Rozdział 24
Lily POV:
- Już nie mogę się doczekać jutra - stałam wpatrzona w miejsce, gdzie przed chwilą był, rozmyślając nad jego słowami i nad tym, że "muszę" dotrzymać obietnicy, jaką nieświadomie mu dałam.
To wszystko nie miało sensu - małe dzieci grają w te gry i jestem pewna, że często mówią wiele rzeczy nieświadomie. Takie coś nie powinno mieć miejsca.
Martwiła mnie też myśl o konsekwencjach niedotrzymania obietnicy. Co takiego mogłoby mi się stać? Śmierdziała bym przez tydzień zepsutym mięsem? A może miałabym jakiś malunek na czole?
Te kary nie mogą być przecież bardzo poważne - w końcu najczęstszymi graczami tutaj są dzieci.
Jednak najbardziej martwił mnie Potter, a raczej jego ostatnie zdanie. "Nie mogę się doczekać jutra", serio? Próbuje mnie zastraszyć, kretyn. Jednak muszę przyznać - udało mu się.
Spojrzałam na Dorcas, z jej twarzy nie dało się wyczytać żadnych emocji. Stała oparta o ścianę, wpatrując się we mnie tajemniczym wzrokiem. Miała na sobie szarą, luźną spódniczkę i białą bluzkę. Wyglądała naprawdę ładnie, z długimi, ciemnymi włosami, które spływały po jej plecach błyszczącymi falami. Za każdym razem jak na nią patrzę miewam kompleksy.
- Nie martw się, jakoś to przeżyjemy - uśmiechnęła się pogodnie i podeszła do mnie - niech on sobie nie myśli - dodała przyjacielsko poklepując mnie po ramieniu.
- Tak, wiem, tylko się zdziwiłam, że muszę aż tak uważać na słowa - powiedziałam, marszcząc brwi.
- W tym świecie to bardzo istotne, a w salonach gier to już w ogóle.
- Te kary nie mogą być aż tak złe, prawda? - spytałam z nadzieją w głosie - naprawdę nie chciałabym spełniać żadnej z jego zachcianek.
- Obawiam się, że są złe. Kary są zależne od wieku, więc im jesteś starsza, tym lepiej, abyś jednak dotrzymała tej obietnicy - posłała mi przyjacielski uśmiech.
- Dzięki za pocieszenie - burknęłam - wyjdźmy już stąd lepiej, nie mogę patrzeć na to miejsce - dodałam, na co obie się zgodziłyśmy i opuściłyśmy
salon gier. Na zewnątrz uderzyło w nas chłodne powietrze. Nie potrafiłam przestać myśleć o Potterze, a raczej o tym, co siedzi mu w głowie. Znając tego dzbana będzie chciał żebym go pocałowała, albo coś w tym stylu. To byłoby bardzo przewidywalne, jednak mam nadzieję, że chociaż to mi odpuści. Bałabym się tego bardzo - albo raczej tego, co stałoby się potem. Nie ufam sobie na tyle, aby na to pozwolić. Ostatnio zbyt często zdarzają nam się te "pocałunki". Bardzo mi się to nie podobało, obiecałam sobie kiedyś, że nigdy z nim nie będę... że nigdy go nie dotknę, a tymczasem co się dzieje? No właśnie. Jednak wciąż była mała szansa, że będzie chciał, abym zrobiła coś innego. W sumie sama nie wiem, czy wolałabym, aby to było coś innego...
- Więc chciałabyś? Bardzo mi na tym zależy, proszę, powiedz, że się zgadzasz - moje rozmyślania przerwała mi Dorcas uczepiona do mojego ramienia. Spojrzałam na nią zbita z tropu.
- Możesz powtórzyć? Zamyśliłam się - spytałam niepewnie. Dziewczyna skarciła mnie spojrzeniem.
- Pojedziesz do mnie na święta? - poprosiła - proszę, mama mi nie pozwoli zabrać tylko Syriusza, a on nie rusza się nigdzie bez Pottera, a byłoby mi dużo lepiej mieć ciebie i Ann w pobliżu - dodała na jednym wdechu.
- Co? - otworzyłam szerzej oczy - chcesz, żebym DOBROWOLNIE spędziła tydzień w pobliżu Jamesa Pottera?
- Proszę? - zrobiła wielkie oczy.
- Wiesz, że to na mnie nie działa? - założyłam ręce na piersi.
- Lily, błagam cię, zrób to dla mnie! Ile jeszcze będziesz się z nim kłócić? Co on ci tak w ogóle zrobił?
- Oddycha - warknęłam - pojadę, ale pod warunkiem, że oni śpią w pokoju pod łazienką - powiedziałam, będąc dumna ze swojego pomysłu.
- Lily, oszalałaś? Wiesz, że tam straszy!
- Wiem - uśmiechnęłam się jeszcze szerzej - przecież wiesz, że Black i tak się do ciebie wymknie w środku nocy na sama wiesz co, mi chodzi głównie o cierpienie Pottera. - uśmiechnęłam się, tłumiąc wybuch śmiechu, gdy wyobraziłam sobie wyraz twarzy Pottera po spotkaniu ducha Marry.
- Jak się zesra w gacie to twoja wina! - zaśmiała się - ale dziękuję, że jedziesz! To naprawdę wiele dla mnie znaczy.
- Tak, Syriusz Black w twoim łóżku musi bardzo dużo znaczyć - zaśmiałam się, za co dostałam kuksańca w bok. Resztę drogi spędziliśmy śmiejąc się z byle czego i rozmawiając o tym, co będziemy robić za dwa tygodnie.
***
Hej!
Rozdział trochę krótki, ale tak jakoś postanowiłam nie pisać już tych długich tasiemców.
Przepraszam za skoki w czasie, ale chce zrobić te święta tak bardzo, że musiałam. Mam nadzieję, że mi wybaczycie i oczywiście jak będą błędy to nie wahajcie się napisać, bo wiem, że czasami piszę takie głupoty, że aż głowa boli.
Dziękuję za uwagę i wesołych świąt!💕
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro