może ja jednak je od niej wezmę? Spodziewam się, że zamierzali państwo spędzić ten czas razem...

– Mamy na to jeszcze dwa tygodnie. Niech się bawią – stwierdziłem, znów odwracając wzrok na Aaliyah. Ta bez wątpienia bawiła się świetnie.

Aż mnie zastanawiało, jakim cudem ta istota miała tak świetne podejście do dzieci. Przecież w naszym otoczeniu nie było żadnych dzieciaków, za wyjątkiem Evanna Tucka, którego zresztą widywaliśmy rzadko.

Cóż. Wątpliwości nie ulegało, że moja dziewczyna miała w sobie to coś, co czyniło ją tak oddaną dzieciakom. Miała zadatki na dobrą mamę, przecież dobrze wiedziałem, że pragnęła dziecka. Tylko... Ja tego nie czułem. Ani trochę. Dopiero skończyliśmy studia. Zyskaliśmy pracę, która faktycznie przynosiła nam spore zarobki. W dodatku Liyah miała za sobą ciężką chorobę, która zresztą będzie dawała o sobie znać przez całe jej życie. Czy w tym wypadku wskazane było dokładać sobie zajęcia i zastanawiać się nad dzieckiem. Zresztą. Do ślubu też się nam nie śpieszyło. Bynajmniej nie mi.

Dzieciaki zwróciły mi moją Liyah dopiero po kilku godzinach. Lee wyglądała na zmęczoną, ale bez wątpienia się cieszyła. Zdecydowanie bieganie za maluchami sprawiało jej radość.

– Przeżyłam – uśmiechnęła się, kładąc głowę na moich kolanach. – Co prawda moje nogi mają inne zdanie, ale naprawdę się wybawiłam.

– Widziałem – odwzajemniłem jej uśmiech. – Aczkolwiek lekko mnie załamuje, że mentalnie okazałaś się być na poziomie kilkuletnich dzieci...

Ally się na mnie zamierzyła, ale nie uderzyła, jakby tylko chcąc pokazać swoje zdenerwowanie. Szybko cofnęła rękę.

– Chciałabym mieć takie stworzonko w domu – powiedziała. – Zrób mi takie – dodała ze śmiechem.

– Pomyślimy – odparłem wymijająco.

Widziałem, ile radości sprawiała mojej ukochanej zabawa z dziećmi. Ale nie byłem w stanie sobie wyobrazić siebie w roli rodzica, jeszcze nie teraz. Chciałem odpocząć, w końcu długo zajmowałem się Liyah i miałem już dosyć. Z dzieckiem byłoby niemalże to samo. Tyle tylko, że Liyah umiała mówić i nie kontaktowała się ze mną płaczem. Poza tym, będąc w ciąży musiałaby pominąć dwie dawki leku i nie wiem, czy nie pogorszyłby się przez to jej stan.

Zresztą. Byliśmy młodzi. Mogliśmy sobie pozwolić, żeby trochę poczekać, o czym już chyba nieraz mówiłem Ally.

Chwila ciszy.

– Ale ja naprawdę bardzo chcę zostać mamą – powiedziała swoim cichym, piskliwym głosikiem, jakby naśladując obrażone dziecko.

Odwróciłem wzrok i pozwoliłem sobie zostawić to bez odpowiedzi.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro