26. Pierwszy raz w UK
Michael
– Aali...
– Zwariowałeś, budzić mnie w środku nocy?
– Mała, ale...
– Dobranoc.
– Liyah, ale mamy samolot za godzinę.
Natychmiast się podparła na łokciach.
– La vache! Nie było późniejszych lotów? – mruknęła dziewczyna niewyspanym głosem.
– Nie rozpaczaj, po prostu chodźmy – odparłem, podnosząc kobietę z łóżka.
Nie miałem pojęcia, czy były późniejsze loty. Lot załatwił Matt, nam pozostało się tylko dostosować.
Za kilka dni on i jego dziesięć lat młodsza partnerka mieli stanąć przed ołtarzem i powiedzieć sobie sakramentalne "tak". Mnie i mojej dziewczynie przypadł zaszczczyt brać udział w tym szczególnym dniu, w dodatku mieliśmy nocować w domu Matta, w Kensington. A spędzić tam mieliśmy cały tydzień. Wprawdzie z początku trochę się bałem, jak zniesie to Ally, ale nie zapowiadało się, żeby miało być źle.
Szybko ją ubrałem i uczesałem. To drugie umiała zrobić sama, ale akurat tym razem nie mieliśmy zbyt wiele czasu, więc wolałem jej pomóc. Zwłaszcza, że dziewczyna zdawała się przysypiać.
Bagaże na szczęście od wczoraj leżały w samochodzie. Stwierdziłem, że nie będzie mi się chciało ich nosić w dzień wyjazdu. To samo z wózkiem Ally. Musiałem ją przez to nosić na rękach, ale byłem w stanie to przeżyć przez pół godziny.
Z racji, iż była chłodna, sierpniowa noc, upewniłem się, że Aaliyah jest dostatecznie ciepło i dopiero wtedy wyszedłem z nią na zewnątrz, zamykając za sobą drzwi na klucz. Przypomniałem też sobie, czy na pewno wszystko jest wyłączone i pozamykane. Dopiero wtedy mogłem spokojnie wyjechać na lotnisko.
Aaliyah znów usnęła w trakcie drogi. Nawet jej nie budziłem. Wiedziałem, że lubi długo spać, a bezczelnie przerwałem jej to w trzy godziny po tym, jak się położyła. Zapewne cały lot również prześpi i będzie odsypiać jeszcze, gdy pojawimy się w tymczasowym miejscu zamieszkania. I dobrze. Wyglądała przeuroczo, gdy spała.
Przebudziła się dopiero na lotnisku, gdy siedziałem z nią na kolanach w oczekiwaniu na samolot. Wyglądała na lekko zdezorientowaną, ale szybko się otrząsnęła.
– Kiedy lecimy? – zapytała zaspanym głosikiem.
– Zgodnie z planem, za dziesięć minut.
– O, to świetnie – dziewczyna oparła się o mnie i zamknęła oczy, jakby chciała iść spać dalej.
Lekko uszczypnąłem ją w ramię.
– Aaliyah, na miłość boską, jesteś dorosła. Wytrzymaj trochę. Łatwiej będzie mi cię posadzić na fotelu, jeżeli będziesz ze mną współpracować. Później możesz spać dalej. Dziesięć, góra piętnaście minut. Nic więcej od ciebie nie oczekuję.
Aaliyah odchyliła głowę do tyłu i popatrzyła na mnie.
– Ech... No dobrze.
Pocałowałem ją w czoło i poleciłem jej usiąść normalnie.
Samolot przyleciał o czasie. Posadziłem Ally na miejscu obok siebie i pomogłem jej wygodnie się ułożyć, po czym przypiąłem ją pasami. Lekko roztargałem jej długie loki.
– Teraz możesz sobie spać, śpiochu – uśmiechnąłem się.
– No, kurde, nareszcie – Ally odwzajemniła mój uśmiech i lekko się przechyliła na bok. – Dobranoc.
– Dobranoc, mała – odpowiedziałem.
Liyah potrzebowała dosłownie chwili. Usnęła w trakcie komunikatów pilota, trzymając mnie za rękę. Urocze. Nie było to już ledwo złapanie. Trzymała mocno i pewnie, chociaż spała.
Wiedząc, że czeka nas około siedmiogodzinny lot, niedługo później poszedłem w jej ślady. Zdecydowanie potrzebowałem odrobiny snu.
*****
W Kensington byliśmy o północy zgodnie z moim zegarkiem, jednak tutaj zdecydowanie była zupełnie inna godzina, bo było już niemal zupełnie jasno. Na lotnisku dowiedziałem się, że jest piąta rano. Oho, Matt chyba nie przemyślał, że zrobię mu tak wczesną pobudkę, żeby nas odebrał z lotniska...
Odebrałem nasze bagaże, włącznie z wózkiem Aaliyah, dzięki czemu mogłem go rozłożyć i w końcu przestać ją nosić.
– Zadzwonię po Matta, nie dam rady z tym sam – stwierdziłem, wyciągając telefon.
– Nie ma potrzeby – zauważyła Ally, wskazując ruchem głowy gdzieś lekko w lewo. – Już tutaj jest.
Spojrzałem we wskazane przez nią miejsce. Istotnie, przy ścianie stał ubrany na czarno mężczyzna o długich włosach i wytatuowanych ramionach.
Podniósł wzrok, jakby szukając nas. Gdy nas namierzył, uśmiechnął się pod nosem i podszedł bliżej.
– Jak miło widzieć swoich ludzi w swoim rodzinnym mieście – zaśmiał się, podając mi rękę, a następnie pocałował w policzek moją dziewczynę.
– Miło, że zechciałeś z własnej woli po nas tutaj przyjechać – odpowiedziałem, gdy ten się wyprostował.
– Wstałem o czwartej nad ranem, żeby tutaj teraz być. Doceńcie to.
– Zabawne – przerwałem – my wstaliśmy o trzeciej, siedzieliśmy siedem godzin w samolocie, a na miejscu nagle okazało się, że jest piąta.
– Życzę miłego przestawania się do nowej strefy czasowej – roześmiał się Matt. – No dobra. Myślę, że najwygodniej będzie, jak zabiorę już Ally do samochodu, później wrócę do ciebie i pomogę ci z tymi walizkami – zarządził Matt.
Z pewnym niepokojem oddałem mu wózek, w którym siedziała Liyah.
– Uważaj na nią, proszę – poprosiłem.
Oboje popatrzyli na mnie takim wzrokiem, jakbym zachował się niedorzecznie głupio.
– Boże, Michael... On mnie ma tylko wsadzić do samochodu, poradzi sobie. Krzywda mi się nie stanie – uspokoiła Aaliyah... i w sumie tyle ich widziałem.
Matt wrócił za chwilę, ale już sam.
– Aaliyah przetransportowana bezpiecznie do mojego samochodu – zameldował. – Wózek złożony i schowany do bagażnika. Znaj moje dobre serce, teraz pomogę ci zanieść te walizki do mojego auta.
– Chwała ci za to – odpowiedziałem. Po chwili obaj wzięliśmy bagaże i zanieśliśmy je do stojącego na parkingu samochodu Matta.
Zająłem miejsce obok Ally. Ta wyglądała już nieco bardziej przytomnie, niż jeszcze kilka godzin temu w samolocie.
Za to Matt... Cóż. Było widać, że niedawno zwlekł się z łóżka, bo jego koncentracja za kółkiem była niemalże równa zeru. Na szczęście, ruch również był bardzo niewielki, zapewne z racji bardzo wczesnej pory.
– Matt, do cholery, czerwone jest! – krzyknąłem, gdy zauważyłem, że mój przyjaciel zbliża się do skrzyżowania na pełnym gazie.
Natychmiast gwałtownie zahamował.
– Dzięki, Michael. Wybaczcie... Nie powinienem tak wcześnie wsiadać do samochodu.
– Daleko jeszcze?
– Nieee, na szczęście nie. Dosłownie za chwilę będziemy na miejscu. Skręcimy teraz w lewo i dosłownie za kilkaset metrów będziemy na miejscu.
– Świetnie. Może nas do tego czasu nie zabijesz – zażartowałem.
Matt spojrzał na mnie w lusterku.
– Kogo jak kogo, ale was wolałbym pozostawić przy życiu – odparł, po czym ruszył, od razu skręcając w lewo.
Nietrudno było się domyślić, który dom należy do niego. Na całej ulicy odznaczała się szczególnie duża, nowoczesna willa z ogromnymi oknami. Przed nią był zadbany ogródek i... piaskownica z różnymi zabawkami?
– Pokażę wam pokój. Tylko proszę, ostrożnie, bo Lolly i Evann śpią... – szepnął, wyciągając z bagażnika wózek Ally.
W tym czasie ja wyciągnąłem z samochodu Liyah i ostrożnie włożyłem ją do wózka. Walizki zamierzaliśmy ogarnąć nieco później.
Matt wprowadził nas do domu.
I w tym momencie poczułem, że choć tak dopełniamy się w pracy, jesteśmy w dwóch kompletnie innych światach.
Wszystko było aż nienaturalnie jasne i czyste. Biel, dużo bieli i koloru sosnowego drewna. W dodatku wszystko sprawiało wrażenie, jakby było drogie, szło to wyczuć na odległość.
Pomyślałem sobie o moim małym domku, tysiące kilometrów stąd, w spokojnej dzielnicy Nowego Jorku. Wyglądał niemal zupełnie normalnie, zarówno na zewnątrz, jak i wewnątrz... Ale byłem zdania, że jest tam o tysiąckroć bardziej przytulnie, niż w wielkiej willi muzyka.
Matt wskazał nam pokój na parterze. Całe szczęście, mogłem sobie oszczędzić wnoszenia Aaliyah po schodach.
– Myślę, że tu wam będzie najlepiej – ocenił. – Łazienka jest zaraz obok, więc nie będziecie musieli się wysilać z wnoszeniem wózka na górę. A teraz wybaczcie, ale idę się chwilę zdrzemnąć.
*****
– Jejku, jak tu pięknie – zachwyciła się Ally, ledwie Matt wyszedł.
Pokoik, który nam przydzielili, był mały, ale całkiem ładny. Stało w nim duże, białe łóżko, nieduża szafa i komoda. Ściany były jasnoszare. Nic szczególnego, ale faktycznie, mogło się podobać.
– Osobiście mimo wszystko wolę nasz dom – odparłem, wyciągając Liyah z wózka i usiadłem na łóżku, z nią na swoich kolanach.
– Szczerze? Ja również. Podoba mi się tutaj, bardzo, ale nie chciałabym mieszkać w takim miejscu. U nas jest jakoś tak... milej, bardziej swojo?
– Ale też popatrz sobie na różnicę. Czego dorobił się Matt, pracując w branży muzycznej, a na co mogę pozwolić sobie ja, pracując z nim...
– Po pierwsze, ty masz dwadzieścia pięć lat, on dobija czterdziestki. A po drugie... Większość naszych pieniędzy chwilowo pochłania moje leczenie.
Pocałowałem Liyah w czoło.
– Teraz już nie będzie tego tyle, co wcześniej. Raz na cztery miesiące. Nie będziemy już wydawać na to aż tyle kasy...
– Fakt.
– I ja nawet wiem, co zrobimy z tymi pieniędzmi – zauważyłem, uśmiechając się do niej porozumiewawczo.
Popatrzyła na mnie pytającym wzrokiem.
– Powiem ci w swoim czasie – odpowiedziałem wymijająco, chcąc, żeby to było dla niej niespodzianką.
Właściwie nie musieliśmy już na to odkładać pieniędzy. Planowałem to od dłuższego czasu i miałem już spore oszczędności.
Chciałem, żebyśmy trochę oderwali się od przykrej, szarej rzeczywistości i poznali trochę innego życia. Plaża i drogi hotel przez dwa tygodnie brzmiały wręcz idealnie do tego celu. A do wakacji Aaliyah raczej powinna być w nieco lepszym stanie niż teraz, więc bez wątpienia oboje świetnie byśmy się bawili.
Przez dłuższy czas leżeliśmy przytuleni. Nic innego nam pozostało, jeżeli nie chcieliśmy obudzić Lolly, Matta i jego syna, którego właściwie nigdy wcześniej nie miałem okazji poznać. Jeżeli dobrze pamiętałem, chłopiec miał osiem lat, więc właściwie nie był już takim małym dzieciakiem. Raczej bez problemu powinniśmy być w stanie się porozumieć, lubiłem wchodzić w dyskusje z takimi smykami, choć od dłuższego czasu nie miałem ku temu okazji. Rosalia, moja kuzynka, a prywatnie mama czwórki dzieci, od jakiegoś czasu niemal zupełnie nie utrzymywała ze mną kontaktu, choć podobno z moimi rodzicami był on świetny. Szkoda. Uwielbiałem przebywać z tymi maluchami. W dodatku Charli, najmłodsza z całej czwórki, była moją chrzestną córeczką.
Z ciekawości wziąłem telefon, otworzyłem Facebooka i wpisałem w wyszukiwarkę Rose J. Jenkins. Nacisnąłem pierwszy profil, doskonale wiedząc, że Rose od czasu do czasu publikuje zdjęcia swoich pociech.
I faktycznie było tam kilka zdjęć. Najstarszy z wszystkich, jedyny chłopiec, Adam, niedawno skończył siedem lat. Z tej okazji dumna mama pokazała zdjęcia całego rodzeństwa przy torcie.
Adam wyraźnie odznaczał się wzrostem na tle trzech dziewczynek. Od najwyższej z sióstr był wyższy co najmniej o głowę.
Emma, jeżeli mnie pamięć nie myli, liczyła sobie pięć lat i... cóż. Miała niesamowicie długie włosy, jak na swój wiek. Związane były w dwa warkoczyki.
Miles miała już cztery latka. Mała słodzinka kurczowo trzymała się starszej siostry, uśmiechając się do kamery.
I moja kruszynka, trzyletnia Charli. Śliczne, maleńkie stworzonko nie wyglądało na zachwycone faktem, że robi się jej zdjęcie. Miała zabawną minkę, zapewne oznaczającą zniesmaczenie. Oczy dziewczynki były ogromne i szare, a jej krótkie, jasne włoski skręcały się w urocze loczki.
Od samego przeglądania ich zdjęć zacząłem tęsknić. Chciałem napisać do Rose, zaproponować jej, żeby mi oddała dzieciaki na kilka dni... Ale nie było szans, żebym sobie poradził. Liyah na wózku i czworo małych dzieci...
Aaliyah spojrzała przez moje ramię.
– Jejku, dzieciaki Rose – pisnęła z zachwytem.
– Zgadza się. Dawno ich nie widziałem i nie ukrywając, nieco za nimi tęsknię. Zwłaszcza Charli. Wiesz. Moja chrześniaczka...
– Pamiętam. Rozkoszna słodzinka...
Przerwały jej czyjeś kroki. Słyszałem tupot bosych stóp po schodach. A za chwilę jakby pisk i zaspany męski głos "Kuźwa, Evann, z rana?"
Ja i Liyah popatrzyliśmy po sobie ze śmiechem.
– Lolly i Matt mają bardzo przyjemny budzik – zaśmiała się Ally.
Cmoknąłem ją w czoło.
– Jak za parę lat będziemy mieć taki sam, to nie sądzę, żebyśmy uważali to za przyjemne – zażartowałem.
– Zacznę się martwić, jak się weźmiesz do roboty – odparła Liyah. Niby żartem, a jednak nie do końca.
– Kochana moja, jak ja się wezmę za dzieciaki, to będzie dwójka na raz – roześmiałem się i objąłem mocniej śliczną kompozytorkę.
– Hmm... Brzmi ciekawie – odpowiedziała, wtulając się we mnie.
Małe tupiące stopy w niepokojąco szybkim tempie zbliżały się do naszego pokoju...
– CZEŚĆ, CIOCIA! CZEŚĆ, WUJKU! – przywitał się dzieciak, wskakując na łóżko.
Zmrużyłem oczy, jakbym mu się przyglądał.
– A kto ty? I czemu nazywasz mnie wujkiem? My się znamy? – zapytałem.
Za chwilę w drzwiach stanął Matt. Chyba słyszał moje słowa, bo się śmiał.
– Jestem Evann Tuck – przedstawił się chłopiec. – Tata mi mówił, że mam tak do was mówić, bo jesteście kolegami jego i cioci Lauren.
Popatrzyłem na stojącego przy wejściu muzyka.
– Że ciocia Lauren, to się zgodzę. Ale że ten człowiek tutaj? Ja z nim tylko pracuję, nie przyznaję się do podtrzymywania z nim żadnych kontaktów...
– To, kurwa, oddawaj Mercedesa – wtrącił Matt, na co Evann i Liyah zareagowali śmiechem. – Gdyby nie ja to byś w życiu takim samochodem nie jeździł...
– Przepraszam bardzo, to ja mam największy wkład finansowy w ten samochód – odezwała się Liyah.
– Ale ja go wybrałem...
– Ale to ja zaproponowałam, żeby kupić Michaelowi samochód.
– A ja ruszyłem dupę do salonu, żeby go wybrać...
– Tak, ale ubezpieczyć, zarejestrować i teraz co chwila tankować to już sobie musiałem sam – przerwałem im.
Oboje kiwnęli głowami na znak, że przyznają mi rację. Wtedy też Matt i Evann wyszli z pokoju, a ten pierwszy jeszcze nas poinformował, że mamy wyjść zrobić sobie śniadanie, bo z jego strony możemy liczyć jedynie na kawę albo angielską herbatkę.
Ale jego narzeczona z chęcią zrobiła dla wszystkich kanapki i kawę, a dla przybranego syna kakao.
– Jejku, Lolly, naprawdę, nie musiałaś tego robić... – powiedziałem, lekko przytulając przyjaciółkę na powitanie.
– Ależ to żaden pro...
– Lauren, do cholery, ile razy mam ci powtarzać, żebyś przestała się wygłupiać? I ja, i Evann, i Michael mamy sprawne ręce, poradzilibyśmy sobie. Nie powinnaś tego robić... – zauważył Matt. Nie wyglądał na zachwyconego z tego powodu, że Lolly wzięła się za jakiekolwiek zajęcie.
Dziewczyna do niego podeszła i ucałowała go w policzek.
– Daj spokój. Nie jestem śmiertelnie chora, tylko jestem w ciąży, którą, jakbyś nie zauważył, znoszę bardzo dobrze. Nie musisz się tak martwić, naprawdę.
Matt tylko się do niej uśmiechnął w odpowiedzi. Evann tymczasem zajął miejsce przy stole w kuchni i wziął sobie jedną kanapkę. Jego ojciec popatrzył na niego, potem na nas...
– A wy na co czekacie? Siadajcie!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro