Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2.10. Nowy początek.

Noah

 Po wydaniu płyty przyszedł czas na coś innego – planowanie trasy koncertowej. Właściwie to mimo iż lubiłem koncertować, tym razem tego nie chciałem. Póki miałem tylko Lauren, wyobrażałem sobie przyjemnie spędzony czas we dwoje, właściwie będący jedną, długą wycieczką po świecie, z miłym przerywnikiem w postaci koncertów. Kilka miesięcy koncertowania, zwiedzania różnych miejsc, wszystko we dwoje, z dala od domu... Coś takiego mogłoby trwać w nieskończoność.

Ale była Lily. Nie mogłem zabrać i jej ze sobą. Częste podróże samolotem, ciągle zmiany miejsca, w dodatku nie mogłaby uczestniczyć w koncertach. Znała mnie jako ukochanego tatę, nie jako muzyka metalowego. Dlatego zapewne Lauren musiałaby zostać z małą w domu, choć na samą myśl o tym chciało mi się płakać.

Póki co, czekało nas spotkanie w studio. Doszliśmy do wniosku, że to jest najlepsze miejsce, żeby zebrać cały zespół. No, i Lily też była zachwycona tą opcją. Zdążyła zaprzyjaźnić się z dzieciakami moich przyjaciół.

Zanim to jednak, Lily musiała zaliczyć poobiednią drzemkę. Ja postanowiłem wykorzystać ten czas na fortepian. Wypróbowałem wcześniej – nie przeszkadzało to Lils w spaniu.

Usiadłem do instrumentu i zagrałem jakiś prosty utworek, tak po prostu, z nudów. Nie byłem nigdy dobrym pianistą, ale uwielbiałem ten instrument, jego brzmienie i pewną delikatność. Na wielu instrumentach potrafiłem grać, ale ten bez wątpienia wygrywał wszystko.

Lauren, która dotychczas zajęta była pisaniem do Jenny, odłożyła telefon i podeszła bliżej. Poczułem, jak zakłada mi włosy za uszy i przytula się do mnie od tyłu, opierając głowę na moim ramieniu. Nie przeszkodziła mi tym w graniu, nie przerwałem nawet na moment. Dopiero gdy zaczęła się wychylać, żeby naciskać losowe klawisze, zwróciłem na nią szczególniejszą uwagę.

– Słucham cię, Lolly? – odwróciłem się w jej stronę.

– Lolly? – Lauren popatrzyła na mnie podejrzliwie.

– Kiedyś miałem koleżankę, do której tak wszyscy mówiliśmy, a miała na imię Lauren. Skojarzyło mi się – wytłumaczyłem. – Ale nie przejmuj się – dodałem, chcąc nieco zażartować. – Starsza ode mnie, nie taka ładna jak ty i zamężna, w dodatku nie mam z nią kontaktu.

– Okej, nie wnikam – zaśmiała się Lau, po czym usiadła na rogu ławki fortepianowej i znowu oparła się o mnie.

Objąłem ją w talii i delikatnie pocałowałem. Zdawało się, że to właśnie o to jej chodziło, gdy zaczęła mi przeszkadzać w grze.

Też lubiłem te momenty, chociaż nie inicjowałem ich zbyt często, właśnie dlatego, żeby mieć z nich większą radość.

Odsunąłem ją lekko od siebie. Uśmiechnęła się i zmieniła miejsce swojego przebywania na fortepian. Z początku chciałem jej zwrócić uwagę, jakby bojąc się, że coś stanie się z instrumentem, ale jednak się powstrzymałem. Nic się nie zarwało, nic nie skrzypnęło, niech siedzi.

– Zagraj coś – poprosiła. – Coś ładnego.

Chwilkę się zastanowiłem, po czym położyłem na pulpicie nuty do prostego utworku, „River flows in you". Grało się go naprawdę łatwo, a brzmiał całkiem przyjemnie. Zresztą. Żeby zaimponować osobie nie mającej pojęcia o muzyce w końcu nie trzeba zbyt wiele.

Zacząłem grać. Kątem oka patrzyłem na Lauren. Była niemal w bezruchu, wyglądała na wyjątkowo spokojną i wyciszoną. Jej oddech stawał się głębszy. Mogłem się założyć, że jej serce też biło mocniej. W końcu sam doskonale znałem te momenty, choć z nieco innej perspektywy. Nie jako słuchający, a jako wykonawca.

Na moment oderwałem wzrok od nut i spojrzałem na Lauren. Lekko się uśmiechała, ale nic nie mówiła, jakby nie chcąc mi przerywać. Patrzyła niemal tylko na moje ręce, jakby ją to w pewien sposób fascynowało.

Kilkoma cichymi dźwiękami zakończyłem utwór.

– Widzę, że się podobało – zauważyłem, dostrzegając jej lekko przeszklone oczy.

– Bardzo – przyznała Lau. – Zazdroszczę ci tego talentu...

Przysunąłem się bliżej niej.

– Zdradzę ci sekret. To żaden talent, tylko nauka – szepnąłem pół żartem.

– Nie wątpię. Grasz na czymś jeszcze? – zapytała dziewczyna.

– A skąd to pytanie? – odpowiedziałem pytaniem.

– Alex kiedyś mi mówił, że grasz też na innych instrumentach, niż gitara i pianino – odparła.

Cóż. W sumie dobrze, że nie powiedział jej, na jakich, bo bez wątpienia zostałbym zmuszony do dania popisu swoich umiejętności.

– Dobrze ci mówił – przytaknąłem. – Nienajgorzej gram też na basie i perkusji, jeżeli chodzi o instrumenty, które mogą mi się przydać w nagrywaniu. A poza tym swojego czasu uwielbiałem grać na skrzypcach, wiolonczeli, flecie poprzecznym i klarnecie. Ale na większości instrumentów uczyłem się grać sam. Dyplomy mam tylko z fortepianu i skrzypiec.

Lauren miała zdziwioną minę, jakbym co najmniej powiedział jej, że jestem śpiewakiem operowym. To przecież było tylko kilka instrumentów...

– Rany boskie, to bardzo dużo...

– Lubię to, nawet jestem w stanie powiedzieć, że wolę granie od śpiewu. Nie jest tak męczące i nie wymaga tak dużej uwagi, jak poprawny śpiew – zaśmiałem się.

– Nie wiem, nie potrafię śpiewać ani na niczym grać – Lauren wzruszyła ramionami i zeskoczyła z instrumentu. – Idę zerknąć do Lil.

Zerknąłem na zegarek.

– Mogłaby już wstać, bo zaraz wypadałoby wyjechać z domu – stwierdziłem, wstając od instrumentu i skierowałem wzrok na Lauren.

– Nie będę jej budzić – odpowiedziała dziewczyna, wchodząc na schody. – Otwórz mi samochód, a ja ją tam zaniosę, niech sobie śpi. A jak się obudzi... Cóż, będzie mieć niespodziankę – zaśmiała się i pobiegła na górę.

Skierowałem się do kuchni i wziąłem z blatu kluczyki. Upewniłem się, że mam w kieszeniach telefon i portfel, po czym pokierowałem się do wyjścia, twierdząc, że nie opłaca mi się wracać.

Wyszedłem na zewnątrz. Chłodny powiew wiatru musnął moją twarz. Był wyjątkowo ciepły i słoneczny dzień, w domu było o wiele bardziej duszno. Poza nim było przyjemniej, z racji delikatnego wiatru.

Otworzyłem samochód i wszedłem do środka, w oczekiwaniu na Lauren i Lily.

Właściwie to miałem nadzieję, że Lily się nie obudzi przed wyjazdem ani w trakcie jazdy. Zawsze była to chwila spokoju, a gdy dojedziemy do Josephów, bez wątpienia pójdzie się pobawić z ich dzieciakami, Lauren zostanie z Ally, a ja, Michael, Nathan, Becca i Kate pójdziemy do studio.

Liczyłem na to, że trasa nie będzie zbyt długa. Miesiąc, może dwa, w okresie wakacji? Uznajmy, że w miejscu koncertu pojawiałbym się tego samego dnia, następnego dnia bym tam jeszcze został, a jeszcze następnego – wyjechał i miał kolejny koncert. To wydawało mi się najrozsądniejsze.

Lau przyszła, niosąc na rękach dziecko. Przez moment przystanęła przy samochodzie, po czym otworzyła tylnie drzwi, posadziła Lily w foteliku i ostrożnie przypięła ją pasami, a później zajęła swoje miejsce z przodu.

Przekręciłem kluczyk w stacyjce i ruszyłem, kierując się w stronę domu swoich przyjaciół.

Po drodze Lauren odczytała wiadomość. Od Aaliyah.

– Wszyscy już są na miejscu – powiedziała. – Czekają tylko na ciebie.

– I trudno – wzruszyłem ramionami. – Odpisz jej, że na taką gwiazdę trzeba zaczekać – dodałem żartobliwie.

Dziewczyna zaśmiała się pod nosem i napisała jakąś wiadomość do Ally. Jej śmiech stał się głośniejszy, gdy dostała odpowiedź.

– Michael pyta, czy ma rozłożyć czerwony dywan.

– Nie obrażę się – stwierdziłem, skręcając w odpowiednią ulicę. W lusterku spojrzałem przez moment na śpiącą Lil. Nic nie zapowiadało na to, jakoby miała w najbliższym czasie się obudzić. Mały śpioch...

Podjechaliśmy pod dom Josephów. Faktycznie, stały tam samochody Nathana, Rebeki i Alexandra. Podejrzewałem, że przyjechała nim Katheryn.

Stanąłem na podwórku, zajmując miejsce obok czarnego Camaro, należącego do Nate'a. Jako jedyny spośród nas wszystkich gustował w sportowych samochodach, którymi zresztą lubił się chwalić na wszelkich mediach społecznościowych.

Wysiedliśmy z samochodu. Wyciągnąłem też stamtąd śpiącą Lily i wraz z Lauren u boku wszedłem do domu swoich przyjaciół.

Cała reszta istotnie już tam była. Nathan zachichotał na mój widok.

– I jak zwykle, wszyscy potrafią się wyrobić o czasie, tylko Noah Weaver musi się spóźnić... – mruknął, choć wyczułem, że mówi to żartem.

– Ja? Spóźnić się? Przecież ja się nigdy nie spóźniam, to wy wszyscy przychodzicie za wcześnie, a później macie do mnie pretensje – odpowiedziałem, oddając mojego małego śpiocha w ręce Lauren.

Michael podał mi rękę i ucałował moją dziewczynę w policzek. Nie wiedząc czemu, poczułem się dość dziwnie.

– Chodź za mną, położysz ją w łóżeczku Mickey'ego – powiedział do niej. – Niech sobie w spokoju pośpi.

To mówiąc, wraz z Lauren poszli na górę, jak zakładałem, do pokoju jego młodszego syna.

Znowu coś jakby mnie ukłuło w sercu. Cholera. To tylko Michael. Chciał jedynie być dla niej miły, w końcu i tak jest zapatrzony w swoją żonę... Czyżbym był zazdrosny?

– Nee? Wszystko w porządku? – usłyszałem głos Aaliyah Joseph.

Popatrzyłem w dół, na nią. Lekko się do mnie uśmiechnęła.

– Tak, LeeLo – odpowiedziałem szybko, z nadzieją, że nie domyśliła się, o czym mogłem pomyśleć. – Wszystko okej.

Michael i Lauren zeszli na dół, akurat o czymś rozmawiając. Zdawali się dobrze dogadywać, choć wcześniej ich kontakt był znikomy. Z jakiejś przyczyny mi to naprawdę przeszkadzało...

Ledwie zeszli na dół, przysunąłem do siebie Lauren i objąłem ją w talii. Popatrzyła na mnie nieco zdziwionym wzrokiem, ale nic nie mówiła. Michael zresztą też wyglądał na zdezorientowanego.

– Cóż. Noah, Katheryn, Nathan, Rebecca... Zapraszam was na górę. Tam wszystko przegadamy i ostatecznie ustalimy.

– A ja – Aaliyah lekko objęła ramieniem moją Lauren – zapraszam ciebie, moja kochana, na ploteczki.

Zobaczyłem, jak odchodzą do salonu, a sam pobiegłem za zespołem na samą górę, do studio.

– Noah – szepnął Michael, upewniając się, że nikt inny nas nie słyszy – nie musisz się tak podejrzliwie na mnie patrzeć, gdy jestem blisko twojej dziewczyny. Doskonale wiesz, że mam żonę, dzieci... Lauren jest twoja, dobrze o tym wiem i zapewniam cię, że nigdy nie będzie łączyła mnie z nią inna relacja, niż przyjaźń. Nie musisz mnie zabijać spojrzeniem czy wyrywać jej ode mnie. Naprawdę. Kto jak kto, ale ja?

Tylko na niego popatrzyłem i wszedłem już do studio. Usiadłem przy biurku, gdzie siedziała już Katheryn, mając przed sobą plik kartek. Reszta przysiadła obok nas.

– W porządku. Zaplanowałam ci trasę na cały miesiąc, lipiec. W sierpniu pomyślałam o dwóch tygodniach powrotu do domu, a później kolejna, dłuższa część trasy, trwająca do końca listopada...

No i cudownie. Kolejne urodziny moje i Jen bez możliwości zobaczenia się... Urodziny Lily też w trasie... Nie przesadzając, plan Kate był chujowy, ale nie zamierzałem się odzywać.

– Ja się nie zgadzam – głos zabrał Michael. – Jadę sam, w listopadzie urodzi mi się córka. Ten miesiąc wolałbym być w domu, do dyspozycji Aaliyah. Póki jeszcze można, moim zdaniem lepiej by było skończyć w październiku. Nie wiem, jak uważa reszta. Terminy są do niczego, bo właściwie nie będę się widywał z własną rodziną przez długi czas, ale okej. Jestem w stanie to przeboleć.

– Cóż. Zawsze możemy kontynuować z kimś w zastępstwie – Katheryn wzruszyła ramionami.

– Ale ja się nie zgadzam na zastępstwo – zaprotestowałem szybko. – Mike jest częścią naszego zespołu, jest świetny w tym, co robi... Nie chcę ryzykować z kimś innym.

Nathan i Becca mi przytaknęli.

– Noah. Ludziom nie zależy na Michaelu, tylko na tobie...

– Nie robię tego dla nich – mruknąłem. – To nie ma być zrobione pod publikę, ma być dobrze. A gdybym powiedział, że znajdę sobie lepszą perkusistkę niż ty? Czy nawet lepiej, lepszą menadżerkę? Przecież ludziom jest to bez różnicy, kto za tym stoi, ważne, że ja będę.

Im dłużej pracowałem z Kate, tym bardziej działała mi na nerwy. Nie miała w zwyczaju liczyć się ze sprawami prywatnymi, coraz bardziej zależało jej na pieniądzach – im więcej ode mnie wymagała, tym więcej dostawała, bo należała do niej niewielka część moich zarobków. Dodatkowo była jakby przeze mnie zatrudniona, dostawała całkiem przyzwoitą pensję.

Wybierając ją na menadżerkę kierowałem się tym, że była moją przyjaciółką i znała się na rzeczy. Była wyrozumiała, prowadziła mnie za rączkę przez świat muzyki, nie przejmowała się niepowodzeniami, miałem u niej pełną swobodę... Ale im dłużej to trwało, tym więcej chciała zarobić. Okej, było to logiczne, ale to nie znaczyło, że miała stać się aż tak bezwzględna. Cholera. Narodziny dziecka, urodziny, po prostu czas dla rodziny... Chyba każdemu się to należało.

– Myślę, że jeżeli ktoś się na coś decyduje, to powinien być świadomy konsekwencji – Nieważne. Później wyślę wam wstępną listę, a wy jeszcze między sobą wybierzcie, co będziecie grać.

Przytaknęliśmy jej.

– Miejsca koncertów też mam już wybrane, wstępnie zaklepałam terminy. Wybrałam też hotele, które będą najbliżej scen. Pozostają pokoje. Jak mniemam, Nathan i Becca życzą sobie podwójny. A wy, panowie?

– Ja jadę sam – odpowiedział Michael.

– A ja nie wiem – dodałem. – Chciałem zabrać Lauren, ale to zanim wzięliśmy Lily. Zobaczę jeszcze. Jak uda nam się gdzieś ulokować małą, to wezmę Lau ze sobą. Jeżeli nie, też pojadę sam.

– Zastanów się i daj mi znać jak najszybciej – poprosiła kobieta, notując coś w swoich kartkach. – Wyślę wam poprawiony grafik, jak wrócę do domu. W razie potrzeby, kontaktujcie się ze mną, zobaczę, co da się zrobić... Ale jak odejdzie nam listopad, to zdecydowanie wolałabym, żeby nie odwoływać ani jednego koncertu, bo inaczej ta trasa kompletnie nie będzie nam się opłacać.

– Nie musi – stwierdziłem. – Mam większe priorytety w życiu, niż zastanawianie się, ile zarobię za koncerty.

– Tia... Z dnia na dzień dorobił się partnerki i dziecka, to nagle mu się pracować odechciało...

– Nie „z dnia na dzień", bo co się nastarałem, napróbowałem czy nachodziłem po sądach i urzędach, to moje. Sama masz syna, zdawało mi się, że powinnaś takie rzeczy rozumieć. A jeżeli sądzisz, że praca ze mną jest już dla ciebie nieopłacalna, to śmiało. Zawsze możesz rozwiązać umowę.

Katheryn na mnie popatrzyła dosyć groźnym wzrokiem.

– Żebyś się nie zdziwił, jeżeli któregoś dnia to zrobię – powiedziała cicho.

*****

Lauren

Ally bardzo się zmieniła od czasu, gdy widziałam ją ostatnio. Znowu wyszczuplała, ale miała już widoczny brzuszek. Jedynie zdawało się, że nie ma już tyle siły, żeby o siebie dbać. Nie malowała się, miała też długie odrosty na włosach, które nosiła związane, jakby strasznie napuszone... Zupełnie nie przypominały tych pięknych, długich, czerwonych loków, z których Aaliyah wręcz słynęła. Niemniej jednak, nadal promieniała szczęściem i zarażała radością.

– Pokażę ci coś – uśmiechnęła się i podeszła do regału. Wyjęła coś z niego i podeszła do mnie.

Położyła na moich kolanach książkę. Moją książkę. Miała zagięty grzbiet, więc bez wątpienia była już czytana... A nawet zakończona, biorąc pod uwagę brak zakładki. Zrobiło mi się miło.

– Przeczytałam ją jednym tchem – wyznała. – Wręcz rozpłakałam się na końcu, opisałaś to mistrzowsko!

– Cieszę się, że tak uważasz – odpowiedziałam, patrząc na moje dzieło.

– A ja cieszę się, że mam przyjemność znać autorkę mojej ulubionej książki – Aaliyah mnie lekko przytuliła.

– Gdzie masz dzieciaki? – zapytałam, zdając sobie sprawę z tego, że maluchy Josephów długo nie dawały o sobie znać.

– U rodziców Michaela. Zaproponowali nam, że wezmą ich do siebie na kilka dni, jutro Mickey ma po nich pojechać. Troszkę za nimi tęsknię, ale wiadomo. Zawsze to trochę spokoju.

– Racja, choć ja nigdy nie rozstaję się z Lily na czas dłuższy, niż kilka godzin. Właśnie. Spojrzę, czy już się obudziła, śpi już bardzo długo.

– Idę z tobą – zaoferowała Ally, idąc za mną po schodach wprost do pokoju swojego młodszego synka.

Idealny moment. Lily zaczynała się wiercić na łóżku, lada moment mogła się obudzić.

Złapałam ją za rączkę. Ona akurat ziewnęła i otworzyła oczka. Uśmiechnęła się na mój widok.

– Mama! – pisnęła, wskakując mi na szyję. Dostrzegła Aaliyah. – O, i ciocia Ally! Cześć!

– Dzień dobry, Lily – przywitała się kobieta.

Dziewczynka zeszła na ziemię i rozejrzała się po pokoju. Ze zdziwieniem dostrzegła, że jest tam jedynym dzieckiem.

– A gdzie Mickey? I Jean, Ami, Lukas...? – zapytała zasmucona.

– Nie ma ich – odpowiedziała Ally. – Wrócą dopiero jutro.

– Szkoda...

Lil podeszła znowu do mnie, żeby się przytulić.

– To kiedy wrócimy do domu? – zapytała cicho.

– Jak tylko tata wróci z wujkiem Michaelem – obiecałam.

– Chyba już idą... – wtrąciła Aaliyah.

Słyszeliśmy ich głosy z góry. Byli nienaturalnie głośno, jakby wręcz na siebie krzyczeli. I właściwie nie chodziło tu o tylko naszych panów. Rozpoznałam też głos Kate. Chyba się posprzeczali.

Zeszłyśmy szybko na dół i czekaliśmy tam na nich. Aż w końcu zeszli. Kate wyglądała na wściekłą, to samo zresztą Noah i Michael. Rebecca i Nathan jedynie na nich patrzyli i ich słuchali.

Ledwie stanęli na panelach, Katheryn stanęła na wprost Noah, bardzo blisko niego i obdarzyła go groźnym spojrzeniem.

– To ostatnia trasa, którą ci zaplanowałam. Dokończę ten plan, wszystko załatwię i rezygnuję. Nie musisz mi płacić. Na razie – mruknęła kobieta i wyszła.

Ani Noah, ani Michael nie wydawali się być jakoś bardziej tym przejęci. Wręcz przeciwnie, jedynie wzruszyli ramionami.

– No, kurwa. Nie będę tęsknił – powiedział Noah, ledwie drzwi zamknęły się za Kate.

– Ani ja – przytaknął Michael. – A wy? – zwrócił się do Becci i Nathana.

– Wiesz, Mike... Nie mamy z nią do czynienia tyle, co wy. Mi to obojętne, i bez niej damy sobie radę – stwierdziła Becca.

– Co się właściwie stało? – wtrąciła Aaliyah.

– Katheryn wybrała na najtrudniejszy miesiąc listopad – wyjaśnił Michael – a przecież w listopadzie urodzi się Veri... Wolałbym wtedy być w domu, a ona, zamiast się ze mną zgodzić, już zaczęła mówić o zastępstwie...

– A ja też wolałbym być tutaj w listopadzie, ze względu na urodziny Lily i moje i Jenny, których już w ubiegłym roku nie mogliśmy razem świętować, właśnie z powodu Kate... – dodał Noah. – Ona nie rozumie takich rzeczy. Chyba nie myślała, że ktoś będzie płakał, jak zrezygnuje.

Nieco się zdziwiłam. Noah faktycznie dużo narzekał na Kate, ale przecież się przyjaźnili. A przynajmniej tak mi się zdawało. Nie spodziewałam się, że zdecydują się przestać współpracować.

Aaliyah podeszła do swojego męża. On ją lekko przytulił i pogłaskał po widocznym już brzuszku.

A więc spodziewali się córeczki. Veri. Pewnie było to jakieś zdrobnienie, muszę podpytać Ally o to imię.

Lily tymczasem postanowiła rozładować atmosferę i podejść przywitać się do Rebeki i Nate'a. Nie widziała ich wcześniej, ale mówiliśmy jej o nich. Zresztą. Byli nią zauroczeni. Zwłaszcza Rebecca. Przyklęknęła przy dziewczynce, przytuliła ją, zaczęła z nią rozmawiać...

Po jakimś czasie, gdy Lily przespacerowała się do Noah, podniosła się i zwróciła się do Nathana, wskazując na trzymaną przez mojego chłopaka dziewczynkę.

– Ja chcę takie stworzonko w domu. Zrób mi takie – zaśmiała się, a my razem z nią.

– Teraz mamy kupę koncertów do zagrania, na przedszkole w domu przyjdzie czas – odparł Nathan. – Nie jesteśmy Josephami, żeby się rozmnażać jak króliki – posłał rozbawione spojrzenie w stronę nadal przytulonej pary.

– To już ostatnie – stwierdzili jednogłośnie Michael i Aaliyah. – Teraz wasza kolej. Zobaczymy, kto będzie pierwszy. Mały Hale-Haywood czy Harrison-Weaver?

– My już podziękujemy – ja i Noah popatrzyliśmy po sobie ze śmiechem. – A już na pewno nie w najbliższym czasie.

– Cóż, Nate. W takim razie mamy większe szanse na wygranie tego wyścigu – zaśmiała się Becca.

– I tak jesteście ostatni, bo my już mamy Lils. Ale wiecie co – zagadnął Noah. – Jeszcze kilka lat temu nie spodziewałem się, że będę stał wraz z moimi przyjaciółmi, każde z nas będzie w związku i będziemy dyskutować o dzieciach. Jeszcze niedawno wydawało mi się to bardzo odległe...

Wszyscy posłaliśmy sobie uśmiechy. Michael i Ally postanowili nas jeszcze uraczyć herbatką, a dopiero potem się pożegnaliśmy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro