Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

1.2. Proszę, zostań ze mną.

Lauren

 Jeszcze nigdy nikt nie okazał mi tyle zainteresowania, co Noah. Długo spałam, rozkoszując się wygodnym, ciepłym łóżkiem. Dostałam przepyszne śniadanie, a potem, wbrew mojej woli, pojechaliśmy razem do centrum handlowego, żebym wybrała sobie jakieś ubrania.

– Zwariowałaś? Myślisz, że wypuszczę cię z powrotem w taką pogodę? Zostajesz ze mną i nie chcę słyszeć nawet słowa sprzeciwu! - to usłyszałam, gdy rano chciałam podziękować za możliwość przenocowania i wyjść.

Tak więc, moja przygoda z bieganiem po sklepach rozpoczęła się w sklepie obuwniczym, gdzie Noah namówił mnie na zakup aż trzech par butów, z czego jedne były zwyczajnymi, puszystymi, domowymi kapciami. Byłam zaskoczona, widząc, że mężczyzna praktycznie w ogóle nie liczy się z pieniędzmi. Nie zwracał uwagi na moje komentarze "ale to za drogie", po prostu miałam wziąć, co mi się podoba.

Oczywiście, prócz tego dostałam własne ubrania, nowy płaszcz, czapkę i szalik, bieliznę, i podstawowe akcesoria higieniczne, jak szczoteczka do zębów czy szczotka do włosów. Chciało mi się niemalże płakać ze szczęścia.

Wróciliśmy do domu jakoś po południu. Noah znalazł dla mnie wolną szafkę, gdzie mogłam ułożyć swoje nowe rzeczy i poszedł zrobić coś do jedzenia.

Z niedowierzaniem przesuwałam palce po miękkim materiale, oglądałam metki... To wszystko naprawdę było moje. Do moich oczu napływały łzy. Coś cudownego. Po tylu latach miałam w końcu coś nowego, tylko mojego, co pasowało, nie było nigdzie podarte... Miałam buty! Nigdy nie doświadczyłam tyle szczęścia. Jednak los się do mnie choć w ten sposób uśmiechnął.

Przebrałam się w nowy, ciepły sweterek i spódniczkę. Włosy związałam w warkocz i obejrzałam się w dużym, stojącym w rogu pokoju lustrze. Uśmiechnęłam się do swojego odbicia.

„Popatrz, Lauren, w końcu wyglądasz, jak człowiek" – pomyślałam, schodząc na dół do kuchni.

Ledwie odnalazłam wzrokiem Noah, rzuciłam się mu na szyję, popłakując w rękaw jego koszuli. Nie byłam w stanie w żaden sposób wyrazić swojej wdzięczności słowami.

– Dzię-kuję – wyjąkałam, połykając łzy. – Nawet nie wiesz, jaka jestem szczęśliwa.

– To nic takiego – odpowiedział Noah, przez moment głaszcząc mnie po włosach. Po chwili mnie puścił. – Prześlicznie wyglądasz.

– Wydałeś na mnie tyle pieniędzy, a nawet mnie nie znasz... To naprawdę miłe.

– Moja droga, mam kasy jak lodu, a nie mam na co jej wydawać! – roześmiał się mężczyzna. – Wręcz cieszę się, że mogłem się z tobą w ten sposób podzielić. Nie drążmy tematu. Chodź coś zjeść.

W milczeniu zjedliśmy obiad. Przerywało nam jedynie szczekanie bawiących się ze sobą psiaków.

Po skończeniu obiadu poszłam usiąść sobie przed kominkiem. Noah dosiadł się obok mnie.

– Lauren – zaczął – nie chciałbym, żebyś odchodziła. Źle bym się czuł, wiedząc, że gdzieś w okolicy jesteś ty, nie mając pojęcia, co się z tobą dzieje, nawet, tak naprawdę, nie wiedząc, czy w ogóle żyjesz. Jeżeli już zdecydowałem się ci pomóc, to nie chciałbym z tego zrezygnować. Więc, proszę... Zostaniesz tutaj? – zapytał, spoglądając na mnie swoimi dużymi, ciemnymi oczami.

– Noah, ja... Nie wiem. Nie chcę nadużywać twojej dobroci. Już tyle dla mnie zrobiłeś. Nie wiem, czy chcę być dla ciebie takim problemem – stwierdziłam.

Z jednej strony chciałam krzyczeć: „Tak, oczywiście, chcę tutaj zostać", ale z drugiej... Na pewno byłabym dla niego problemem. Zawsze są to w końcu jakieś dodatkowe koszta.

– Nigdy nie powiedziałbym, że jesteś problemem! – zaprzeczył. – Wolałbym po prostu wiedzieć, że wszystko z tobą w porządku. Proszę, zgódź się. Nie zrobię ci nic złego.

Z jakichś przyczyn musiało mu zależeć. Dziwnie się z tym poczułam, bo przecież wcale się nie znaliśmy.

Zaczęłam obserwować bawiącego się z innymi psiakami mojego Dotty'ego. Było mu tutaj dobrze. Mnie właściwie też...

– Dobrze. Zostanę – powiedziałam, uśmiechając się do mężczyzny. Odwzajemnił mój uśmiech. Widziałam, że się ucieszył. Nie miałam pojęcia, że będę w stanie kogoś ucieszyć.

Przeszliśmy się po domu. Był ogromny, chociaż kilka pokoi było pustych.

– Zostały puste z myślą o tym, że może kiedyś zamieszkają w nim dzieci – wyznał. – Uwielbiam je i miałem nadzieję, że kiedyś założę rodzinę. Jak widać, póki co, nie udało się to – spochmurniał.

– Przecież jesteś jeszcze młody. Na pewno ci się uda.

– Czy ja wiem, czy taki młody... W tym roku skończę dwadzieścia siedem lat.

W sumie byłam w pewnym szoku. Miał delikatne, chłopięce rysy i młodzieńczy wdzięk. Wyglądał może maksymalnie na jakieś dwadzieścia dwa, dwadzieścia trzy lata.

– W życiu bym ci tyle nie dała – stwierdziłam zgodnie z prawdą.

– Nie ty jedna. Wiesz co – zaczął Noah, zmieniając temat – ten pokój może być twój – pomyślał, wchodząc do dużego pokoju o białych ścianach, z podłogą wyłożoną ciemnymi panelami. – Co ty na to?

Zatkało mnie. Własny pokój? Boże, nawet nie śmiałam o tym marzyć!

Nie odpowiedziałam mu, ale chyba wyczytał odpowiedź z mojego wyrazu twarzy, bo tylko się uśmiechnął i poszliśmy dalej. Byłam naprawdę zachwycona tym miejscem.

Przypomniałam sobie, że równie dobrze mogłam być już na zewnątrz, kryjąc się we wnętrzu jakiegoś sklepu, byle by choć trochę się ogrzać. Obrzucana pogardliwymi spojrzeniami ludzi. Wyzywana przez matki, mówiące swoim dzieciom „ucz się, bo inaczej skończysz jak ona". Nie znały prawdy. Przecież ja chciałam się uczyć. Tylko nie miałam ku temu możliwości.

*****

Wieczorem oboje zajęliśmy się sobą. Noah siedział przy fortepianie, grając piękną, spokojną melodię, a ja przeglądałam książki. Było widać, że o nie dbał, wyglądały, jakby nigdy nie były czytane, ich stan zużycia można było poznać jedynie po lekkim zagięciu grzbietu, dzięki któremu książka nie zamykała się podczas czytania. Pachniały jak nowe.

Kiedyś uwielbiałam czytać. Nienawidziłam przebywać w domu, więc godzinami siedziałam w bibliotece, czytając książki czy uzupełniając wiadomości z lekcji. Ostatnie cztery lata bywałam tam znacznie rzadziej - wiedziałam, że moja obecność nie działa zbyt dobrze na innych, chodziłam tylko wtedy, kiedy jakaś dobra duszyczka pozwoliła mi na kąpiel i byłam w miarę ogarnięta. To samo zresztą tyczyło się zajęć - do samego końca pojawiałam się na zajęciach bardzo rzadko, co moi rodzice tłumaczyli rzekomo moim słabym zdrowiem. Już wtedy nie mieliśmy żadnego kontaktu.

Sięgnięcie po książkę po tak długim czasie było dla mnie niesamowitym uczuciem. Czytałam kompletnie nieznaną mi lekturę, dusząc w sobie łzy, żeby - nie daj Boże - nie zmoczyć kartek. Cieszyłam się jak dziecko.

Noah chyba zauważył moje wzruszenie, bo odszedł od fortepianu, uśmiechnął się do mnie, po czym usiadł obok mnie i delikatnie mnie przytulił.

– Lubisz czytać, prawda?

Przytaknęłam.

– Tak. Bardzo. Przez tyle czasu nie miałam możliwości przeczytania choćby najcieńszej broszurki... – jęknęłam przez łzy.

Noah cmoknął mnie w policzek. Poczułam się nieco dziwnie i dyskretnie się od niego odsunęłam.

– Zdradzę ci, że też uwielbiam czytać. Wszystko, co mi wpadnie w ręce, dlatego właśnie jest tu tyle książek. A jeszcze więcej jest w biblioteczce. Ale w porządku. Czytaj sobie. Nie będę ci przeszkadzał.

*****

Noah

Nigdy nie widziałem, żeby ktoś tak cieszył się podczas czytania książki, jak ona. Właściwie wcale się jej nie dziwiłem. Cztery lata pozbawiona była absolutnie wszystkiego. A widać było, że to lubi.

Wyszedłem z salonu, chcąc dać jej chwilę dla siebie. Pokierowałem się do sypialni, gdzie leżały schludnie ułożone jej ubrania. Przed oczyma nadal miałem ją, szczęśliwą, że może wybrać własne rzeczy. Mnie zresztą też sprawiało radość, gdy widziałem ją, wychodzącą z przymierzalni i z uśmiechem prezentującą nowe ubrania.

Cieszyło mnie to, że mogłem pomóc tej dziewczynie. Była tak młoda, całe życie miała przed sobą... Nie mogła go tak zmarnować.

Do tego była piękna. Oszałamiająco piękna. Gdy zobaczyłem ją dzisiaj, w końcu w nowych, pasujących ubraniach, schludnie uczesaną, spostrzegłem zupełnie inną istotę, niż wczorajszego wieczoru, a już wtedy, mimo wszystko, wyglądała na bardzo ładną. Aż serce zaczęło mi bić mocniej.

Rozważania przerwała mi wiadomość od Jenny.

Nee, tak sobie pomyślałam... Może bym wpadła jutro i trochę pozatruwała Ci życie przez jakieś dwa-trzy dni? O ile nie masz nic przeciwko, oczywiście.

Cholera. Brakowało mi jej, to fakt. Tylko, jak zareagowałaby na to Lauren? Może lepiej dla niej byłoby, gdyby na razie się tu zadomowiła? Tylko, kurczę, jak to powiedzieć Jen?

Zresztą. Kto jak kto, ale Jenna mogła o tym wiedzieć.

Kurczę, Jenny, bardzo chciałbym się z Tobą zobaczyć, ale raczej nie będzie to możliwe w najbliższym czasie. A teraz przygotuj się na breaking news:

Wczoraj wieczorem do drzwi zadzwoniła dziewczyna. Bezdomna dziewczyna. Chciała przenocować, więc się zgodziłem... Ale nie mam serca jej zostawić na pastwę losu, zwłaszcza, że sama wiesz, jak teraz jest na zewnątrz, dlatego poprosiłem ją, żeby została. Póki co sprawia wrażenie, że się mnie boi, więc lepiej, żeby się przyzwyczaiła. Nie chcę, żeby odeszła.

Wtf? Noah, czy Ty robisz sobie ze mnie żarty?

Nie, Jenny, nie robię sobie z Ciebie żartów. W moim domu jest dziewczyna, której chcę pomóc. Póki co nie wiem o niej zbyt wiele. Tylko tyle, że ma na imię Lauren Natalie. I uwielbia czytać książki.

Nie mogę w to uwierzyć, ale chyba nie mam wyboru. Btw, przepiękne imię.

Ona cała jest przepiękna. Tylko mówię. Sprawia wrażenie, że się mnie boi.

Nie odczytałem, co Jenny odpisała, bo weszła Lauren Natalie. Oczy miała zaczerwienione, a twarz mokrą od łez. Wzięła ze stolika chusteczki i przetarła nimi twarz.

– Widzę, że książka się podobała? – uśmiechnąłem się.

– Nawet nie wiesz, jak bardzo – dziewczyna odwzajemniła mój uśmiech i usiadła na łóżku, ale w bezpiecznej odległości ode mnie. Niby nie odtrącała mnie, gdy byłem blisko, ale większość czasu trzymała pewien dystans. – Widzisz... Kiedyś więcej czasu spędzałam w bibliotece, niż w domu. Chodziłam tam zaraz po szkole i wracałam dopiero wieczorem. Nie lubiłam przebywać w domu.

Przez moment chciałem zapytać, co takiego się stało, ale widząc, że oczy dziewczyny znowu zaczynają się szklić, powstrzymałem się. Chciałem ją mocno przytulić, żeby chociaż tak okazać jej wsparcie, żeby zrozumiała, że nie musi się bać... Ale to też wydało mi się nieodpowiednie.

Ostatecznie tylko delikatnie ująłem jej dłoń.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro