Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 16

Lily POV:

Z długiego snu wyrwał mnie cios w policzek. Otrząsnęłam się i spostrzegłam, że przecież wczoraj wślizgnął mi się do łóżka Potter. To właśnie on mnie obudził bo przez sen przywalił mi z łokcia.

- Potter ty debilu - warknęłam. Jenak dalej leżałam. Za cholerę nie chce mi się wstawać. Nie kontrolując tego wtuliłam się w jego ciepłe ciało chowając głowę w zgłębienie jego szyi. Było mi tak ciepło i przyjemnie. James objął mnie ramieniem, przez co było mi jeszcze cieplej. Mogłabym leżeć tak przez wieczność. Niestety, moja wieczność została przerwana przez osobę, która właśnie weszła do pokoju. Tą osobą był Pan Henderson.

- A co to za ekscesy? - spytał oburzony zdejmując z nas kołdrę. Jęknęłam czując chłód na skórze.

- Dzień Dobry - bąknęłam wstając, a Potter zaraz za mną.

- Weź wyjdź - prychnął rzucając w niego poduszką.

- Tak się składa, że to ty wyjdziesz - odparł - idź do głównej sali. Czekają na ciebie od pół godziny. Zaledwie dwieście metrów stąd. Byłeś tam kiedyś, pamiętasz?

- Niestety - przyznał ubierając się - a po co mam iść?

- Idź, a nie - warknął zniecierpliwiony, na co Potter prychnął i wyszedł. Zostałam sam na sam z Hendersonem.

- Em.. a Pan nie idzie? - spytałam niepewnie.

- Mów mi Robert - uśmiechnął się - jak to się stało, że taką piękną dziewczynę jak ty podrywa tylko Potter?

- Nie wiem - prychnęłam - robi to od czwartego roku.

- Ja bym dał radę w pierwszy dzień - uśmiechnął się, na co zmarszczyłam brwi. Usiadł obok mnie na łóżku patrząc w dekolt. Zakryłam się bluzką - wiesz, jestem dużo lepszy od Pottera.

- Czy ty coś sugerujesz? - spytałam zbita z tropu.

- Nie.. no coś ty - zaśmiał się i wyjął coś z kieszeni. Nawet nie wiem kiedy przygniótł mnie do łóżka przystawiając różdżkę do szyi. Spojrzałam na niego ze strachem w oczach - spróbuj krzyknąć, a użyję na tobie zaklęcia niewybaczalnego - poczułam jak do oczu cisną mi się łzy.

- Czego ty ode mnie chcesz? - sapnęłam przerażona. Ten tylko przywiązał mi ręce i nogi taśmą, by potem rzucić mnie brutalnie na łóżko. Rozpłakałam się. Najzwyczajniej w świecie zmiękłam. On za to robił ze mną co chciał. Wodził rękami po całym moim ciele, rozbierając po kawałku. Płakałam nie mogąc nic zrobić. Wyłam jak rozkapryszone dziecko wołające matkę. Byłam w czymś w rodzaju amoku. Nie potrafiłam myśleć racjonalnie. Gdy poczułam do czego zmierza zaczęłam się wiercić, jednak wtedy poczułam jak dociska do mnie różdżkę. Sparaliżował mnie strach. Przez całe życie miałam wszystko co najlepsze, a tu nagle taka zmiana.

- Spróbuj tylko pisnąć jak zacznę, a nie żyjesz - warknął masując mi piersi i całując w brzuch. Poczułam, jak ściąga mi bieliznę. Jedyne co mnie dzieliło przed tym psychopatą był stanik i majtki, które powoli ze mnie zsuwał. Zaczęłam wyć jeszcze głośniej.

- Wcale nikt na mnie nie cze... - zaczął mówić Potter, gdy nagle całą sceneria się zmieniła. Rzucił się na mojego oprawcę i zaczął walić pięściami. Płakałam jak głupia próbując zniszczyć taśmę, która blokowała moje ruchy. Gdy w końcu mi się to udało ubrałam się jak najszybciej mogłam. Henderson leżał na ziemi bity przez Pottera.

- Starczy! - wrzasnęłam próbując ich rozdzielić. Gdy mi się w końcu udało Henderson wybiegł z pokoju.

- Tchórz - warknął. Wyglądał na rozwścieczonego - nic ci nie jest?

- Nic takiego.. - skłamałam

- Zabiję go. Przysięgam - oświadczył.

- Nie.. James, proszę - szepnęłam - pewnie sama go sprowokowałam..

- Nawet jeśli to i tak nie miał prawa.. - syknął podchodząc do mnie i przytulając mnie - przepraszam.. nie powinienem tam iść.

- To nie twoja wina - odparłam patrząc mu przez bark.

- Owszem, moja. Mogłem nie być taki głupi i zorientować się, że on kłamie.

- Nawet ja myślałam, że mówi prawdę - próbowałam zmyć z niego winę. Bo nie była jego.

- Mimo wszystko - pogłaskał mnie po głowie. Staliśmy tak przez jakiś czas, gdy zadzwonił dzwonek pożarowy - co się dzieje? - spytał

- Pożar - oznajmiłam pakując swoje rzeczy zaklęciem, on zrobił to samo.

- Jak to pożar? - przestraszył się robiąc to samo ze swoimi rzeczami.

- Najwidoczniej jesteśmy w mugolskim hotelu - powiedziałam gdy wychodziliśmy z pokoju i biegliśmy ku wyjściu. Po drodze dopadł nas dym, który nieźle zawrócił mi w głowie. Nie wiem co się stało potem. Zemdlałam.

___

Cały czas coś pikało mi nad uchem. Otworzyłam zirytowana oczy i zorientowałam się gdzie jestem. Mugolski szpital. Czy to jest jakaś wycieczka mugoli? Zaraz, zaraz. Żeby być w szpitalu musiałam się tu jakoś dostać. Momentalnie napadła mnie wizja gdzie biegnę korytarzem i urywa mi się film. Pewnie trafiłam tu gdy zemdlałam.

- Wstała! - usłyszałam czyjś głos nad uchem. To był nie kto inny jak Potter. Spojrzałam na niego, a jedyne co mi się cisnęło na usta to:

- Jak długo tu leżałam?

- Już mieliśmy cię zabierać do uzdrowicieli, którzy chociaż potrafią leczyć, nie to co ci mugole. Cały dzień! Rozumiesz? Calutki. Myślałem, że umrę - poskarżył się. Spojrzałam w sufit. Cały dzień, dwadzieścia cztery godziny ciągłego spania. Brawo, Evans - ale musisz się czegoś dowiedzieć - zaczął, gdy przerwała mu pielęgniarka wchodząca do pomieszczenia.

- Proszę zostawić pacjentkę, potrzebuje czasu żeby dojść do siebie - odparła popędzając go do wyjścia. Potter spojrzał na mnie zatroskany.

- Widzisz jacy oni są - jęknął całując mnie w czoło i wychodząc. Nie ukrywam, zrobiło mi się ciepło na serduszku.

- Kochanieńka, czy to twój chłopiec? - spytała uśmiechając się serdecznie.

- Nie! - zaprzeczyłam stanowczo.

- Bo widzisz, jeśli nie, to radziłabym ci coś robić zanim ktoś sprzątnie ci go sprzed nosa. Wygląda na zakochanego po uszy - doradziła mi i zmierzała ku wyjściu - odpoczywaj - rzuciła na odchodnym. Zamurowało mnie. Nie za bardzo wiedziałam co teraz ze sobą zrobić, więc wstałam powoli z łóżka i zmierzyłam ku drzwiom, które wyglądały na te od toalety. Nie myliłam się. Spojrzałam na odbicie w lustrze. Wyglądałam okropnie! Worki pod oczami, szopa na głowie i przekrwione usta. Wzdrygnęłam się i opłukałam twarz zimną wodą. Naszła mnie myśl, co takiego chciał mi powiedzieć Potter? Wróciłam do łóżka wiercąc się co chwilę. Ile mam tu jeszcze leżeć?! Już mam dość ciągłego spania. Wyspałam się aż za bardzo. Po około pół godziny przyszedł Potter i wypisałam się ze szpitala.

- A więc co takiego chciałeś mi powiedzieć? - spytałam zaciekawiona.

- Tylko nie miej mi nic za złe, proszę - zaczął - trochę się wkurzyłem na Hendersona i doszło do tego czy owego, a on nie wiedział o co chodzi. Rozumiesz, że ktoś wypił eliksir wielosokowy? To nie był on. Wiem na sto procent. Ciężko mi to mówić, ale był to ktoś inny.

- Skąd niby wiesz, czy nie kłamie? - spytałam.

- Po prostu wiem.

- Aha - prychnęłam - więc kto tak bardzo chciał się zamienić w kapitana reprezentacji Anglii? - ponagliłam.

- Właśnie po to tu jestem, żeby go odnaleźć - odparł. Wspaniale. To miała być najlepsza wycieczka na świecie. Tymczasem szukam swojego napastnika.

- Ech - westchnęłam - to dobrze się składa. W końcu muszę nadrobić stracony dzień. Nada się do tego noc - zaplanowałam i spostrzegłam huncwocki uśmieszek na twarzy Pottera - nie w ten sposób, głupku - prychnęłam. Czyli wracamy do normalności?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro