Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

1.23. To nie może być prawdą.

L.N. Harrison – Bądź silna, Rosie (fragment)

Wczesnym latem w końcu kończymy szkołę. Za namową rodziców Jaspera, zaraz po odebraniu dyplomów, we dwoje jedziemy na dwa tygodnie nad morze. Nieco się tego obawiam, ale Jasper zapewnia, że będziemy się razem dobrze bawić. W takim razie nie pozostaje nam nic innego niż spakować się i wsiąść w samolot.

Hotel wybrany przez państwa Whitterów wygląda na bardzo drogi. Nasz pokój jest bardzo duży i ładny, z ogromnym balkonem w sypialni. W dodatku mamy dosłownie kilka kroków na plażę.

Pierwsze dni spędzamy głównie na opalaniu i pływaniu w morzu. Godzinami siedzimy na plaży, robiąc sobie tylko przerwy na jedzenie. A wieczorami, gdy słońce już zachodzi i jest niemal pusto, wychodzimy i urządzamy sobie spacer wzdłuż brzegu, trzymając się za ręce.

Teraz oboje leżymy na łóżku w swoim pokoju, nadal w kostiumach kąpielowych, przytuleni do siebie. Jasper podnosi się nieco wyżej, po czym bierze mnie na ręce, sadza na swoich kolanach i całuje.

Wiesz, Rosie, tak sobie pomyślałem... Myślę, że powinienem cię w końcu zabrać na taką prawdziwą randkę. Restauracja. Dzisiaj, dosłownie za godzinę czy dwie. Co ty na to? – proponuje chłopak, patrząc mi w oczy. Czuję, jak jego dłonie przesuwają się po mojej talii.

Hmm – myślę. – Moim zdaniem brzmi to świetnie.

Super – Jasper całuje mnie w czoło. – W takim razie pamiętaj, żeby się dobrze ubrać – uśmiecha się.

Na chwilę wychodzi z pokoju. Zaglądam do swojej części szafy.

Wieczór. Restauracja. Morze. Randka. Wszystkie te słowa skojarzyły mi się z długą, zwiewną, jasną sukienką, wiszącymi kolczykami, jakimiś delikatnymi sandałkami... Jestem pewna, że pakowałam takie ubrania. W ogóle pomagała mi w tym Naomi, której zdaniem powinnam mieć przy sobie wszystkie swoje najładniejsze, lekkie sukienki.

I znajduję. Zwykła, biała sukienka do kostek, na cienkich ramiączkach. Zdecydowanie nadaje na randkę w restauracji. Dobieram też do niej kolczyki.

Po raz pierwszy od kilku dni, decyduję się na delikatny makijaż. Do tej pory go nie nosiłam, bo nie było sensu, skoro i tak większość dnia spędzałam w wodzie.

Powoli zaczynam się szykować. Zakładam sukienkę i kolczyki. Długo zastanawiam się, co zrobić z włosami. Ostatecznie tylko je rozczesuję. Nie mam ochoty się z nimi bawić.

Jasper wchodzi, gdy kończę się szykować. Wygląda naprawdę dobrze. Włosy ma zebrane do tyłu, nie tak jak zwykle, gdy wpadają mu na oczy. Ma na sobie zwykłą, białą koszulę, rozpiętą pod szyją, której rękawy ma niedbale podwinięte do łokci. Do niej ma zwykłe, wąskie dżinsy.

Gotowa, moja kochana? – pyta, gdy wstaję od lustra.

Teraz tak – uśmiecham się. Jasper podaje mi dłoń.

Wyglądasz obłędnie, Rose. Chodźmy.

Wychodzimy z hotelu i kierujemy się do jednej z pobliskich restauracji, gdzie zajmujemy stolik na zewnątrz. Zamawiamy sałatki i dwa kieliszki wina, które okazuje się być przepyszne.

Przez moment tylko opieram się o ramię Jaspera, patrząc na tańczących ludzi niedaleko. On lekko łapie mnie za dłoń.

– Może my też zatańczymy, Rosie? – proponuje.

Przystaję na jego propozycję i za chwilę oboje wtapiamy się w tańczący tłum, zresztą – cudownie się przy tym bawiąc.

Do hotelu wracamy przez plażę, trzymając się za ręce i podziwiając zachodzące słońce. Na moment siadamy przy brzegu.

– Wiesz, Rosemary – zaczyna Jasper, kładąc swoją dłoń na mojej. – Cieszę się, że tutaj jestem, z tobą. Że w końcu udało mi się cię wyrwać z tej szklanej kuli, w jakiej byłaś trzymana przez ostatnie osiemnaście lat i że teraz możemy razem spędzać wakacje. Śmiem twierdzić, że marzyłem o tym, odkąd zacząłem patrzeć na ciebie, jako na kogoś więcej, niż przyjaciółkę...

Wstaje, po czym delikatnie podnosi mnie. Łapię go za szyję, a on obejmuje mnie lekko w talii.

–...jestem pewien, że to nie ostatni taki moment. Że znowu gdzieś wyjedziemy, za rok, za dwa, pięć, dziesięć... Do samego końca. Wiem, że mamy ledwie po osiemnaście lat, ale sądzę, że tej decyzji nie będę żałował.

To mówiąc, klęka przede mną, z kieszeni wyjmując granatowe pudełeczko z...

O mój słodki Boże!

Trzyma przede mną pierścionek!

– Rosemary Isabello Smith... Czy zrobisz mi tę przyjemność i... Wyjdziesz za mnie?

Z wrażenia zabiera mi mowę. Do oczu napływają łzy.

Kiwam głową na „tak". Dopiero po chwili jestem w stanie to z siebie wydusić.

Oczywiście, że tak – szepczę. Jasper wsuwa na mój palec piękny pierścionek, na moje oko z białego złota, z oczkiem z przezroczystego diamentu. Wstaje i znów mnie obejmuje.

Zapewniam cię, Rosemary, że nigdy nie czułem nic lepszego niż świadomość, że poślubię kobietę, która nie tylko jest moją ukochaną, ale i najlepszą przyjaciółką.

Za chwilę obejmuje swoimi wargami moje usta i łączy je w namiętnym pocałunku. Tym samym zaczynając kolejny rozdział naszego życia.

Ten, który naprawdę będzie naszym wspólnym.

*****

Lauren

Tym rozdziałem zakończyłam swoją powieść. Co najwyżej dopiszę tylko epilog, ale wstępnie wysłałam już pracę do wydawnictwa, czekając na odpowiedź z wersją poprawioną.

Oczywiście, pobiegłam pochwalić się tym małym sukcesem mojemu Noah, który siedział z małą Lily w moim dawnym pokoju.

– Skończyłam książkę – obwieściłam, wchodząc do pokoju.

Noah się uśmiechnął i wstał, żeby mnie przytulić.

– Świetnie, Laurie. Teraz tylko pozostało wysłać ją do wydawnictwa...

– Nie trzeba. Już od dawna wydawnictwo ma plany, zgodzili się wydać moją książkę, zanim była dokończona.

– I ty tyle czasu nic mi nie mówiłaś? To naprawdę wspaniała wiadomość!

Jakby na moment zapominając o obecności Lily, pocałował mnie. Jednak ta szybko nam przerwała.

– Fuuuj, co wy robicie? – jęknęła z obrzydzeniem.

– Powtórzę ci po raz kolejny, Lily. Jest wiele rzeczy, które zrozumiesz dopiero wtedy, kiedy będziesz w naszym wieku – stwierdził Noah, posyłając mi uśmiech.

– Ja na pewno tak nie będę robić – powiedziała pewnym siebie tonem dziewczynka.

Zaśmiałam się, po czym przyklęknęłam przy Lil, żeby ją przytulić.

– Oj, Lily, Lily – powiedziałam tylko, głaszcząc ją po włoskach.

Będąc pewnymi, że Lily nie zrobi sobie krzywdy sama, zostawiliśmy ją samą i poszliśmy do pokoju naprzeciwko, do siebie. Noah zerknął na mój laptop, gdzie dalej był włączony plik z książką. Przeczytał końcówkę.

– Cóż, wygląda mi to na typowy romansik, ale bardzo przyjemnie napisany – stwierdził. – Nie lubię romansów, ale chętnie przeczytam całość. Ciekawi mnie, jak wykreowałaś dokładnie postać Rosemary.

– To, że wątek romantyczny kończy powieść, nie znaczy, że był w niej wiodący i najważniejszy. Skupiłam się właśnie na Rosemary, na jej walce o wolność i buncie przeciwko nadopiekuńczej matce. Co do jej relacji z Jasperem miałam nieco inny pomysł, ale jednak zmieniłam plan, i już zmuszona byłam ich złączyć ze sobą do końca życia – zaśmiałam się.

– Raczej nie mają ci tego za złe – zażartował Noah, lekko obejmując mnie w talii. Przysunął się do mnie i delikatnie ucałował moje usta. – Cieszę się, że udało ci się skończyć – szepnął, znów mnie całując.

Liczyłam na to, że Lily nam nie przerwie. Wsunęłam dłonie w jego włosy i odpowiedziałam na jego pocałunek. Całowaliśmy się, jak nigdy wcześniej. Doceniałam te momenty, zwłaszcza, że nie zdarzały się bardzo często, co zresztą było na plus. W przeciwnym razie byłoby to dla mnie nudne i monotonne.

Przestałam myśleć o wszystkim innym. Tylko o nim. Czułam pod palcami jego półdługie, gęste włosy, wdychałam ciepły zapach jego skóry, zmieszany z intensywnym, ale przyjemnym zapachem męskich perfum. Jego krótki zarost nieco drażnił moją twarz. W okolicach talii wyczuwałam jego dotyk. Już się go nie bałam. Wręcz przeciwnie, dawał mi poczucie bezpieczeństwa. To Noah, nie zrobiłby mi nigdy krzywdy i bez wątpienia nie pozwoli, żeby cokolwiek mi się stało.

Gdy się ode mnie odsunął, posłaliśmy sobie uśmiechy. Odszedł na krok ode mnie.

– Lepiej zobaczę, co u Lily – stwierdził, a już po chwili stałam w pokoju sama, z nieco zawiedzioną miną.

Może i to głupie, ale byłam zazdrosna o dziecko. Im częściej u nas była, tym ja bardziej schodziłam na boczny tor. Jasne, lubiłam Lily, była dla mnie jak coś między siostrą, a własnym dzieckiem. W końcu naprawdę dużo jej zawdzięczałam. Ale Noah uważał ją niemal za własne dziecko. Gdy tylko u nas była, spędzał z nią całe dnie, na mnie mała prawie zupełnie przestała zwracać uwagę. Przychodziła tylko co jakiś czas się przytulić i wieczorami prosiła o czytanie bajek.

Było mi trochę przykro. Chciałam dobrze. Kochałam ich oboje z całego serca, ale czułam się nieco z boku.

Mimo iż chwilę temu byłam w skowronkach po tej krótkiej chwili spędzonej z Noah, zachciało mi się płakać. Miałam chęć już wziąć ze sobą Lily i oddać ją z powrotem do jej mamy, gdyby nie fakt, że jej nie było. Zostały jeszcze dwa dni.

No i masz ci los. Z moich oczu poleciały pierwsze łzy. Na miłość boską, Lauren, Lily to tylko dziecko. Zrozumiałe jest, że Noah, mając więcej pojęcia o opiece nad dziećmi, chce mieć na nią oko.

Ale ja to co? Też potrzebowałam jego towarzystwa.

Z rozmyślań wyrwał mnie dźwięk komórki. Nieznany numer. Coś jednak powiedziało mi, żebym odebrała.

A za moment usłyszałam coś, czego bez wątpienia nigdy nie chciałam usłyszeć.

*****

Noah

Wraz z małą zszedłem na dół, gdyż ta zakomunikowała mi, że jest głodna. Sam podszedłem do fortepianu, tak, o! z nudów zagrać jakąś przyjemną melodię.

Wybrałem jakiś prosty utwór i zacząłem grać. Jednak z każdym fragmentem stał się dla mnie coraz bardziej nudny, dlatego postanowiłem przearanżować go po swojemu. W pewnym momencie przestał przypominać nawet oryginał, choć tonacja i kolejność akordów nie uległy nawet zmianie. Zagrałem je jedynie nieco inaczej, bardziej po swojemu.

Lily przyszła ze swoją kanapką do salonu, żeby posłuchać.

– Ładnie grasz – powiedziała. – Jesteś piosenkarzem?

– A dziękuję, kochanie. Można tak powiedzieć, chociaż raczej wolę po prostu określenie muzyka.

– A dlaczego?

– Bo piosenkarz oznacza jedynie kogoś, kto śpiewa, a ja nie tylko śpiewam, ale i gram na fortepianie i gitarze.

– Aha. A zaśpiewasz coś swojego? – poprosiła.

Chwilę pomyślałem.

– Nie. Nie sądzę, żeby mój repertuar był odpowiedni dla dzieci, zwłaszcza takich małych, jak ty – odpowiedziałem, delikatnie dotykając palcem noska dziewczynki.

Za chwilę weszła zapłakana Lauren Natalie. W ręku trzymała telefon.

– Noah, mogę cię prosić na słówko? – zapytała łamiącym się głosem. Wstałem od fortepianu.

Lily chciała iść za mną, ale ją zatrzymałem. Gdyby Lauren chciała, żeby Lily to słyszała, na pewno powiedziałaby to przy niej.

Poszliśmy na górę. Dopiero gdy Lauren upewniła się, że Lily nas nie słyszy, powiedziała mi, co jest na rzeczy.

– Dzwonili do mnie z policji. Mama Lily miała wypadek. Nie żyje.

Koniec części pierwszej

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro