Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 26

- Co jej jest?

- Nie wiem, stała i nagle się położyła.

- Idioto, ona zemdlała, sprawdź czy żyje!

Odzyskiwanie przytomności jest za każdym razem nieprzyjemne. W jednej chwili spokojnie egzystujesz, a w następnej budzisz się, leżąc na podłodze, będąc obiektem obserwacji. Nie miałam pojęcia jak długo tak leżałam, ale byłam pewna, że nie chciałam tego robić ani chwili dłużej.

- Zróbcie mi miejsce, rozejść się! - usłyszałam. Nieznany mi mężczyzna podszedł do mnie i przykucnął obok - uderzyłaś się w coś? Możesz wstać?

- Nie wiem, chyba mogę - stęknęłam i powoli podniosłam się do pozycji siedzącej. Gdy to zrobiłam, poczułam, jakby potężne młoty waliły mnie w głowę.

- Powoli - ostrzegł mnie nieznajomy, po czym pomógł mi wstać - jak się nazywasz?

- Lily, Lily Evans - przedstawiłam się

- To Evans?! Za nią Potter tak się ugania? Myślałem, że wygląda inaczej... - usłyszałam, jak ludzie mnie obgadują. Nie należało to do najmilszych doświadczeń. Spojrzałam na nich morderczym wzrokiem, dając do zrozumienia, żeby sobie poszli. Grupka nastolatków rozeszła się w śmiechu. Nie rozumiałam tylko, co było dla nich takie zabawne. W głowie mi dudniło i czułam się słabo, nie miałam najmniejszej ochoty być w centrum uwagi ani chwili dłużej.

Chcąc uniknąć ciekawskich spojrzeń, uprzednio dziękując nieznajomemu za pomoc, skierowałam się do toalety. Miałam świadomość, że prawie cały mecz mnie ominie, ale na tamten moment to było najmniejsze z moich zmartwień.

W każdej łazience jest lustro, ale w tej, do której weszłam było ono wyjątkowo duże. Mimo tego miałam problem z rozpoznaniem osoby, która patrzyła mi wtedy prosto w oczy.

To nie byłam ja.

Powoli zbliżyłam dłonie do "mojej" posiniaczonej twarzy. Skórę pokrywała warstwa, jeśli tak to mogę nazwać, pryszczy, a brwi były ze sobą złączone i wyglądały, jakby nigdy nie widziały depilacji. To i tak nie było najdziwniejsze; moje owłosienie stało się o wiele gęstsze, miałam brodę. Tak, długą, obrzydliwą, rudą brodę! Byłam pewna, że to sprawka zakładu z Potterem, co mnie w ogóle podkusiło, aby się na to godzić?

Prawda była taka, że moja duma nie pozwalała mi się poddać, ale nie chciałam wtedy tego przyznać samej sobie.

Spanikowałam, nie wiedziałam co robić. Pierwszy raz od bardzo dawna nie wiedziałam, co się dzieje. Nie miałam logicznego wyjaśnienia tej sytuacji. Wydawało mi się, że przestudiowałam całą księgę zaklęć i psikusów, ale najwidoczniej żyłam w błędzie.

Co ludzie robią w kryzysowej sytuacji? Panikują, albo biorą się w garść.
Co robi Lily Evans w kryzysowej sytuacji?
Dzwoni do przyjaciółek.

Wyciągnęłam różdżkę i wyszeptałam zaklęcie komunikacji, nie musiałam długo czekać. Na końcówce mojej różdżki pojawiła się twarz Dorcas, a zaraz obok niej Ann. Dziewczyny spoglądały na mnie, jakbym zabiła im ulubionego zwierzaka, albo ukradła ostatniego chipsa o smaku zielonej cebulki.

- Nie patrzcie się tak na mnie, pomóżcie mi lepiej, bo nie mam pojęcia co robić! - przerwałam ciszę, troszkę za bardzo podnosząc przy tym głos.

- Lily, o Boże, to ty - głos Ann zadrżał lekko.

- Tak, a kto inny mógłby do was dzwonić? Nie macie innych przyjaciółek - zauważyłam i usiadłam na podłodze.

- Nie dotrzymałaś obietnicy? - spytała Dorcas, powstrzymując się od śmiechu - Lily, mówiłam, że to nie są żarty!

- Jakiej obietnicy? - Ann wyglądała na mocno zdziwioną.

- Już więcej nie gram w nic z tym goblinem! - warknęłam - Przegrałam zakład z Potterem i teraz muszę spełnić jego trzy zachcianki. Jedną z nich było to, że muszę się do niego odzywać. Nie rozumiem dlaczego wyglądam jak potwór, bo przecież tego dotrzymałam! Poszłam po prostu do łazienki, żeby uniknąć rozmowy z nim - westchnęłam i złapałam się za głowę - Dorcas, powiedz proszę, że da się to naprawić, albo zaraz zwariuję...

- W świecie magii da się zrobić prawie wszystko, Lily - pocieszyła mnie - jednak wszystko ma swoją cenę - zburzyła całą nadzieje, którą dopiero co zbudowała.

- Jak dużą? - spytałam, nie będąc pewna, czy chcę znać odpowiedź.

- Przeprosiny - powiedziała, ale po zobaczeniu mojej miny zrozumiała, że potrzebuję wyjaśnień - musisz go przeprosić, ale szczerze. Z emocjami, kobieto, ceną tego będzie tylko twoja duma, nic więcej.

- Tylko to? Nic więcej?

- Właśnie to powiedziałam! - wyglądała na szczęśliwą i dumną ze swojej wiedzy.

- Coraz bardziej żałuję, że mnie tam z wami nie ma. Evans przepraszająca Rogacza! Nie wytrzymam - Ann wybuchła śmiechem, brzmiącym jakby ktoś wycierał ścierką szybę. Miała swoje powody, nigdy nie przeprosiłam Pottera, nawet, gdy zrobiłam coś złego.

- Ja też - przyznałam - dziękuje za wsparcie emocjonalne, dziewczyny - zmierzyłam je zdenerwowanym wzrokiem - muszę kończyć - zerwałam połączenie, nie czekając na odpowiedź.

Po chwili dotarły do mnie wszystkie myśli i emocje, które wstrzymywałam. Czyżby Evans, wzorowa pani prefekt, nie potrafiła schować dumy do kieszeni choćby na chwilę? Obawiałam się, że nie dam rady, ba! Byłam tego niemal pewna. Jak miałabym to niby zrobić?
"Cześć, Potter, wybacz, że nie chciałam z tobą rozmawiać", "James, przepraszam, że poszłam wtedy do łazienki"
Przecież to nawet w myślach brzmiało komicznie! Spojrzałam w lustro i skrzywiłam się, widząc swoje odbicie. Może nie jest tak źle? Może nie warto się upokarzać, a zostać w takim wydaniu?
Nie. Odpowiedź była jasna - muszę to zrobić. Przecież to nic takiego, prawda?

·˚ ༘ ✎ . . . [🌾]

- Czy ja dobrze usłyszałem?

- Potter, nie myśl sobie, że to powtórzę - warknęłam na niego. Już bardziej nie da się upokorzyć.

- Evans mnie przeprasza? Który dzisiaj jest? Dobrze się czujesz? - spytał, udając, że się przejmuje - pomijając twój wygląd, wszystko w porządku?

- Nie, do cholery; wyglądam jak potwór, wszystko mnie boli, a do tego jestem zmuszona do przepraszania CIEBIE. Nic nie jest w porządku! - powiedziałam na jednym wdechu, podnosząc głos.

- Gdybyś nie próbowała przechytrzyć starych czarów, nic z tego nie miałoby w tej chwili miejsca. Przyznaj, że to twoja wina, Evans - chytry uśmieszek wciąż nie schodził mu z twarzy.

- Po co? Czy to naprawi cokolwiek? - naburmuszyłam się - lepiej przyjmij te przeprosiny, cokolwiek, nie wiem, jak to działa - wskazałam na niego palcem.

- Musisz być szczera w tym, co mówisz. "Sorry Potter" nie brzmiało ani trochę szczerze, postaraj się bardziej - upomniał mnie, hańbiąc moimi przeprosinami.

- Aj, wypchaj się! Nie potrafię!

- W takim razie będziesz tak wyglądać do końca życia, miłego dnia - zakpił sobie ze mnie i odwrócił się na pięcie. Widziałam jak powoli się ode mnie oddala, gdy nagle spanikowałam.

- Stój! James, czekaj! - podbiegłam do niego i zatrzymałam go w miejscu - nie wiem, jak to zrobić, ale spróbuję. Żałuję, że się na to zgodziłam, ale teraz to moja wina, więc muszę ponieść za to konsekwencje. Przepraszam, że nie myślałam i że cię zlekceważyłam. Żałuję, nie tylko dlatego, że wyglądam jak potwór. Nigdy nie myślałam o tobie jako o osobie, która odczuwa emocje, co było okropne z mojej strony. Bałam się, że gdy zacznę tak myśleć, będę się źle czuć, ponieważ tak źle cię traktowałam. To wszystko sprawiło, że mogłeś czuć się jak śmieć, gdy stawiałam cię w tym świetle. Mam nadzieję, że nigdy nie wziąłeś sobie moich słów do serca. Wiesz, że to wszystko nie było prawdą? Wcale cię nie nienawidzę. Myślę, że kiedyś trzeba dorosnąć. Obrażałam cię głównie z przyzwyczajenia, a gdy ciągnie się coś tak długo, ciężko jest z tym skończyć. Mi było ciężko. Przepraszam, jest mi strasznie głupio. Szczerze mówiąc, podziwiam cię, że po takim czasie nadal chcesz ze mną rozmawiać - trochę za bardzo się rozgadałam, co nie uszło jego uwadze. Z każdym kolejnym słowem jego oczy powiększały się coraz bardziej. Sama się zdziwiłam, że powiedziałam aż tyle. Trzymałam to w sobie za długo, za bardzo się wstrzymywałam i w końcu zawory puściły.

- Nawet nie wiem, co powiedzieć - przyznał, poprawiając okulary - przeprosiny przyjęte.

Kliknięcie, szum, a później wybuch. Budzę się na podłodze. Znowu. Tym razem wiedziałam dlaczego, a wokół mnie nie stało stado gapiów. Tylko jedna osoba spoglądała na mnie z troską w oczach. Ta sama osoba podała mi dłoń i pomogła wstać. Byłam już pewna, że jestem już sobą; czułam to w kościach.

- Podobasz mi się w każdej wersji, ale ta jest moją ulubioną - szepnął Potter i posadził mnie na krzesełku. Zdążyłam już zapomnieć, gdzie jestem. Mecz Quidditcha wydawał się wtedy być odległym wspomnieniem, a jedyne, co się dla mnie liczyło, było spojrzenie orzechowych oczu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro