Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

1.13. Teraz możesz pisać.

Noah

Jak pomyślałem, tak zrobiłem. Następnego dnia około południa zostawiłem Lauren w domu wraz z psiakami, a sam wyszedłem po zamówiony sprzęt. Z racji braku samochodu, nie pozostało mi nic innego niż pójście piechotą. Mogłem wprawdzie zamówić taksówkę, ale stwierdziłem, że jest to bez sensu, do galerii było w końcu bardzo blisko.

Dostałem pudełka zawierające telefon i laptop. Otworzyłem je, chcąc sprawdzić, czy wszystko jest w porządku. Dopiero, gdy się upewniłem, zapłaciłem i wyszedłem.

Postanowiłem wejść do kawiarni, żeby na spokojnie ogarnąć laptop. Wprawdzie uważałem Lauren za bardzo mądrą, ale nie wydawało mi się, żeby lubiła się bawić w informatyka.

Zamówiłem kawę i wyjąłem laptop. Zainstalowałem na nim kilka potrzebnych aplikacji, utworzyłem Lauren konto osobiste... Oczywiście, nie zapomniałem o dobrym edytorze tekstu. Na koniec zmieniłem tapetę na jakąś bardziej dziewczęcą i pokierowałem się tym razem po kartę SIM do telefonu.

Właściwie to telefon powinna mieć już od dawna. W takiej sytuacji jak teraz, mógłbym chociażby zadzwonić i zapytać, czy wszystko w porządku. Zamiast tego musiałem wierzyć, że daje sobie radę sama. Zresztą, raczej nie mogła sobie zrobić krzywdy, leżąc w łóżku i przytulając się do psa. Także raczej byłem spokojny, ale mimo wszystko wolałbym móc się upewnić.

Wychodząc, kupiłem jeszcze jakiś ładny, silikonowy case, żeby telefon się nie zniszczył, a przy okazji ładnie wyglądał. Miałem nadzieję, że się ucieszy.

Gdy wróciłem do domu, przywitało mnie radosne szczekanie mojej uroczej shih-tzu, Lilo. Pogłaskałem ją po jej uroczym, białym pyszczku i pobiegłem na górę do sypialni.

Lauren, jak wcześniej, leżała w łóżku i oglądała jakiś film.

– Wedle życzenia – powiedziałem, kładąc przy niej pudełko z nowym laptopem.

Od razu je otworzyła. Bez wątpienia naprawdę się ucieszyła.

– Dziękuję – uśmiechnęła się. – Aż bym cię za to przytuliła, ale niestety, niespecjalnie mogę – dodała, ale udało jej się wychylić na tyle, że cmoknęła mnie w policzek.

– I coś jeszcze – podałem jej telefon. – Powinnaś to mieć już wcześniej. W sytuacji, gdy jesteśmy w innych miejscach, lepiej bym się czuł, wiedząc, że mogę do ciebie zadzwonić, słysząc twój głos, i mając pewność, że wszystko w porządku.

– O kurczę. Przyda się. Na pewno.

– W sumie to myślę, że powinnaś założyć sobie konta na jakichś mediach społecznościowych. Zawsze to jakieś zajęcie na nudę i przy okazji fajna zabawa.

– Okej. W takim razie pokaż mi, jak to zrobić – odpowiedziała Laurie. – Zobaczymy, czy faktycznie to tak fajne.

Założyłem jej konta na kilku portalach. Wspólnie wybraliśmy jej zdjęcie profilowe spośród tych, które udało mi się jej zrobić. Wytłumaczyłem jej mniej więcej, na czym co polega, ale nie przejawiała jednak szczególnego zainteresowania. Przegrała sobie swój plik z mojego laptopa, od razu go stamtąd usuwając i to bez wątpienia spotkało się z dużo większym entuzjazmem.

– Co to właściwie będzie? – zapytałem, próbując spojrzeć jej przez ramię. Ona jednak zasłoniła tekst.

– Nie powiem ci – stwierdziła. – Dowiesz się w swoim czasie. Poza tym, nie wiemy, czy w trakcie pisania nie zmienię koncepcji – zaśmiała się. – Po prostu nie.

– Okeeej, to ja Ci nie będę przeszkadzać, pisz sobie.

Sam również wziąłem laptop, ale w innym celu. Należało rozpocząć poszukiwania nowego samochodu. Poprzedni niestety zakończył już swój żywot, a szkoda. Miałem go od niedawna. Przez moment nawet zastanawiałem się, czy nie kupić takiego samego, ale skoro miałem okazję wypróbować nowy, to czemu by niby nie skorzystać?

Zawiesiłem wzrok na czarnym Audi w metaliku. Było naprawdę piękne, sprawdziłem wszystkie parametry, odpowiadały mi... Już wiedziałem, że będzie moje. Na pewno, gdy tylko zdejmą mi gips z ręki, wybiorę się do salonu z zamiarem kupienia go.

– Z czego ty się tak cieszysz do tego ekranu? – zapytała Lauren.

– Nic. Znalazłem samochód życia.

– Pokaż mi.

Odwróciłem laptop w jej stronę. Chwilę popatrzyła na zdjęcie.

– I...? - dopytałem.

– Fajny - oceniła dziewczyna – ale bardziej podobał mi się ten, który miałeś teraz.

– Też mi się bardzo podobał, w końcu miałem go krótko, ale skoro mam okazję kupić nowy samochód, to ją wykorzystam.

– Kupuj co chcesz. Byle jeździło – zaśmiała się Lauren i wróciła do swojego poprzedniego zajęcia.

W sumie cieszyłem się, że się czymś zajęła. Bez wątpienia się nie nudziła, a sprawiało jej to przyjemność. Nie wiem też, na ile dobrze pisała – ale biorąc pod uwagę, ile książek czytała, musiała mieć o tym jakieś pojęcie. A pisała jak natchniona, więc liczyłem na to, że gdy przyjdzie odpowiedni moment, napisana przez nią książka zostanie wydana. Na pewno sprawiłoby jej to dużą radość.

Zresztą. Myślę, że dobrym pomysłem byłoby pokazanie się z nią w mediach społecznościowych, na różnych galach... Im ludzie by więcej o niej wiedzieli, tym byłaby większa szansa na to, że mieliby chęć przeczytać jej książkę, choćby nawet nie była jakaś bardzo dobra.

Zamknąłem laptop i położyłem się na łóżku obok mojej Lauren. Ucałowałem ją w skroń. Ona jednak mnie odsunęła, zajęta pisaniem.

– Czuję się tak samo, jak ty, gdy ja byłem zajęty przygotowywaniem piosenek pod nagrania – mruknąłem.

– No i dobrze, cierp teraz – Lauren wzruszyła ramionami, nawet na mnie nie spojrzawszy.

Udałem obrażonego i poszedłem zrobić sobie kawy.

*****

L.N. Harrison – "Bądź silna, Rosie" (fragment)

Moja biedna Rosie – szepcze Jasper, mocniej mnie do siebie tuląc.

Siedzimy razem w parku, patrząc na wodę w jeziorku. Jas przyniósł nawet kocyk, na którym mogliśmy usiąść. Prosi mnie, żebym mu wszystko opowiedziała i przytula mnie.

Lubię się do niego przytulać. Czuję się wtedy naprawdę... bezpiecznie. Wiem, że nie pozwoli mnie dotknąć ani podnieść na mnie głosu w swojej obecności. Dlatego mówię mu wszystko, bo sądzę, że jest jedyną osobą, której mogę w pełni zaufać. Przecież on nikomu tego nie powie.

Rosemary – mówi, a ja wyczuwam, że chce powiedzieć coś ważnego – nie powinnaś pozwalać na to, żeby matka tak cię traktowała. Na miłość boską, jesteś dorosła. Pora się jej sprzeciwić...

To nie takie proste. Jas, ja się jej boję! Przecież ona mnie zabije!

Kryję twarz w dłoniach i zaczynam płakać. Marzę o tym, żeby żyć normalnie. Ale nie umiem zacząć. Nie jestem w stanie przewidzieć, co mama zrobi...

Już, Rosie, wszystko dobrze – uspokaja mnie chłopak, całując mnie w czoło. – Mam pomysł. Nie wracaj dzisiaj do domu. To nie prośba, właściwie to każę ci to zrobić. Moich rodziców nie ma, możesz przenocować u mnie. Wrócisz jutro, a ja pójdę razem z tobą. Pomogę ci, jeżeli będzie taka potrzeba.

Przytulam go z całej siły. Trochę się boję, czy to będzie dobry pomysł, ale ufam mu. Wiem, że mi pomoże, tak, jak powiedział.

Jas... Ale nie mam ze sobą żadnych ubrań.

Nie szkodzi – wzrusza ramionami. – Masz przy sobie pieniądze?

Kręcę głową na znak, że nie.

To właściwie też nie szkodzi. Zaraz pójdziemy do jakiegoś sklepu, żebyś mogła sobie kupić, co najważniejsze.

Patrzę na niego ze zdziwieniem. On naprawdę chce wydać na mnie swoje pieniądze?

Otwieram usta, żeby coś powiedzieć, ale Jasper mnie wyprzedza.

– Nie myśl o tym. Chcę ci tylko pomóc.

Faktycznie, po chwili idziemy do sklepu, gdzie wybieram sobie bieliznę i jakąś koszulkę. Rozważnie dobieram ubrania, żeby nie narazić Jaspera na zbyt duże koszta.

Jas płaci za moje ubrania, za co od razu mu dziękuję. Odpowiada mi uśmiechem. Pięknym uśmiechem.

Jasper bardzo dobrze wygląda, gdy się uśmiecha. W ogóle bardzo dobrze wygląda. Jest wysoki, a jego długie, jasne włosy są lekko falowane i sięgają mu nieco powyżej ramion. Ma w zwyczaju robić przedziałek na boku i zasłaniać włosami jedno oko. A szkoda, bo ma ładne, orzechowe oczy. Niecodzienne połączenie, prawda? Blond włosy i ciemne oczy. Nie znam nikogo, kto by tak miał, prócz niego. Prócz tego ma bardzo przyjemny głos, który mnie niesamowicie uspokaja.

Idziemy w kierunku jego domu. Zupełnie przeciwna droga niż ta, którą wybieram, idąc do siebie.

Bałam się konsekwencji dzisiejszej akcji. Mama była zdolna absolutnie do wszystkiego.

Jasper chyba zauważył, że coś jest nie tak, bo chwyta mnie za rękę.

Nie przejmuj się tak, Rosie. Nie robisz nic złego. Przynajmniej nie dla siebie.

Nic nie odpowiadam. Ściskam tylko mocniej jego dłoń.

Gdy docieramy na miejsce, Jasper prowadzi mnie do swojego pokoju.

Jestem u niego pierwszy raz. Ma duży, przestronny pokój, podzielony jakby na dwie części. Jedna – będąca jego miejscem do spania, nauki... I druga – z pufami, stolikiem, przeznaczona dla znajomych.

Jasper bierze ode mnie plecak i kładzie go gdzieś z boku.

Jeżeli ci to nie przeszkadza, możesz spać ze mną, zwłaszcza, że mam duże łóżko. Ewentualnie mogę ci uszykować miejsce do spania gdzieś indziej...

Nie rób sobie kłopotu, Jas – mówię szybko. – Mogę spać tutaj, z tobą.

Po rozpakowaniu moich rzeczy zamawiamy pizzę i włączamy sobie film. Razem się z niego śmiejemy, rozmawiamy w międzyczasie... W ogóle spędziliśmy świetny czas.

W pewnym momencie Jasper – jakby ze znudzeniem – zaczyna głaskać mnie po włosach.

Odwracam się do niego. Przez chwilę on patrzy na mnie, a ja na niego. Nadal trzyma dłoń w moich włosach.

Rosie, ja... Chcę coś zrobić, ale nie wiem, czy tobie będzie to odpowiadać – mówi, a jego wzrok kieruje się na moje usta.

Zrób to – odpowiadam.

W odpowiedzi chłopak chwyta mnie i podpiera na swoich kolanach. Znów na mnie patrzy swoimi ciemnymi oczyma, po czym nachyla się w moją stronę i mnie całuje. Prosto w usta, choć nigdy wcześniej tego nie robił.

Okazuje się to naprawdę przyjemne. Szybko odpowiadam mu na ten pocałunek, choć istotnie nie umiem się całować, ale staram się zrobić to najlepiej, jak tylko potrafię. Przez długi czas oboje rozkoszujemy się tą chwilą.

Oddalamy się od siebie. Nadal czuję na sobie wzrok Jaspera.

Mówiłem ci już kiedyś, że jesteś piękna, Rosemary? – pyta, a mnie przez moment zatyka.

– Nie – odpowiadam, nieco zdziwiona.

– To mówię ci to teraz. Jesteś piękna.

Nie odpowiadam mu, chociaż jest mi bardzo miło słyszeć to z jego ust.

Nagle słyszę dzwonek swojej komórki. Jasper zerka na ekran.

– Matka. Nie odbieraj – prosi.

Tak właśnie robię. Zamiast tego prostuję się i z całych sił przytulam się do Jaspera. On odwzajemnia uścisk i całuje mnie w czoło.

– Należy ci się ta chwila wolności. Cieszę się, że tu jesteś, Rosie.

Coraz bardziej podobały mi się kolejne rozdziały. Spędzałam nad nimi coraz więcej czasu, czasem wracałam do poprzednich, żeby poprawić drobne błędy. Miałam już dziesięć rozdziałów. Planowałam około dwudziestu czterech.

Starałam się jak najlepiej wykreować postać Rosie. A postać Jaspera wzorowałam na Noah (choć ten nie miał długich falowanych włosów niczym Jasper, ani nie był moim rówieśnikiem) i chyba wychodziło mi to dobrze.

Wiedziałam jedno. Z każdym nowym rozdziałem byłam o krok bliżej od spełnienia marzenia o wydaniu książki.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro