Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 7

a/n; przed nami jeszcze pięć rozdziałów!

***

Jeongin wziął do ust kolejny kawałek ciasta. Od kilku minut siedzieli w kawiarni. Yang zaciągnął tam Hyunjina po tym, jak wyszli ze szkoły i nie słuchał jego pytań o to, gdzie idą. Po prostu zaprowadził go tutaj, posadził na krześle i po dłuższej chwili wrócił do stolika z dwoma kubkami gorącej czekolady (co z tego, że był maj) i dwoma dużymi porcjami szarlotki.

Siedzieli w ciszy, którą przerywało ciche stukanie widelczyka o talerzyk, kiedy młodszy jadł ciasto. Hwang nie tknął swojego; wyglądał, jakby miał zaraz spaść z krzesła. Jego twarz była bledsza, a kąciki ust skierowane w dół. Wyglądał... smutno.

Młodszy westchnął głośno, odkładając widelczyk. Był odrobinę sfrustrowany. Może nawet bardziej, niż odrobinę; nie miał pojęcia, jak powinien się zachować. Jak pocieszyć chłopaka, który cierpiał z powodu nieszczęśliwej miłości, skoro on był w identycznej sytuacji?

Szczerze powiedziawszy, miał ochotę być trochę niemiły. Mogło to brzmieć dziecinnie, ale chyba chciał się w ten sposób jakoś odgryźć — pokazać, że skoro Hyunjin nie dostrzegał jego starań, to teraz nie zasługuje, by mu pomóc. Ale wiedział, że to ograniczyłoby się tylko i wyłącznie do paru sarkastycznych komentarzy, niczego więcej; nie umiał go zranić. Nie chciał go zranić. Mimo wszystko go kochał, prawda?

— Dlaczego nie jesz? — zapytał, a w jego głosie dało się usłyszeć nutę rezygnacji. Czuł się trochę niekomfortowo w tej sytuacji, nie wiedział, co robić.

Hwang podniósł na niego lekko zamglony wzrok. Teraz naprawdę wyglądał, jakby miał zemdleć. Jeongin cudem powstrzymywał się, by nie wstać i nie podejść do niego, żeby go złapać, w razie gdyby naprawdę tak się stało.

— Co ja mam teraz zrobić? — wydukał starszy głosem wypranym z emocji, a jednocześnie pełnym smutku i rozpaczy.

— Najpierw zjedz szarlotkę i wypij czekoladę — powiedział Yang, przysuwając jedzenie w stronę przyjaciela. — To zawsze poprawiało ci humor... — zamilkł i po chwili dodał: — zjedz, porozmawiamy o tym wszystkim później.

Hyunjin przytaknął jak malutkie dziecko i zaczął jeść. Jeongin po prostu siedział i się mu przypatrywał. Nie potrafił oderwać od niego wzroku — od tych wciąż lekko zaczerwienionych oczu, dłuższych włosów będących w nieładzie i nawet od o rozmiar za dużego swetra, przez który ten wysoki chłopak wyglądał na mniejszego.

Gdzieś z tyłu głowy młodszego rozbrzmiała myśl raniąca jego serce.

Dlaczego cierpi, kochając Sooyeon, skoro mógłby być szczęśliwy ze mną?

Przygryzł wargę, przeklinając w duchu swoją głupotę.

Przecież wiedział, że to niemożliwe. Hyunjin kochał Sooyeon. Skoro kochał ją tak bardzo, że dzisiaj nie wytrzymał, to jak miał tak po prostu zrezygnować z tego uczucia? Jakie było prawdopodobieństwo, że podobają mu się też chłopcy? I że spodoba mu się akurat Jeongin?

Małe. Bardzo, bardzo małe.

Chwilę później Hwang oświadczył ze smutnym uśmiechem, że już zjadł i podziękował za ciasto i gorącą czekoladę. Młodszy jedynie przytaknął, po czym zapytał, czy chłopak chce już iść.

— Chyba tak... — szepnął, drapiąc się po karku.

— Odprowadzę cię — oświadczył Jeongin, a po tonie jego głosu można było wyczuć, że nie ma zamiaru znosić sprzeciwu.

Starszy przytaknął i ruszył za nim jak mały chłopiec, którego mama nie chciała kupić mu zabawki. Yang szybko pociągnął go za ramię i po chwili szli obok siebie.

Z początku milczeli. Jeongin nie był pewien, czy to dlatego, że cisza mogła pomóc chłopakowi poukładać sobie wszystko w głowie, czy jednak przez to, że nie wiedział, co powinien powiedzieć. Trudno było mu to stwierdzić; chciał łudzić się, że wie, jak pocieszyć przyjaciela, ale...

— Co mam teraz zrobić? — zapytał Hyunjin.

Młodszy przygryzł wargę.

— Nie wiem, hyung... — westchnął.

— A co ty zrobisz z chłopakiem, który ci się podoba? Wyznasz mu uczucia jak człowiek czy spieprzysz jak ja? — głos chłopaka drżał i wydawało się, że zaraz ponownie się rozpłacze.

— Nie — powiedział, wbijając wzrok w chodnik. — Wiem, że nie czuje tego samego. Po co miałbym mu to mówić, skoro podoba mu się ktoś inny? Lepiej, żebym się odkochał, bo to i tak nie wyjdzie — mruknął, kopiąc kamyk, który znalazł się przed nim. — Mam dwie opcje: albo usychać z miłości do kogoś, z kim nigdy nie będę mógł być lub odpuścić.

— Myślisz, że ja też powinienem odpuścić? Skoro Sooyeon wydaje się być mną mniej zainteresowana? — spytał starszy.

— Jesteś tego pewien? Może powinieneś jej po prostu powiedzieć, może... może ona czuje to samo — mówiąc to, słyszał, jak jego serce pęka na milion kawałeczków, które bardzo boleśnie raniły płuca.

— Może temu chłopakowi podobasz się właśnie ty-

— Nie — Jeongin zatrzymał się gwałtownie. — Podoba mu się dziewczyna — warknął, czując, że zaraz wybuchnie złością. — Skończmy ten temat.

Hyunjin był odrobinę zbity z tropu, ale przytaknął bez słowa i od tej pory się nie odzywał. Bał się, że zrani swoimi słowami przyjaciela, który najwidoczniej był już zbyt zdenerwowany, by odpowiadać na jego pytania.

— Przepraszam — powiedział po kilku minutach młodszy. Westchnął głośno, odwracając wzrok. — Po prostu... to boli. Nie chcę, żebyś przechodził przez to samo, więc... jeśli tego chcesz, spróbuj. Powiedz jej, co czujesz. W najgorszym przypadku cię odrzuci, ale wtedy będziesz mógł powiedzieć sobie, że powinieneś się odkochać.

— Jak mam się w niej odkochać? — westchnął z zamyśleniem Hyunjin. — Mam wrażenie, że nie widzę poza nią świata...

— To idź do okulisty — mruknął Yang, wywracając oczami.

— Już byłem, jestem tylko trochę mniej ślepy od ciebie — oświadczył z powagą starszy, jednak sekundę później parsknął śmiechem, tak samo, jak Jeongin. — Myślisz, że uda mi się odkochać?

Młodszy wzruszył ramionami.

— Nie mam pojęcia. Ale... — zawahał się. — Mogę ci pomóc. Możemy jak za dawnych czasów wracać razem ze szkoły, spędzać ze sobą weekendy i praktycznie cały wolny czas... żeby odsunąć twoje myśli od Sooyeon, znaleźć ci inne zajęcie, nowe hobby, cokolwiek.

Hwang zamyślił się i przez chwilę analizował dokładnie słowa swojego przyjaciela. W międzyczasie młodszy wręcz umierał ze stresu i modlił się w duchu, żeby zniknął, bo miał wrażenie, że zaraz spali się ze wstydu. Po co o tym mówił? Po co, skoro sam nie umie się odkochać? Dlaczego w ogóle o tym pomyślał, przecież...

— Dobrze — powiedział starszy, wyrywając Jeongina z chaosu panującego w jego głowie. — Myślę, że będę potrzebował kogoś, kto przypilnuje, żebym nie myślał o Sooyeon, jeśli mnie odrzuci.

Jeśli.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro