Rozdział 4
Ann POV:
Czwartek 31 sierpnia
- Mamo! Nienawidzę cię za to, że zniszczyłaś mi życie! - wydarłam się na nią - nienawidzę ciebie i was wszystkich!
- Kochanie, dlaczego nie możesz zrozumieć, że Hogwart to nie szkoła dla ciebie? Magiczny świat jest niebezpieczny. Poza tym nawet nie widzę cię na oczy przez pół roku! - tłumaczyła mi się mama.
- Teraz też mnie nie zobaczysz! Możesz już sobie to obiecać! Czy ty w ogóle myślisz czasami o innych?! Masz w dupie moje uczucia i masz w dupie mnie! - wskazałam na nią palcem.
- Słowa, Ann! Myślę o tobie! - wytłumaczyła najgorzej jak tylko mogła
- Nie myślisz o mnie. Nawet już nie musisz, wiesz? - poczułam spływające po policzku łzy - już nie musisz o mnie myśleć. Nie musisz pamiętać, że od dziesiątego roku życia zżyłam się z tą szkołą jak z drugim domem. Nie musisz nawet myśleć, że moja moc dalej została i po ukończeniu 18 lat będę mogła jej używać.
- Kochanie, ja wiem, ale..
- Nie nazywaj mnie tak. Najlepiej w ogóle się do mnie nie odzywaj. Nienawidzę cię - warknęłam i wyszłam z domu. Wyszłam z tamtąd na zawsze. Znajdę sposób, by dostać się do hogwartu. Uda mi się.
Nawet za mną nie wybiegła. Tak o mnie myśli. Pierwsze miejsce, gdzie musiałam iść to mój pokój. Muszę się spakować do jakiejś torby i wziąć moją białą kotkę - Sally. Dobrze, że moje okno wychodzi od strony ogródka, gdzie rosną drzewa. Muszę się tam jakoś wspiąć. Podeszłam do wysokiego drzewa, na którym w młodości uwielbiałam się bawić i wspinać. Było ono dosyć wysokie, ale jakoś dałam radę. Chwila moment, i znalazłam się na podłodze u mnie w pokoju. Nie chciałam, żeby zobaczyła mnie mama, więc najciszej jak mogłam podeszłam do szafy. Wyjęłam z niej przybory szkolne i trochę pieniędzy. Dobrze, że zawsze odkładałam je na czarną godzinę. Ta była chyba najczarniejsza. Wzięłam pergamin i pióro z kałamarzem a następnie naskrobałam na nim pożegnanie i wyjaśnienia:
Przykro mi, że nie chcieliście mnie puścić do szkoły. To chore, że dziecko musi samo myśleć nad swoim życiem, gdy rodzice nie pozwalają mu się uczyć. Prawdopodobnie jestem teraz w Hogwarcie, więc nie musicie mnie szukać. Nie wrócę.
Ann
Zastanowiłam się, czy coś dopisać, ale stwierdziłam, że już wszystko wyjaśniłam. Wzięłam swój kufer i wrzuciłam do niego najpotrzebniejsze rzeczy.
- Chyba wszystko - szepnęłam sama do siebie i usiadłam na łóżku. Zaatakowały mnie wspomnienia. Mój pierwszy list, kiedy i ja i cała moja rodzina się cieszyła, pierwszy dzień w szkole, dzień, w którym urodziła się moja siostra - Rose. Mam tu tyle wspomnień, a teraz muszę je wszystkie opuścić. Kocham ich, ale kocham też moją szkołę i przyjaciół. Jeszcze tu pewnie przyjadę. Będę musiała zamieszkać u Lily albo Dor. Coś wymyślę. Pozbierałam się i wyjrzałam przez okno. Jak zrzucę kufer, to chyba się nie rozbije? Warto spróbować. Zrzuciłam go i zaraz potem sama skoczyłam.
- Sally! - zawołałam kotkę - Sally! Kici Kici! - zza krzaczka wyjrzała jej biała główka, a zaraz potem całe ciało - chodź do mamusi - zawołałam i wzięłam ją na ręce. Zastanowiłam się jeszcze, gdzie mogłabym pójść. Może do Scotta? To mój dobry przyjaciel i na pewno bez zbędnych pytań pozwoli mi u niego przenocować. Tak też zrobiłam. Chwilę potem stałam pod jego domem. Zapukałam dwa razy i przede mną stanął Scott.
- Hej! - zawołałam i go przytuliłam.
- Hej! Ann, co tu cię sprowadza? - spytał wesoło.
- Znasz moich rodziców... Wiesz co teraz wymyślili? - spytałam załamana.
- Co?
- Zabraniają mi jechać do Hogwartu! - burknęłam i poczułam spływające po policzku łzy - ja.. ja uciekłam - wyszlochałam wtulając się w niego.
- I pewnie chcesz u mnie przenocować? - spytał ściskając mnie mocniej.
- Jeśli nie chcesz, nie muszę ci sprawiać problemów, ja.. - zaczęłam.
- Spokojnie, nie sprawisz mi żadnych problemów. Wejdźmy do środka - otworzył szerzej drzwi i wypuścił mnie z objęc. Usiedliśmy na jakiejś kanapie. Scott zrobił mi herbatę i przyniósł kocyk.
- Dziękuję - powiedziałam szczerze - gdyby nie ty...
- Cii - uciszył mnie spokojnie - wiem jak to jest, kiedy ci zabraniają posiadać moc - uśmiechnął się porozumiewawczo. Nigdy nie opowiadał mi o swoich rodzicach. W ogóle nawet nie wiem, czy ich miał. Jest ode mnie o rok starszy i w przeciwieństwie do mnie jest w Ravenclaw'ie.
Cały wieczór przeleciał nam na rozmowie, aż w końcu wykończeni poszliśmy spać, by następnego ranka móc spokojnie pojechać do Hogwartu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro