Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

1.19. Poznaj Lily.

Lauren

 Przyśniła mi się mała Lily.

Być może był to efekt moich wczorajszych urodzin, ale nagle w nocy dokładnie przypomniałam sobie jej wygląd i zachowanie. Była tam też jej matka.

Właściwie nie był to sen, a wspomnienie. Przypomniały mi się spędzone z nimi chwile.

Dlatego wstałam z myślą, że tam pójdę. Pamiętałam przecież adres.

Wzięłam szybki prysznic, lekko się umalowałam i związałam włosy. Potem wróciłam do sypialni, żeby się ubrać.

Chcąc zrobić dobre wrażenie, założyłam sukienkę. Nie mogłam się doczekać spotkania z małą Lily...

Noah nie było w domu od rana, dlatego sama musiałam zadbać o swoje śniadanie. Zdecydowałam się wypić tylko kakao, po czym wzięłam na smycz Dotty'ego i wyszłam z domu.

Miałam też przy sobie jakieś pieniądze. Postanowiłam, że wstąpię do galerii i kupię coś dla Lily. Była teraz pięcioletnią dziewczynką, więc doszłam do wniosku, że ładny pluszak i słodycze będą dobrym pomysłem.

Jak pomyślałam, tak zrobiłam. Wybrałam w sklepie z zabawkami pluszowego misia i dorzuciłam do tego mnóstwo słodyczy. Miałam nadzieję, że się ucieszy.

Wraz z Dottym dotarliśmy pod odpowiedni adres. Niepewnie zapukałam do drzwi.

Otworzyła mi mama Lily. Chwilę na mnie patrzyła, jakby próbowała sobie przypomnieć, kim jestem.

– To ja... Lauren – uśmiechnęłam się.

– Lauren! Mój Boże, dziewczyno, jak ty się zmieniłaś!

Kobieta mocno mnie przytuliła, jak kiedyś. Zaprosiła mnie do środka.

– Przyśniłaś mi się ty i Lily – wyznałam. – Doszłam do wniosku, że muszę was odwiedzić. I chcę ci powiedzieć, że twoje życzenie się spełniło. Ostatnie urodziny obchodziłam już jak każdy, w domu. Z osobą, która mnie pokochała.

Kobieta się uśmiechnęła.

– Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że ci się udało wrócić do normalnego życia... Należało ci się, kochana.

Lily zbiegła po schodach. Zatrzymała się, widząc, że jestem z jej mamą, a mój piesek węszy po ich salonie.

– CZEEEEEŚĆ – pisnęła, wbiegając mi w ramiona.

– Witaj, słoneczko – odpowiedziałam. – Tęskniłam za tobą. Mam tutaj nawet coś dla ciebie – dodałam, podając jej torebkę.

Natychmiast wyjęła z niej misia. Była nim naprawdę zachwycona.

– Dzięki – dziewczynka rozchyliła usta w uroczym uśmiechu, po czym mocno przytuliła nowego pluszaka.

– I jak udało ci się znaleźć swój kąt? – zapytała Anna. – Rodzina? Praca?

– Przypadek – wyznałam. – Było mi okropnie zimno, chciałam po prostu przenocować w ciepłym miejscu... I trafiłam na mężczyznę o złotym sercu. Nie pozwalał mi odejść, kupił mi moje własne ubrania, buty... Po niecałym miesiącu nawet miałam własny pokój! Tyle tylko, że z czasem nasza znajomość przerodziła się w przyjaźń, a później w coś znacznie większego... I zostaliśmy parą. Niestety, nie pracuję. Zdaniem Noah mam sobie nie zawracać tym głowy. On jest muzykiem, nagrywa teraz płytę, także i bez żadnego wpływu z mojej strony możemy sobie na wiele pozwolić. Niedawno też pogodziłam się z mamą.

– Tylko się cieszyć. Wiesz, Lauren... Bardzo mi miło, że o nas pamiętałaś. Lily zastanawiała się, gdzie jesteś i czemu już nie widujemy cię w tych samych miejscach...

Spojrzałam na Lily, która przysłuchiwała się naszej rozmowie.

– Cóż, mała. Byłam w bardzo dobrych rękach – stwierdziłam.

– Bałam się, że umarłaś – powiedziała dziewczynka, po czym wgramoliła mi się na kolana.

Mocno ją przytuliłam.

– Jak widzisz, jestem tutaj. Kiedyś, jak twoja mamusia pozwoli, zabiorę cię tam, gdzie mieszkam. A w tajemnicy ci powiem, że mój chłopak bardzo lubi bawić się z takimi dzieciakami, jak ty – roześmiałam się.

– Mamusia jak najbardziej się zgadza – powiedziała kobieta. – Byłabym w stanie powierzyć ci ją w każdej chwili, wiedząc, że nie stanie jej się krzywda.

– Naprawdę? – oczka małej Lily się otworzyły szerzej ze zdumienia. – Czyli mogę nawet teraz?

– Jeżeli tylko Lauren się zgodzi.

Pomyślałam przez moment. Noah wróciłby około piętnastej, może szesnastej, więc wieczorem odwiózłby małą z powrotem. Powiedziałabym mu o niej wcześniej, żeby nie był zdziwiony. Myślę, że zajęlibyśmy jej jakoś czas...

– W porządku – stwierdziłam. – Wezmę cię ze sobą, wrócisz do mamy wieczorem, a mama w tym czasie sobie od ciebie odpocznie. Zadowolona?

Dziewczynka kiwnęła głową i przytuliła swoją mamę, gorąco jej dziękując.

Porozmawiałam z nią jeszcze przez chwilę, po czym Anna spakowała do plecaczka zapasowe rzeczy dla Lily, w razie, gdyby ta się ubrudziła, i wypuściła nas z domu.

Złapałam dziewczynkę za rączkę.

– A daleko mieszkasz? – zapytała.

– Nie, bardzo blisko. Dosłownie ulicę dalej.

– To dlaczego tak długo nie przychodziłaś?

– Wiesz, kochanie... To było dla mnie coś zupełnie nowego. Musiałam się przyzwyczaić do nowego miejsca, chciałam też trochę poznać Noah... Później miałam wypadek i długo musiałam leżeć w łóżku... Dopiero niedawno wszystko wróciło do normy.

Przy okazji wspomnienia o Noah, wyciągnęłam telefon, żeby napisać mu wiadomość.

Piszę Ci to, żebyś nie był zdziwiony. Do wieczora w domu będzie z nami czteroletnia dziewczynka, Lily. Powiem Ci więcej, gdy wrócisz, ale naprawdę, bardzo chciałam wziąć ją do nas. Mam nadzieję, że nie będziesz zły. Buziaki – L.N.

Odpowiedź przyszła niemal natychmiast.

Ja, zły? Na Ciebie? Na pewno nie z tego powodu, że przyszłaś do domu z dzieckiem. Postaram się wyrobić wcześniej, żeby dłużej z Wami pobyć. Kocham Cię – N.

Odpowiedziałam mu trzema serduszkami i znowu złapałam za rękę Lily i upewniłam się, że Dotty nie pobiegł za daleko.

Stanęliśmy przed domem.

– Naprawdę, tu mieszkasz? Woooow – zachwyciła się dziewczynka.

– No naprawdę, naprawdę – przytaknęłam, otwierając drzwi i kierując się na balkon, żeby wypuścić Lilo i Charliego.

– O jejku, masz aż tyle piesków? Ale super!

Lilo i Charlie szybko polubiły małą Lily. W czasie, gdy ona się z nimi bawiła, ja zrobiłam kakao.

Poszukałam na regale jakiegoś zbioru baśni czy bajek. Pamiętałam, że gdzieś był przynajmniej jeden egzemplarz baśni.

– Lauren?

– Mmm?

– A pamiętasz, jak kiedyś mi czytałaś? Zawsze, jak u nas byłaś? – zapytała Lily, przytulając się do mojej nogi, bo wyżej nie sięgała.

– Oczywiście, że pamiętam, kochanie. I teraz szukam książeczki, żeby ci później przeczytać, ale nigdzie jej nie widzę... Zapytam Noah, gdy wróci z pracy. Obiecał mi, że wróci wcześniej.

– A on jest fajny?

– Oczywiście, że tak! Mówiłam ci już, że bardzo lubi bawić z dziećmi, takimi jak ty. Na pewno cię polubi, zobaczysz. Tylko, nie wystrasz się, bo wygląda dosyć groźnie – zaśmiałam się.

– Mamusia mówi, że chłopaki nie lubią dzieci... I dlatego teraz nie mam tatusia.

Nagle posmutniała. No tak. Nigdy nie pytałam właściwie o to, dlaczego mała Lily wychowywała się bez ojca.

Wzięłam ją na kolana.

– Nie jest tak. Są tacy, którzy je bardzo lubią...

A są tacy, jak Graham Traynor, którzy nie tyle ich nie lubią, co nienawidzą do szpiku kości...

–... i jest ich bardzo dużo – dokończyłam. – Mam kolegę, który ma aż czworo dzieci i wszystkie bardzo kocha. Zapewniam cię, kochanie, że tym razem twoja mamusia nie miała racji.

– A czy twój tatuś cię kochał?

Zamilkłam. Byłam bardzo złym przykładem do przytoczenia w tej chwili.

Nie odpowiedziałam jej, licząc na to, że coś pozwoli mi pozostawić to niezauważonym.

I udało się, bo do domu wszedł Noah. Zobaczył mnie i dziecko, siedzących na sofie w salonie.

– Cześć, Laurie – przywitał się, całując mnie na powitanie, bez względu na to, że Lily mierzyła go wzrokiem. Dopiero potem spojrzał na trzymaną przeze mnie dziewczynkę. – A ty, młoda damo, musisz być Lily, prawda?

Lily nieśmiało przytaknęła. Noah pogłaskał ją po policzku.

– Nie bój się. Zapewniam, że jestem całkowicie niegroźny – zaśmiał się.

Lily nieśmiało podała mu rączkę. A on, jakby chcąc ją do siebie przekonać, wziął ją na ręce, co zresztą okazało się trafionym pomysłem, bo zaczęła się śmiać.

– A nie mówiłam? – zapytałam, całując w czółko małą Lily.

Poszłam zrobić trzecie kakao dla Noah. Gdy za moment do mnie dołączył, mała już siedziała na jego barkach. Zanim usiadł przy stole, pomógł jej zejść i posadził obok siebie.

– Kojarzy mi się, że miałeś jeden egzemplarz jakichś baśni – zaczęłam. – Wiesz może, gdzie on teraz jest?

Noah chwilę pomyślał.

– Podejrzewam, że w salonie, na regale. Nie brałem go stamtąd. A jeżeli nie, to prawdopodobnie jakimś cudem przedostał się do twojego pokoju.

– Sprawdzę później. Chciałam poczytać Lily, jak kiedyś.

– Poczekaj moment.

Noah szepnął coś do małej i poszedł z nią nieco dalej, żeby pooglądała sobie bajki. Za chwilę do mnie wrócił.

– Co to w ogóle za dziecko?

– Lily Hamilton – odpowiedziałam. – Ona i jej mama dużo mi pomagały, zanim trafiłam do ciebie. Pomyślałam o nich i... Poszłam tam dzisiaj. I gdy zobaczyłam Lily... Musiałam. Wybacz. Była dla mnie jak młodsza siostrzyczka.

– Laurie, nie przepraszaj mnie za to, że wzięłaś na kilka godzin dziecko. Tym bardziej, że jest dla ciebie bliska. Zresztą. Chętnie się z nią pobawię. I wieczorem mogę ją odwieźć z powrotem, jeżeli nie będziesz miała ochoty iść – ucałował mnie w skroń. – No dobrze. To ty idź poszukać tej książki, a ja się zajmę małą.

Wstałam. Noah, upewniwszy się, że mała nie widzi, stanął przede mną i oparł dłonie o blat stołu tak, że byłam między jego ramionami, po czym mnie pocałował.

Po dłuższej chwili posłał mi uśmiech i poszedł do Lily. Ja w tym czasie poszłam do swojego pokoju.

Istotnie, książka tam była. Leżała na półce, razem z moimi książkami. Stwierdziłam, że ją tam zostawię. I tak wieczorem przyprowadzę tu Lily, a gdy zaśnie, odwieziemy ją do jej mamy.

Wróciłam do salonu. Wyglądało na to, że Noah i Lily się naprawdę polubili. Aż miło mi się patrzyło na to, jak się ze sobą bawili.

Zazdrościłam Noah jego daru do zabawy z dziećmi. Gdyby go tu nie było, mała by się ze mną zanudziła na śmierć.

Gdy podeszłam do nich, Lily pobiegła się przytulić.

– Miałaś rację, Laurie – usłyszałam. Zapewne podchwyciła to zdrobnienie od Noah. – Noah jest super.

– No widzisz, słonko? Mówiłam ci, że twoja mamusia tym razem nie miała racji.

Uśmiechnęłam się do Noah. On odwzajemnił mój uśmiech i przyklęknął przy nas. Lily natychmiast wróciła do niego.

– Fajnie, że pozwoliłeś Lauren z tobą mieszkać – powiedziała, gdy wziął ją na kolana. – Kiedyś powiedziałam mamusi, żeby ona mogła z nami zostać, ale się nie zgodziła. A szkoda, bo wtedy Lauren miałaby dom, nie musielibyśmy jej nosić jedzenia...

Noah patrzył ze zdziwieniem to na mnie, to na nią...

– Twoja mamusia i ty i tak bardzo dużo dla mnie zrobiliście – odpowiedziałam. – Mamusia nie chciała źle. Byłoby wam ciężko, gdybym z wami została, ale i tak bardzo mi pomogliście.

Bez wątpienia była już zmęczona i senna. Wstałam i wyciągnęłam do niej rękę.

– Chodź, kochanie. Poczytam ci coś – zachęciłam.

– Super! – ucieszyła się mała, łapiąc moją dłoń i idąc za mną do mojego dawnego pokoju.

Usiadłam na łóżku. Lily położyła się na moich kolanach i czekała, aż zacznę czytać.

Wybrałam, dosyć klasycznie, Królewnę Śnieżkę. Czytałam jej, tak, jak jeszcze rok temu, głaszcząc ją po włosach.

Gdy już zbliżałam się do końca, usnęła. Dokończyłam jednak czytanie i... No właśnie. Jak teraz wstać, żeby jej nie obudzić?

Ale nie chciałam wstawać. Patrzyłam na śpiącą Lily. Dziecko, które pomogło mi przetrwać. Dziewczynka o wielkim serduszku. Mój mały aniołek.

Usłyszałam, jak do pokoju wchodzi Noah. Usiadł obok mnie i ucałował mnie w skroń.

– Wziąć ją do samochodu? – zapytał.

– Nie – szepnęłam. – Nie zabieraj jej jeszcze.

Chciałam jak najdłużej móc na nią patrzeć. Przez pewien czas była dla mnie jak młodsza siostra.

– Noah?

– Tak?

– A czy... Miałbyś coś przeciwko, gdybym chciała utrzymywać kontakt z nią i z jej mamą? I gdybym przyprowadzała ją tu częściej?

– Kochana moja, oczywiście, że nie – odpowiedział natychmiast Noah. – Tylko mów mi wcześniej. Wolałbym mieć wtedy wolny dzień.

– Byłoby super. Wiesz... Matka wychowuje ją sama. Ja i tak siedzę w domu. Mogłabym ją nieco odciążyć, zabierając Lily choćby na jeden dzień. No dobrze. Możesz ją zabrać.

Noah delikatnie wziął z moich kolan śpiącą dziewczynkę. Ja wzięłam plecaczek z jej rzeczami i wyszliśmy na zewnątrz.

Usiadłam z tyłu, żeby trzymać małą. Jednocześnie instruowałam Noah, jak dojechać.

Wzięłam Lily na ręce i podeszłam do drzwi. Zapukałam i poczekałam, aż Anna mi otworzy.

– Zwracam Lily – uśmiechnęłam się. – Była naprawdę grzeczna.

– Świetnie. Jeżeli możesz, zanieś ją, proszę, do jej pokoju.

Zrobiłam to. Przykryłam ją delikatnie kocykiem i ucałowałam w czoło. Nie chciałam jej zostawiać.

Wróciłam do Anny.

– Wiesz... Tak sobie pomyślałam razem z Noah, że moglibyśmy ją częściej brać do siebie. Ty miałabyś chwilę odpoczynku, mogłabyś się skupić na sobie, a Lily bez wątpienia nie będzie miała nic przeciwko temu, żeby być z nami, już dzisiaj bardzo polubiła Noah... I, będąc szczerą... Dzisiaj odżyły wszystkie moje uczucia w stosunku do niej. Chcę móc spędzać z nią jak najwięcej czasu, jest dla mnie jak młodsza siostrzyczka...

– Ależ oczywiście, Lauren, nie widzę problemu! – ucieszyła się kobieta. – Lily też bardzo cię kocha, naprawdę. Bardzo długo dopytywała, czemu nie przychodzisz, czy coś ci się stało... Daj mi, proszę, swój numer telefonu, ja zaraz podam ci mój. Jak będziesz miała ochotę, śmiało możesz dzwonić, żeby ją wziąć. Nawet na noc. Ufam ci i wiem, że z tobą będzie bezpieczna.

Wymieniłyśmy się numerami telefonu. Na wszelki wypadek podałam też jej numer Noah, w razie, gdybym ja nie odbierała. Przytuliłam ją na pożegnanie i wróciłam do samochodu.

– O jejku. Tęskniłam za tym dzieckiem – wyznałam.

– Nie dziwię ci się, jest przekochana.

Popatrzyłam na Noah.

– Dla ciebie każde dziecko takie jest – zauważyłam.

– Cóż, masz rację – zgodził się Noah. – Kate dzisiaj się ze mnie śmiała, że przejdzie mi to, jak dorobię się własnego, ale nie sądzę, żeby miała rację.

– Dowiemy się w swoim czasie. Aczkolwiek też sądzę, że jest w błędzie.

– I oby ten czas nadszedł jak najszybciej – mruknął Noah. Podejrzewam, że niekoniecznie chciał, żebym to usłyszała.

– A to już nie wiem, bardziej od ciebie to zależy, niż ode mnie – zachichotałam.

Noah oderwał na moment wzrok od drogi, żeby na mnie spojrzeć.

– Porozmawiajmy o tym na spokojnie, w domu.

Oj, Lauren. Wkopałaś się z tym żartem.

Resztę drogi do domu siedziałam cicho. Wybrałam sobie mało odpowiedni temat do żartu.

Rozumiałam, że zależy mu na posiadaniu maleństwa, z racji, iż zaczynał go gonić wiek, a w dodatku, lubił dzieci. Aaliyah Joseph miała rację, mówiąc, że byłby dobrym tatą, byłam w stanie to uwierzyć. Ale ja? Miałam ledwie dziewiętnaście lat, nie miałam do czynienia z małymi dziećmi. Nie wiedziałam, czy poradziłabym sobie z opieką nad niemowlęciem.

Wchodząc do domu, jak gdyby nigdy nic, poszłam zrobić sobie herbaty. Nie miałam ochoty rozmawiać z nim na temat posiadania dziecka.

Wzięłam swoją herbatkę i weszłam na moment do swojego pokoju, po czytaną wcześniej książkę. Dopiero potem poszłam do sypialni, gdzie teraz sypiałam, wraz z Noah. Położyłam książeczkę i herbatę na biurku.

Noah siedział na łóżku i przeglądał social media. Nawet nie myśląc, weszłam mu na kolana, żeby się poprzytulać. On odłożył telefon i faktycznie mnie mocno przytulił.

– Laurie, wybacz, że tak na ciebie naciskam w tej kwestii – powiedział, całując mnie w czoło. – Wiem, że jesteś jeszcze młodziutka i boisz się tego, co by było, choć jestem pewien, że doskonale byśmy sobie poradzili. Ale, kurczę, mam już prawie trzydzieści lat. Myślę, że to najwyższa pora na dziecko.

– Mogę ci pod tym względem przyznać rację. Ale ja nie mam pojęcia o wychowywaniu dzieci, nie umiem się nimi zajmować... Lily jest jedynym dzieckiem, z jakim miałam kiedykolwiek do czynienia, ale ona jest już duża.

– Każdy musiał się tego w pewnym momencie swojego życia nauczyć – szepnął. – Chyba, że postawisz mi sprawę jasno. Jeżeli nie chcesz w ogóle – okej, przeboleję to.

– Nie! – zaprzeczyłam szybko. – Chcę, jak najbardziej.

– Wobec tego myślę, że nie ma na co czekać.

– Nie – odpowiedziałam. – Daj spokój. Mamy czas.

Noah westchnął, ale mocniej mnie do siebie przytulił. Chyba zauważył, że nic nie osiągnie.

Pocałowałam go prosto w usta. Bez wątpienia niedługo to przemyśli i przyzna mi rację.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro