2.17. Dzień dobry, słoneczko
Noah
Pierwszy miesiąc koncertowania minął zaskakująco szybko. Przyzwyczaiłem się już do częstych zmian miejsca pobytu, fanów czekających godzinami pod hotelem, wieczornych spotkań w niezbyt „grzecznej" obstawie razem z moimi przyjaciółmi, nawet do Nathana wchodzącego do mojego pokoju hotelowego, jak do siebie... Lauren też czuła się z nami coraz pewniej, a swoim zachowaniem niczym nie odbiegała od lekko zbuntowanej Rebeki, przez co coraz lepiej się dogadywały.
Jednak zdecydowanie najlepiej czuła się w towarzystwie Michaela, czego z początku nie mogłem znieść. Ale im dłużej zmuszony byłem na to patrzeć, tym mniej mi to przeszkadzało i nawet gdy się do siebie przytulali, nie zwracałem na to szczególnej uwagi. Michael i Lauren byli zbyt mocno przywiązani do Aaliyah i mnie, żeby móc zrobić coś głupiego.
Zresztą. Ja i ona też bardziej się zżyliśmy, korzystając z wcześnie utraconej prywatności. Przez pierwsze miesiące naszego związku jeszcze nie zdążyliśmy się do końca dotrzeć, a Lily nam to jeszcze skutecznie utrudniła. Staliśmy się niemal nierozłączni, wychodziliśmy razem absolutnie wszędzie, celowo wygłupiając się przy fotografach. Im więcej z nią przebywałem, tym bardziej utwierdzałem się w przekonaniu, że chcę spędzić z tą wariatką całe życie. I momentami żałowałem, że z początkiem listopada będziemy kimś innym – nie będziemy już tą sławną parką, a bardziej usuniętymi w cień rodzicami czteroletniej dziewczynki.
Dwudziestego dziewiątego lipca nadszedł wyczekany dzień powrotu do domu, na trzy dni, a co za tym idzie – lada moment ja i Lauren mieliśmy zobaczyć się z naszą ukochaną córeczką. Serce biło mi mocniej na samą myśl o tym, że w końcu będę mógł ją przytulić. Na pewno bardzo tęskniła...
Zanim to, po drodze umówiłem się z Alexandrem, żeby oddać mu pieniądze za bilet. Nie chciałem, żeby płacił za udział w moim koncercie. Wystarczyło mi, że w ogóle zechciał tam być. Nie rozmawialiśmy jednak z nim długo i od razu skierowaliśmy się do domu.
Zadzwoniłem dzwonkiem i ledwie Jenna otworzyła drzwi, zobaczyłem, jak Lily biegnie prosto w ramiona ukochanej mamy.
– Dzień dobry, słoneczko – pisnęła Lauren, przytulając do siebie dziecko. – Nie wyobrażasz sobie, jak bardzo za tobą tęskniłam...
– Ja za tobą też, mamusiu – odpowiedziała Lily. Sprawiała wrażenie, jakby nie wiedziała, co zrobić. Jakby walczyła ze sobą: nie chciała puścić Lauren, ale chciała też przywitać się ze mną.
– Cześć, Jen – w oczekiwaniu na decyzję Lil podszedłem przytulić moją siostrę. – Jak sobie radzisz?
– Świetnie – odpowiedziała Jenna. – Na ogół Lily nic nie mówi, jakoby za wami tęskniła, ale jak powiedziałam jej, że wrócicie na chwilę do domu, to od rana stała w oknie i patrzyła – zachichotała.
– Cóż. Lily, zamierzasz dzisiaj odkleić się od mamci? Czy mam czekać do jutra? – zapytałem, zwracając się do córeczki.
Lauren wzięła dziewczynkę na ręce i podała mi. Od razu do mnie przylgnęła. Brakowało mi tego uczucia. Tej malutkiej istotki, która tak bardzo mnie potrzebowała i darzyła tak wielką miłością.
– I jak, Lil? Dałaś popalić cioci Jennie, czy nadal ciocia twierdzi, że woli ciebie od Lilo, Charliego i Dotty'ego razem wziętych? – uśmiechnąłem się.
– Po tym miesiącu mam chęć sprzedać każdemu z tych futrzaków solidnego kopa i natychmiastowy nakaz eksmisji – jęknęła Jennie, rozglądając się po salonie z nadzieją, że żaden piesek tam nie przyjdzie. – Aczkolwiek nadal podtrzymuję, że Lily to mały aniołek.
Pocałowałem córeczkę w czoło. Czułem, jak mocno bije jej serduszko. Bez wątpienia bardzo ucieszyła się na nasz widok.
Jenna poszła zrobić kawę, przez co trochę poczułem się jak gość we własnym domu. Jednak było to miłym gestem z jej strony, sam byłem zbyt zmęczony podróżą, żeby chcieć ją sobie zrobić, to samo zresztą Lauren. Zresztą, mieliśmy inny priorytet, jakim była Lily.
Gdy usiedliśmy przy stole w kuchni, Lil w końcu mnie puściła i zajęła swoje stałe miejsce.
– Lily, może opowiesz, jak było z ciocią? – zachęciła Lauren, uśmiechając się do dziecka.
– Było super! – oceniła dziewczynka, sprawiając tym zresztą radość Jennie. – Chodziłyśmy do przedszkola, i tam bawiłam się z Jean i Ami, i zawsze potem szłyśmy na lody... I ciocia dużo się ze mną bawi, czyta mi fajne bajki...
Z każdym jej słowem Jenna wyglądała na bardziej uradowaną. Wiedziałem, że uwielbiała Lily i bez wątpienia każde wypowiedziane przez nią słowo sprawiało jej radość.
– Cóż, Jennie. Dobra robota – pochwaliłem ją. – Wiedziałem, że będziecie się razem świetnie bawić.
– Jak mówiłam, to dla mnie czysta przyjemność... A wy? Nie zwariowaliście jeszcze tylko we dwoje przez tyle czasu? – zażartowała Jen.
Ja i Lauren popatrzeliśmy na siebie, jednocześnie się uśmiechając. Pod stołem złapaliśmy się za ręce.
– Jeszcze nigdy nie było między nami tak dobrze, jak teraz – wyznałem, a Lauren mi przytaknęła.
– Zdecydowanie. Znaczy, nigdy nie było źle, nie o to chodzi... Ale teraz jest lepiej, niż kiedykolwiek – powiedziała. Cmoknąłem ją w policzek.
– Wiedziałam, że tak będzie – Jen wzruszyła ramionami. – Cieszę się razem z wami.
Opowiedzieliśmy Jennie wszystko, co działo się w ostatnim miesiącu. Pokazaliśmy jej i Lil też wykonane przez nas nagrania, a przynajmniej te, które nadawały się do pokazania przy dziecku. Nie mogliśmy pozwolić na to, żeby widziała, jak po koncertach urządzaliśmy sobie małe party w pokojach, na których zdarzało nam się przedobrzyć z alkoholem, palić czy dość niestosownie się zachowywać.
– Cóż – westchnęła Jen, gdy chowałem telefon. – Myślę, że mama i tata są zmęczeni. Dajmy im chwilę odpocząć – zarządziła Jen i nie pytając nas o zdanie, zabrała Lily na górę, do jej pokoju.
Właściwie to słusznie postąpiła. Marzyłem o chwili odpoczynku, być może nawet krótkiej drzemce. Lauren też wyglądała na przemęczoną.
– Chodź, Laurie – wyciągnąłem rękę w stronę mojej dziewczyny. – Jen ma rację. Przyda nam się chwila na odpoczynek.
Dziewczyna nie protestowała. Chwyciła moją dłoń i razem skierowaliśmy się prosto do swojej sypialni, gdzie wręcz rzuciliśmy się na łóżko. W końcu to własne.
Lauren się do mnie przytuliła. Lekko ją objąłem jedną ręką. Widziałem, jak zamyka oczy i dosłownie w chwilę później byłem już pewien, że śpi. Nawet nie zdążyłem pomyśleć, a już robiłem dokładnie to samo.
*****
Jen być może i skutecznie obroniła nas przed pobudką ze strony Lily, ale nie przemyślała, że nasze futrzaki również w końcu wyczują naszą obecność w domu i będą chciały się przywitać. Po niespełna półgodzinie wszystkie trzy zaczęły szczekać, lizać nas po twarzy... Miła pobudka, ale w mało odpowiednim momencie.
– Spadaj, Dotty – mruknęła ledwie przytomna Lauren, przesuwając psa w moją stronę. Ten jednak nie dawał za wygraną i cały czas podchodził do niej, czekając, aż go pogłaszcze.
Lilo i Charlie z kolei, ledwie usłyszały swoje imiona, zrozumiały, że nie są u mnie mile widziane i postanowiły szukać nadziei w Lauren, która sprawiała wrażenie, jakby miała się rozpłakać.
– Na miłość boską, nie możecie pójść do najmniejszej pańci? – jęknęła, zrezygnowana podnosząc się na oparciu łóżka. Podrapała za uszami swojego ukochanego kundelka. Wyglądał na zadowolonego, że w końcu zwróciła na niego uwagę.
Usłyszeliśmy tupot dziecinnych stóp. Dosłownie za moment w pokoju stanęła Lily, która... zestawiła pieski z łóżka.
– Mamusia i tatuś są zmęczeni, nie przeszkadzajcie im – pouczyła, po czym sama weszła do łóżka, między nas.
– A tobie niby wolno? – zapytała Lauren, uśmiechając się do córeczki.
– Tak, bo ja też chcę iść spać – oznajmiła.
Dawno nie miałem okazji poczuć tego uczucia, gdy Lil rozdzielała sobą mnie i Lauren. Wcześniej mnie irytowało, teraz doszedłem do wniosku, że właściwie to jest całkiem przyjemne. Miałem przy sobie ukochaną partnerkę i wyśnioną córeczkę, oba moje największe skarby, przy sobie. Czego chcieć więcej?
Lauren ją przytuliła i pocałowała w czoło. Długo patrzyła na dziewczynkę, nawet wtedy, gdy ta faktycznie zasnęła. Rozkoszny widok.
Ostrożnie wyjąłem z kieszeni telefon.
– Wypadałoby poinformować lud, że dotarliśmy w całości do domu – stwierdziłem, odszukując na ekranie ikonkę aplikacji aparatu.
Zrobiliśmy zdjęcie.
@noahweaver: I nareszcie w domu! Nie wyobrażacie sobie, jak bardzo tęskniłem za tym szkrabem, a za chwilę znowu będzie trzeba ją opuścić, ale jestem pewien, że @weaverjenna świetnie się nią zajmie aż do czasu, gdy ja i Lauren wrócimy do domu. Tak czy inaczej, czułem tylko potrzebę wam powiedzieć, że jesteśmy już na miejscu. Za dwa dni – znowu wracamy do koncertowania. Z kim się widzimy?
Komentarze:
@nath_haywood: Ze mną!
@laurennharrison w odpowiedzi do @nath_haywood: Naprawdę, Ciebie się nikt w tym zestawieniu nie spodziewał.
@nath_haywood w odpowiedzi do @laurennharrison: Zaskoczę Cię. Becca i Michael też będą.
@aaliyah_j_joseph: Ze mną niestety nie, ale zawsze możesz zgarnąć swoje kobietki i wpaść.
@alex.clarke: Nie mogę się doczekać!
@weaverjenna: Dobrze wiesz, że to dla mnie żaden problem, ale Twoje futrzaki niedługo mnie naprawdę wyprowadzą z równowagi.
Zaśmiałem się pod nosem i odłożyłem telefon. Przy okazji upewniłem się, że Katheryn jest u mnie zablokowana. Alexander bez wątpienia nie chciałby, żeby jego matka poznała jego zamiary.
Popatrzyłem na wtuloną w moją ukochaną Lily. Nie było szans, żeby Lauren mogła wykonać jakikolwiek bardziej gwałtowny ruch, żeby nie obudzić małej.
– Możesz iść – szepnęła kobieta. – Zostanę tu z nią.
– W porządku – odpowiedziałem, po czym ucałowałem Lauren w usta i wyszedłem z pokoju, powoli zamykając za sobą drzwi.
Zszedłem na dół, gdzie siedziała Jenna... Właściwie ciężko nazwać jej pozycję. Leżała na sofie, z jedną nogą przewieszoną przez oparcie, a drugą opartą o regał z książkami. Czytała coś. Zastanawiałem się, czy aby na pewno jest jej tak wygodnie.
– Jenno Juliet Weaver, jesteś już dużą dziewczynką, więc usiądź, proszę, jak na prawdziwą damę przystało – poprosiłem, starając się, żeby mój ton był jak najbardziej poważny.
Wzdrygnęła się, słysząc mój głos, jakby nie zauważyła, że jestem w pokoju i ją obserwuję.
– Jezu Chryste, nie strasz mnie...
Obejrzałem się za siebie i znowu spojrzałem na swoją siostrę.
– Noah – przypomniałem. – Nie ma tu żadnego Jezusa.
Jen się zaśmiała, ale odłożyła książkę na stolik i usiadła względnie normalnie. Za chwilę jednak przesadnie wyprostowała plecy, założyła nogę na nogę i zadarła głowę do góry.
– Czy teraz już mogę nazwać się damą? – zapytała.
– Może i tak, ale wolałbym, żebyś nie siedziała tak przy ludziach – oceniłem, przysiadając się do niej. Ona od razu się rozluźniła i lekko mnie przytuliła.
– Wiesz co? Nie wiem, czy przez ostatni miesiąc bardziej tęskniłam za wami ja, czy Lily – uśmiechnęła się. – Ani razu nie zapytała mnie, kiedy wrócicie. Serio.
– Cóż. Miała przy sobie swoją ukochaną ciocię Jennie. Czego więcej mogła chcieć od życia? – zaśmiałem się. – Will może też tu bywał?
– Nawet dosyć często – przytaknęła Jenna. – Z początku Lily nie chciała zbyt długo przy nim przebywać, ale teraz już właściwie można uznać, że przypadli sobie do gustu. Bez problemu, bawią się ze sobą, rozmawiają, kiedyś nawet Lil nie chciała pozwolić mu odejść...
– W takim razie się cieszę...
– Och. I Alexander też wpadł kilka razy po zajęciach.
– Wiem o tym, wspominał mi.
– Lil go uwielbia.
Z lekka się zdziwiłem.
– Hmm. O tym już Alex nie wspominał.
– A dziwne. Gdy on przychodził, ja mogłam wyjść z domu, wiedząc, że nie będę potrzebna. Lily wręcz płakała, gdy mówił jej, że musi iść do szkoły czy po prostu, wrócić do domu... Obiecał jej, że będzie przychodził częściej, gdy zaczną się wakacje.
Nie spodziewałem się tego. Alex był w końcu bardzo młodym chłopakiem, w dodatku metalem z krwi i kości. Nie śniłem nawet, że okaże się dobrze dogadywać z moją czteroletnią córką.
– W ogóle bardzo wyrósł... Jeszcze niedawno był przecież takim małym chłopcem – zauważyła Jen.
– Nie zauważyłem tego, ostatnie lata przebywałem z nim niemal na co dzień. Jest już dorosły, on i moja Lauren są w tym samym wieku.
Jenna popatrzyła na mnie dosyć zaskoczonym wzrokiem.
– Znają się?
– Tak, i nawet mam wrażenie, że się dobrze dogadują.
Chwila ciszy.
– I ta dziewczyna naprawdę zobaczyła coś w tobie, mając na wyciągnięcie ręki Alexa? – zapytała Jen, od razu zaczynając się śmiać.
Udałem, że się na nią zamierzam, choć dobrze wiedziała, że nie będę w stanie faktycznie tego zrobić.
– Wygląda na to, że tak – wzruszyłem ramionami. – I bardzo dobrze.
– Też się cieszę, lepszej bratowej na pewno nie mogłam trafić – stwierdziła Jenna. – Przynajmniej nie czuję się jak gówno, stojąc przy niej.
– Siostrzyczko, kto jak kto, ale ty nie powinnaś się przy nikim tak czuć – zapewniłem, wiedząc, że jej słowa są aluzją do mojej byłej dziewczyny.
– No, nie wiem. Mówią, że jestem podobna do ciebie, a to już wystarczy, żebym zaczęła mieć wątpliwości – znowu się roześmiała.
Zacząłem się śmiać razem z nią. Uwielbiałem tę istotę. Mogła mnie zwyzywać od najgorszych, ale i tak wiedziałem, że mnie kocha. I zresztą z wzajemnością.
Przed oczyma błysnął mi jej złoty pierścionek. No tak. Nie byłem już jedynym, kto troszczył się o Jennie Weaver. Lada moment moja ukochana siostra miała zostać panią Torrés.
– Będąc w trasie, masz okazję zrobić to samo ze swoją Lauren – Jen jakby czytała mi w myślach. – Nie czekaj na cud. Przecież to, że się zgodzi, jest bardziej niż pewne.
– I tak zrobię – odpowiedziałem. – Tylko muszę kupić pierścionek, a nie chcę się wkopać z rozmiarem...
– Tak ciężko jest ci zajrzeć do jej biżuterii i wziąć jakiś jeden?
– To będzie podejrzane, jeżeli przyłapie mnie na grzebaniu w jej rzeczach...
Jenna się podniosła.
– Dobra. Daj mi czas do wieczora. Myślę, że na spokojnie do tego czasu wyciągnę od twojej Lauren tę informację.
*****
Wieczorem nadarzyła się okazja, żeby zrealizowała swój plan. Ja siedziałem z Lily przy fortepianie, dziewczyny rozmawiały w sypialni. Po jakimś czasie Jenna zeszła na dół, do kuchni i przy okazji podeszła do mnie.
– Czternastka – szepnęła, jakby nie chciała, żeby Lily też to usłyszała.
– Jak ty to...?
Jenna pomachała mi przed twarzą ręką z pierścionkiem.
– Zaproponowałam, żeby przymierzyła mój. Pasował idealnie. Teraz wiesz, co dalej robić.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro